(...)
-Trochę- odparła Autorka odwzajemniając uśmiech.
-To dobrze, a teraz zmywaj się na scenę i załatwiaj ten Halloween- poczochrała dwukolorową po włosach i skierowała się w stronę widowni.
-A ty gdzie?
Gaba ponownie szeroko się uśmiechając, z rozbrajającą szczerością, rzekła:
-Podbierać L'owi słodycze.
Autorkę lekko zamurowało, ale szybko z powrotem założyła maskę opanowania i zgarniając po drodze mikrofon, wyszła na scenę.
<widownia, loża Akasiów>
-Co tak długo... o hej Hidan, gdzie byłeś?- spytał znudzony Deidara przeciągając się w fotelu.
-U Autorki - odparł siwowłosy, wycierając chusteczką resztki krwi z twarzy i siadając na swoim miejscu.
-To ona ci nos rozwaliła?- zaśmiał się Kisame, przerywając na chwilę tasowanie kart.
-No, myślała, że to G.
-A tak w ogóle to czym na to zasłużyłeś?- Itachi włączył się do rozmowy.
-Bo nie zapukałem...
Po tym zdaniu, cała loża zatrzęsła się od śmiechu.
Po kilku minutach gdy wszyscy się uspokoili, głos zabrał Lider:
-Jak bardzo grubą książką dostałeś? I widziałeś może okładkę?
-Grubą jak cholera, a po okładce mogę się domyślać, że to była trylogia Tolkiena...
Tym razem sam Lider zaczął się śmiać, a wszyscy popatrzyli na niego z niemałym zdziwieniem. Gdy przestał widząc ich pytające spojrzenia, odparł:
-Dostała tą książkę ode mnie. Nie myślałem, że dalej ją ma, a jednak ją trzyma i używa w ten sam sposób w jaki ja ją używałem...- przerwał na chwilę i spojrzał po swoich podwładnych- do rzucania w Hidana ^^
I tak oto loża znów zatrzęsła się od śmiechów.
<ogólnie sala>
Znowu słychać piszczenie mikrofonu i dziewczęcy krzyk:
-To nie ja, to nie ja!!!- wykrzyczała z paniką w głosie G.
-Wiem kurde, zamknij się!- odparła jej "uprzejmie" Autorka i dalej grzebiąc przy mikrofonie wyszła na scenę. Wszystkie rozmowy nagle ucichły i zapanowała złowroga cisza.
-Witajcie kochani. Miło mi was tutaj wszystkich gościć, wiem, że przedstawienie na które zostaliście zaproszeni przez Ciela, odbędzie się dopiero w rozdziale 9, ale z przyczyn dla mnie bardzo ważnych zostaliście tu zebrani wcześniej. Tymi bardzo ważnymi sprawami są dwie zbliżające się święta: Halloween i urodziny L <zabrzmiały oklaski, a L schował się za Gabą nie mogąc uwierzyć, że pamiętała>. Jako, że nie posiadam na tyle dużej sali konferencyjnej, żebyście się tam wszyscy zmieścili, zebranie organizacyjne, które uznaję za rozpoczęte, odbędzie się tutaj. Jakieś pomysły?- po tych słowach Autorka podeszła do swojego ukochanego fotela <który pojawił się nie wiadomo skąd razem z jej również kochanym biurkiem z gabinetu> założyła nogę na nogę i usiadła mierząc całą publiczność wzrokiem.
<Po godzinie głośnej debaty>
-Czyli wszystko jasne, tak? To świetnie, przez G będę prosić do mojego gabinetu poszczególne osoby. No to tyle, żegnam- powiedziała co miała powiedzieć i zniknęła <razem z biurkiem i fotelem> w chmurze białego dymu <jak Kakashi ^^>.
<znowu w gabinecie>
Autorka właśnie stuka coś w swoim laptopie, o ile dobrze widzę chyba pisze coś na blogu...
-Te narrator, nie po to cię zatrudniłam, żebyś mi przez ramię zaglądał- zawarczała dwukolorowa.
Wybacz ^^, po tej wypowiedzi dało się słychać miarowe kroki na korytarzu, a następnie pukanie do drzwi.
-Proszę- krzyknęła Autorka, przymykając klapkę komputera.
Do pomieszczenia weszła G, a za nią Gaba z L i Liderem, Cheysy z Sebastianem oraz nasi znajomi Shinigami. G i Gaba usiadły na krawędziach biurka, a reszta na kanapie przed Autorką.
Dwukolorowa już zamierzała otworzyć usta, aby coś powiedzieć, lecz nie pozwolił jej na to Kakashi, który całkowicie nie wiadomo skąd znalazł się na oparciu kanapy.
-Przepraszam za spóźnienie, coś mnie ominęło?- spytał z rozbrajającym uśmiechem.
-Nic się nie stało, dopiero zaczynaliśmy- odpowiedziała Autorka odwzajemniając uśmiech.
-A ja już bym dostała w łeb- mruknęła pod nosem G, lecz dalsze narzekanie przerwało jej mordercze spojrzenie, wiadomo kogo.
-Wracając do sprawy Halloweenu, tak jak postanowiliśmy, impreza odbędzie się w mieszkaniu G.
Będą rozgrywki na konsoli, drążenie dyń-lampionów i noc horrorów. Wszyscy się zgadzają?- skończyła i rozejrzała się po twarzach obecnych.
Po wspólnym wyrażeniu zgody, wszyscy, oprócz Autorki, opuścili to pomieszczenie.
Skończyłem swoją pracę jako narrator, więc głos przekazuję Autorce.
<Witajcie moje kochane, wiem, że byłyście dość zdenerwowane moim złośliwym żartem. Mam nadzieję, że ta notka i dedykacje, które podam na końcu, sprawią, że mi wybaczycie.
Ten one-shot zobrazował plany, moje i G na dzisiejszy Halloween.
Imprezka dość skromna, ale niezwykle przyjemna. <taa, taki wgląd w moje codzienne życie>
Zaraz po szkole, poszłyśmy do mnie po mojego Hidana <laptopa oczywiśćie ^/////^''>
a następnie do domu G. Obejrzałyśmy u mnie na laptopie parę odcinków różnych anime, wymieniłyśmy się posiadanymi filmami, posłuchałyśmy muzyki. Potem zjadłyśmy hamburgery <roboty G ^^>, i zaczęłyśmy naszą "noc horrorów"...
Pomijając fakt, że obejrzałyśmy tylko jeden film ^^ <Paranormal Activity 3, dość fajny i trochę straszny> Później zaczęły się wspomniane rozgrywki na konsoli, grałyśmy w "Naruto Shippuden Ultimate Ninja Storm Generations' 2". Nie wiem jakim cudem zdobyła tą grę, ale dzięki niej wiem, że warto zacząć zbierać na PS3 ^^.
Mimo, że nasz Halloween trwał ledwo cztery godziny, cudownie bawiłam się z przyjaciółką.
A jak wy spędziliście Halloween ^^?>
środa, 31 października 2012
niedziela, 28 października 2012
One Shot- "Halloween 1/2"
<słychać przeraźliwe piszczenie mikrofonu>
-G, cholero jedna miałaś nie ruszać mikrofonu!!!- słychać krzyk niezmiernie wnerwionej Autorki.
-No wiesz, żeby tak bezczelnie zwalać na mnie!- odkrzykuje G.
-A niby kto mógł to zrobić oprócz ciebie?!
-..., może Gaba?
Zapadła chwilowa cisza, po momencie przerwana miarowym stukaniem obcasów Autorki.
-No, w sumie racja mogła to być ona...-zaczęła spokojnie- tyle, że... SIEDZI NA WIDOWNI I NIE MA NAWET NAJMNIEJSZEGO MIKROFONU PRZY SOBIE!!!- wydarła się tak głośno, że widowni włosy stanęły dęba.
-No już, już uspokój się, przepraszam- powiedziała cichutko G.
-No, ok. Nic się nie stało, ale dajcie mi teraz melisy, bo zwariuję...- Autorka zaczęła gadać do siebie, kierując się do swojego gabinetu.
<w gabinecie>
Za biurkiem siedzi nasza Autorka popijając melisę z filiżanki. Ciszę panującą w pomieszczeniu przerywa skrzypienie otwieranych drzwi, a Autorka nie myśląc wiele, bierze z blatu dość grubą książkę i rzuca nią w przybysza z groźnie brzmiących w jej ustach słowami "Puka się!"
-Jak tak możesz, jesteś gorsza od Lidera- mówi gość z trudem tamując krwotok z nosa.
-Wybacz Hidan, myślałam, że to G- odpowiada Autorka przepraszającym tonem, wstając i podchodząc do siwowłosego Jashinisty.
...
<Pewnie teraz wszyscy zastanawiacie się skąd Autorka wytrzasnęła sobie gabinet, skąd wziął się tam Hidan i ogólnie co się tu dzieje? Pozwólcie że wyjaśnię,już prawie mamy Halloween, a że sporo gości przyjechało na przedstawienie, które odbędzie się w najbliższym czasie, Autorka wymyśliła, że zrobią wspólnie imprezę, lecz jak widać u samej góry, straciła całe zaangażowanie poprzez nagły atak furii. Skąd tam wziął się Hidan? Całe Aka przyjechało na przedstawienie, jak i sporo innych ludzi.
Np. Orochimaru z Kabuto, Drużyna 7... ja pierdolę, no i zepsułam niespodziankę <mentalny facepalm>, heh wróćmy do sytuacji...>
Po nastawieniu nosa Hidanowi, Autorka razem z siwowłosym kierują swe kroki w stronę sceny.
Dyskutują po drodze o... rzeczach, które nie powinny was interesować >.<.
Na miejscu, chłopak idzie do swoich, a Autorka wraca za kulisy.
-No jesteś, uspokoiłaś się młoda?- do Autorki podchodzi czarnowłosa dziewczyna uśmiechając się szeroko...
<Ilu z was nie wie kto to, ta dziewczyna? Widzę, że sporo. Podejdź tu Gaba.
Gaba to kuzynka Autorki, aktualnie współpracuje z nią nad rozdziałami, znaczy się... Autorka pisze, a Gaba nanosi poprawki i ogólnie robi korektę. Czyli w skrócie, pracuje jako Beta.
Jest starsza od Autorki o dwa lata, wyższa o jakieś 15-20 cm, ma czarne włosy <jak już pisałam> i ciemne oczy. Bardzo się lubią z Autorką, często razem rysują, gadają i wygłupiają się. To chyba tyle jeśli chodzi o przedstawienie jej, wróćmy do akcji, bo chyba ten wstęp jest już ciut za długi>
(...)
-G, cholero jedna miałaś nie ruszać mikrofonu!!!- słychać krzyk niezmiernie wnerwionej Autorki.
-No wiesz, żeby tak bezczelnie zwalać na mnie!- odkrzykuje G.
-A niby kto mógł to zrobić oprócz ciebie?!
-..., może Gaba?
Zapadła chwilowa cisza, po momencie przerwana miarowym stukaniem obcasów Autorki.
-No, w sumie racja mogła to być ona...-zaczęła spokojnie- tyle, że... SIEDZI NA WIDOWNI I NIE MA NAWET NAJMNIEJSZEGO MIKROFONU PRZY SOBIE!!!- wydarła się tak głośno, że widowni włosy stanęły dęba.
-No już, już uspokój się, przepraszam- powiedziała cichutko G.
-No, ok. Nic się nie stało, ale dajcie mi teraz melisy, bo zwariuję...- Autorka zaczęła gadać do siebie, kierując się do swojego gabinetu.
<w gabinecie>
Za biurkiem siedzi nasza Autorka popijając melisę z filiżanki. Ciszę panującą w pomieszczeniu przerywa skrzypienie otwieranych drzwi, a Autorka nie myśląc wiele, bierze z blatu dość grubą książkę i rzuca nią w przybysza z groźnie brzmiących w jej ustach słowami "Puka się!"
-Jak tak możesz, jesteś gorsza od Lidera- mówi gość z trudem tamując krwotok z nosa.
-Wybacz Hidan, myślałam, że to G- odpowiada Autorka przepraszającym tonem, wstając i podchodząc do siwowłosego Jashinisty.
...
<Pewnie teraz wszyscy zastanawiacie się skąd Autorka wytrzasnęła sobie gabinet, skąd wziął się tam Hidan i ogólnie co się tu dzieje? Pozwólcie że wyjaśnię,już prawie mamy Halloween, a że sporo gości przyjechało na przedstawienie, które odbędzie się w najbliższym czasie, Autorka wymyśliła, że zrobią wspólnie imprezę, lecz jak widać u samej góry, straciła całe zaangażowanie poprzez nagły atak furii. Skąd tam wziął się Hidan? Całe Aka przyjechało na przedstawienie, jak i sporo innych ludzi.
Np. Orochimaru z Kabuto, Drużyna 7... ja pierdolę, no i zepsułam niespodziankę <mentalny facepalm>, heh wróćmy do sytuacji...>
Po nastawieniu nosa Hidanowi, Autorka razem z siwowłosym kierują swe kroki w stronę sceny.
Dyskutują po drodze o... rzeczach, które nie powinny was interesować >.<.
Na miejscu, chłopak idzie do swoich, a Autorka wraca za kulisy.
-No jesteś, uspokoiłaś się młoda?- do Autorki podchodzi czarnowłosa dziewczyna uśmiechając się szeroko...
<Ilu z was nie wie kto to, ta dziewczyna? Widzę, że sporo. Podejdź tu Gaba.
Gaba to kuzynka Autorki, aktualnie współpracuje z nią nad rozdziałami, znaczy się... Autorka pisze, a Gaba nanosi poprawki i ogólnie robi korektę. Czyli w skrócie, pracuje jako Beta.
Jest starsza od Autorki o dwa lata, wyższa o jakieś 15-20 cm, ma czarne włosy <jak już pisałam> i ciemne oczy. Bardzo się lubią z Autorką, często razem rysują, gadają i wygłupiają się. To chyba tyle jeśli chodzi o przedstawienie jej, wróćmy do akcji, bo chyba ten wstęp jest już ciut za długi>
(...)
czwartek, 11 października 2012
Rozdział 8 - Czyli część pierwsza "Aktu Teatralnego"
-Jako obcego za wcześnie ujrzałam!
Jako lubego za późno poznałam!
Dziwnej miłości traf się na mnie iści,
że muszę kochać przedmiot nienawiści...
-Źle, źle, źle i jeszcze raz źle! Musisz włożyć w to więcej serca!- zaczął poprawiać mnie shinigami.
-Staram się jak mogę baranie! - odkrzyknęłam temu czerwonowłosemu idiocie. Że też to on prowadzi tą szopkę...
***
Wprowadzę was, bo pewnie nie jesteście w temacie. W szkole, po zakończeniu omawiania "Romea i Julii", nasza polonistka wpadła na "wyśmienity" pomysł. Mianowicie nasza klasa (taa, wliczając wszystkich mieszkańców pałacu) wystawi tą że sztukę na szkolnym wieczorze teatralnym.
Niezłe bagno, nie?
A teraz przejdźmy do konkretów:
-Ja otrzymałam rolę Julii,
-Grell został reżyserem <jakim cudem?>,
-Raven scenografem,
-Chase rekwizytorem i kostiumografem <hehe ^^>
-Reszta shinigami zajęła się poprawkami sceniarusza, charakteryzacją i projektem zaproszeń,
-Ciel został zobowiązany do organizacji reszty, a także wypisywania i wysyłania zaproszeń.
No to tyle, wróćmy do mojej nieszczęsnej próby...
***
-Spróbujmy teraz scenę balkonową, znasz tekst, prawda?- odezwał się rudzielec, kręcąc się na krześle obrotowym.
-Znam, znam- odpowiedziałam z niechęcią w głosie.
-Dość niechętnie do tego podchodzisz kochana- odparł cmokając z dezaprobatą- zaczynaj- dodał po chwili zachęcając mnie gestem dłoni.
Skrzywiłam się lekko, ale posłusznie wzięłam głęboki oddech i zaczęłam:
-Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo?
Wyrzecz się swego rodu, rzuć tę nazwę...- przerwał mi krzyk Grella.
-Przestań, przestań! Rozumiem, że nie jesteś zadowolona wybraniem na "Julię", ale jedynie ty pasujesz do tej roli!
-Brak mi motywacji- zrezygnowana usiadłam na chłodnych panelach.
To akurat był fakt, moja motywacja wyjechała na dwa tygodnie załatwiać sprawy mojego brata i nie bierze udziału w przygotowaniach do przedstawienia. Tak, macie rację, moja motywacja ma czarne włosy, czerwone oczy, pachnie czarnymi różami i nazywa się Sebastian Michaelis.
-Wiem o kim myślisz Chey-chan, ale on na pewno będzie oglądać twój występ, chyba nie chcesz go zawieść, nie? Ale nie tylko jego, w końcu wielu naszych znajomych i przyjaciół przyjedzie oglądnąć tą sztukę...
I tu Grell ma rację, wielu gości przyjedzie z różnych zakątków świata, czasu i przestrzeni.
To kolejny powód, przez który mam takiego stresa przed jedną z głównych ról.
Na dodatek nie mam zielonego pojęcia kto zagra Romea. Grell mi powiedział, że ta osoba także nie wie kto zagra Julię, i że oboje mamy pozostać w niewiedzy aż do premiery. Dziwne mają pomysły, nie powiem...
Pukanie do drzwi przerwało mój moment zadumy.
-Proszę- zawołałam.
Do pokoju wjechała garderoba na kółkach, a zaraz po niej <na swoich łyżworolkach wjechał Chase, żart ^^> wkroczył Chase.
-Hahaha, no "Julio" twe stroje przyjechały, czas na przymiarki!- zaśmiał się "reżyser".
-To ja się zmywam- mruknął Chase, ale gdy stanął w drzwiach, odwrócił się nagle i ze złośliwym uśmiechem, krzyknął w moja stronę- powodzenia życzę, siostrzyczko!- i się zmył. I to ma być wsparcie >.<.
Czerwonowłosy nie dał mi już dalej dumać i pociągnął mnie w stronę łazienki, coś czuję, że te "przymiarki" zajmą większą część dnia -.-''
// "Jakiś" czas później...//
Po skończonych "przymiarkach", Grell oświadczył mi, że jedzie na próbę do "Romea" i po nakazaniu mi dalszego trenowania gry aktorskiej, zmył się w ślad za Chasem.
I tak zostałam sama.
Sama jak sama, zostałam z tym przeklętym scenariuszem. Szekspir mnie dobija, przeważnie tragediami. <komedie są fajne ^^> Jak dla mnie samobójstwo jest pojęciem abstrakcyjnym, dosłownie, a szczególnie popełnione przez nieszczęśliwą miłość...
Gdy tylko skończyłam w głowię tą myśl, przed oczami zamajaczył mi szeroko uśmiechnięty Sebastian, lecz ja szybko odepchnęłam od siebie tą myśl. W końcu musiałam się zająć ćwiczeniem roli. Przecież już tylko tydzień pozostał do premiery, a ja mam zamiar perfekcyjnie zagrać, niee...
