środa, 31 grudnia 2014

Special Świąteczny 2014

Ha, wyrobiłam się. Opowiadanie lekkie, bez szczególnej fabuły. Takie małe coś żebyście lepiej poznali Autorkę i Cienia. Wplotłam przy okazji rzeczy które ostatnimi czasy kupiły moje serce, może je odnajdziecie. Enjoy!



Dzisiejszy poranek w Krainie-Nie-Tutaj był nad zwyczajny. Nie miało to jednak związku z tym, że pałac był dosłownie zakopany w zaspach śnieżnych, zima jakby w rekompensacie za zeszłe Święta postanowiła wziąć się wcześniej do roboty, ani tym, że przy bezchmurnej pogodzie temperatura zeszła na poziom niższy niż jest to znośne dla istot żywych. Ten poranek był niezwykły głównie dlatego, że był 22 grudnia, 10 rano, a w zlodowaciałym pałacu panowała niczym niezmącona cisza. Było to spowodowane faktem na tyle niecodziennym, co niespodziewanym – mianowicie tym, że pałac był praktycznie pusty, co w okolicach Świąt było teoretycznie niemożliwe. Jednak był to fakt, któremu nie można zaprzeczyć. W pałacu w tejże chwili, rezydowały jednie dwie osoby, które będą naszymi głównymi bohaterami, jak zawsze dwukolorowa i otoczona przez słowa Autorka oraz jej niezawodny, srebrnowłosy asystent Cień.
Reszta zaś już kilka dni temu zabrała się z pałacu – Cheysy wraz z bratem, przyjaciółką i Sebastianem wyjechała, aby przed Świętami odwiedzić swoją starą świątynię, w której się z Chasem uczyła i dorastała, a później pojechać do Japonii, a żeby zostać tam aż do Nowego Roku.
Shinigami mają w tym okresie na tyle dużo roboty, że pewnego dnia całkiem niedawno, zostali na noc i już nie wrócili, podesłali tylko kartkę, że kiedyś jeszcze powrócą, ale nie wiedzą do końca kiedy. Ciel zaś uznał, że skoro praktycznie nikt nie zostaje w pałacu to on też nie będzie w nim siedział i zabrawszy swoje klamoty wyjechał do Anglii, aby odwiedzić swoją starą posiadłość.
W taki otóż sposób doszło do obecnej sytuacji – te Święta będą ciekawe, nie ma co...

***

Autorka nie spała już od ponad kwadransu, leżała jednak zagrzebana niemal po uszy w śnieżno białej pościeli i bynajmniej nie sprawiała wrażenia jakby w najbliższym czasie chciała gdziekolwiek ruszać. Patrzyła spod lekko przymkniętych powiek na elektroniczny zegarek stojący na szafce nocnej, który wskazywał, że aktualnie jest godzina 10:22. Dziewczyna westchnęła cierpiętniczo i po przetarciu swoich lekko zaczerwienionych dwukolorowych oczu, podciągnęła się powoli do pozycji siedzącej. Ziewnęła potężnie przeciągając się jednocześnie, po czym sięgnęła po leżące przed zegarkiem okulary o podłużnych, owalnych szkłach w eleganckich srebrno-czarnych oprawkach i po krótkiej chwili wahania nasunęła je sobie na nos, nie była do nich jeszcze przyzwyczajona, ale wzrok pogorszył jej się na tyle, że nie miała innego wyboru niż noszenie ich, lepsze to niż częściowa ślepota. Mruknęła coś nie do końca zrozumiałego pod nosem i po ponownym przeciągnięciu się, wyjęła z szuflady wbudowanej w bok łóżka średniej grubości książkę obłożoną czarnym aksamitem. Usiadła sobie wygodniej i otuliwszy się dokładniej śnieżną kołdrą z lekkim uśmiechem na ustach otworzyła książkę na ostatnio czytanej stronie.

