środa, 28 marca 2012

Rozdział 2 - czyli co główna bohaterka robi po nocach.

Było słoneczne przed południe, a właściwie to trzecia nad ranem, ale to już szczegół. W pałacu panowała cisza i spokój. Koteczki Chesa chrapały w najlepsze, w sali tronowej, w lochach drzemał Undertaker. Wszyscy mieszkańcy pałacu pogrążeni byli w głębokim śnie. Ale czy na pewno? No, zobaczcie sami.


***
Cheysy leżała w czarnej pościeli, już od dłuższego czasu nie spała. W końcu leżenie też jej się znudziło, więc wstała, założyła krwisto- czerwony szlafrok i wyszła. A co było dalej to już ona opowie...
***

Ech, ja chyba zwariuję, nie mogę zasnąć. Już od dłuższego czasu czekałam na sen.
Mam tego dość, wychodzę. Jak pomyślałam tak zrobiłam, założyłam swój ulubiony szlafrok i zniknęłam za drzwiami. Gdy szłam ciemnym korytarzem, mijane czarne świece zapalały się jasnym płomieniem.
Podeszłam do drzwi od pokoju przyjaciółki i usłyszałam jakieś wygrażania :
-Ja ci dam, ty dziadu ty! Szykuj się na śmierć!
-Acha, więc Raven śpi w najlepsze.
Czyli ona odpada. To został jeszcze jeden pokój w czerwonym skrzydle, pokój Grella.
Uchyliłam cichutko drzwi od jego pokoju, właściciel spał, zagrzebany w pościeli.
-Kurczę, akurat kiedy ja nie mogę spać, to oni nie planują żadnych imprez, czy tam maratonu horrorów - mamrotałam pod nosem.
No, to teraz idę do skrzydła chłopaków.
Na miejscu sprawdzałam wszystkie zamieszkane pokoje. Zajrzałam do: lochów, biblioteki, pokoju brata, kilku sypialni, i wszyscy spali. Doprawdy niebywałe.
-Czy tylko ja mam takie problemy ze snem?- zapytałam się sama siebie.
Pokrążyłam jeszcze po korytarzach, rozmyślając o wszystkim i o niczym. Nagle wpadłam na pewien pomysł, w końcu nie zajrzałam do jeszcze jednego pokoju.
- Sebastian na pewno nie śpi- powiedziałam cichutko i pobiegłam na paluszkach do miejsca, którego lokalizację znam tylko ja, Chase i wyżej wymieniony właściciel pokoju. A wszystko dla ostrożności, w końcu wszyscy wiemy jaki jest Grell.
Zatrzymałam się przed drzwiami z ciemnego, rzeźbionego drewna na których wisiała platynowa tabliczka z wygrawerowanym pentagramem oraz z napisem:
"Przed wejściem, proszę zapukaj gościu drogi,
lecz gdy na imię masz Grell,
lepiej od razu się oddal."

Sebastian Michaelis

Zapukałam w nie trzy razy i przyłożyłam do nich ucho. Nikt nie odpowiedział.
Uchyliłam je najciszej jak umiałam. Rozejrzałam się po wnętrzu, Sebastian nie spał, no z grubsza dlatego, że go nie było.
-Sebastian gdzie polazłeś kiedy akurat jesteś potrzebny?- ech... to już drugie tej nocy pytanie do siebie.
Postanowiłam na niego poczekać, a przy okazji się rozejrzeć. 
Pokój był dość spory, na środku stało łóżko z kolumnami i baldachimem. Czarna pościel na nim była ładnie zaścielona, a na szafce nocnej leżały białe rękawiczki i flakonik z czarną różyczką.
Była też szafa, biurko i regał pełen książek. Czerwone zasłony były rozsunięte i pokój oświetlał blask księżyca. Zajrzałam do szafy, było tam mnóstwo ubrań, ale spojrzenie najbardziej przyciągał elegancki, idealnie zachowany, czarny frak lokaja. 
Pewnie zostawił go sobie na pamiątkę czasu, który spędził u boku Ciela, gdy ten był jeszcze człowiekiem.
Pamiętam jak opowiadał mi o ciamajdowatej służbie, intrygach tamtych czasów, częstych zadaniach od Królowej. Mówił też o Aloisie Trancy i tym jego durnym lokaju hmm... jak on miał na imię Klaudiusz, Claude, a tak Klodek. Na pewno tak się nazywał, dobrze, że Sebastian na końcu zrobił z niego szaszłyk. 
Nawet nie zauważyłam jak w zamyśleniu zdążyłam, zamknąć szafę , zrobić rundkę po pokoju i  usiąść na czarnej pościeli. Z wcześniej wspomnianej szafki nocnej, wzięłam tą śliczną różę. Miała cudowny zapach, połączenie słodkiej i jakby mrocznej woni. Doskonała komponacja. Dosłownie nie mogłam się od tej róży oderwać. W końcu odłożyłam ją na miejsce. A Sebastiana jak nie było, tak nie ma. Wzięłam jedną z poduszek, wtuliłam się w nią i nagle poczułam woń bardzo podobną do tej wyjątkowej czarnej róży.
Położyłam się na atłasowej pościeli i nawet nie zauważyłam jak oddałam się w ramiona Morfeusza.