Ja mam zamiar "być" Julią podczas tego przedstawienia. Chcę aby moi przyjaciele wyśmienicie bawili się oglądając sztukę. No i oczywiście, żeby Autorka była usatysfakcjonowana, po tej myśli mój wzrok automatem skierował się w stronę "tajemniczego fotela" na którym ma zwyczaj przesiadywać.
Lepiej wrócę już do tej próby.
Odkaszlnęłam i wróciłam do pracy nad moją tragiczną grą aktorską.
//Pięć dni prób później//
-O serce żmii pod kwiecistą maską!
Kryłże się kiedy smok w tak pięknym lochu?
Luby tyranie, anielski szatanie!
Kruku w gołębich pierzach! Wilku w runie!
Nikczemny wątku w niebiańskiej postaci!
We wszystkim sprzeczny z tym, czym się wydajesz:
Szlachetny zbrodniu! Potępieńcze święty!
O, cóżeś miała do czynienia w piekle,
Naturo, kiedyś taki duch szatański
W raj tak pięknego ciała wprowadziła?
-Oto nasza "Julia" gotowa jest już do przedstawienia, odpocznij kochana, dużo ćwiczyłaś i jesteś wspaniała! Ja zaś idę na próbę z twym "Romeem", bywaj Julio!- odparł teatralnie Grell, a następnie oddalił się, uśmiechając się szeroko.
Faktycznie ciężko pracowałam. Przez te pięć dni praktycznie nie opuszczałam swojego pokoju, choć prawdę mówiąc, nawet nie miałam na to ochoty. W końcu nikogo tu nie było, cały pałac wręcz świecił pustkami. A powód tego stanu jest prosty, wszyscy mieszkańcy szykują już salę teatralną.
Wiecie to będzie dość duża impreza. Nie wyobrażacie sobie nawet ile Ciel osób zaprosił o.o
Do tego większość z gości mnie zna... Jak sobie tylko pomyślę, że za dwa dni będę grać na scenie, to aż mi dreszcze po plecach i karku przechodzą. No, strach na bok, nie mogę dać się pożreć tremie, przecie jestem z krwi Youngów, a nam strach jest nieznany... <no może w paru wyjątkach *złowieszczy śmiech*>
Ale żeby tytułowa para kochanków się nie znała?
Totalna paranoja...
Dobra trudno, i tak dam z siebie wszystko.
A teraz pójdę się zdrzemnąć, bo jutro będę nieprzytomną "Julią".
Do zobaczenia na premierze ^^
Jako lubego za późno poznałam!
Dziwnej miłości traf się na mnie iści,
że muszę kochać przedmiot nienawiści...
-Źle, źle, źle i jeszcze raz źle! Musisz włożyć w to więcej serca!- zaczął poprawiać mnie shinigami.
-Staram się jak mogę baranie! - odkrzyknęłam temu czerwonowłosemu idiocie. Że też to on prowadzi tą szopkę...
***
Wprowadzę was, bo pewnie nie jesteście w temacie. W szkole, po zakończeniu omawiania "Romea i Julii", nasza polonistka wpadła na "wyśmienity" pomysł. Mianowicie nasza klasa (taa, wliczając wszystkich mieszkańców pałacu) wystawi tą że sztukę na szkolnym wieczorze teatralnym.
Niezłe bagno, nie?
A teraz przejdźmy do konkretów:
-Ja otrzymałam rolę Julii,
-Grell został reżyserem <jakim cudem?>,
-Raven scenografem,
-Chase rekwizytorem i kostiumografem <hehe ^^>
-Reszta shinigami zajęła się poprawkami sceniarusza, charakteryzacją i projektem zaproszeń,
-Ciel został zobowiązany do organizacji reszty, a także wypisywania i wysyłania zaproszeń.
No to tyle, wróćmy do mojej nieszczęsnej próby...
***
-Spróbujmy teraz scenę balkonową, znasz tekst, prawda?- odezwał się rudzielec, kręcąc się na krześle obrotowym.
-Znam, znam- odpowiedziałam z niechęcią w głosie.
-Dość niechętnie do tego podchodzisz kochana- odparł cmokając z dezaprobatą- zaczynaj- dodał po chwili zachęcając mnie gestem dłoni.
Skrzywiłam się lekko, ale posłusznie wzięłam głęboki oddech i zaczęłam:
-Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo?
Wyrzecz się swego rodu, rzuć tę nazwę...- przerwał mi krzyk Grella.
-Przestań, przestań! Rozumiem, że nie jesteś zadowolona wybraniem na "Julię", ale jedynie ty pasujesz do tej roli!
-Brak mi motywacji- zrezygnowana usiadłam na chłodnych panelach.
To akurat był fakt, moja motywacja wyjechała na dwa tygodnie załatwiać sprawy mojego brata i nie bierze udziału w przygotowaniach do przedstawienia. Tak, macie rację, moja motywacja ma czarne włosy, czerwone oczy, pachnie czarnymi różami i nazywa się Sebastian Michaelis.
-Wiem o kim myślisz Chey-chan, ale on na pewno będzie oglądać twój występ, chyba nie chcesz go zawieść, nie? Ale nie tylko jego, w końcu wielu naszych znajomych i przyjaciół przyjedzie oglądnąć tą sztukę...
I tu Grell ma rację, wielu gości przyjedzie z różnych zakątków świata, czasu i przestrzeni.
To kolejny powód, przez który mam takiego stresa przed jedną z głównych ról.
Na dodatek nie mam zielonego pojęcia kto zagra Romea. Grell mi powiedział, że ta osoba także nie wie kto zagra Julię, i że oboje mamy pozostać w niewiedzy aż do premiery. Dziwne mają pomysły, nie powiem...
Pukanie do drzwi przerwało mój moment zadumy.
-Proszę- zawołałam.
Do pokoju wjechała garderoba na kółkach, a zaraz po niej <na swoich łyżworolkach wjechał Chase, żart ^^> wkroczył Chase.
-Hahaha, no "Julio" twe stroje przyjechały, czas na przymiarki!- zaśmiał się "reżyser".
-To ja się zmywam- mruknął Chase, ale gdy stanął w drzwiach, odwrócił się nagle i ze złośliwym uśmiechem, krzyknął w moja stronę- powodzenia życzę, siostrzyczko!- i się zmył. I to ma być wsparcie >.<.
Czerwonowłosy nie dał mi już dalej dumać i pociągnął mnie w stronę łazienki, coś czuję, że te "przymiarki" zajmą większą część dnia -.-''
// "Jakiś" czas później...//
Po skończonych "przymiarkach", Grell oświadczył mi, że jedzie na próbę do "Romea" i po nakazaniu mi dalszego trenowania gry aktorskiej, zmył się w ślad za Chasem.
I tak zostałam sama.
Sama jak sama, zostałam z tym przeklętym scenariuszem. Szekspir mnie dobija, przeważnie tragediami. <komedie są fajne ^^> Jak dla mnie samobójstwo jest pojęciem abstrakcyjnym, dosłownie, a szczególnie popełnione przez nieszczęśliwą miłość...
Gdy tylko skończyłam w głowię tą myśl, przed oczami zamajaczył mi szeroko uśmiechnięty Sebastian, lecz ja szybko odepchnęłam od siebie tą myśl. W końcu musiałam się zająć ćwiczeniem roli. Przecież już tylko tydzień pozostał do premiery, a ja mam zamiar perfekcyjnie zagrać, niee...
Ja mam zamiar "być" Julią podczas tego przedstawienia. Chcę aby moi przyjaciele wyśmienicie bawili się oglądając sztukę. No i oczywiście, żeby Autorka była usatysfakcjonowana, po tej myśli mój wzrok automatem skierował się w stronę "tajemniczego fotela" na którym ma zwyczaj przesiadywać.
Lepiej wrócę już do tej próby.
Odkaszlnęłam i wróciłam do pracy nad moją tragiczną grą aktorską.
//Pięć dni prób później//
-O serce żmii pod kwiecistą maską!
Kryłże się kiedy smok w tak pięknym lochu?
Luby tyranie, anielski szatanie!
Kruku w gołębich pierzach! Wilku w runie!
Nikczemny wątku w niebiańskiej postaci!
We wszystkim sprzeczny z tym, czym się wydajesz:
Szlachetny zbrodniu! Potępieńcze święty!
O, cóżeś miała do czynienia w piekle,
Naturo, kiedyś taki duch szatański
W raj tak pięknego ciała wprowadziła?
-Oto nasza "Julia" gotowa jest już do przedstawienia, odpocznij kochana, dużo ćwiczyłaś i jesteś wspaniała! Ja zaś idę na próbę z twym "Romeem", bywaj Julio!- odparł teatralnie Grell, a następnie oddalił się, uśmiechając się szeroko.
Faktycznie ciężko pracowałam. Przez te pięć dni praktycznie nie opuszczałam swojego pokoju, choć prawdę mówiąc, nawet nie miałam na to ochoty. W końcu nikogo tu nie było, cały pałac wręcz świecił pustkami. A powód tego stanu jest prosty, wszyscy mieszkańcy szykują już salę teatralną.
Wiecie to będzie dość duża impreza. Nie wyobrażacie sobie nawet ile Ciel osób zaprosił o.o
Do tego większość z gości mnie zna... Jak sobie tylko pomyślę, że za dwa dni będę grać na scenie, to aż mi dreszcze po plecach i karku przechodzą. No, strach na bok, nie mogę dać się pożreć tremie, przecie jestem z krwi Youngów, a nam strach jest nieznany... <no może w paru wyjątkach *złowieszczy śmiech*>
Ale żeby tytułowa para kochanków się nie znała?
Totalna paranoja...
Dobra trudno, i tak dam z siebie wszystko.
A teraz pójdę się zdrzemnąć, bo jutro będę nieprzytomną "Julią".
Do zobaczenia na premierze ^^
poniedziałek, 3 września 2012
Rozdział 7 - Klasa druga na start, czyli rozpoczęcie roku szkolnego
30 sierpnia
Już w poniedziałek do szkoły...
Jak ten czas szybko zleciał...
Zdecydowanie za szybko...
Jak ja nie cierpię szkoły >.<
Raven
31 sierpnia
Już w poniedziałek idą do szkoły...
Jak dla mnie to plus, w końcu będzie ciszej...
Ale jak myślę o szkolnych zakupach, na myśl przychodzi mi tylko jedno stwierdzenie...
Jak ja nie cierpię szkoły =.="
Chase
1 września
W poniedziałek wracamy do szkoły...
Może to i dobrze, będę miała w końcu zajęcie...
Ale widzenie się z Sebastianem zostanie ograniczone, a to nie jest przyjemna perspektywa...
Jak ja nie cierpię szkoły.
Cheysy
2 września
W poniedziałek panienka wraca do szkoły...
Ciekawe czy jej to przeszkadza?
Jeśli tak to jest nas dwoje.
Nienawidzę szkoły.
Sebastian
// 3 września 8:23//
Ze snu wyrwały mnie promienie słoneczne wpadające do pokoju. Chcąc nie chcąc uchyliłam lekko powieki, i chwilkę potem tego pożałowałam, z wiadomych przyczyn.
-Cholerne słońce- mruknęłam pod nosem, przeciągając się lekko.
-Ohayo gozaimasu, panienko- odwróciłam głowę w stronę znajomego głosu.
-Ohaayo- odparłam ziewając.
Czarnowłosy w ciszy podał mi śniadanie i usiadł kawałek dalej. Gdy jadłam cały czas czułam na sobie jego spojrzenie, przez co, niestety, zarumieniłam się lekko. Od razu to zauważył, skubaniec jeden, jestem niemal
pewna, że uśmiechnął się, widząc moje zakłopotanie. Po skończeniu przeze mnie posiłku, chłopak zabrał tacę i zaczął się szykować do wyjścia. Gdy doszedł do drzwi zwrócił się w moją stronę i powiedział:
-Jak będziesz czegoś potrzebowała, to wołaj.
-Dobrze- wyszeptałam.
On na to tylko skinął głową i wyszedł.
Trochę jeszcze posiedziałam w bezruchu, a chwilę potem zaczęłam grzebać pod poduszką. Wygrzebałam z pod niej telefon, a następnie sama wygrzebałam się z reszty pościeli i skierowałam swe kroki do łazienki.
//15 minut później//
Wyszłam ubrana w szlafrok i z rozpuszczonymi włosami. Omiotłam wzrokiem pokój, na szafie wisiało to czego szukałam.
A mianowicie, strój galowy, tym razem wybrany przeze mnie. Składał się z białej bluzki z krótkim rękawkiem i kołnierzykiem, czarnego krawata, również czarnej marynareczki sięgającej do talii oraz plisowanej czarnej spódniczki sięgającej do połowy uda.
Pomyślałam, że warto jeszcze dobrać do tego stroju odpowiednie buty. Niesiona tym pomysłem otworzyłam szafę i kucnęłam do półki z butami.
Po krótkich poszukiwaniach znalazłam buty idealne do tej kreacji.
Krótkie botki z lekko postarzonej czarnej skóry, ozdobione klamerkami przy kostce, prawie zapomniałam o obcasie (6cm).
Wzięłam to wszystko i ponownie poszłam do łazienki. Gdy byłam już ubrana stanęłam przed lustrem ze szczotką i zastanawiałam się co zrobić z włosami.
Po chwili namysłu uczesałam sobie grzywkę tak, żeby opadała na czoło, ale nie właziła do oczu, a resztę włosów zapięłam białą gumką w wysokiego kucyka.
Jeśli interesuje was makijaż, to powiem, że użyłam jedynie pomadki nawilżającej do ust.
-Jestem gotowa- uśmiechnęłam się do lustra.
// 9:56 pokój Raven//
-Raven wstawaj, za pół godziny z hakiem musimy być już w szkole!- próbowałam obudzić przyjaciółkę, przy okazji lekko nią potrząsając. Po kilku minutach, moje starania dały skutek.
-Wstaaję, wstaję- wyziewała, uchylając powieki i przeciągając się jak kot <środki uboczne eliksiru?>.
-Masz, to od Sebastiana, powinno cię obudzić- mówiąc to podałam jej kubek pełny czarnej, aromatycznej kawy- na szafie masz strój galowy, widzimy się w garażu- dodałam wstając i kierując się w stronę wyjścia z pokoju. Zanim wyszłam, usłyszałam jeszcze mruknięcie pod nosem i pociągnięcie sporego łyku z kubka.
Za drzwiami stał Chase i Sebastian. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi, spytali jednocześnie:
-I co, wstała?
-Dałam jej kawę i ma zejść za chwilę na dół.
-Kamień spadł mi z serca- znowu odpowiedzieli jednocześnie, zsynchronizowali się, czy co?
-To idziemy- rzuciłam, nie dając poznać po sobie lekkiego zdziwienia, zmierzając w kierunku schodów.
//10:19, garaż//
Byliśmy już gotowi do wyjazdu do szkoły, no dobra prawie, Raven jeszcze nie przyszła.
-Gdzie ta cholera jest? Miała zejść za chwilę, a minęło już ponad dwadzieścia minut- mamrotał pod nosem, zirytowany złotooki.
-Na pewno przyjdzie- odparłam, opierając się na masce mojego urodzinowego samochodu.
-Skąd ta pewność?- jaszczur odbił piłeczkę konwersacji z powrotem w moją stronę.
-Stąd- rzuciłam, machnięciem dłoni wskazując zmierzającą w naszą stronę ciemnowłosą.\
Ku mojemu zadowoleniu, okazało się, że założyła to co jej naszykowałam.
Strój Raven składał się z: białej bluzki, krawata i marynarki takiej samej jak u mnie, czarne rurki ze skórzanym paskiem do którego przyczepione były liczne łańcuszki, do tego białe trampki za kostkę i również biała torba z mnóstwem przypinek.
Podbiegłam do niej, złapałam nieszczęśnicę <jeszcze nieco zaspaną ^^> za ramię i pociągnęłam do cabriotetu. "Wrzuciłam" ją na tylnie siedzenie, a sama chciałam usiąść z przodu, gdy ten czarnowłosy dekiel <tak, Chase> zrobił to za mnie. Ta zniewaga krwi wymaga! Ale wymaga i czasu, którego nie mamy, bo chcemy dotrzeć na rozpoczęcie tego porytego roku szkolnego, przed, a nie po części oficjalnej.
Więc, chcąc, nie chcąc usiadłam obok przyjaciółki z tyłu.
//Szkolny dziedziniec//
Razem z Raven zajęłyśmy sobie miejsca w trzecim rzędzie. Próbowałyśmy namówić chłopaków, ażeby usiedli z nami, ale ci uparli się, że staną sobie z tyłu. Jeszcze nie wiedzą co ich czeka <demoniczny śmiech>
Nasz dyro potrafi nawijać przez bitą godzinę, o nic nie ważnych pierdołach, w gwoli ścisłości.
O właśnie wszedł na podwyższenie, wziął mikrofon do ręki i...
-Witajcie moi drodzy uczniowie...
//Godzinę później//
Połowa drugich klas zasnęła. Ci których sen nie zmorzył, właśnie grali na telefonach, albo słuchali muzyki.
Do słuchaczy muzyki zaliczam się ja, a do tych co ucięli komara <zerka na prawo> zalicza się Raven.
Zaciekawiona tym, czy czarnowłosi jeszcze żyją, odwróciłam się, żeby sprawdzić jak się sprawy mają.
Z wyników moich obserwacji, stwierdzam, że Chase odpłynął po półgodzinie słuchania tych bzdetów, co mnie zdziwiło, na stojąco <nie wnikam> A Sebastian, o ile dobrze widzę, ma w uszach, bez przewodowe słuchawki. Zawczasu się przygotował, demon jeden.
Po niedługiej chwili, dyro skończył "mowę" i po szybkim dobudzeniu Raven skierowałyśmy się naszej klasy, sali numer 9.
Nie będę nudzić, chyba każdy wie jak wygląda, rozpoczęcie roku po części "oficjalnej".
Jedyną rzeczą która się wydarzyła i może was zainteresować to jest to, że wpadł jakiś chłopak w kasku motocyklisty i krzyknął: Kiedy kończycie!? Co zaowocowało aplauzem z naszej strony, czyli innymi słowy śmiech na sali i wkurwiony nauczyciel.
No, więc pomijam.
//Z powrotem w pałacu//
Każdy z nas poszedł w swoją stronę.
Sebastian wrócił do obowiązków...
Chase do treningu...
Ja i Raven do swoich pokojów...
Już w poniedziałek do szkoły...
Jak ten czas szybko zleciał...
Zdecydowanie za szybko...
Jak ja nie cierpię szkoły >.<
Raven
31 sierpnia
Już w poniedziałek idą do szkoły...
Jak dla mnie to plus, w końcu będzie ciszej...
Ale jak myślę o szkolnych zakupach, na myśl przychodzi mi tylko jedno stwierdzenie...
Jak ja nie cierpię szkoły =.="
Chase
1 września
W poniedziałek wracamy do szkoły...
Może to i dobrze, będę miała w końcu zajęcie...