Jednak nie było jej dane zbyt długo cieszyć się spokojną lekturą, bowiem ledwo 10 minut później jej wyczulony słuch uchwycił ciche pukanie do drzwi jej sypialni.
Westchnęła z lekkim poirytowaniem i po zaznaczeniu miejsca, w którym skończyła, zmaterializowaną naprędce ciemno zieloną zakładką oraz poprawieniu spadających jej z nosa okularów zawołała „Proszę”.
Drzwi uchyliły się lekko i wślizgnął się przez nie znajomy srebrnowłosy młodzieniec ubrany w ciemnoszare piżamowe spodnie i czarny podkoszulek. Autorka zamrugała zdziwiona widząc swojego asystenta dobrowolnie pokazującego jej się w takim stanie, ale po chwili gdy tylko dotarł do jej łóżka i usiadł na jego skraju, parsknęła przytłumionym śmiechem.
Cień speszył się lekko i skupiwszy wzrok na swoich kolanach nie powiedział nic.
– Chciałeś coś, nie? – zagadnęła swobodnie dwukolorowa, szturchając delikatnie srebrnowłosego w ramię. Przyglądała się mu uważnie, starając się powstrzymać falę wesołości. Niecodzienny był fakt, że jej asystent przydreptał do niej w samej piżamie... niecodzienny i jak widać, również wyjątkowo zabawny.
– Ja... Er... W sumie to chciałem o coś zapytać – odparł chłopak niepewnym głosem i lekko się wyprostował kierując jednocześnie wzrok na swoją twórczynię.
Autorka skwitowała to uniesieniem jednej brwi i lekkim ruchem ręki zachęcającym go do dalszego mówienia.
– Jak będą wyglądały nasze tegoroczne Święta? Jasne dla mnie jest to, że raczej nie będą one podobne do zeszło rocznych, zważając na okoliczności... – urwał na chwilę widząc lekkie iskierki złości w dwukolorowych oczach dziewczyny, która skrzywiła się wymownie na jego słowa – ale jestem ciekawy czy nie masz czegoś w planach. Jakby nie patrzeć zostały dwa dni do Wigilii, a my nic w związku z tym nie zrobiliśmy... – dokończył cicho splatając swoje dłonie na podołku.
Na kilka minut zapadła niezręczna cisza, w trakcie której oboje z zamyślonym wyrazem na twarzach wpatrywali się w przestrzeń przed sobą, ona w nie określony punkt na ścianie, a on w swoje dłonie.
Ciszę przerwała Autorka, która w pewnym momencie swoich rozmyślań prychnęła gniewnie, zwracając jednocześnie na siebie uwagę srebrnowłosego. Dziewczyna jednym szarpnięciem odgarnęła białą kołdrę i zeskoczywszy z łóżka, skierowała się szybkim krokiem w stronę wejścia do łazienki, mamrocząc coś złowróżbnie pod nosem. Cień przyglądał się temu w lekkim osłupieniu, zdecydowanie rzadko miał okazję widzieć dwukolorową tak na coś wściekłą... ostatni raz zdarzył jej się chyba kilka miesięcy temu. Chciał coś w związku z tym zrobić, ale zanim zdążył jakkolwiek zareagować Autorka zniknęła za drzwiami łazienki zostawiając go samego.