***

Pewnie teraz większość z was zastanawia się, gdzie szlaja się ten demon?
Zgadłam?! No, teraz czas na niego. Niech opowiada, co porabiał.

***

Obudziłem się jakoś o wpół do trzeciej nad ranem. Próbowałem zasnąć, lecz po prostu się nie dało. Wstałem więc, umyłem się i ubrałem. Następnie zaścieliłem łóżko i rozsunąłem zasłony, wszedłem na taras i poobserwowałem przez chwile gwiazdy i owal księżyca. Pomyślałem, że przyjemnie byłoby pospacerować po parku okalającym pałac. Dotarłem  tam najkrótszą możliwą drogą, mianowicie, zeskoczyłem z tarasu.
Tak, nie zabiłem się <- odpowiedź na głupie pytanie osoby siedzącej obok autorki.
Przechadzałem się przez dłuższy czas, rozmyślając o wielu ważnych i mniej ważnych rzeczach. W końcu znudziła mi się samotność, miałem ochotę z kimś porozmawiać. A właściwie na myśli miałem jedną osobę.
Jest pełnia, więc Cheysy na pewno obserwuje gwiazdy. Przebiegłem się z zachodniej na wschodnią część dość okazałego ogrodu. Przecież doskonale wiedziałem, że to z tej strony jest jej pokój. Gdy byłem na miejscu, wskoczyłem na najbliższe drzewo, a następnie na taras. Zdziwiony zauważyłem, że nie ma tu jednostki której szukałem. Wszedłem do środka z nadzieją, że będę mógł z nią porozmawiać, bądź chociaż popatrzyć jak śpi. Naprawdę skołował mnie fakt, że w pokoju też jej nie było. Usiadłem na chwilę na jej łóżku, pachniało tak słodko, prawie tak samo jak jego właścicielka... To już chyba setny raz kiedy przyłapuję się na takich myślach, coś dziwnego się ze mną dzieje. W końcu postanowiłem skierować się do swojego pokoju, a potem coś poczytać, zanim mieszkańcy zaczną się budzić. Po drodze słyszałem jak Raven wygraża komuś przez , jak koty pochrapują w sali tronowej oraz całkiem przypadkiem usłyszałem jak Chase klnie cicho pod nosem. Pewnie znowu spadł z łóżka. Zachichotałem pod nosem.
-Słyszałem to, Sebastianie!
Temu to chyba nic nie umknie. Wreszcie dotarłem do ściany za którą ukryte są drzwi do mojego pokoju.
Ukryte oczywiście przed Grellem, którego "naturę" mieszkańcy tego pałacu oraz on znają.
Stanąłem przed tak dobrze znanymi mi drzwiami. Spokojnym krokiem wszedłem do środka i od razu podszedłem do regału z książkami. Wyjąłem pierwszą lepszą książkę i zajrzałem na okładkę.
-Czyli dzisiaj czytamy "Wybór opowiadań" Allana Edgara Poe.
Cóż, nawet lubię tą książkę. Odwróciłem się powoli w stronę łóżka.
Co mnie zaintrygowało w jego widoku? No, na przykład, że zasłony od niego były zasunięte. Podszedłem do niego i delikatnie rozsunąłem jedną z nich.
Widok osoby w której pokoju tak niedługo temu byłem, zdziwił mnie i zarazem ucieszył. Przykucnąłem obok łóżka tak,że moja twarz znajdowała się blisko jej.
Przyglądałem się jej niezwykle bladej skórze, powiekom, które skrywały oczy koloru płynnego złota, wachlarzowi czarnych rzęs, małemu noskowi, lekko różowym policzkom i ustach. Podziwiałem jej długie czarne włosy okalające idealną twarz. Mógłbym patrzeć na nią przez wieczność, lecz wszystko co przyjemne musi się kiedyś skończyć. Wstałem, więc i delikatnie wziąłem ją na ręce. Dziewczyna, za pewnie nieświadomie, przytuliła się do mnie. Powoli niosłem ją do jej pokoju. Robiłem wszystko, aby nie zakłócić jej snu. Na miejscu, ułożyłem ją na łóżku i okryłem ciepłą pościelą. Jeszcze tylko pochyliłem się nad jej twarzą i złożyłem na jej czole pocałunek, tak delikatny jak muśnięcie ciepłego wiatru.
-Dobrej nocy, panienko- wyszeptałem na odchodnym.
Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi, jedna myśl przemknęła mi przez umysł.
A mianowicie - To była bardzo przyjemna noc...