Ale widzenie się z Sebastianem zostanie ograniczone, a to nie jest przyjemna perspektywa...
Jak ja nie cierpię szkoły.
Cheysy
2 września
W poniedziałek panienka wraca do szkoły...
Ciekawe czy jej to przeszkadza?
Jeśli tak to jest nas dwoje.
Nienawidzę szkoły.
Sebastian
// 3 września 8:23//
Ze snu wyrwały mnie promienie słoneczne wpadające do pokoju. Chcąc nie chcąc uchyliłam lekko powieki, i chwilkę potem tego pożałowałam, z wiadomych przyczyn.
-Cholerne słońce- mruknęłam pod nosem, przeciągając się lekko.
-Ohayo gozaimasu, panienko- odwróciłam głowę w stronę znajomego głosu.
-Ohaayo- odparłam ziewając.
Czarnowłosy w ciszy podał mi śniadanie i usiadł kawałek dalej. Gdy jadłam cały czas czułam na sobie jego spojrzenie, przez co, niestety, zarumieniłam się lekko. Od razu to zauważył, skubaniec jeden, jestem niemal
pewna, że uśmiechnął się, widząc moje zakłopotanie. Po skończeniu przeze mnie posiłku, chłopak zabrał tacę i zaczął się szykować do wyjścia. Gdy doszedł do drzwi zwrócił się w moją stronę i powiedział:
-Jak będziesz czegoś potrzebowała, to wołaj.
-Dobrze- wyszeptałam.
On na to tylko skinął głową i wyszedł.
Trochę jeszcze posiedziałam w bezruchu, a chwilę potem zaczęłam grzebać pod poduszką. Wygrzebałam z pod niej telefon, a następnie sama wygrzebałam się z reszty pościeli i skierowałam swe kroki do łazienki.
//15 minut później//
Wyszłam ubrana w szlafrok i z rozpuszczonymi włosami. Omiotłam wzrokiem pokój, na szafie wisiało to czego szukałam.
A mianowicie, strój galowy, tym razem wybrany przeze mnie. Składał się z białej bluzki z krótkim rękawkiem i kołnierzykiem, czarnego krawata, również czarnej marynareczki sięgającej do talii oraz plisowanej czarnej spódniczki sięgającej do połowy uda.
Pomyślałam, że warto jeszcze dobrać do tego stroju odpowiednie buty. Niesiona tym pomysłem otworzyłam szafę i kucnęłam do półki z butami.
Po krótkich poszukiwaniach znalazłam buty idealne do tej kreacji.
Krótkie botki z lekko postarzonej czarnej skóry, ozdobione klamerkami przy kostce, prawie zapomniałam o obcasie (6cm).
Wzięłam to wszystko i ponownie poszłam do łazienki. Gdy byłam już ubrana stanęłam przed lustrem ze szczotką i zastanawiałam się co zrobić z włosami.
Po chwili namysłu uczesałam sobie grzywkę tak, żeby opadała na czoło, ale nie właziła do oczu, a resztę włosów zapięłam białą gumką w wysokiego kucyka.
Jeśli interesuje was makijaż, to powiem, że użyłam jedynie pomadki nawilżającej do ust.
-Jestem gotowa- uśmiechnęłam się do lustra.
// 9:56 pokój Raven//
-Raven wstawaj, za pół godziny z hakiem musimy być już w szkole!- próbowałam obudzić przyjaciółkę, przy okazji lekko nią potrząsając. Po kilku minutach, moje starania dały skutek.
-Wstaaję, wstaję- wyziewała, uchylając powieki i przeciągając się jak kot <środki uboczne eliksiru?>.
-Masz, to od Sebastiana, powinno cię obudzić- mówiąc to podałam jej kubek pełny czarnej, aromatycznej kawy- na szafie masz strój galowy, widzimy się w garażu- dodałam wstając i kierując się w stronę wyjścia z pokoju. Zanim wyszłam, usłyszałam jeszcze mruknięcie pod nosem i pociągnięcie sporego łyku z kubka.
Za drzwiami stał Chase i Sebastian. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi, spytali jednocześnie:
-I co, wstała?
-Dałam jej kawę i ma zejść za chwilę na dół.
-Kamień spadł mi z serca- znowu odpowiedzieli jednocześnie, zsynchronizowali się, czy co?
-To idziemy- rzuciłam, nie dając poznać po sobie lekkiego zdziwienia, zmierzając w kierunku schodów.
//10:19, garaż//
Byliśmy już gotowi do wyjazdu do szkoły, no dobra prawie, Raven jeszcze nie przyszła.
-Gdzie ta cholera jest? Miała zejść za chwilę, a minęło już ponad dwadzieścia minut- mamrotał pod nosem, zirytowany złotooki.
-Na pewno przyjdzie- odparłam, opierając się na masce mojego urodzinowego samochodu.
-Skąd ta pewność?- jaszczur odbił piłeczkę konwersacji z powrotem w moją stronę.
-Stąd- rzuciłam, machnięciem dłoni wskazując zmierzającą w naszą stronę ciemnowłosą.\
Ku mojemu zadowoleniu, okazało się, że założyła to co jej naszykowałam.
Strój Raven składał się z: białej bluzki, krawata i marynarki takiej samej jak u mnie, czarne rurki ze skórzanym paskiem do którego przyczepione były liczne łańcuszki, do tego białe trampki za kostkę i również biała torba z mnóstwem przypinek.
Podbiegłam do niej, złapałam nieszczęśnicę <jeszcze nieco zaspaną ^^> za ramię i pociągnęłam do cabriotetu. "Wrzuciłam" ją na tylnie siedzenie, a sama chciałam usiąść z przodu, gdy ten czarnowłosy dekiel <tak, Chase> zrobił to za mnie. Ta zniewaga krwi wymaga! Ale wymaga i czasu, którego nie mamy, bo chcemy dotrzeć na rozpoczęcie tego porytego roku szkolnego, przed, a nie po części oficjalnej.
Więc, chcąc, nie chcąc usiadłam obok przyjaciółki z tyłu.
//Szkolny dziedziniec//
Razem z Raven zajęłyśmy sobie miejsca w trzecim rzędzie. Próbowałyśmy namówić chłopaków, ażeby usiedli z nami, ale ci uparli się, że staną sobie z tyłu. Jeszcze nie wiedzą co ich czeka <demoniczny śmiech>
Nasz dyro potrafi nawijać przez bitą godzinę, o nic nie ważnych pierdołach, w gwoli ścisłości.
O właśnie wszedł na podwyższenie, wziął mikrofon do ręki i...
-Witajcie moi drodzy uczniowie...
//Godzinę później//
Połowa drugich klas zasnęła. Ci których sen nie zmorzył, właśnie grali na telefonach, albo słuchali muzyki.
Do słuchaczy muzyki zaliczam się ja, a do tych co ucięli komara <zerka na prawo> zalicza się Raven.
Zaciekawiona tym, czy czarnowłosi jeszcze żyją, odwróciłam się, żeby sprawdzić jak się sprawy mają.
Z wyników moich obserwacji, stwierdzam, że Chase odpłynął po półgodzinie słuchania tych bzdetów, co mnie zdziwiło, na stojąco <nie wnikam> A Sebastian, o ile dobrze widzę, ma w uszach, bez przewodowe słuchawki. Zawczasu się przygotował, demon jeden.
Po niedługiej chwili, dyro skończył "mowę" i po szybkim dobudzeniu Raven skierowałyśmy się naszej klasy, sali numer 9.
Nie będę nudzić, chyba każdy wie jak wygląda, rozpoczęcie roku po części "oficjalnej".
Jedyną rzeczą która się wydarzyła i może was zainteresować to jest to, że wpadł jakiś chłopak w kasku motocyklisty i krzyknął: Kiedy kończycie!? Co zaowocowało aplauzem z naszej strony, czyli innymi słowy śmiech na sali i wkurwiony nauczyciel.
No, więc pomijam.
//Z powrotem w pałacu//
Każdy z nas poszedł w swoją stronę.
Sebastian wrócił do obowiązków...
Chase do treningu...
Ja i Raven do swoich pokojów...
Jutro już zaczną się lekcje, życzcie nam powodzenia!!!
Klasa druga na start...
sobota, 4 sierpnia 2012
Rozdział 6 - Co się działo do tej pory + Urodzinki
No i jesteśmy na półmetku wakacji, ile się działo opowiedzieć nie zdołam. Chociaż nie, jednak spróbuję streścić <pobieżnie opowiedzieć> co się działo od "Egzaminów". Miłego czytania życzę- Autorka
W dzień zakończenia roku w pałacu panowało niezłe zamieszanie. A wszystko przez to, że Sebastian tego dnia nie mógł dobudzić mojego brata. No właściwie to była tylko i wyłącznie wina Chesa, w końcu po jaką cholerę wybrał się poprzedniego dnia wieczorem na spotkanie biznesowe <czyt. na imprezę>.
Niemożność dobudzenia Chesa tylko zapoczątkowała reakcję łańcuchową, czyli po kolei:
-ja zaspałam - mnie budzi Sebastian
-Raven zaspała - Raven budzę ja
-Grell zaspał - jego budzi Raven
- wszystko trzeba było robić w biegu
- a na koniec spóźniliśmy się na uroczystość <przyszłyśmy po niej>
Najbardziej pamiętną sceną tego dnia było moje ubieranie stroju galowego, dam wam retrospekcję...
Przed chwilą wybiegłam z pokoju. Na sobie mam jedynie bieliznę i białą galową bluzkę. W biegu zakładam spódnicę i buty, oczywiście robię wszystko, żeby nie zaliczyć spotkania z ziemią. Akurat zabrałam się za wiązanie szkolnego krawatu, kiedy dogonił mnie Sebastian ze szczotką i białą wstążką. Gdy dobiegliśmy do garażu, czarnowłosy kończył zaplatać moje włosy w dłuugi warkocz, jeszcze tylko zawiązał na końcu kokardę i byłam gotowa.
Ciekawie to wyglądało, Ciel się nie powstrzymał i nagrał nas kamerą. Mam nadzieję, że nie wstawi tego do neta, byłabym skończona... Nie, w sumie nie. Autorka na pewno by go przed tym powstrzymała, przynajmniej tak mi się wydaje.
Zapewne ciekawi was moje świadectwo, ta wiem, wiem, pokazuję je miesiąc po czasie, ale to nie moja wina, że pojechałam z Raven, Sebastianem i Chasem na miesiąc do Japonii i po prostu się nie dało.
Nieważne i tak pokażę <ten czerwony pisak to korekta mojego brata, ostrzegam na zaś>
Następnego dnia 29 lipca były moje 1515 urodziny, dużo mam lat co nie? Szczerze to zapomniałam o tym fakcie i zdziwiona byłam jak mnie Grell razem z Cielem porwali z domu na długie godziny, ażeby umożliwić udekorowanie pałacu. Jak wróciliśmy koło piętnastej, zawiązali mi oczy czarną opaską, a ktoś inny wziął mnie na ręce. Chodziliśmy po pałacu, raz po schodach, później przez chwilę byliśmy na zewnątrz, takie prowadzenie mnie dla zmylenia prawdziwego celu. Jednego byłam pewna, że to Sebastian mnie niesie, co serdecznie polecam, bo jest to niezwykle przyjemne. Zatrzymaliśmy się na świeżym powietrzu, z wiaterkiem unosiła się woń czarnych róż. Ktoś rozwiązał mi oczy i ujrzałam nieznaną mi część ogrodu. Stałam na przeciwko sporej różanej altany wewnątrz której stała większość naszej ekipy. Sebastian podał mi ramię, przyjęłam je i ruszyliśmy w ich kierunku. Gdy weszliśmy do środka, Raven i Chase, bo to oni stali z przodu, rozeszli się i ukazali stojący za nimi tort urodzinowy.
Tort był niezwykły, w kształcie sporego prostokąta, oblany czarnym lukrem. Oprócz zwyczajowego "Sto lat Chey-chan"* i świeczek w kształcie cyfer, ozdobiony był białymi, czerwonymi i czarnymi różami z lukru. Oprócz tej ozdoby, każdy dodał coś od siebie, były to drobniutkie ozdóbki z lukru symbolizujące poszczególne osoby.
-mały fioletowy pentagram - Ciel
-krucze piórko - Sebastian
-tycia piła łańcuchowa, sekator, kosiarka i kosa - nasi kochani shinigami, ten emerytowany także
-literkę V, która symbolizuje zwycięstwo - Raven
-i na koniec słowo "Young", które symbolizuje naszą młodość i więzy krwi- Chase
Byłam niesamowicie zdziwiona, zrozumiałam o co chodzi dopiero kiedy Chase podstawił mi kalendarz pod nos i pokazał który dzisiaj jest. Wszyscy składali mi życzenia.
Od shinigami dostałam jeden prezent. Był to kufer pełen ubrań, dodatków i kosmetyków. Wyściskałam ich za to i poszłam do stolika na, którym czekał mnie stos prezentów.
Przyjechały od moich znajomych z innych Anime.
Nie będę mówić co od kogo, bo zaśniecie. Uogólnię to dostałam masę ciuchów, biżuterii, smakołyków, pięknie zdobionej broni (np. katanę z różanymi zdobieniami, domyślam się skąd przyjechała), książek, filmów, zwojów z przydatnymi technikami, i innego rodzaju rzeczy z których niesamowicie się cieszyłam.
Od przyjaciółki dostałam pięknie zdobiony łuk i 24 strzały, od brata 5 cm wzrostu i to, że wyglądam na 15 lat, od Sebastiana całusa w policzek i obietnicę, że ma dla mnie z Cielem niespodziankę.
No właśnie niespodzianka, Ciel razem z Sebastianem zaprowadzili mnie do garażu. Jedyne co mnie zdziwiło w jego wyglądzie to to, że był tam dość spory parawan. Mały demon kazał mi zasłonić oczy i rozsunął materiał.
Powoli rozchyliłam powieki i ujrzałam pięknego, czarnego, sportowego cabrioleta. Miał białą skórzaną tapicerkę, a po całości samochodu ciągnął się biało-czerwony różany wzór.
Nie powstrzymałam się wtedy i zgarnęłam zaskoczonego Ciela i uśmiechniętego czarnowłosego, do siebie i mocno przytuliłam. Młodemu dałam jeszcze całusa w policzek i poszliśmy na górę na właściwą część przyjęcia...
Przyjęcie ciągnęło się do rana i bawiliśmy się wspaniale, nie żebym cokolwiek pamiętała. Padłyśmy z Raven po trzecim szampanie, znaczy trzeciej skrzynce szampana...
To chyba wszystko co chciałam wam opowiedzieć, do zobaczenia <macha ręką>
W dzień zakończenia roku w pałacu panowało niezłe zamieszanie. A wszystko przez to, że Sebastian tego dnia nie mógł dobudzić mojego brata. No właściwie to była tylko i wyłącznie wina Chesa, w końcu po jaką cholerę wybrał się poprzedniego dnia wieczorem na spotkanie biznesowe <czyt. na imprezę>.
Niemożność dobudzenia Chesa tylko zapoczątkowała reakcję łańcuchową, czyli po kolei:
-ja zaspałam - mnie budzi Sebastian
-Raven zaspała - Raven budzę ja
-Grell zaspał - jego budzi Raven
- wszystko trzeba było robić w biegu
- a na koniec spóźniliśmy się na uroczystość <przyszłyśmy po niej>
Najbardziej pamiętną sceną tego dnia było moje ubieranie stroju galowego, dam wam retrospekcję...
Przed chwilą wybiegłam z pokoju. Na sobie mam jedynie bieliznę i białą galową bluzkę. W biegu zakładam spódnicę i buty, oczywiście robię wszystko, żeby nie zaliczyć spotkania z ziemią. Akurat zabrałam się za wiązanie szkolnego krawatu, kiedy dogonił mnie Sebastian ze szczotką i białą wstążką. Gdy dobiegliśmy do garażu, czarnowłosy kończył zaplatać moje włosy w dłuugi warkocz, jeszcze tylko zawiązał na końcu kokardę i byłam gotowa.
Ciekawie to wyglądało, Ciel się nie powstrzymał i nagrał nas kamerą. Mam nadzieję, że nie wstawi tego do neta, byłabym skończona... Nie, w sumie nie. Autorka na pewno by go przed tym powstrzymała, przynajmniej tak mi się wydaje.
Zapewne ciekawi was moje świadectwo, ta wiem, wiem, pokazuję je miesiąc po czasie, ale to nie moja wina, że pojechałam z Raven, Sebastianem i Chasem na miesiąc do Japonii i po prostu się nie dało.
Nieważne i tak pokażę <ten czerwony pisak to korekta mojego brata, ostrzegam na zaś>
Miałam średnią 5.0, czego nie można powiedzieć o Autorce, same tróje i czwóry, nawet dwie dwóje się znalazły <zamilcz dop.Autorki>.
W Japonii było fajnie, mieszkaliśmy w naszym domku letniskowym i codziennie wychodziliśmy na plażę. Mimo tego, że słonko przygrzewało, nic, a nic się nie opaliłam. Dalej jestem blada jak ściana. Raven też.
Tyle, że ona z innego powodu <słońce, parzy, khyyy>, chowała się cały czas pod wielkim parasolem, a w morzu kąpała się w nocy. Zwykle po powrocie z plaży, moja przyjaciółka szła do swojego pokoju i męczyła konsolę, dopóki nie padła ze zmęczenia, ja i Sebastian szykowaliśmy coś do jedzenia i zimne napoje, a Chase, cóż kładł się do spania i wstawał o północy, żeby pooglądać jakieś horrory. Jak padało, to Raven spała do wieczora, albo grała na konsoli, a ja i Chase trenowaliśmy kung-fu i kendo <Seba kibicował>
Ale co fajne szybko się kończy, no i trzeba było w końcu wracać.
Do pałacu wróciliśmy dokładnie 28 lipca o 22:34. Oczywiście Chase i Raven z marszu poszli do siebie i spać, a ja razem z Sebastianem poszliśmy się najpierw rozpakować, znaczy się ja zasnęłam w samochodzie jak wracaliśmy z lotniska, a Seba zabrał mnie i moje walizki do pałacu. Ja spałam, a on mnie rozpakował, un ^^.
Następnego dnia 29 lipca były moje 1515 urodziny, dużo mam lat co nie? Szczerze to zapomniałam o tym fakcie i zdziwiona byłam jak mnie Grell razem z Cielem porwali z domu na długie godziny, ażeby umożliwić udekorowanie pałacu. Jak wróciliśmy koło piętnastej, zawiązali mi oczy czarną opaską, a ktoś inny wziął mnie na ręce. Chodziliśmy po pałacu, raz po schodach, później przez chwilę byliśmy na zewnątrz, takie prowadzenie mnie dla zmylenia prawdziwego celu. Jednego byłam pewna, że to Sebastian mnie niesie, co serdecznie polecam, bo jest to niezwykle przyjemne. Zatrzymaliśmy się na świeżym powietrzu, z wiaterkiem unosiła się woń czarnych róż. Ktoś rozwiązał mi oczy i ujrzałam nieznaną mi część ogrodu. Stałam na przeciwko sporej różanej altany wewnątrz której stała większość naszej ekipy. Sebastian podał mi ramię, przyjęłam je i ruszyliśmy w ich kierunku. Gdy weszliśmy do środka, Raven i Chase, bo to oni stali z przodu, rozeszli się i ukazali stojący za nimi tort urodzinowy.