***

Zatrzasnęłam za sobą drzwi łazienki i krótkim machnięciem ręki zablokowałam je w taki sposób, żeby nikt oprócz mnie nie mógł ich otworzyć. Podeszłam do porcelanowej umywalki i nie zaszczycając nawet jednym rzutem oka wiszącego nad nią ozdobnego lustra, pochyliłam się nad nią opierając dłonie po obu jej stronach.
''Że też zawsze muszę sobie wszystko przypominać wtedy kiedy nie trzeba?'' – pomyślałam zaciskając oczy najmocniej jak umiałam – ''W sumie powinnam to zwalić na Cienia, ale on nie zrobił tego specjalnie, jest na to zbyt kochany... nigdy specjalnie nie sprawił mi żadnej przykrości... Ech, zdenerwowałam się, a wszystko przez jedną osobę, o której istnieniu chcę zapomnieć...” – prychnęłam ponownie i podniosłam lekko głowę.
– A kij mu w oko... – mruknęłam pod nosem i zajęłam się wyciszaniem swoich kłębiących się wciąż myśli. Oddzieliłam niechciane emocje od reszty i „zepchnęłam” je za mentalną barierę. Wzięłam kilka uspokajających oddechów i skupiłam swoją uwagę na czymś o wiele ważniejszym, na pytaniu pewnego srebrnowłosego, który pewnie teraz siedzi w sypialni i się biedny obwinia.
W sumie to było dość logiczne i na miejscu, za dwa dni Wigilia, a w pałacu zostaliśmy tylko we dwoje. Raczej nie mam ochoty tutaj zostawać – skoro wszyscy wyjechali to czemu ja miałabym siedzieć na miejscu? Tylko jeszcze pozostaje pytanie gdzie... gdybym chciała to mogłabym przeskoczyć do jednego ze znanych mi uniwersów, bo dawno żadnego nie odwiedzałam...
Nie, to nie jest zbyt dobry pomysł – takie podróże zabierają niebotyczne ilości energii, a gdybym miała jeszcze kogoś zabrać ze sobą to najprawdopodobniej skończyłabym nieprzytomna i nie byłabym w stanie wstać przez dwa dni, więc ta koncepcja odpada...” – pomyślałam przeciągając się i wyciągając z szafek przybory do mycia.
Nagle jakbym doznała olśnienia – „Praktycznie każdy z pałacowiczów wybrał się do miejsca związanego w jakiś sposób z jego przeszłością... w sumie to nawet sama jakiś czas temu zastanawiałam się czy moja stara posiadłość we Francji jeszcze stoi... Hm, to jest jakiś plan – i jak wszystko pójdzie po mojej myśli to baza wypadowa w środku Europy zawsze się przyda, a jeśli kiedyś będę chciała się przeprowadzić to będę miała gdzie... Tak, to naprawdę dobry pomysł” – odwróciłam się na pięcie i z uśmiechem spojrzałam w lustro. Uśmiech szybko zszedł z moich ust gdy dokładniej się sobie przyjrzałam.
Nie wyglądałam jakoś rewelacyjnie, wierzcie mi.
Dziewczyna w lustrze miała bladą cerę, jej oczy były mocno podkrążone, a zza okularów połyskiwała czerwona i granatowa tęczówka. Uśmiechała się krzywo przyglądając się swoim, teraz już o wiele dłuższym, bo sięgającym połowy pleców, dwukolorowym, niemiłosiernie rozczochranym włosom.
– Hm. Szczerze to mogło być gorzej... – mruknęłam do siebie jedną dłonią przeczesując skłębione kosmyki, a druga ściągając z nosa te nieszczęsne okulary. Odłożyłam je na półeczkę pod lustrem i odwróciłam się w stronę wanny, zrzuciłam z siebie biały piżamowy podkoszulek i luźne spodnie w biało-czarną kratkę do kompletu po czym wskoczyłam pod prysznic.
Umyłam się dość szybko, włosy co prawda zajęły trochę więcej czasu niż zawsze, ale mimo to 20 minut później wyszłam z łazienki owinięta szmaragdowym, puchatym ręcznikiem i z włosami zawiniętymi w drugi tylko mniejszy.
Uśmiechnęłam się zadziornie widząc minę mojego asystenta, który przechadzał się wzdłuż sypialni i machnęłam ręką w stronę drzwi od łazienki mówiąc mu przy okazji, że teraz jego kolej i, że jak się ogarnie to dokończymy naszą rozmowę w gabinecie.
Srebrnowłosy szybko opanował wyraz swojej twarzy i bez słowa, cały czas patrząc w dół, skierował się we wskazane miejsce. Jak tylko zniknął za drzwiami parsknęłam lekkim śmiechem i podreptałam w stronę wbudowanej w jedną ze ścian sypialni garderobę. Rozsunęłam drzwi i po krótkiej chwili szukania po omacku włącznika zapaliłam światło.
