niedziela, 2 listopada 2014

Halloween Time

To znowu ja, dzień dobry ^^ A właściwie dobry wieczór.
Co prawda po raz kolejny przybywam tutaj z czymś innym niż kolejny rozdział moich historii, czy one-shot, ale myślę, że nikt nie powinien marudzić.
W poprzednim wpisie pochwaliłam Wam się, że pracuję w szkolnej gazetce... i w związku z tym mam dla Was artykulik z mojego prywatnego działu dotyczącego gier komputerowych, który przy okazji świetnie pasuje do obchodzonego dwa dni temu Halloweenu ^^
Miłego czytania!



"Witam wszystkich w moich skromnych progach, rozsiądźcie się wygodnie, może chcecie kawy lub
herbaty? Po prostu czujcie się jak u siebie. W tym miejscu zajmiemy się z czymś co jest mi dość, a
nawet bardzo bliskie. Mianowicie, mam na myśli gry komputerowe. Niektórzy ludzie uważają, że
gry to zwykłe marnotractwo czasu, że nakłaniają do przemocy itp. itd. W tym miejscu mam zamiar
udowodnić tym, którzy tak myślą, że nie mają racji (a przynajmniej, że wszystkie gry takie nie są) i
że gry mogą być też pewną formą interaktywnej sztuki stojącej na równi z filmami i książkami.

W tym numerze, jako, że jest on w klimacie Halloweenu zaprezentuję wam dwie gry, które
nadawały by się na spędzenie z nimi tego wieczoru, pierwsza jest typowym horrorem grającym na
emocjach niczym samotnie spędzona noc w pustym mieszkaniu bez prądu, druga zaś, co prawda
bliżej jej do lekko trillerowej przygodówki, ale grając późno w nocy na słuchawkach myślę, że nie
jednego by przestraszyła.
Pierwszą jest (myślę, że nie jedna osoba o niej słyszała) Slender.
Drugą zaś Ib.

Slender – jak już wspomniałam jest to horror-game, a jej zarys „fabuły”, że tak powiem jest
banalny. Jest noc, a my jesteśmy w miejscu, w którym większość osób nie chciałaby jej spędzać (w
zależności od dobranej mapy może to być ograniczony siatką las z różnymi drobnymi lokacjami,
bądź też opuszczona szkoła, spory dom, sanatorium, szpital czy też chociażby labirynt, do wyboru
do koloru), wszystko co mamy do dyspozycji to latarka (która notabene oświetla taki malutki
obszar, że praktycznie wcale nie pomaga i zdarza jej się gasnąć w najmniej oczekiwanym
momencie fundując nam zawał bądź Game Over), a jedyną podpowiedź którą dostaliśmy na starcie
to to, że mamy zaleźć osiem kartek... i tutaj wkracza fakt, że gra jest horrorem. Niby zebranie ośmiu
karteczek nie wydaje się trudne, szczególnie, że dotarcie do pierwszej jest niemal dziecinnie proste,
ale tylko do pierwszej, potem zaczyna się prawdziwa „zabawa”. Zaraz po tym gdy kartka wpadnie
w nasze łapki i pojawi się komunikat o jej znalezieniu, uruchamia się tak zwany skrypt i zaczyna się
polowanie. Na nas.
Bowiem główny antagonista, tytułowy Slender, może z samego wyglądu nie jest jakiś strasznie
przerażający (wysoki, szczupły, w gustownym garniturze, blady jak ściana i bez twarzy... wcaale nie
ma się czego bać), ale fakt, że pojawia z znikąd za nami przy odpowiednim akompaniamencie
narastających z każdą kolejną kartką szumów, szmerów, trzasków i im podobnych, które bez
większego problemu powodują gęsią skórkę i jeżenie się włosów na głowie i nie tylko, jest dość
bardzo paniko genny (wiem z autopsji, grałam o 3 w nocy dwukrotnie i gra wyleciała z mojego
komputera z wiadomych powodów). Możecie sobie mówić: „Oj tam, na pewno nie jest taka
straszna...” czy „A ja się jakiejś tam gry nie boję!”, dopóki nie zagracie nie możecie niczego
stwierdzić, oczywiście zdarzają się osoby które się go nie boją, ale jednak większość wspomina
naszego kochanego Slendera z, ekhm, kiślem w gaciach (tutaj odsyłam do Horrojków ze Slenderem
u pewnego polskiego Let's Play'era – ROJOV13).
W każdym razie gra jest idealna na długie samotne noce dla ludzi, którzy lubią się czasem dobrze
wystraszyć (albo po prostu są masochistami, ja nie oceniam).

Ib – jest to tytuł stworzony na bazie RPG Makera 2003 (jeśli ktoś nie wie o co chodzi to zapytajcie
wujka Google), co można zauważyć po grafice pikselowej. Mimo tego gra ma świetną fabułę,
której skrót wam tutaj przytoczę. Ib (wymawia się „eve”, gra była stworzona w Japonii, więc się nie
dziwcie), to mała, dziewięcioletnia dziewczynka, która pewnego pochmurnego dnia wybrała się z
rodzicami do muzeum na wystawę pewnego mało znanego artysty – Guerteny, brzmi miło? Jak
najbardziej, choć do czasu. Niedługo później nasza mała bohaterka odłącza się od swoich starszych
i idzie zwiedzać muzeum na własną rękę, po niedługim czasie znajduje pewien obraz zajmujący
większość ściany w jednym z korytarzy. Po zapoznaniu się z notatką na jego temat ruszamy dalej,
lecz okazuje się, że z muzeum wszyscy zniknęli i nie jesteśmy w stanie się wydostać... i tutaj
zaczyna się prawdziwa zabawa. Więcej na temat fabuły nie zdradzę, jeśli ktoś z was będzie chciał
się dowiedzieć, będzie musiał zagrać.
A teraz o grze ogólnie, jest ona w angielskiej wersji językowej (nie powinno nikomu to sprawiać
kłopotu, teksty i dialogi nie są zbyt skomplikowane) i posiada banalne sterowanie (strzałki i spacja
lub enter). Ma świetną ścieżkę dźwiękową i jak już wspominałam bardzo dobrą fabułę. Jako, że
tytuł jest po części horrorem nie raz złapie nas na najróżniejsze sposoby. Zawiera ona w sobie, jak
większość przygodówek, sporo zagadek (logicznych i nie tylko) i to głównie na nich opiera się
rozgrywka. Gra posiada również pięć różnorodnych zakończeń, które w zależności od naszego
postępowania w trakcie gry mogą być dobre lub złe.
Mi ta gra bardzo się podobała, ma świetny klimat i dostarcza zabawy na kilka godzin. Grafika jak
już mówiłam nie jest wybitna, ale nie przeszkadza w odbiorze (choć niektórzy przyzwyczajeni do
milionów poligonów w grach, mogą mieć z tym problem...). Serdecznie go wszystkim polecam, a
zwłaszcza osobom lubującym się w klimacie tajemniczości i grozy.
To tyle odemnie na dzisiaj na temat gier, jakby ktoś miał ochotę zagrać w jedną z nich to proszę
bardzo, obie są dostępne w internecie za darmo i można je ściągnąć bez wyrzutów sumienia.
W każdym razie, strasznego Halloweenu wam życzę."