Tort był niezwykły, w kształcie sporego prostokąta, oblany czarnym lukrem. Oprócz zwyczajowego "Sto lat Chey-chan"* i świeczek w kształcie cyfer, ozdobiony był białymi, czerwonymi i czarnymi różami z lukru. Oprócz tej ozdoby, każdy dodał coś od siebie, były to drobniutkie ozdóbki z lukru symbolizujące poszczególne osoby.
-mały fioletowy pentagram - Ciel
-krucze piórko - Sebastian
-tycia piła łańcuchowa, sekator, kosiarka i kosa - nasi kochani shinigami, ten emerytowany także
-literkę V, która symbolizuje zwycięstwo - Raven
-i na koniec słowo "Young", które symbolizuje naszą młodość i więzy krwi- Chase
Byłam niesamowicie zdziwiona, zrozumiałam o co chodzi dopiero kiedy Chase podstawił mi kalendarz pod nos i pokazał który dzisiaj jest. Wszyscy składali mi życzenia.
Od shinigami dostałam jeden prezent. Był to kufer pełen ubrań, dodatków i kosmetyków. Wyściskałam ich za to i poszłam do stolika na, którym czekał mnie stos prezentów.
Przyjechały od moich znajomych z innych Anime.
Nie będę mówić co od kogo, bo zaśniecie. Uogólnię to dostałam masę ciuchów, biżuterii, smakołyków, pięknie zdobionej broni (np. katanę z różanymi zdobieniami, domyślam się skąd przyjechała), książek, filmów, zwojów z przydatnymi technikami, i innego rodzaju rzeczy z których niesamowicie się cieszyłam.
Od przyjaciółki dostałam pięknie zdobiony łuk i 24 strzały, od brata 5 cm wzrostu i to, że wyglądam na 15 lat, od Sebastiana całusa w policzek i obietnicę, że ma dla mnie z Cielem niespodziankę.
No właśnie niespodzianka, Ciel razem z Sebastianem zaprowadzili mnie do garażu. Jedyne co mnie zdziwiło w jego wyglądzie to to, że był tam dość spory parawan. Mały demon kazał mi zasłonić oczy i rozsunął materiał.
Powoli rozchyliłam powieki i ujrzałam pięknego, czarnego, sportowego cabrioleta. Miał białą skórzaną tapicerkę, a po całości samochodu ciągnął się biało-czerwony różany wzór.
Nie powstrzymałam się wtedy i zgarnęłam zaskoczonego Ciela i uśmiechniętego czarnowłosego, do siebie i mocno przytuliłam. Młodemu dałam jeszcze całusa w policzek i poszliśmy na górę na właściwą część przyjęcia...
Przyjęcie ciągnęło się do rana i bawiliśmy się wspaniale, nie żebym cokolwiek pamiętała. Padłyśmy z Raven po trzecim szampanie, znaczy trzeciej skrzynce szampana...
To chyba wszystko co chciałam wam opowiedzieć, do zobaczenia <macha ręką>
czwartek, 28 czerwca 2012
Notka organizacyjna
1.Rozdział 5 jest już napisany lecz niestety szlaban na komputer nie pozwala mi go dodać. Miałam napisać notkę urodzinową dla mnie (jutro kończę 14 lat!!!) i dla Cheysy (ona kończy 1515), ale jako, że jej po prostu nie mam, urodziny zostaną opóźnione. Notka "Urodziny" została właśnie przeniesiona na 29.07.
A rozdział 5, hmm, spróbuje opublikować jak tylko czas i spryt mi na to pozwoli.
To była sprawa pierwsza, teraz następne...
2.Nastąpi zmiana w notkach "Wprowadzenie" i w "Opisach głównych bohaterów.
Jest ona spowodowana poznaniem chorej ilości nowych anime np. Vampire Knight, Death Note i D.Gray Man. Nasze postacie po skończeniu gimnazjum wybiorą się w świat wymieszanych ze sobą anime. Więcej nie powiem. <tajemnica>
3. Etan Blackheart zostaje usunięty. Jak ktoś chce możemy go komuś oddać, nam nie jest potrzebny.
Nie wyjaśnię dlaczego, bo tego też mi nie wolno <naburmuszona minka>
No i to by było na tyle, wracam do oglądania D.Gray-Man'a <happy>
A rozdział 5, hmm, spróbuje opublikować jak tylko czas i spryt mi na to pozwoli.
To była sprawa pierwsza, teraz następne...
2.Nastąpi zmiana w notkach "Wprowadzenie" i w "Opisach głównych bohaterów.
Jest ona spowodowana poznaniem chorej ilości nowych anime np. Vampire Knight, Death Note i D.Gray Man. Nasze postacie po skończeniu gimnazjum wybiorą się w świat wymieszanych ze sobą anime. Więcej nie powiem. <tajemnica>
3. Etan Blackheart zostaje usunięty. Jak ktoś chce możemy go komuś oddać, nam nie jest potrzebny.
Nie wyjaśnię dlaczego, bo tego też mi nie wolno <naburmuszona minka>
No i to by było na tyle, wracam do oglądania D.Gray-Man'a <happy>
niedziela, 17 czerwca 2012
Rozdział 5 - Egzaminy
Wiem, wiem nieźle spóźniona notka. Ale załóżmy, że czas u nich nie musi płynąć jak u nas, co nie?
Dedykacja dla ~Kate~ i Arisu ^^
No, zapraszam na rozdział...
Obudził mnie lekko przytłumiony dzwonek telefonu. Jeszcze lekko skołowana tą nagłą pobudką, przeciągnęłam się lekko i słysząc, że telefon nie daje za wygraną, odebrałam go.
-Haalo?- ziewnęłam przeciągle do słuchawki.
-Ohayo Chey-chan. Jak się spało?- usłyszałam wesoły głos Grella.
-W miarę, a tak w ogóle to po co dzwonisz do mnie- zerknęłam na zegarek- o 8 rano?
-Jestem w galerii handlowej, chciałabyś żebym ci coś kupił?
-Będę potrzebowała strój galowy na zakończenie roku, liczę na twój gust.
-Dziękuję za zaufanie w tej sprawie, a chcesz może coś jeszcze?- spytał z nadzieją w głosie.
-Jakbyś mógł to poproszę jakiś fajny strój na dzisiaj- uśmiechnęłam się pod noskiem.
-Na którą mam to przynieść?
-Zdążysz przed 10?- spytałam nerwowo bawiąc się pasemkiem włosów.
-Oczywiście, śmiesz we mnie wątpić?- zaczął strzelać fochy.
-Skąd, że znowu- odparłam śmiejąc się.
-No. Bay, bay, Chey-chan.
-Ja-ne.
Rozłączyłam się. Po chwili leżenia, stwierdziłam, że nie mam po co kłaść się z powrotem. W końcu i tak zaraz przyszedł by Sebastian do budzenia. Wygrzebałam się z pościeli i podreptałam do łazienki.
Po oporządzeniu się, wyszłam w szlafroku z turbanem na głowie. W kilka chwil włosy były suche i uczesane,
ciuchy po domu założone, szkarłatne, wzorzyste zasłony rozsunięte, a pościel zaścielona.
Zadowolona z siebie omiotłam wzrokiem cały pokój, a następnie usiadłam przy swoim laptopie, do tej pory spokojnie spoczywającym na biurku. Weszłam na chwileczkę na fb i pozaglądałam na czytane blogi.
Podczas pisania komentarza, ktoś zapukał do drzwi. Tym "ktosiem" okazał się być czerwonowłosy shinigami z masą toreb z zakupami. Od razu podbiegłam do niego i zabrałam cześć torebek.
Chwilę później ich zawartość została ułożona na łóżku w poszczególne stroje:
-Galowy: biała bluzka z kołnieżykiem i kokardą z tyłu, czarna, zwiewna spódnica do kolan z białym, różanym wzorem u dołu i srebrne buciki na obcasie z ozdobnymi klamerkami.
-Do szkoły 1.: czerwony top bez ramiączek, czerwona mini spódniczka, czarne rękawiczki bez palców i wysokie czarne trampki + naszyjnik ze srebrnym serduszkiem.
-Do szkoły 2.: zielona bluzka w stylu chińskim ze złotymi elementami, czarne rurki i złotawe trampki z zielonymi sznurówkami za kostkę + kolczyki koła i złota bransoletka, wyglądająca jak smok owijający się dookoła nadgarstka.
-Do szkoły 3.: sukienka do połowy uda w biało-czarne poziome pasy i czarne sandałki + kolczyki z moimi inicjałami i bransoletka z ćwiekami.
Patrzyłam na te trzy genialnie wyglądające stroje (galowego nie liczę) i nijak nie mogłam się zdecydować.
Z odsieczą przybył Sebastian z herbatą i śniadaniem na tacy. Nadmienię, że nie był zdziwiony całą sytuacją.
Wspólnymi siłami zdecydowaliśmy, że założę zestaw trzeci, a resztę zostawimy na kiedy indziej.
Gdy przebierałam się w łazience usłyszałam podniesiony głos Will'a. Po moim wyjściu Sebastian zakomunikował mi, że cała trójka przedstawicieli bogów śmierci musiała gdzieś pojechać. Zasmuciłam się lekko, ale chwilę później zwijałam się ze śmiechu. Ten podstępny demon zaczął mnie łaskotać, zastanawiam się tylko skąd wiedział gdzie mam łaskotki? Po kilku minutach udało mi się uciec, choć na niewiele się to zdało, gdyż czarnowłosy złapał mnie od tyłu w pasie i mocno do siebie przytulił. Na ten gest momentalnie się zarumieniłam i spuściłam wzrok.
-Słodko wyglądasz z tymi rumieńcami- stwierdził, oczami wyobraźni widziałam jego uśmiech.
-To twoja sprawka- burknęłam, dalej wbijając wzrok w podłogę. Jeszcze trochę, a przebiję ją na wylot.
-No wiem- zamruczał.
-Yosh- wymknęłam się z jego objęć- pokaż co to za pyszności przyniosłeś mi na śniadanie.
***
Szłam razem z Raven i Sebastianem korytarzem. Miałam strasznie niemrawą minę.
-Co się dzieje Chey-chan?- spytała się zmartwiona czarnowłosa.
-Nie wiesz?- zdziwiłam się widząc, że kiwa przecząco głową- Dzisiaj są egzaminy końcowe.
-T-to dzisiaj?- wyjąkała przestraszona Raven
-No.
Do tej wymiany zdań wtrącił się Sebastian.
-Nie martwcie się, jestem pewny, że sobie poradzicie.
Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi, a moja przyjaciółka coś tam mruknęła pod "wąsem"
Podczas jazdy samochodem gawędziłam wesoło z czarnowłosym, a Raven słuchała głośnej muzyki na mp3.
Dopiero jak wysiadłyśmy i pożegnałyśmy się z Sebastianem, mój "lekki" stres powrócił. Obie skierowałyśmy się do budynku szkolnego. Pod salą, w której miał odbyć się sprawdzian łączony z matmy, fizyki, chemii i biologii, mój telefon zaczął nieprzerwanie brzęczeć. Wyjęłam go i ze zdumieniem zerknęłam na pięć SMS'ów
od mieszkańców pałacu. Wszyscy życzyli nam powodzenia na egzaminach i jojczyli, że wszystkiego muszą się dowiadywać w ostatniej chwili od Sebastiana. Po przeczytaniu ich jakoś mi ulżyło, więc gdy tylko zadzwonił dzwonek, pewnym siebie krokiem, wkroczyłam z Raven do klasy.
//Na przerwie//
-Jak myślisz, dobrze nam poszło?- spytała mnie Raven, gdy kierowałyśmy się na następny łączony egzamin.
-Myślę, że tak- odparłam po chwilce zastanowienia.
Przez kilka minut szłyśmy w całkowitym milczeniu, ale moja przyjaciółka po chwili zadała kolejne pytanie.
-To nie dziwne, że mamy jeden egzamin z czterech różnych przedmiotów?
-Według mnie jest.
-Teraz mamy z polskiego, historii, religii i wdż, tak?- zapytała.
-No
-A co po tym?
-Na trzeciej łączony z angielskiego, hiszpańskiego i japońskiego. Na czwartej technika i plastyka, a na ostatniej w-f - odpowiedziałam na jednym wydechu. Mam nadzieje, że nie będzie już poruszać tematu egzaminów. Wystarczająco się nimi stresuję i bez tego.
-Kurczę, żeby jednego dnia egzaminować ze wszystkich przedmiotów.
-To trochę głupie.
-Ale zaczekaj, egzamin z w-f kończy się o 16:15...-zamyśliła się na chwilę.
-Tak.
-Lekcje kończą się wcześniej?- spytała z nadzieją.
-Tak.
-Czemu mi nie powiedziałaś?!- wykrzyknęła na cały korytarz, że połowa naszej klasy się odwróciła.
-Cicho bądź- uciszyłam ją trzepnięciem w tył głowy- nie mówiłam, bo to było oczywiste.
Raven już chciała coś odpowiedzieć, ale dzwonek jej przerwał. Weszłyśmy spokojnie do klasy i zajęłyśmy nasze wspólne miejsce w pierwszej ławce, w środkowym rzędzie.
//Po ostatnim egzaminie <uff, nareszcie koniec>//
Właśnie wybiegłyśmy z szatni po egzaminie z w-f, przebiegamy przez szkolne korytarze, wymijając po drodze innych uczniów, nauczycieli i samotne kosze na śmieci. ledwo wyrabiamy już na zakrętach, ale biegniemy dalej. Przy schodach zatrzymałam się na chwile, ale Raven biegła dalej przeskakując po 5 stopni na raz. Co nie było dobrym pomysłem, bo jakiś złośliwiec podstawił jej nogę i biedna ma przyjaciółka leży teraz znokautowana u stóp schodów. Ja zaś ze stoickim spokojem zjechałam na sam dół po bezpiecznej poręczy i pomogłam jej wstać.
-Chey-chan, a po co myśmy w ogóle biegły?- spytała mnie czarnowłosa gdy kierowałyśmy się już spokojnym marszem w kierunku parkingu.
-Może, żeby nie było za nudno- odparłam z ironicznym uśmiechem- A może dlatego, że zanim zaczęłyśmy biec, krzyknęłaś: "Kto ostatni na parkingu ten śpi na korytarzu!"- dodałam uderzając przyjaciółkę w tył głowy <znowu?>
-Okey, okey. Odwołuję to- przeprosiła Raven.
Po tej króciutkiej kłótni <to tak wyglądają kłótnie? tamta zadyma z bazuką to mogła być kłótnia!>
nasza rozmowa wróciła już do swego normalnego nurtu. Czyli tak zwane gadanie o wszystkim i o niczym.
Przemierzałyśmy parking rozglądając się za "Czarnym Szoferem" jak to go Raven nazwała przed chwilą.
Rzeczony czarnowłosy stał przy naszym pojeździe i gdy tylko nas zauważył, począł machać do mnie ręką.
<nowa taktyka Sebastiana i Raven, ignorowanie się nawzajem>
Szybko do niego podbiegłam ciągnąć przyjaciółkę za rękaw i wszyscy pojechaliśmy do domu.
W garażu Raven oświadczyła, że idzie coś załatwić i, że może wrócić dość późno, a następnie stopiła się z cieniem w kącie i już jej nie było. Ja i Sebastian tylko spojrzeliśmy po sobie i ledwo powstrzymując śmiech poszliśmy do mnie.
//Wieczorem tj. 20:00//
Sebastian właśnie ode mnie wyszedł. Spędziliśmy w swoim towarzystwie całe popołudnie głównie rozprawiając o szkole, dzisiejszych zniszczeniach w pałacu, humorach Chesa, zachowaniu Raven i innych równie błahych sprawach. Nawet nie zauważyliśmy upływu czasu, ale to chyba normalne. Mam nadzieję, w końcu czarnowłosy bardzo mi się podoba. Tylko co on o mnie myśli? Tajemnica.
Potrząsnęłam głową, aby o tym nie myśleć i poszłam włączyć laptopa.
//Narracja Sebastiana, 23:46//
Kierowałem się właśnie do pokoju złotookiej. Chase chwilę wcześniej poprosił mnie abym pogonił ją do już do spania. Uśmiechnąłem się pod nosem, co wieczór trzeba ją zganiać z komputera. Pogrążony w myślach w końcu wszedłem do środka. Wewnątrz panował półmrok powodowany poświatą z laptopa stojącego na biurku. Tuż obok z głową na blacie Cheysy drzemała w najlepsze. Jako, że była już w piżamie, to wziąłem ją na ręce i przeniosłem do łóżka. Gdy dziewczyna była już pod kołdrą, pomyślałem, że zerknę sobie co znowu czytała:
Dedykacja dla ~Kate~ i Arisu ^^
No, zapraszam na rozdział...
Obudził mnie lekko przytłumiony dzwonek telefonu. Jeszcze lekko skołowana tą nagłą pobudką, przeciągnęłam się lekko i słysząc, że telefon nie daje za wygraną, odebrałam go.
-Haalo?- ziewnęłam przeciągle do słuchawki.
-Ohayo Chey-chan. Jak się spało?- usłyszałam wesoły głos Grella.
-W miarę, a tak w ogóle to po co dzwonisz do mnie- zerknęłam na zegarek- o 8 rano?
-Jestem w galerii handlowej, chciałabyś żebym ci coś kupił?
-Będę potrzebowała strój galowy na zakończenie roku, liczę na twój gust.
-Dziękuję za zaufanie w tej sprawie, a chcesz może coś jeszcze?- spytał z nadzieją w głosie.
-Jakbyś mógł to poproszę jakiś fajny strój na dzisiaj- uśmiechnęłam się pod noskiem.
-Na którą mam to przynieść?
-Zdążysz przed 10?- spytałam nerwowo bawiąc się pasemkiem włosów.
-Oczywiście, śmiesz we mnie wątpić?- zaczął strzelać fochy.
-Skąd, że znowu- odparłam śmiejąc się.
-No. Bay, bay, Chey-chan.
-Ja-ne.
Rozłączyłam się. Po chwili leżenia, stwierdziłam, że nie mam po co kłaść się z powrotem. W końcu i tak zaraz przyszedł by Sebastian do budzenia. Wygrzebałam się z pościeli i podreptałam do łazienki.
Po oporządzeniu się, wyszłam w szlafroku z turbanem na głowie. W kilka chwil włosy były suche i uczesane,
ciuchy po domu założone, szkarłatne, wzorzyste zasłony rozsunięte, a pościel zaścielona.