Na licznych wieszakach wisiały przygotowane najróżniejsze komplety ubrań, te napisane przeze mnie jak i również te przygotowane przez Cheysy, na półkach w równych kostkach leżało ich niemal drugie tyle, a niskie szafki zawierały więcej par butów niż kiedykolwiek bym potrzebowała.
Westchnęłam lekko i zasunęłam za sobą drzwi – „Coś czuję, że mi to trochu zajmie...” – pomyślałam przesuwając dłonią po miękkim materiale jednej z sukienek.
To jest jednak sprawa, która łączy wszystkie kobiety na świecie – wiecznie nie możemy zdecydować się w co się ubrać, a im więcej mamy ubrań tym gorzej... ale nieprawdziwym jest stwierdzanie przez wiele z nich, że nie mają się w co ubrać. O nie. One mają w co się ubrać, tylko nie wiedzą w co. Wiem z autopsji. Ale ja mam o tyle łatwo, że jak mam plan w głowie co bym chciała założyć to wystarczy kawałek papieru i strój wisi na jednym z wieszaków.” – pomyślałam uśmiechając się do siebie lekko i wyłamując palce u rąk.
– Do pracy rodacy – mruknęłam i wzięłam się do roboty.
Przez kilkanaście minut przegrzebywałam swoje 'zbiory' i w końcu wybrałam sobie jeden z swego czasu napisanych kompletów.
Składał się z czarnej koszuli ze srebrnymi guzikami, żakietu z rękawem na trzy/czwarte w kolorze głębokiej, ciemniej, ale ciepłej zieleni, czarnych zwężanych ku dołowi spodni i białej, aksamitnej apaszki przeszywanej srebrnymi nićmi. Do tego czarne skórzane, sznurowane buty na małym obcasie sięgające do połowy łydek. Przebrałam się dość szybko i po krótkiej chwili mocowania się ze sznurowadłami podeszłam do lustra zajmującego całe drzwi do jednej z szaf. Przyjrzałam się swojemu odbiciu i skonsternowana westchnęłam.
– Czasami to jestem idiotką – mruknęłam pod nosem i zmaterializowałam w ręce swoje okulary – jak mogę chcieć przejrzeć się w lustrze skoro nic w nim bym bez nich konkretnego zobaczyła – dodałam po chwili wsuwając je na nos.
Spojrzałam w gładką taflę i mamrocząc gniewnie pod nosem zmaterializowałam tym razem szczotkę do włosów i zaatakowałam nią moje jeszcze lekko wilgotne włosy. Przywołałam do siebie kilka prostych słów i w czasie czesania przy okazji dosuszyłam je już całkowicie.
Kilka minut układałam włosy w różny sposób i w końcu zdecydowałam się zostawić je rozpuszczone, bo w sumie czemu nie.
– Hm. No... nie jest źle, ale lepiej też bywało – szepnęłam ponownie przyglądając się swojemu odbiciu. Zniknęłam szczotkę z powrotem do niebytu i w zamian przywołałam z leżącej nieopodal szkatułki z ciemnego drewna rzeźbionej w najróżniejsze gatunki kwiatów, swoje zwyczajowe dodatki: srebrny sygnet z wygrawerowanym krukiem o srebrzystych piórach i szmaragdowych oczach, nie była to zwykła ozdoba, kruk trzepotał co jakiś czas skrzydłami, czyścił pióra lub przyglądał się temu co go otaczało, czasami również wydawał z siebie skrzeczące odgłosy, szczególnie wtedy gdy próbowała go dotknąć osoba do tego nie powołana, nasunęłam go na serdeczny palec prawej dłoni przy akompaniamencie aprobującego skrzeku, a równie srebrny zegarek z czarną tarczą, białymi wskazówkami i symbolami na cyferblacie zapięłam na lewym nadgarstku. Jeszcze tylko poprawiłam spadające mi z nosa okulary i byłam gotowa.
– No, wszystko na miejscu – rzuciłam lekkim tonem i po rzuceniu swojemu odbiciu ostatniego spojrzenia oraz zgarnięciu złożonych w kostkę ręczników ruszyłam swobodnym krokiem do wyjścia z garderoby.
A żeby było śmieszniej to gdy tylko zasunęłam za sobą drzwi z łazienki wychynął srebrnowłosy. W samym ręczniku owiniętym dookoła bioder z rozczochranymi włosami z których wciąż kapała woda spływając po jego lekko umięśnionej klatce piersiowej oraz brzuchu i delikatnym rumieńcu od długiego siedzenia w zaparowanej łazience.
Zagwizdałam na ten widok z szelmowskim uśmiechem na ustach i miotnęłam w jego stronę już suchy zielony ręcznik, którym wycierałam wcześniej swoje włosy, wołając przy okazji, żeby wytarł porządnie głowę, bo dostanie kataru. Ręcznik wylądował dokładnie na jego srebrnej czuprynie, a ja wciąż uśmiechając się szeroko wyszłam z sypialni i skierowałam się w stronę gabinetu nucąc coś wesołego pod nosem.