Zadowolona z siebie omiotłam wzrokiem cały pokój, a następnie usiadłam przy swoim laptopie, do tej pory spokojnie spoczywającym na biurku. Weszłam na chwileczkę na fb i pozaglądałam na czytane blogi.
Podczas pisania komentarza, ktoś zapukał do drzwi. Tym "ktosiem" okazał się być czerwonowłosy shinigami z masą toreb z zakupami. Od razu podbiegłam do niego i zabrałam cześć torebek.
Chwilę później ich zawartość została ułożona na łóżku w poszczególne stroje:
-Galowy: biała bluzka z kołnieżykiem i kokardą z tyłu, czarna, zwiewna spódnica do kolan z białym, różanym wzorem u dołu i srebrne buciki na obcasie z ozdobnymi klamerkami.
-Do szkoły 1.: czerwony top bez ramiączek, czerwona mini spódniczka, czarne rękawiczki bez palców i wysokie czarne trampki + naszyjnik ze srebrnym serduszkiem.
-Do szkoły 2.: zielona bluzka w stylu chińskim ze złotymi elementami, czarne rurki i złotawe trampki z zielonymi sznurówkami za kostkę + kolczyki koła i złota bransoletka, wyglądająca jak smok owijający się dookoła nadgarstka.
-Do szkoły 3.: sukienka do połowy uda w biało-czarne poziome pasy i czarne sandałki + kolczyki z moimi inicjałami i bransoletka z ćwiekami.
Patrzyłam na te trzy genialnie wyglądające stroje (galowego nie liczę) i nijak nie mogłam się zdecydować.
Z odsieczą przybył Sebastian z herbatą i śniadaniem na tacy. Nadmienię, że nie był zdziwiony całą sytuacją.
Wspólnymi siłami zdecydowaliśmy, że założę zestaw trzeci, a resztę zostawimy na kiedy indziej.
Gdy przebierałam się w łazience usłyszałam podniesiony głos Will'a. Po moim wyjściu Sebastian zakomunikował mi, że cała trójka przedstawicieli bogów śmierci musiała gdzieś pojechać. Zasmuciłam się lekko, ale chwilę później zwijałam się ze śmiechu. Ten podstępny demon zaczął mnie łaskotać, zastanawiam się tylko skąd wiedział gdzie mam łaskotki? Po kilku minutach udało mi się uciec, choć na niewiele się to zdało, gdyż czarnowłosy złapał mnie od tyłu w pasie i mocno do siebie przytulił. Na ten gest momentalnie się zarumieniłam i spuściłam wzrok.
-Słodko wyglądasz z tymi rumieńcami- stwierdził, oczami wyobraźni widziałam jego uśmiech.
-To twoja sprawka- burknęłam, dalej wbijając wzrok w podłogę. Jeszcze trochę, a przebiję ją na wylot.
-No wiem- zamruczał.
-Yosh- wymknęłam się z jego objęć- pokaż co to za pyszności przyniosłeś mi na śniadanie.
***
Szłam razem z Raven i Sebastianem korytarzem. Miałam strasznie niemrawą minę.
-Co się dzieje Chey-chan?- spytała się zmartwiona czarnowłosa.
-Nie wiesz?- zdziwiłam się widząc, że kiwa przecząco głową- Dzisiaj są egzaminy końcowe.
-T-to dzisiaj?- wyjąkała przestraszona Raven
-No.
Do tej wymiany zdań wtrącił się Sebastian.
-Nie martwcie się, jestem pewny, że sobie poradzicie.
Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi, a moja przyjaciółka coś tam mruknęła pod "wąsem"
Podczas jazdy samochodem gawędziłam wesoło z czarnowłosym, a Raven słuchała głośnej muzyki na mp3.
Dopiero jak wysiadłyśmy i pożegnałyśmy się z Sebastianem, mój "lekki" stres powrócił. Obie skierowałyśmy się do budynku szkolnego. Pod salą, w której miał odbyć się sprawdzian łączony z matmy, fizyki, chemii i biologii, mój telefon zaczął nieprzerwanie brzęczeć. Wyjęłam go i ze zdumieniem zerknęłam na pięć SMS'ów
od mieszkańców pałacu. Wszyscy życzyli nam powodzenia na egzaminach i jojczyli, że wszystkiego muszą się dowiadywać w ostatniej chwili od Sebastiana. Po przeczytaniu ich jakoś mi ulżyło, więc gdy tylko zadzwonił dzwonek, pewnym siebie krokiem, wkroczyłam z Raven do klasy.
//Na przerwie//
-Jak myślisz, dobrze nam poszło?- spytała mnie Raven, gdy kierowałyśmy się na następny łączony egzamin.
-Myślę, że tak- odparłam po chwilce zastanowienia.
Przez kilka minut szłyśmy w całkowitym milczeniu, ale moja przyjaciółka po chwili zadała kolejne pytanie.
-To nie dziwne, że mamy jeden egzamin z czterech różnych przedmiotów?
-Według mnie jest.
-Teraz mamy z polskiego, historii, religii i wdż, tak?- zapytała.
-No
-A co po tym?
-Na trzeciej łączony z angielskiego, hiszpańskiego i japońskiego. Na czwartej technika i plastyka, a na ostatniej w-f - odpowiedziałam na jednym wydechu. Mam nadzieje, że nie będzie już poruszać tematu egzaminów. Wystarczająco się nimi stresuję i bez tego.
-Kurczę, żeby jednego dnia egzaminować ze wszystkich przedmiotów.
-To trochę głupie.
-Ale zaczekaj, egzamin z w-f kończy się o 16:15...-zamyśliła się na chwilę.
-Tak.
-Lekcje kończą się wcześniej?- spytała z nadzieją.
-Tak.
-Czemu mi nie powiedziałaś?!- wykrzyknęła na cały korytarz, że połowa naszej klasy się odwróciła.
-Cicho bądź- uciszyłam ją trzepnięciem w tył głowy- nie mówiłam, bo to było oczywiste.
Raven już chciała coś odpowiedzieć, ale dzwonek jej przerwał. Weszłyśmy spokojnie do klasy i zajęłyśmy nasze wspólne miejsce w pierwszej ławce, w środkowym rzędzie.
//Po ostatnim egzaminie <uff, nareszcie koniec>//
Właśnie wybiegłyśmy z szatni po egzaminie z w-f, przebiegamy przez szkolne korytarze, wymijając po drodze innych uczniów, nauczycieli i samotne kosze na śmieci. ledwo wyrabiamy już na zakrętach, ale biegniemy dalej. Przy schodach zatrzymałam się na chwile, ale Raven biegła dalej przeskakując po 5 stopni na raz. Co nie było dobrym pomysłem, bo jakiś złośliwiec podstawił jej nogę i biedna ma przyjaciółka leży teraz znokautowana u stóp schodów. Ja zaś ze stoickim spokojem zjechałam na sam dół po bezpiecznej poręczy i pomogłam jej wstać.
-Chey-chan, a po co myśmy w ogóle biegły?- spytała mnie czarnowłosa gdy kierowałyśmy się już spokojnym marszem w kierunku parkingu.
-Może, żeby nie było za nudno- odparłam z ironicznym uśmiechem- A może dlatego, że zanim zaczęłyśmy biec, krzyknęłaś: "Kto ostatni na parkingu ten śpi na korytarzu!"- dodałam uderzając przyjaciółkę w tył głowy <znowu?>
-Okey, okey. Odwołuję to- przeprosiła Raven.
Po tej króciutkiej kłótni <to tak wyglądają kłótnie? tamta zadyma z bazuką to mogła być kłótnia!>
nasza rozmowa wróciła już do swego normalnego nurtu. Czyli tak zwane gadanie o wszystkim i o niczym.
Przemierzałyśmy parking rozglądając się za "Czarnym Szoferem" jak to go Raven nazwała przed chwilą.
Rzeczony czarnowłosy stał przy naszym pojeździe i gdy tylko nas zauważył, począł machać do mnie ręką.
<nowa taktyka Sebastiana i Raven, ignorowanie się nawzajem>
Szybko do niego podbiegłam ciągnąć przyjaciółkę za rękaw i wszyscy pojechaliśmy do domu.
W garażu Raven oświadczyła, że idzie coś załatwić i, że może wrócić dość późno, a następnie stopiła się z cieniem w kącie i już jej nie było. Ja i Sebastian tylko spojrzeliśmy po sobie i ledwo powstrzymując śmiech poszliśmy do mnie.
//Wieczorem tj. 20:00//
Sebastian właśnie ode mnie wyszedł. Spędziliśmy w swoim towarzystwie całe popołudnie głównie rozprawiając o szkole, dzisiejszych zniszczeniach w pałacu, humorach Chesa, zachowaniu Raven i innych równie błahych sprawach. Nawet nie zauważyliśmy upływu czasu, ale to chyba normalne. Mam nadzieję, w końcu czarnowłosy bardzo mi się podoba. Tylko co on o mnie myśli? Tajemnica.
Potrząsnęłam głową, aby o tym nie myśleć i poszłam włączyć laptopa.
//Narracja Sebastiana, 23:46//
Kierowałem się właśnie do pokoju złotookiej. Chase chwilę wcześniej poprosił mnie abym pogonił ją do już do spania. Uśmiechnąłem się pod nosem, co wieczór trzeba ją zganiać z komputera. Pogrążony w myślach w końcu wszedłem do środka. Wewnątrz panował półmrok powodowany poświatą z laptopa stojącego na biurku. Tuż obok z głową na blacie Cheysy drzemała w najlepsze. Jako, że była już w piżamie, to wziąłem ją na ręce i przeniosłem do łóżka. Gdy dziewczyna była już pod kołdrą, pomyślałem, że zerknę sobie co znowu czytała:
"-Gdyby nie ten impuls...- kontynuował całkowicie spokojnym głosem starzec. -Czy jesteś teraz szczęśliwy?
Ten termin znałem kiedyś. Dawno temu, lecz po wypicu Lao Mang Long wszystko diametralnie się zmieniło. Większa część pozytywnych emocji wygasła, łącznie ze szczęściem. Nawet zdobycie świata by go nie przyniosło. Jedyne co będę czuć to satysfakcja, że podołałem.
Nagle przed oczami miałem szeroko uśmichniętą szesnastolatkę, która właśnie cieszy się z jakiegoś słabego żartu, który sama wymyśliła. Widzę piękną dziewczynę, która rumieni się przy każdym pocałunku, która nadyma policzki jak dziecko, gdy coś pójdzie nie po jej myśli.
-Kim ona jest?- zapytał z nutką zadziory w głosie mnich Tao. -Ta Arisu?
-Skąd mistrz wie?- zdzwiony omal nie wylałem zawartości miseczki na siebie. Był to najbardziej żenujący wyczyn w przeciągu kilku stuleci. Popełnienie seppuku wydaje się teraz jedynym wyjściem...
-Przed chwilą duszą byłeś daleko stąd, a twoje usta same wymówiły jej imię- dodał pomiędzy łykami ciepłej herbaty. Musiał zamaskować swoje rozbawienie, oraz radość.
-Wróć do niej, mój synu- rozkazał ojcowkskim głosem mistrz Tao. -Idź i zrozum. Wiem, że jesteś na tyle mądry, by to zrozumieć. Jeśli nie, to za karę będziesz budował nową świątynię.
Tak oto moja podróż zakończyła się ciekawym zwrotem akcji."
Uśmiechnąłem się do siebie, Chase zakochany, no kto by pomyślał. Ciekawie by to wyglądało, Chase i jakaś inna dziewczyna siedząca u niego na kolanach. Ale dosyć rozwodzenia się nad tym wszystkim. Podszedłem jeszcze do czarnowłosej i ucałowałem ją delikatnie w czoło. To takie zastępstwo "dobranoc" w moim skromnym wykonaniu. Zasłoniłem czerwone zasłony i zgasiłem komputer, a następnie wyszedłem z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Ech, i co teraz? A, już wiem, pozgarniać wszystkich do spania, powiadomić o tym Chesa i samemu się położyć. Żegnam.
wtorek, 29 maja 2012
One-Shot- "Z pamiętnika Autorki..."
29.05.2012 Wtorek
Wstałam dzisiaj koło 11, wcześnie prawda, no ja wcześniej wstać nie potrafię, ech wspaniała bezsenności...
Gdy w łazience spojrzałam w lustro przeraziłam się dokumentnie. Pierwsza myśl, która przeszła mi przez głowę to: "Czy to coś z czarnymi cieniami pod zaspanymi oczami, bladą cerą i fryzurą typu "piorun strzelił w grabie", to ja? Czy może ten sławny detektyw którego tak lubię? Niee, nawet on wygląda lepiej niż ja."
Gdy już byłam przekonana, kto tak gapi się na mnie z lustra, złapałam szczotkę i uczesałam włosy, aby wyglądały choć trochę normalnie. Następnie wskoczyłam pod prysznic, umyłam się, umyłam tą nieszczęsną głowę, i ogólnie doprowadziłam się do porządku. W końcu czeka mnie pracowity dzień, pewnie zasnę już na matmie. Ano, gdy wykonałam wszystkie, absolutnie wszystkie czynności pielęgnacyjne (uprzedzam że make- up to nie moja bajka i się w związku z tym nie maluję) i włożyłam szlafrok, ponownie stanęłam przed lustrem. No, wyglądam o wiele lepiej, cienie pod oczami są lekko mniejsze niż wcześniej, tęczówki połyskują kolorem, którego nie potrafię określić, a dwukolorowe włosy okalają twarz. Zostawiając łazienkę, która nawiasem mówiąc jest zalana do granic możliwości, poszłam do siebie założyć ciuchy. A mianowicie: czarną podkoszulkę z kolorowymi napisami, krótkie dżinsowe spodenki, i mundurek z logiem szkoły (na podkoszulkę).
Pomyślałam, że warto coś zjeść, natchniona tym zamiarem poczłapałam do kuchni, z której wróciłam z tabliczką gorzkiej czekolady. Usiadłam po turecku na kanapie i zjadając ją sporymi gryzami (Mello we mnie wstąpił) włączyłam jakiś film kryminalny:
Bosz, jak ja uwielbiam ten film, szkoda tylko, że ta antymateria wybuchła kilka set metrów nad Watykanem, zamiast w jego podziemiach. A dlatego szkoda, bo gdyby wybuchła w podziemiach to wy*jeba*łoby w powietrze cały Watykan i na dokładkę trzy-czwarte Rzymu. Hmm, nauka zwycięży religię, ciekawy pomysł, muszę kiedyś spróbować...
Po zakończeniu oglądania filma, wróciła (wstrzymajcie oddech) moja matka i moja siostra, tą pierwszą nawet lubię, ale tej małej niecnoty nie znoszę. Ta, ta wiem, nigdy nie mówiłam, że mam rodzeństwo, bo wiecie, nigdy nie chciałam mieć rodzeństwa, a tu po 11 latach spokojnego jedynaczego życia... BACH!!!
No i mam młodszą siostrę. Grrr...
Po przeleżeniu w pokoju z książką, do 13, stwierdziłam, że wypada się zebrać do szkoły. Gdy miałam 10 minut do rozpoczęcia lekcji, a mama i młoda zbierały się do pojechania na działkę, zapytałam się mamy, będąc pewna, że się nie zgodzi, czy mogę jechać z nimi.
Jej odpowiedź była tak powalająca, że niemal zemdlałam. Nie uwieżycie ZGODZIŁA SIĘ I NAWET POWIEDZIAŁA, ŻE NAPISZE MI USPRAWIEDLIWIENIE Z TEJ CAŁODZIENNEJ NIEOBECNOŚCI. Chwilę potem byłam gotowa do wyjścia, z torbą na ramieniu i zasznurowanymi wysokimi trampkami. Gdy godzinę później znalazłam się na hamaku w okularach przeciwsłonecznych i gazetą (nie powiem jaką) uznałam, że kto pyta, nawet o dziwne rzeczy, to nie błądzi, a wręcz otrzymuje dzień wolnego i luz.
Kilka razy przeszłam się po wodę, podskakując jak idiotka. Cóż wolny, ale niespodziewany, czas, zmienia ludzi nie do poznania.
Szczerze to przez spędzenie większości dnia na świerzym powietrzu, bieganiu, tańczeniu, podskakiwaniu z dwoma 5 litrowymi bańkami z wodą jestem uśmiechnięta do teraz. Uśmiech nie zszedł i chyba zejdzie dopiero jutro rano kiedy będzie trzeba wywlec się do szkoły.
niedziela, 20 maja 2012
Rozdział 4- Tytuł nic wam nie powie :3
Zgodnie z wczorajszymi postanowieniami, idziemy dzisiaj do szkoły. Dopiero kilka godzin przed lekcjami przypomniałam sobie o projekcie na chemię. "Dowolny wywar, który będzie działał" - czy jakoś tak. Uwijałam się jak w ukropie przy szykowaniu eliksiru przemiany, którego przepis znalazłam w jednej z ksiąg z biblioteki. Chyba z działu "Niech moja siostra tego nie dotyka!" Wracając do wywaru...
-Gdzie ja położyłam tą sól? A tutaj leży!
Zawzięcie wsypywałam i wlewałam po szczególne składniki. Po zagotowaniu i wcześniejszym wymieszaniu, napój był gotowy.
-No i skończyłam. Będzie 6 jak nic.
Zadowolona z siebie, przelałam wywar do fiolki, zakorkowałam i opisałam. Resztę wlałam do osobnej kolby i poszłam do kuchni aby wylać.
W wyżej wspomnianym pomieszczeniu Raven robiła sobie kawę.
-Ohayo, Raven!
-Yo! Chcesz coś do picia?
-Nie, ale dzięki.
Odłożyłam kolbę na blat obok kawy przyjaciółki. Raven sięgnęła po cukier i potrąciła szklane naczynie. Jak pewnie się domyślacie, cały eliksir wylał się na stolik i podłogę. Przy okazji kilka kropelek wpadło do kubka z kawą. Ech, ja i moje szczęście -.-"
Szybko wzięłam się do wycierania blatu i posadzki.
-Gomen, Chey. Nie chciałam.
-Dobrze, dobrze. Pomóż mi posprzątać.
Razem poszło nam o wiele szybciej. Gdy w kuchni było już czysto, Raven zgarnęła swoją kawę i popijając ją zwróciła się do mnie.
-Jak coś będziesz chciała to jestem u siebie - uśmiechnięta skierowała się do wyjścia, nagle z tyłu jej spodni wychynął puszysty koci ogon.
-Ups!
***
-Aaaa!!! Co to ma być?!
-Chyba przejrzała się w lustrze.
Wbiegłam do zaciemnionego pokoju przyjaciółki. Zobaczyłam brązowego kota ze wściekłym wyrazem pyszczka.
-Chey ja cię zabiję! Coś ty mi zrobiła?!
-Pamiętasz kolbę z przeźroczystym płynem?
-No tak, i co w związku z tym?
-Ten płyn to był mój projekt na chemie, wygląda na to, że gdy go wylałaś kilka kropel wpadło do twojej kawy.
-Że co?!
Rozległo się pukanie do drzwi.
-Wejść- zawołała Raven.
-Co to za hałasy? Witam Cheysy, ale uroczy kotek... Ekhem, znaczy to twój kot, panienko?
-Tak, mój. Co ci, że znowu mówisz panienko? Ech, idź już sobie.
-A mogę go chociaż pogłaskać?
-No cóż- udałam, że się zastanawiam- Zgoda :3
Kocia-Raven prychnęła i uciekła z pokoju. Sebastian pobiegł za nią.
-No zaczekajcie na mnie! - krzyknęłam i wybiegłam za nimi...
Po jakimś czasie czarnowłosy zgubił kota z oczu i postanowił poszukać go na strychu. Gdy tylko zniknął za drzwiami, zza kanapy wychynął koci łepek.
-Poszedł już sobie?
-Tak.
-Uff...
-Teraz chodźmy już lepiej do mnie, zanim ci się pogorszy, lub on cię dopadnie.
-Miał, miał... Miał?!
-No właśnie o tym mówiłam.
-Miał! Miau, miau, miał!!!
-Nie krzycz, i tak nic nie rozumiem!
// Godzinę później w moim pokoju//
-Wiesz ty co? Chyba w najbliższym czasie jednak nie pójdziemy do szkoły.
-Miał?- spytała zdezorientowana Raven, przerywając mycie futerka.
-Ja do ciebie mówię, a ty się myjesz.
-Miał, miau, mił.
-Nie pyskuj!
-Miał.
-Przeprosiny przyjęte, a teraz podaj mi ten fioletowy proszek.
-Miau?- zapytała kotka pokazując pazurem na fiolkę.
-Nie ten, tamten.
-Mił- przyniosła w pyszczku właściwe opakowanie.
-Dzięki.
Po kilkunastu nie działających eliksirach, czterech wybuchach, w czym jeden okazał się być radioaktywny, na skutek którego moje włosy są do połowy fioletowe, nadal nie udało mi się przywrócić Raven do poprzedniego stanu. W pewnej chwili Raven wybiegła do łazienki, wykąpała się i uczesała, a następnie wróciła wskakując mi na kolana.
-Nie widziałam tego.
-Miał.
-Przestań drapać moje spodnie!
-Miłu!!!
-Dobra, schowaj te pazury!
-Miau.
-Wiem, wiem. Mamy... znaczy ja mam cię zmienić z powrotem.
//Jeszcze później//
W moim pokoju wszędzie walały się flakoniki, buteleczki, probówki i inne szklane badziewia potrzebne do tworzenia eliksirów. Kocia- Raven spała na puchowej podusi, wyszywanej w piły łańcuchowe (prezent od Grella). Byłam niezwykle mocno podenewowana, nie wiedziałam co zrobić, w końcu od dobrych paru godzin nie udało mi się stworzyć antidotum na ten przeklęty eliksir przemiany. Właściwie to wyglądałam jak Wezuwiusz przed erupcją, nawet dym mi szedł uszami. Nagle do głowy wpadł mi genialny pomysł, który podziałał na mnie jak wiadro (pojemności kilku hektolitrów) wody i to dosyć zimnej. Tym pomysłem był mój rodzony (tak mówią) brat. Natchniona tą myślą, wzięłam mocno śniętą kotkę na ręce i skierowałam się w bliżej nie określonym kierunku, a właściwie to korytarzem, ale kto na to zwróci uwagę :D
Na tym właśnie korytarzu wpadłam na Sebastiana, jak to on, koniecznie musiał pogłaskać drzemiącą mi na rękach kotkę.
-Sebastian?
-Nani?
-Wiesz może gdzie siedzi mój brat?
-Chyba jest w sali tronowej, ale pewności nie mam.
-Dzięki mimo wszystko- uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
-Nie ma za co, a teraz muszę już uciekać. W ogrodzie jest sprawa nieciepiąca zwłoki.
-Kto, co znowu zmalował? - spytałam ze śmiechem.
-Knox i jego kosiarka, i dodatkowo Grell z sekatorem.
-Leć tam! Ratuj mój ogród!
Sebastian poszedł załatwiać tą "ogrodową" sprawę, a ja skierowałam się do sali tronowej.
//15 minut później w wyżej wymienionym pomieszczeniu//
Chase drzemał akurat na tronie z głową opartą na dłoni. Podeszłam do niego na paluszkach, pochyliłam się tak, że moja głowa była tuż obok jego ucha...
-Chase!!! Bolszewicy atakują!!!- krzyknęłam mu prosto do ucha, jednocześnie wyciągając mu rękę z pod głowy. Czarnowłosy uderzył głową w poręcz tronu, z którego następnie się zerwał, ale siła uderzenia w poręcz była na tyle silna, że chwilę potem leżał na ziemi.
-Jacy znowu Bolszewicy? Czy znowu jest rok 1920?- spytał powoli podnosząc się z posadzki.
-Wyluzuj braciszku, po prostu tylko przywołanie takich niemiłych wspomnień może cię obudzić- odpowiedziałam tonem pani psycholog.
-A wszystko przez "Bitwę Warszawską"- tutaj się lekko wzdrygnął- a, w ogóle to o co chodzi? - spytał już przytomnym tonem.
-O twoją specjalność.
-Co tym razem? Zaklęcia czy eliksiry?
-Eliksiry.
-Niech zgadnę, eliksir przemiany?
-No, skąd wiedziałeś?
-Czytam w myślach.
-Ile razy to już słyszałam? A tak na serio?
-Po prostu trzymasz na rękach kotkę, która ma czarne włosy z czerwonymi końcówkami, a taką fryzurę nosi jedynie Raven, która zawsze przychodzi razem z tobą gdy coś zmalujesz.
-Dedukcja godna L- stwierdziłam z uznaniem patrząc na brata.
-Nie pochlebiaj mi, to chcesz żebym ci pomógł?
-Oczywiście.
-Jak tak to zasuwaj do biblioteki.
Wystawiłam mu tylko język i poszłam w wyznaczone miejsce.
//W bibliotece, duuużo później//
-Znalaazłam!- krzyknęłam donośnie zza okopów zbudowanych z encyklopedii.
-Co znalazłaś?- usłyszałam z daleka głos brata.
-"Harry Potter i Czara Ognia"- przeczytałam powoli, po czym podniosłam ją nad głowę.
-A co to ma do rzeczy?
-No, nic. Po prostu od dawna nie mogłam jej znaleźć.
-Ech...-oczami wyobraźni zobaczyłam, że przejeżdża dłonią po twarzy z dezaprobatą- Szukaj dalej!
-Dobra, dobra.
Po tym jakże pasjonującym dialogu, z powrotem dałam nura do morza książek.
Chwilę potem znów usłyszałam brata, tyle że zdecydowanie bliżej niż ostatnio. A właściwie to stał za mną...
-Teraz to ja znalazłem.
-Chorego Portiera?
-Owszem- tu podał mi dość grubą, także poszukiwaną przeze mnie książkę- a przy okazji przepis na antidotum też się znalazł.
-To co teraz?
-Bierz kota do siebie, wiesz jak nie lubię kiedy ktoś siedzi na "moim" tronie- pokazał na salę tronową, w której pozostał kot- a ja w tym czasie przyszykuje wywar.
-Hai- poszłam "znowu" do sali tronowej, jak zwykle mój brat miał rację, kotka rzeczywiście spała na jego tronie. Wzięłam ją na ręce i poszłyśmy do mnie. Czekając na brata zaczęłam czytać moje "znaleziska", a Raven dała się porwać jakiemuś kłębkowi włóczki (?). Kto tam wie te koty...
Znudziło mi się czytanie, w końcu byłam chyba w 36 rozdziale. Popatrzyłam na zegarek, no bez jaj, ile można robić jedno antidotum! Wygląda na to, że mojemu bratu zajmuje to już z cztery godziny.
Zdecydowałam się na czynność, której poddała się Raven, a mianowicie... drzemce.
Obudziło mnie takie jakieś:
-Cheysy wstawaj! Szkopy atakują!- tak to ten czarnowłosy idiota, mój brat w gwoli ścisłości. Kto myślał inaczej niech się wstydzi, ale nie trudno mu się dziwić, określenie "czarnowłosy" dotyczy się większości postaci.
-Ciszej trochę- wypowiedziałam się spokojnie, otwierając jedno oko- jakbym nie była wyrozumiała to oberwałbyś w łeb- dodałam podrzucając wyciągniętym znikąd małym, czarnym sztylecikiem.
-Tego się po tobie nie spodziewałem- stwierdził patrząc na ten mały, ostry przedmiot w mojej dłoni.
-Przyzwyczaj się, a co z wywarem?- spytałam wstając.
-Raven już go dostała, ale może minąć cały tydzień, zanim wróci do poprzedniej postaci.
-Hura. Kolejny tydzień siedzenia w domu.- skwitowałam beznamiętnie.
-Idę pomedytować, mata ne- pożegnał się złotooki, znikając za drzwiami.
-Pa- odpowiedziałam, odpalając laptopa na biurku.
***
Było około pierwszej w nocy, kocia- Raven zwinięta w kłębek, spała w nogach łóżka Cheysy. Jej sen był jakiś inny niż zwykle, widziała łąkę pełną kocimiętki...
Chwila, moment. Co ja piszę?! Kocie sny wyglądają inaczej! Ale tego to ja wam nie powiem :3
Nagle ciszę zerwało pukanie do drzwi.
-Miał, miaau?- kicia wstała, i otworzyła drzwi (wskoczyła na klamkę). Teraz zgadujcie, kto stał za drzwiami? Uprzedzę ~Kate~, to nie Sebastian ;)
To Grell. Jak skończył? Cóż, Raven rzuciła się na niego, pogryzła, podrapała i ogólnie ciężko uszkodziła.
Wtedy też, jak tylko został wypchnięty za drzwi (Grell), a ona poszła spać (kotka), musiałam "własnoręcznie" zawlec poszkodowanego do jego pokoju. (Ja jako Autorka)
//Rano? Chyba tak...//
Raven wstała jak zwykle rano... No dobra była czternasta. Zadowolona!?
Przyniosłam jedzenie, w jednej misce było parujące spaghetti, a w drugiej kocie żarcie. (Nie pytajcie -.-)
-Miaau.- stwierdziła kotka z dezaprobatą spoglądając na to drugie.
-Luz to nie dla ciebie- powiedziałam widząc minę przyjaciółki- to dla Grella, jest tak potłuczony, że dopiero jutro skapnie się co zjadł- dodałam szeptem.
-Miał?
-To jest dla ciebie- położyłam przed nią miskę ze spaghetti.
-Mrrrr...- zamruczała kotka pochylając się nad jedzeniem.
-No pewnie, że pyszne. W końcu zostało zrobione przez "piekielnie dobrego lokaja"
-Miło mi to słyszeć- usłyszałam obok siebie głos wyżej wymienionej osoby, która postawiła przede mną filiżankę herbaty.
-Dzięki.
-Miau.
Chłopak zniknął równie szybko, jak się pojawił.
Gdy Raven zjadła, wybrałam się z nią i naręczem książek do ogrodu, gdzie przesiedziałyśmy do wieczora. Chyba nie muszę pisać o tym co robiłam skoro to logiczne. Potem już tylko oglądałyśmy anime i spałyśmy.
//3 dni później, chyba w końcu trzeba dać jakąś większą akcję, nee?//
-Raven wstawaj, mam dla ciebie kurczaka.
-Jeszcze 5 minut... Masz kurczaka?!
-Mam, o i właśnie, ty znowu mówisz-uśmiechnęłam się do czarnowłosej- Nie Raven, przestań! Siad!
Kotka skakała po mnie, a że nie mogła dosięgnąć to zaczęła przeraźliwie piszczeć:
-Daj, daj, daj, daj!
-Nie jesteś mewa! Usiądź to dam... No jak możesz.
Moja kocia- przyjaciółka przewróciła mnie, porwała kurczaka i uciekła. Biegnąc ze zdobyczą, zgrabnie wyminęła Sebastiana z herbatą na tacy.
-Nie plątaj się pod nogami- zawołała kotka do czarnowłosego.
-Co?!- zdziwiony chłopak gwałtownie obrócił się w stronę kota (niemal wylał herbatę, <szok>)
-To jest...Miał.
-Raven wracaj... - widząc lokaja, szybko zmieniłam wypowiedź- znaczy choć tu ty kocie ty!
-To ten kot to Raven?
Widząc jego osłupienie, chciało mi się śmiać, ale przygryzłam wargę i zmusiłam się do spokojnego tonu:
-A faktycznie, ty o niczym nie wiesz.
-Gdzie, kot... ona, Raven znaczy... kurde no. Gdzie pobiegła?- zapytał już całkowicie zdezorientowany Michaelis.
-Nio, teraz to i ja nie wiem...
//W tym samym czasie... Gdzieś...//
Dowiedziałam się gdzie, no przynajmniej raz na czas, dłuższy czas -.-
A mianowicie w piwnicy. No w tej piwnicy Raven pałaszowała swoją zdobycz, gdy nagle w jakimś koncie cuś zapiszczało.
-Co to?- zaintrygowana kotka podniosła główkę z nad jedzenia.
W tym koncie siedziała mała, szara mysz.
-Pi- to niepewne piśnięcie zaważyło o życiu tej nieszczęsnej myszy.
-Mysz!- słysząc ten krzyk pani Melania, tak się owa mysz zwała, zaczęła uciekać- Wracaj tu obiedzie! Znaczy...- kotka uśmiechnęła się przebiegle- Choć tu myszko, choć, choć. Raven nic ci nie zrobi. Dopóki nie jest głodna.
Przez bite 15 minut siedziałam na jednej ze skrzynek w piwnicy, (oczywiście pod swoją peleryną niewidką, no co, Autorka musi być obecna przy każdej sytuacji, niekoniecznie widoczna, ale to nie zmienia faktu, że jest,) i przyglądałam się jak mysz goniła...eee, kot gonił mysz? Chyba to drugie. No, nieważne, istotne jest to, że kot zatriumfował. I z dumnie podniesioną głową poszła z "świętej pamięci", panią Melanią, do pokoju głównej bohaterki, ażeby się pochwalić.
Teraz to przełączę się na inną narrację, wiadomo na jaką...
Dziękuje za przekazanie mi głosu <ukłon w stronę fotela, tak tam właśnie siedzi>.
W każdym razie Kocia- Raven wręczyła mi mysz, zwracając się do mnie tymi słowami...
-W podzięce za kurczaka, daję ci tą myszkę.
-Urocze- odpowiedziałam ironicznym tonem.
-Przed nią to żaden gryzoń, ptak czy ryba nie umknie- skwitował stojący <nadal> w drzwiach Sebastian.
-No co ty mi powiesz!- ofuknęła go Raven, a następnie dała dyla przez okno (a tak, mysz wzięła ze sobą).
-Noo, nie to co teraz?- spytałam czarnowłosego, który właśnie usiał obok mnie.
-Kupimy nową- uśmiechnął się chłopak.
-Ty i twoje pomysły- odpowiedziałam śmiejąc się pod nosem.
***
Proszę o uwagę, tu Autorka.
Trochę skrócę akcję, bo uważam, że już za długa (notka, znaczy).
A poza tym ta cząstka, którą wytnę jest nie tylko długa, ale i nudna. A ja jestem wspaniałomyślna i nie pozwolę, abyście się tu nudzili, no. A tak szczerze to komu chciałoby się jeszcze dodatkowo przepisywać trzy, wypełnione po brzegi, z obu stron, kartki. Bo mnie na pewno nie.
//Skrót akcji//
Kocia Raven została złapana przez hycla, który jak tylko usłyszał, że owa kotka gada, postanowił zarobić na niej fortunę (normalnie średniowiecze <kręci z dezaprobatą głową>). Zabiera ją do schroniska i próbuje zmusić ją do mówienie przed panem Heniem. Co udaje mu się dopiero po złapaniu przez ich obu migreny, spowodowanej głośnym miauczeniem (wiadomo kogo). Potem wkraczają nasza kochanajeszcze nie parka.
I ratuje biednego hycla i pana Henia, przed ogłuchnięciem (pomijając fakt, że pan Henio jest już głuchy).
Następnie zabierają tą syrenę alarmową (czyt. Raven) do samochodu...
//Koniec skrótu, wracamy do akcji :3//
{narracja Cheysy}
Gdy już siedzieliśmy ze "zgubą", pomyślałam, że powinnam zrobić kotu wykład odnośnie "grzecznego" zachowywania się...
-Zrozumiałaś?- spytałam się gdy skończyłam.
-Mówiłaś coś?
-No zwariuję. Masz oficjalny zakaz wychodzenia gdziekolwiek, oczywiście dopóki jesteś kotem.- powiedziałam tonem nieznoszącym sprzeciwu.
-Tak jest generale!- odkrzyknęła mi Raven, salutując mi łapką.
-Cóż się stało, że pojawiła się u ciebie taka nagła zmiana nastawienia?- spytałam przechylając delikatnie głowę na bok.
Pokazała mi łapką, abym się pochyliła, gdy to zrobiłam szepnęła mi z przestrachem na ucho:
-Zobaczyłam Autorkę za oknem, trzymała smycz i kaganiec.
Słysząc to dostałam "lekkiej" kolki śmiechowej. Śmiałam się aż dotarłyśmy do mojego pokoju.
Potem przestałam, jednak środku uspokajające to skarb ;)
//7, ostatni (mam nadzieję) dzień bycia kotem//
Mówiąc szczerze ten ostatni dzień minął dość spokojnie. Pół dnia przespałyśmy, a drugie pół oglądałyśmy "Kuroshitsuji". Ta płyta z odcinkami była wielce wyjątkowym prezentem w podzięce za pozwolenie na skrócenie ogromnej części tekstu. A mianowicie odcinki były wyjątkowe, dlatego że Autorka sprowadziła z całej polski osoby które wg, niej powinny pokładać głos poszczególnym postacią. Np. Sebastianowi Michaelisowi głos podkłada jakże najulubieńszy Leszek Zduń (podkładał głos m. in Chase'owi, czym zaskarbił sobie uwielbienie Autorki). No żebyście widzieli moją minę kiedy dostałam ten prezent, i jeszcze Sebastiana, którego zaprosiłam do wspólnego oglądania.
Obie były bezcenne (zrobiłam im zdjęcia dopis. Autorki)(ale nie pokażę :P)
Równo o północy (północ, dlaczego to zawsze jest północ) Raven z cichym pyknięciem zamieniła się w człowieka. Jutro czeka nas ciężki dzień.
Ale to już w następnym rozdziale...
Dobranoc <gasi światło>
-Gdzie ja położyłam tą sól? A tutaj leży!
Zawzięcie wsypywałam i wlewałam po szczególne składniki. Po zagotowaniu i wcześniejszym wymieszaniu, napój był gotowy.
-No i skończyłam. Będzie 6 jak nic.
Zadowolona z siebie, przelałam wywar do fiolki, zakorkowałam i opisałam. Resztę wlałam do osobnej kolby i poszłam do kuchni aby wylać.
W wyżej wspomnianym pomieszczeniu Raven robiła sobie kawę.