***

Po niedługim czasie Cień również zdążył się wysuszyć oraz ubrać i już w pełni gotowy opuścił Autorską sypialnię, aby zgodnie z poleceniem swojej twórczyni udać się powoli w stronę jej gabinetu.
Szedł dostojnym krokiem poprawiając co chwilę zauważone mankamenty swoje stroju, nie cierpiał kiedy coś było niedokładnie zrobione, głównie dlatego tak długo nie mógł przywyknąć do swoich wiecznie rozczochranych szarych włosów. Do tej pory go irytowały, ale wiedział doskonale, że nigdy nie da sobie z nimi rady.
Był ubrany w przygotowany jeszcze wczorajszego wieczora strój, który był niemal kalką stroju Autorki, a właściwie jego męskim odpowiednikiem. Śnieżno biała koszula, którą zdobił ciemno zielony krawat i dopasowana czarna marynarka ze srebrnymi guzikami. Do tego zwężane ku dołowi, czarne, materiałowe spodnie i eleganckie, skórzane, czarne buty do szpica. Z pod lewego rękawa marynarki wystawał identyczny jak u Autorki zegarek, a na serdecznym palcu prawej ręki połyskiwał znajomy, srebrny sygnet.
Jego srebrne włosy ku jego rozpaczy sterczały niemiłosiernie na wszystkie strony, a na ustach błąkał się lekki uśmiech. Wzrok miał zamyślony, przez co raz niemal wpadł na jedną ze ścian.
Po drodze do gabinetu zahaczył o małą kuchnię w którą skrzydło było wyposażone i przygotował w czarnym i srebrnym kubku po kawie dla siebie i dziewczyny, a po chwili namysłu do tacy na której miał zamiar je zabrać dostawił miseczkę z pistacjami i mały talerzyk z biszkoptami z cukrem pudrem. Uśmiechnąwszy się do siebie zabrał przygotowaną tacę i uważając na każdy swój krok wrócił na swoją wcześniejsza trasę. Nie minęły dwie minuty jak stał już przed hebanowymi drzwiami i pukał w nie delikatnie.

***

W trakcie ich krótkiej rozmowy w gabinecie przy kawie i słodyczach zostały ustalone najważniejsze na dzień dzisiejszy sprawy. Postanowili, że wyjadą do starej posiadłości Autorki w środkowej części Francji i jeśli będzie jeszcze na miejscu to przywrócą jej dawną świetność i zostaną tam do Nowego Roku. Nie siedzieli nad tym zbyt długo, po ledwo pół godzinie wszystko było ustalone, a kubki i talerzyki opróżnione. Każde z nich skierowało się do swojej sypialni i zajęło się pakowaniem najważniejszych rzeczy. Godzinę później bagaże stały przy samochodzie w garażu, gdy Autorka przy pomocy Cienia zabezpieczała swoje skrzydło, a później sam pałac. Nie zajęło im to zbyt dużo czasu i po kilkunastu minutach walizki zostały zmniejszone i schowane do bagażnika, a oni sami opatuleni w płaszcze, w szalikach i rękawiczkach zapięci w pasy w samochodzie. Cień zdeklarował się, że będzie prowadził, a Autorka nie mając zbyt wielkiego wyboru przystała na tą propozycję i w końcu wyruszyli zostawiając pałac i przylegające do niego ogrody daleko w tyle.
Przez pewien czas jechali przez Krainę-Nie-Tutaj, a gdy dotarli do jej granic Autorka przeniosła ich na najbliższą drogę.