-Ohayo, Raven!
-Yo! Chcesz coś do picia?
-Nie, ale dzięki.
Odłożyłam kolbę na blat obok kawy przyjaciółki. Raven sięgnęła po cukier i potrąciła szklane naczynie. Jak pewnie się domyślacie, cały eliksir wylał się na stolik i podłogę. Przy okazji kilka kropelek wpadło do kubka z kawą. Ech, ja i moje szczęście -.-"
Szybko wzięłam się do wycierania blatu i posadzki.
-Gomen, Chey. Nie chciałam.
-Dobrze, dobrze. Pomóż mi posprzątać.
Razem poszło nam o wiele szybciej. Gdy w kuchni było już czysto, Raven zgarnęła swoją kawę i popijając ją zwróciła się do mnie.
-Jak coś będziesz chciała to jestem u siebie - uśmiechnięta skierowała się do wyjścia, nagle z tyłu jej spodni wychynął puszysty koci ogon.
-Ups!
***
-Aaaa!!! Co to ma być?!
-Chyba przejrzała się w lustrze.
Wbiegłam do zaciemnionego pokoju przyjaciółki. Zobaczyłam brązowego kota ze wściekłym wyrazem pyszczka.
-Chey ja cię zabiję! Coś ty mi zrobiła?!
-Pamiętasz kolbę z przeźroczystym płynem?
-No tak, i co w związku z tym?
-Ten płyn to był mój projekt na chemie, wygląda na to, że gdy go wylałaś kilka kropel wpadło do twojej kawy.
-Że co?!
Rozległo się pukanie do drzwi.
-Wejść- zawołała Raven.
-Co to za hałasy? Witam Cheysy, ale uroczy kotek... Ekhem, znaczy to twój kot, panienko?
-Tak, mój. Co ci, że znowu mówisz panienko? Ech, idź już sobie.
-A mogę go chociaż pogłaskać?
-No cóż- udałam, że się zastanawiam- Zgoda :3
Kocia-Raven prychnęła i uciekła z pokoju. Sebastian pobiegł za nią.
-No zaczekajcie na mnie! - krzyknęłam i wybiegłam za nimi...
Po jakimś czasie czarnowłosy zgubił kota z oczu i postanowił poszukać go na strychu. Gdy tylko zniknął za drzwiami, zza kanapy wychynął koci łepek.
-Poszedł już sobie?
-Tak.
-Uff...
-Teraz chodźmy już lepiej do mnie, zanim ci się pogorszy, lub on cię dopadnie.
-Miał, miał... Miał?!
-No właśnie o tym mówiłam.
-Miał! Miau, miau, miał!!!
-Nie krzycz, i tak nic nie rozumiem!
// Godzinę później w moim pokoju//
-Wiesz ty co? Chyba w najbliższym czasie jednak nie pójdziemy do szkoły.
-Miał?- spytała zdezorientowana Raven, przerywając mycie futerka.
-Ja do ciebie mówię, a ty się myjesz.
-Miał, miau, mił.
-Nie pyskuj!
-Miał.
-Przeprosiny przyjęte, a teraz podaj mi ten fioletowy proszek.
-Miau?- zapytała kotka pokazując pazurem na fiolkę.
-Nie ten, tamten.
-Mił- przyniosła w pyszczku właściwe opakowanie.
-Dzięki.
Po kilkunastu nie działających eliksirach, czterech wybuchach, w czym jeden okazał się być radioaktywny, na skutek którego moje włosy są do połowy fioletowe, nadal nie udało mi się przywrócić Raven do poprzedniego stanu. W pewnej chwili Raven wybiegła do łazienki, wykąpała się i uczesała, a następnie wróciła wskakując mi na kolana.
-Nie widziałam tego.
-Miał.
-Przestań drapać moje spodnie!
-Miłu!!!
-Dobra, schowaj te pazury!
-Miau.
-Wiem, wiem. Mamy... znaczy ja mam cię zmienić z powrotem.
//Jeszcze później//
W moim pokoju wszędzie walały się flakoniki, buteleczki, probówki i inne szklane badziewia potrzebne do tworzenia eliksirów. Kocia- Raven spała na puchowej podusi, wyszywanej w piły łańcuchowe (prezent od Grella). Byłam niezwykle mocno podenewowana, nie wiedziałam co zrobić, w końcu od dobrych paru godzin nie udało mi się stworzyć antidotum na ten przeklęty eliksir przemiany. Właściwie to wyglądałam jak Wezuwiusz przed erupcją, nawet dym mi szedł uszami. Nagle do głowy wpadł mi genialny pomysł, który podziałał na mnie jak wiadro (pojemności kilku hektolitrów) wody i to dosyć zimnej. Tym pomysłem był mój rodzony (tak mówią) brat. Natchniona tą myślą, wzięłam mocno śniętą kotkę na ręce i skierowałam się w bliżej nie określonym kierunku, a właściwie to korytarzem, ale kto na to zwróci uwagę :D
Na tym właśnie korytarzu wpadłam na Sebastiana, jak to on, koniecznie musiał pogłaskać drzemiącą mi na rękach kotkę.
-Sebastian?
-Nani?
-Wiesz może gdzie siedzi mój brat?
-Chyba jest w sali tronowej, ale pewności nie mam.
-Dzięki mimo wszystko- uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
-Nie ma za co, a teraz muszę już uciekać. W ogrodzie jest sprawa nieciepiąca zwłoki.
-Kto, co znowu zmalował? - spytałam ze śmiechem.
-Knox i jego kosiarka, i dodatkowo Grell z sekatorem.
-Leć tam! Ratuj mój ogród!
Sebastian poszedł załatwiać tą "ogrodową" sprawę, a ja skierowałam się do sali tronowej.
//15 minut później w wyżej wymienionym pomieszczeniu//
Chase drzemał akurat na tronie z głową opartą na dłoni. Podeszłam do niego na paluszkach, pochyliłam się tak, że moja głowa była tuż obok jego ucha...
-Chase!!! Bolszewicy atakują!!!- krzyknęłam mu prosto do ucha, jednocześnie wyciągając mu rękę z pod głowy. Czarnowłosy uderzył głową w poręcz tronu, z którego następnie się zerwał, ale siła uderzenia w poręcz była na tyle silna, że chwilę potem leżał na ziemi.
-Jacy znowu Bolszewicy? Czy znowu jest rok 1920?- spytał powoli podnosząc się z posadzki.
-Wyluzuj braciszku, po prostu tylko przywołanie takich niemiłych wspomnień może cię obudzić- odpowiedziałam tonem pani psycholog.
-A wszystko przez "Bitwę Warszawską"- tutaj się lekko wzdrygnął- a, w ogóle to o co chodzi? - spytał już przytomnym tonem.
-O twoją specjalność.
-Co tym razem? Zaklęcia czy eliksiry?
-Eliksiry.
-Niech zgadnę, eliksir przemiany?
-No, skąd wiedziałeś?
-Czytam w myślach.
-Ile razy to już słyszałam? A tak na serio?
-Po prostu trzymasz na rękach kotkę, która ma czarne włosy z czerwonymi końcówkami, a taką fryzurę nosi jedynie Raven, która zawsze przychodzi razem z tobą gdy coś zmalujesz.
-Dedukcja godna L- stwierdziłam z uznaniem patrząc na brata.
-Nie pochlebiaj mi, to chcesz żebym ci pomógł?
-Oczywiście.
-Jak tak to zasuwaj do biblioteki.
Wystawiłam mu tylko język i poszłam w wyznaczone miejsce.
//W bibliotece, duuużo później//
-Znalaazłam!- krzyknęłam donośnie zza okopów zbudowanych z encyklopedii.
-Co znalazłaś?- usłyszałam z daleka głos brata.
-"Harry Potter i Czara Ognia"- przeczytałam powoli, po czym podniosłam ją nad głowę.
-A co to ma do rzeczy?
-No, nic. Po prostu od dawna nie mogłam jej znaleźć.
-Ech...-oczami wyobraźni zobaczyłam, że przejeżdża dłonią po twarzy z dezaprobatą- Szukaj dalej!
-Dobra, dobra.
Po tym jakże pasjonującym dialogu, z powrotem dałam nura do morza książek.
Chwilę potem znów usłyszałam brata, tyle że zdecydowanie bliżej niż ostatnio. A właściwie to stał za mną...
-Teraz to ja znalazłem.
-Chorego Portiera?
-Owszem- tu podał mi dość grubą, także poszukiwaną przeze mnie książkę- a przy okazji przepis na antidotum też się znalazł.
-To co teraz?
-Bierz kota do siebie, wiesz jak nie lubię kiedy ktoś siedzi na "moim" tronie- pokazał na salę tronową, w której pozostał kot- a ja w tym czasie przyszykuje wywar.
-Hai- poszłam "znowu" do sali tronowej, jak zwykle mój brat miał rację, kotka rzeczywiście spała na jego tronie. Wzięłam ją na ręce i poszłyśmy do mnie. Czekając na brata zaczęłam czytać moje "znaleziska", a Raven dała się porwać jakiemuś kłębkowi włóczki (?). Kto tam wie te koty...
Znudziło mi się czytanie, w końcu byłam chyba w 36 rozdziale. Popatrzyłam na zegarek, no bez jaj, ile można robić jedno antidotum! Wygląda na to, że mojemu bratu zajmuje to już z cztery godziny.
Zdecydowałam się na czynność, której poddała się Raven, a mianowicie... drzemce.
Obudziło mnie takie jakieś:
-Cheysy wstawaj! Szkopy atakują!- tak to ten czarnowłosy idiota, mój brat w gwoli ścisłości. Kto myślał inaczej niech się wstydzi, ale nie trudno mu się dziwić, określenie "czarnowłosy" dotyczy się większości postaci.
-Ciszej trochę- wypowiedziałam się spokojnie, otwierając jedno oko- jakbym nie była wyrozumiała to oberwałbyś w łeb- dodałam podrzucając wyciągniętym znikąd małym, czarnym sztylecikiem.
-Tego się po tobie nie spodziewałem- stwierdził patrząc na ten mały, ostry przedmiot w mojej dłoni.
-Przyzwyczaj się, a co z wywarem?- spytałam wstając.
-Raven już go dostała, ale może minąć cały tydzień, zanim wróci do poprzedniej postaci.
-Hura. Kolejny tydzień siedzenia w domu.- skwitowałam beznamiętnie.
-Idę pomedytować, mata ne- pożegnał się złotooki, znikając za drzwiami.
-Pa- odpowiedziałam, odpalając laptopa na biurku.
***
Było około pierwszej w nocy, kocia- Raven zwinięta w kłębek, spała w nogach łóżka Cheysy. Jej sen był jakiś inny niż zwykle, widziała łąkę pełną kocimiętki...
Chwila, moment. Co ja piszę?! Kocie sny wyglądają inaczej! Ale tego to ja wam nie powiem :3
Nagle ciszę zerwało pukanie do drzwi.
-Miał, miaau?- kicia wstała, i otworzyła drzwi (wskoczyła na klamkę). Teraz zgadujcie, kto stał za drzwiami? Uprzedzę ~Kate~, to nie Sebastian ;)
To Grell. Jak skończył? Cóż, Raven rzuciła się na niego, pogryzła, podrapała i ogólnie ciężko uszkodziła.
Wtedy też, jak tylko został wypchnięty za drzwi (Grell), a ona poszła spać (kotka), musiałam "własnoręcznie" zawlec poszkodowanego do jego pokoju. (Ja jako Autorka)
//Rano? Chyba tak...//
Raven wstała jak zwykle rano... No dobra była czternasta. Zadowolona!?
Przyniosłam jedzenie, w jednej misce było parujące spaghetti, a w drugiej kocie żarcie. (Nie pytajcie -.-)
-Miaau.- stwierdziła kotka z dezaprobatą spoglądając na to drugie.
-Luz to nie dla ciebie- powiedziałam widząc minę przyjaciółki- to dla Grella, jest tak potłuczony, że dopiero jutro skapnie się co zjadł- dodałam szeptem.
-Miał?
-To jest dla ciebie- położyłam przed nią miskę ze spaghetti.
-Mrrrr...- zamruczała kotka pochylając się nad jedzeniem.
-No pewnie, że pyszne. W końcu zostało zrobione przez "piekielnie dobrego lokaja"
-Miło mi to słyszeć- usłyszałam obok siebie głos wyżej wymienionej osoby, która postawiła przede mną filiżankę herbaty.
-Dzięki.
-Miau.
Chłopak zniknął równie szybko, jak się pojawił.
Gdy Raven zjadła, wybrałam się z nią i naręczem książek do ogrodu, gdzie przesiedziałyśmy do wieczora. Chyba nie muszę pisać o tym co robiłam skoro to logiczne. Potem już tylko oglądałyśmy anime i spałyśmy.
//3 dni później, chyba w końcu trzeba dać jakąś większą akcję, nee?//
-Raven wstawaj, mam dla ciebie kurczaka.
-Jeszcze 5 minut... Masz kurczaka?!
-Mam, o i właśnie, ty znowu mówisz-uśmiechnęłam się do czarnowłosej- Nie Raven, przestań! Siad!
Kotka skakała po mnie, a że nie mogła dosięgnąć to zaczęła przeraźliwie piszczeć:
-Daj, daj, daj, daj!
-Nie jesteś mewa! Usiądź to dam... No jak możesz.
Moja kocia- przyjaciółka przewróciła mnie, porwała kurczaka i uciekła. Biegnąc ze zdobyczą, zgrabnie wyminęła Sebastiana z herbatą na tacy.
-Nie plątaj się pod nogami- zawołała kotka do czarnowłosego.
-Co?!- zdziwiony chłopak gwałtownie obrócił się w stronę kota (niemal wylał herbatę, <szok>)
-To jest...Miał.
-Raven wracaj... - widząc lokaja, szybko zmieniłam wypowiedź- znaczy choć tu ty kocie ty!
-To ten kot to Raven?
Widząc jego osłupienie, chciało mi się śmiać, ale przygryzłam wargę i zmusiłam się do spokojnego tonu:
-A faktycznie, ty o niczym nie wiesz.
-Gdzie, kot... ona, Raven znaczy... kurde no. Gdzie pobiegła?- zapytał już całkowicie zdezorientowany Michaelis.
-Nio, teraz to i ja nie wiem...
//W tym samym czasie... Gdzieś...//
Dowiedziałam się gdzie, no przynajmniej raz na czas, dłuższy czas -.-
A mianowicie w piwnicy. No w tej piwnicy Raven pałaszowała swoją zdobycz, gdy nagle w jakimś koncie cuś zapiszczało.
-Co to?- zaintrygowana kotka podniosła główkę z nad jedzenia.
W tym koncie siedziała mała, szara mysz.
-Pi- to niepewne piśnięcie zaważyło o życiu tej nieszczęsnej myszy.
-Mysz!- słysząc ten krzyk pani Melania, tak się owa mysz zwała, zaczęła uciekać- Wracaj tu obiedzie! Znaczy...- kotka uśmiechnęła się przebiegle- Choć tu myszko, choć, choć. Raven nic ci nie zrobi. Dopóki nie jest głodna.
Przez bite 15 minut siedziałam na jednej ze skrzynek w piwnicy, (oczywiście pod swoją peleryną niewidką, no co, Autorka musi być obecna przy każdej sytuacji, niekoniecznie widoczna, ale to nie zmienia faktu, że jest,) i przyglądałam się jak mysz goniła...eee, kot gonił mysz? Chyba to drugie. No, nieważne, istotne jest to, że kot zatriumfował. I z dumnie podniesioną głową poszła z "świętej pamięci", panią Melanią, do pokoju głównej bohaterki, ażeby się pochwalić.
Teraz to przełączę się na inną narrację, wiadomo na jaką...
Dziękuje za przekazanie mi głosu <ukłon w stronę fotela, tak tam właśnie siedzi>.
W każdym razie Kocia- Raven wręczyła mi mysz, zwracając się do mnie tymi słowami...
-W podzięce za kurczaka, daję ci tą myszkę.
-Urocze- odpowiedziałam ironicznym tonem.
-Przed nią to żaden gryzoń, ptak czy ryba nie umknie- skwitował stojący <nadal> w drzwiach Sebastian.
-No co ty mi powiesz!- ofuknęła go Raven, a następnie dała dyla przez okno (a tak, mysz wzięła ze sobą).
-Noo, nie to co teraz?- spytałam czarnowłosego, który właśnie usiał obok mnie.
-Kupimy nową- uśmiechnął się chłopak.
-Ty i twoje pomysły- odpowiedziałam śmiejąc się pod nosem.
***
Proszę o uwagę, tu Autorka.
Trochę skrócę akcję, bo uważam, że już za długa (notka, znaczy).
A poza tym ta cząstka, którą wytnę jest nie tylko długa, ale i nudna. A ja jestem wspaniałomyślna i nie pozwolę, abyście się tu nudzili, no. A tak szczerze to komu chciałoby się jeszcze dodatkowo przepisywać trzy, wypełnione po brzegi, z obu stron, kartki. Bo mnie na pewno nie.
//Skrót akcji//
Kocia Raven została złapana przez hycla, który jak tylko usłyszał, że owa kotka gada, postanowił zarobić na niej fortunę (normalnie średniowiecze <kręci z dezaprobatą głową>). Zabiera ją do schroniska i próbuje zmusić ją do mówienie przed panem Heniem. Co udaje mu się dopiero po złapaniu przez ich obu migreny, spowodowanej głośnym miauczeniem (wiadomo kogo). Potem wkraczają nasza kochana
I ratuje biednego hycla i pana Henia, przed ogłuchnięciem (pomijając fakt, że pan Henio jest już głuchy).
Następnie zabierają tą syrenę alarmową (czyt. Raven) do samochodu...
//Koniec skrótu, wracamy do akcji :3//
{narracja Cheysy}
Gdy już siedzieliśmy ze "zgubą", pomyślałam, że powinnam zrobić kotu wykład odnośnie "grzecznego" zachowywania się...
-Zrozumiałaś?- spytałam się gdy skończyłam.
-Mówiłaś coś?
-No zwariuję. Masz oficjalny zakaz wychodzenia gdziekolwiek, oczywiście dopóki jesteś kotem.- powiedziałam tonem nieznoszącym sprzeciwu.
-Tak jest generale!- odkrzyknęła mi Raven, salutując mi łapką.
-Cóż się stało, że pojawiła się u ciebie taka nagła zmiana nastawienia?- spytałam przechylając delikatnie głowę na bok.
Pokazała mi łapką, abym się pochyliła, gdy to zrobiłam szepnęła mi z przestrachem na ucho:
-Zobaczyłam Autorkę za oknem, trzymała smycz i kaganiec.
Słysząc to dostałam "lekkiej" kolki śmiechowej. Śmiałam się aż dotarłyśmy do mojego pokoju.
Potem przestałam, jednak środku uspokajające to skarb ;)
//7, ostatni (mam nadzieję) dzień bycia kotem//
Mówiąc szczerze ten ostatni dzień minął dość spokojnie. Pół dnia przespałyśmy, a drugie pół oglądałyśmy "Kuroshitsuji". Ta płyta z odcinkami była wielce wyjątkowym prezentem w podzięce za pozwolenie na skrócenie ogromnej części tekstu. A mianowicie odcinki były wyjątkowe, dlatego że Autorka sprowadziła z całej polski osoby które wg, niej powinny pokładać głos poszczególnym postacią. Np. Sebastianowi Michaelisowi głos podkłada jakże najulubieńszy Leszek Zduń (podkładał głos m. in Chase'owi, czym zaskarbił sobie uwielbienie Autorki). No żebyście widzieli moją minę kiedy dostałam ten prezent, i jeszcze Sebastiana, którego zaprosiłam do wspólnego oglądania.
Obie były bezcenne (zrobiłam im zdjęcia dopis. Autorki)(ale nie pokażę :P)
Równo o północy (północ, dlaczego to zawsze jest północ) Raven z cichym pyknięciem zamieniła się w człowieka. Jutro czeka nas ciężki dzień.
Ale to już w następnym rozdziale...
Dobranoc <gasi światło>
wtorek, 17 kwietnia 2012
Rozdział 3 - Wieje nudą, chociaż może nie tak bardzo...
Siedziałam u siebie w pokoju, z kilku głośników leciała moja ulubiona piosenka Big Time Rush'a-
If I run away tonight will you fallow me?
Come on, come on, come on (oh yeah)
I see you standing there all alone (all alone)
Knowing you've been wanting me to say hello
Cause when the lights go flashing everybody tonight
It's on it's on it's onnn...
Ohhh yeahhh...
-So tell me who I am I supposed to be?
What I gotta do to get you close to me? If I run away tonight will you fallow me?
Come on, come on, come on (oh yeah)
I see you standing there all alone (all alone)
Knowing you've been wanting me to say hello
Cause when the lights go flashing everybody tonight
It's on it's on it's onnn...
(Hey) Say anything you want
I turn the music up
'Cause baby we ain't going no-oh-oh-where
I'll leave it all behind
To be with you tonight
And everybody screaming oh oh oh oh yeah
Oh yeah oh yeahh
Screaming oh yeah
Oh yeah oh yeah
Screaming oh yeah
Oh yeah oh yeah
Screaming oh yeah yeah
I turn the music up
'Cause baby we ain't going no-oh-oh-where
I'll leave it all behind
To be with you tonight
And everybody screaming oh oh oh oh yeah
Oh yeah oh yeahh
Screaming oh yeah
Oh yeah oh yeah
Screaming oh yeah
Oh yeah oh yeah
Screaming oh yeah yeah
And now it's time I gotta make a move
We could be together if you only knew (only knew)
Cause life's to short, we got nothing to lose
Come on come on come on
(Oh yeah)
I can't seem to get you ...
We could be together if you only knew (only knew)
Cause life's to short, we got nothing to lose
Come on come on come on
(Oh yeah)
I can't seem to get you ...
W połowie linijki usłyszałam pukanie do drzwi.
- Wejść!
- Co tak oficjalnie?! O słuchasz BTR!
Przyjaciółka podbiegła do mnie i wtórowała chłopakom
-Oh yeah
Oh yeah Ohhh yeahhh...
-Coś chciałaś?
- Ano, Chase chce z nami gadać...
- Ciekawe kto nas wsypał z tym żyrandolem, pewnie Grell.
- Nie o to, chodzi mu o ferie.
- Aa, o to.
- Nie wiem tylko po co chce o tym rozmawiać.
- Może dlatego, że jest końcówka kwietnia, a my dalej olewamy szkołę- stwierdziłam bawiąc się kosmykiem włosów.
- Dalej tego nie rozumię. To idziemy do niego, czy nie?
- Pewnie, że idziemy.
Wstałam z fotela i podeszłam do drzwi.
- To teraz kto pierwszy w sali tronowej!- krzyknęłam i pobiegłam korytarzem.
- Co to ma być!- w końcu i ona wybiegła.
Biegłam korytarzem, wymijałam mieszkańców, na szczęście nikogo nie zabiłam -.-, ale cóż życie płata różne figle, stanęłam przed drzwiami, no właściwie przed wrotami.
Wejszłam do środka, a tam (ku mojemu zdziwieniu) Raven rozmawiała z moim bratem!
-Jak, ty, to, tam... Ech, nieważne - podeszłam do Chesa i usiadłam po jego prawicy.
// Trochę później//
-Czyli wszystko ustalone, tak? - powiedziałam wstając.
-Tak, od jutra wracacie do szkoły.
-Super - rzuciła Raven z miną zbitego psa.
-Nie marudź, w końcu niedługo wakacje - powiedziałam klepiąc ją po ramieniu.
Przyjaciółka ma, mruknęła coś pod nosem. Zabrzmiało to jakby pomiędzy "na pewno", a "odczep się".
Ech, cała Raven. Wracam do siebie, może pooglądam "Death Note", albo zadzwonię do Autorki, bo najwyraźniej Czytelnicy się nudzą. W końcu zdecydowałam się na to drugie...
Rozmowa wyglądała mniej-więcej tak:
-Moshi, moshi?
-Siemka, tu Cheysy. Jak ci idzie pisanie rozdziału?
-Miło cię słyszeć. A rozdział, beznadziejnie.
-Znowu brak weny?
-Nie, makaronu. No, a niby czego?
-Coś ty taka zdenerwowana?
-Bo tak mi się podoba! Do usłyszenia.
No i to tyle sobie pogadałyśmy, ależ niemiła Autorka. Oszaleję z nudów, a nie jednak nie. Ja już dawno oszalałam, a przynajmniej tak mi się wydaje.
-Nuda, nuda, nuda, nuda. Ja chcę iść do szkoły!!!
-Przestań głosić swoje herezje! Szkoła to Zuo!- usłyszałam z pokoju Raven.
Ta to pewnie trenuje władanie kataną, czy tam innym niebezpiecznym/ostrym/jakimś tam narzędziem.
To jest myśl, zwinę braciszka. Niech ze mną potrenuje. Natchniona tym pomysłem, wybiegłam z pokoju *znowu* zmierzając do sali tronowej *znowu*, żeby porozmawiać z bratem *znowu*. Dużo się tych "znowu" zebrało, komiczne.
-No weź, proszę potrenujmy.
-Niech ci będzie.
Rozmowa była krótka :3
//W sali pojedynków// <-- Tak mamy taką.
Oboje przebraliśmy się w czarne chi i zawiązaliśmy oczy. Mieliśmy niemałą publikę, a mianowicie to przyszli wszyscy. W końcu nie codziennie zdarza się taki pojedynek. Ja i On. Brat i Siostra. Mistrzowie walki przeciw sobie.
-To zaczynamy- powiedziałam do siebie i usiadłam nasłuchując.
-Czyli ja rozpoczynam- stwierdził Chase.
Usłyszałam, że podskoczył. Szybko wstałam i uniknęłam ciosu. Teraz moja kolej, także podskoczyłam, zrobiłam salto i wymierzyłam cios. Trafiłam w powietrze, i wylądowałam opierając się na rękach. Wstałam i stanęłam w pozycji obronnej. Nastąpił kolejny cios, zablokowałam go i podcięłam nogi przeciwnikowi.
-No to mamy 1:0 dla mnie- powiedziałam ściągając opaskę.
On też ją zdjął, wzięliśmy *wreszcie* jakąś normalną broń, a mianowicie po katanie.
Na widowni było słychać szepty:
*czy oni powariowali*
*jeszcze się pozabijają*
*dajesz Cheysy rozwalisz go*
*ciekawe kto wygra*
Wyciągnęliśmy broń przed siebie. Ruszyliśmy do ataku. Krótkie ciosy następowały jeden po drugim.
To cud, że się nie poharataliśmy, no cóż lata pracy. Zamachnęłam się i zadrasnęłam ramię Chesa. Uśmiechnęłam się w duchu, już teraz jestem pewna zwycięstwa.
-Nie rozpraszaj się- upomniał mnie brat, zahaczając kataną o moją lewą dłoń. Z ranki powoli zaczynała sączyć się krew, zignorowałam to. Zaatakowałam ze zdwojoną siłą. Odparowywał moje ciosy z coraz większym wysiłkiem. Mimo iż jest odemnie starszy o te dwa i coś roku, mam nad nim przewagę. Czas na najważniejszy cios, przeskoczyłam nad przeciwnikiem i stając za nim przyłożyłam mu broń do gardła.
-I co teraz, braciszku?-spytałam niby przypadkowo, zadrapując jego szyję.
-Rewanż po 5 minutowej przerwie.- odpowiedział spokojnie.
-Zgoda- stwierdziłam puszczając go.
Podeszłam do Raven i Sebastiana.
-Jak mi poszło- zapytałam siląc się na delikatny uśmiech.
-Świetnie- stwierdzili jednakowo.
-Dzięki, a Sebastian masz jakiś bandaż?- spytałam pokazując zranioną dłoń.
-Oczywiście- czarnowłosy wyciągnął z kieszeni gazę, bandaż i wodę utlenioną. Ciekawe gdzie on to trzyma?
Po założeniu opatrunku, życzył mi powodzenia. Wróciłam na swoją pozycję.
-Walka wręcz- powiedzieliśmy jednocześnie.
Ruszyliśmy do ataku, ja go kopnęłam, a on podciął mi nogi. Szybko się podniosłam i wykonałam salto i obu nóg przywaliłam mu prosto w plecy. Normalnie skała, tylko bomba atomowa go ruszy.
Pomyślałam, że czas najwyższy użyć mej ulubionej techniki. Denerwowania i irytowania przeciwnika, rzucając "ciekawe" komentarze. Ach, moja specjalność.
-Wiesz Chase?- zapytałam siadając po turecku.
-Co?
-Jak nie pijesz przed walką Lao Mang Long, to można cię łatwo zdenerwować.- odpowiedziałam poprawiając grzywkę.
-Raczej wątpię.
-Ech, z denerwowania ciebie nie ma korzyści- spochmurniałam.
-Amerykę odkryłaś.
-Zrobiłam to już dawno temu.
-Nie wymądrzaj się.
-I kto to mówi.
Chase już nieco zdenerwowany, podskoczył i wymierzył niezłego kopa. A ja jako, że słaba nie jestem, złapałam go za nogę, zamachnęłam się i rzuciłam go tak, że wylądował na ścianie naprzeciwko.
-Dobra jest- stwierdził Ciel wychylając się zza gazety- śmiem podejrzewać, że jest lepsza od ciebie Chase.
-Wiem o tym od dawna- odrzucił wyżej wymieniony.
-Jak wiesz, to po co ze mną walczysz?- spytałam podchodząc do niego- Uprzedzam to pytanie retoryczne.
-Nie gadaj walcz!- zawołał wymierzając cios.
-Co lolo, kum, kum, ble! Jesteś baran, jesteś baran, beee!- zaczęłam się z nim droczyć, jednocześnie odparowywując atak
-Co, że, co?- spytał już totalnie zdezorientowany Książę.
-Poszczekam sobie: Hau, hau, hau!
-Ja ci dam szczekać!
-No to porobię za kota: Miau!
-Poddaję się!
-Wygrałam!
Rozległy się brawa. Zaraz potem przyjaciółka podbiegła do mnie, pokrzykując:
-Załatwiłaś go swoją niebywałą elokwencją i dobrą pamięcią do irytujących cytatów!
-Przecież wiem, ale swoją drogą to dzięki, że podrzuciłaś mi ten tekst z baranem i szczekaniem.
-Nie ma za co, to co teraz?
-Przebiorę się i idziemy pojeździć- odpowiedziałam z mega uśmiechem na twarzy.
-W co, gdzie i na czym?- zapytała ostrożnie.
-W sukienkę, do Tokyo, helikopterem- odrzekłam chłodno.
-Serio?
-Pewnie, że nie. Zakładam czerwono-czarny komplet ciuchów, wsiadamy do limuzyny i jedziemy na zakupy!
-Dlaczego, mi to robisz?
-Czy ja mówiłam coś o ciuchach? Bierzemy Sebastiana i jazda.
-Nie zapytasz się Chesa?
-Chase?
Czarnowłosy mruknął pod nosem, "a jedźcie sobie".
-Czyli wygląda na to, że się zgadza- uśmiechnięte skierowałyśmy się do wyjścia.
Piętnaście minut później, siedziałyśmy już na skórzanych fotelach, pośpiewując radośnie:
-The city is ours (2x)
Rolling past graffiti walls
Billboards lighting up the block
Everyone one of us on a mission (Oh yea)
Got a whole crew by my side
Cars beep, beep when they pass us by
We ready to get down to business (mm, mm)
We pull up, open the door
All the girls, scream there they are
It's packed from wall to wall
And, everybody is calling
Here they come, it's almost time
Feel the rush, now hit the lights
We gonna get it all started
Because the night is young
The line is out the door
Today was crazy but
Tonight the city's ours
Live it up
Until the morning comes
Today was crazy but tonight
The city is ours (2x)...
Piosenki "Oh Yeah" i "The City is Ours" należą do repertuaru Big Time Rush, który Autorka bardzo czytelnikom poleca :D
-No to mamy 1:0 dla mnie- powiedziałam ściągając opaskę.
On też ją zdjął, wzięliśmy *wreszcie* jakąś normalną broń, a mianowicie po katanie.
Na widowni było słychać szepty:
*czy oni powariowali*
*jeszcze się pozabijają*
*dajesz Cheysy rozwalisz go*
*ciekawe kto wygra*
Wyciągnęliśmy broń przed siebie. Ruszyliśmy do ataku. Krótkie ciosy następowały jeden po drugim.
To cud, że się nie poharataliśmy, no cóż lata pracy. Zamachnęłam się i zadrasnęłam ramię Chesa. Uśmiechnęłam się w duchu, już teraz jestem pewna zwycięstwa.
-Nie rozpraszaj się- upomniał mnie brat, zahaczając kataną o moją lewą dłoń. Z ranki powoli zaczynała sączyć się krew, zignorowałam to. Zaatakowałam ze zdwojoną siłą. Odparowywał moje ciosy z coraz większym wysiłkiem. Mimo iż jest odemnie starszy o te dwa i coś roku, mam nad nim przewagę. Czas na najważniejszy cios, przeskoczyłam nad przeciwnikiem i stając za nim przyłożyłam mu broń do gardła.
-I co teraz, braciszku?-spytałam niby przypadkowo, zadrapując jego szyję.
-Rewanż po 5 minutowej przerwie.- odpowiedział spokojnie.
-Zgoda- stwierdziłam puszczając go.
Podeszłam do Raven i Sebastiana.
-Jak mi poszło- zapytałam siląc się na delikatny uśmiech.
-Świetnie- stwierdzili jednakowo.
-Dzięki, a Sebastian masz jakiś bandaż?- spytałam pokazując zranioną dłoń.
-Oczywiście- czarnowłosy wyciągnął z kieszeni gazę, bandaż i wodę utlenioną. Ciekawe gdzie on to trzyma?
Po założeniu opatrunku, życzył mi powodzenia. Wróciłam na swoją pozycję.
-Walka wręcz- powiedzieliśmy jednocześnie.
Ruszyliśmy do ataku, ja go kopnęłam, a on podciął mi nogi. Szybko się podniosłam i wykonałam salto i obu nóg przywaliłam mu prosto w plecy. Normalnie skała, tylko bomba atomowa go ruszy.
Pomyślałam, że czas najwyższy użyć mej ulubionej techniki. Denerwowania i irytowania przeciwnika, rzucając "ciekawe" komentarze. Ach, moja specjalność.
-Wiesz Chase?- zapytałam siadając po turecku.
-Co?
-Jak nie pijesz przed walką Lao Mang Long, to można cię łatwo zdenerwować.- odpowiedziałam poprawiając grzywkę.
-Raczej wątpię.
-Ech, z denerwowania ciebie nie ma korzyści- spochmurniałam.
-Amerykę odkryłaś.
-Zrobiłam to już dawno temu.
-Nie wymądrzaj się.
-I kto to mówi.
Chase już nieco zdenerwowany, podskoczył i wymierzył niezłego kopa. A ja jako, że słaba nie jestem, złapałam go za nogę, zamachnęłam się i rzuciłam go tak, że wylądował na ścianie naprzeciwko.
-Dobra jest- stwierdził Ciel wychylając się zza gazety- śmiem podejrzewać, że jest lepsza od ciebie Chase.
-Wiem o tym od dawna- odrzucił wyżej wymieniony.
-Jak wiesz, to po co ze mną walczysz?- spytałam podchodząc do niego- Uprzedzam to pytanie retoryczne.
-Nie gadaj walcz!- zawołał wymierzając cios.
-Co lolo, kum, kum, ble! Jesteś baran, jesteś baran, beee!- zaczęłam się z nim droczyć, jednocześnie odparowywując atak
-Co, że, co?- spytał już totalnie zdezorientowany Książę.
-Poszczekam sobie: Hau, hau, hau!
-Ja ci dam szczekać!
-No to porobię za kota: Miau!
-Poddaję się!
-Wygrałam!
Rozległy się brawa. Zaraz potem przyjaciółka podbiegła do mnie, pokrzykując:
-Załatwiłaś go swoją niebywałą elokwencją i dobrą pamięcią do irytujących cytatów!
-Przecież wiem, ale swoją drogą to dzięki, że podrzuciłaś mi ten tekst z baranem i szczekaniem.
-Nie ma za co, to co teraz?
-Przebiorę się i idziemy pojeździć- odpowiedziałam z mega uśmiechem na twarzy.
-W co, gdzie i na czym?- zapytała ostrożnie.
-W sukienkę, do Tokyo, helikopterem- odrzekłam chłodno.
-Serio?
-Pewnie, że nie. Zakładam czerwono-czarny komplet ciuchów, wsiadamy do limuzyny i jedziemy na zakupy!
-Dlaczego, mi to robisz?
-Czy ja mówiłam coś o ciuchach? Bierzemy Sebastiana i jazda.
-Nie zapytasz się Chesa?
-Chase?
Czarnowłosy mruknął pod nosem, "a jedźcie sobie".
-Czyli wygląda na to, że się zgadza- uśmiechnięte skierowałyśmy się do wyjścia.
Piętnaście minut później, siedziałyśmy już na skórzanych fotelach, pośpiewując radośnie:
-The city is ours (2x)
Rolling past graffiti walls
Billboards lighting up the block
Everyone one of us on a mission (Oh yea)
Got a whole crew by my side
Cars beep, beep when they pass us by
We ready to get down to business (mm, mm)
We pull up, open the door
All the girls, scream there they are
It's packed from wall to wall
And, everybody is calling
Here they come, it's almost time
Feel the rush, now hit the lights
We gonna get it all started
Because the night is young
The line is out the door
Today was crazy but
Tonight the city's ours
Live it up
Until the morning comes
Today was crazy but tonight
The city is ours (2x)...
Piosenki "Oh Yeah" i "The City is Ours" należą do repertuaru Big Time Rush, który Autorka bardzo czytelnikom poleca :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)