***

– Hm, ostatnio jak wyjeżdżałam z pałacu to wylądowałam w Moskwie... czyżbym tym razem zrobiła coś nie tak? – usłyszałem lekko przytłumione marudzenie dwukolorowej i westchnąwszy lekko zerknąłem na siedzenie obok. Dziewczyna siedziała lekko zgarbiona opierając głowę na jednej dłoni, jej oczy połyskiwały irytacją, a ona sama wpatrywała się uparcie w szybę.
Westchnąłem po raz kolejny, cała ona.
– Nie wiem, Autorko – mruknąłem pod nosem odwracając się z powrotem tak, żeby mieć przed oczami drogę. Wciąż staliśmy na poboczu, wokół rosły drzewa, a miejscami leżały sterty śniegu i przygniłych liści. Położyłem dłonie na kierownicy i mimowolnie zacząłem stukać w nią delikatnie palcami – ale to bynajmniej mi na Moskwę nie wygląda... – dodałem po chwili i przekręcając lekko kluczyk odpaliłem z powrotem samochód, po czym bez większego namysły uruchomiłem GPS.
No miałem rację, to nie Moskwa, nawet nie Rosja, jakimś cudem wylądowaliśmy na granicy Polsko-Ukraińskiej, całkiem niedaleko Lwowa...” – pomyślałem i rzuciwszy okiem na wciąż naburmuszoną dziewczynę uśmiechnąłem się lekko.
– Nie ma czym się przejmować, w sumie to dzięki tej drobnej pomyłce mamy do przejechania krótszą i o wiele prostszą trasę – rzuciłem lekkim tonem i zauważyłem kątem oka, że dwukolorowa również się uśmiechnęła i zmieniła pozycję na bardziej rozluźnioną. Usłyszałem cichy, ale nie niesłyszalny szept, że jestem kochany, a gdy poprosiłem zadziornie, żeby powtórzyła ta zarumieniła się lekko i warknęła tym razem już dość głośno, że mam już jechać. Skwitowałem to śmiechem, ale zgodnie z poleceniem zerknąłem na wskazywaną przez GPS'a trasę i wrzuciwszy bieg wjechałem na drogę i w końcu ruszyliśmy.
Starałem się skupić na drodze, a Autorka z tego co widzę kątem oka zaczęła majstrować przy składziku z którego wyjęła kilka płyt i po krótkiej chwili przeglądania ich odezwała się.
– Co mam włączyć? Czy kierowca ma jakieś specjalne życzenia? – zapytała nie odwracając wzroku od spisu piosenek na tyle jednego z opakowań.
Uśmiechnąłem się do siebie lekko i zmieniając bieg, odparłem, żeby włączyła to na co ma ochotę, bo i tak mamy podobne gusta to pewnie i mnie się spodoba. Dziewczyna wzruszyła na to ramionami i kilka minut później zdecydowała się na jedną z płyt. Przez kolejne kilkanaście sekund było słychać jedynie ciszę, którą zastąpiła po chwili znajoma mi już cicha melodia.
– Powiedz mi, skąd wiedziałem, że to puścisz? – zapytałem nie odwracając wzroku z ulicy. Nie odpowiedziała. Nie musiała, bo się odpowiedzi nie spodziewałem. Od dobrych kilku tygodni miała fioła na punkcie tej płyty, zdarzało się, że słuchała jej w kółko przez parę godzin kręcąc się po swoim skrzydle i pracując w gabinecie.
The Noisy Freaks – Straight Life. Kto by pomyślał, że Autorka, miłośniczka rock'a, zapała miłością do muzyki elektronicznej. Oczywiście nic mi do tego, ale był to niemały zaskok. Szczególnie, gdy sam przesłuchałem płytę – piosenki były bez słów, ciągnęły do tańca i były przeplatanką elektroniki i klasycznych instrumentów. No i można przy nich robić wszystko, są świetnym tłem do każdej pracy i czynności. Sam lubię tego słuchać, więc na taką kilku godzinną jazdę będzie w sam raz.” – pomyślałem wciskając odrobinę mocniej pedał gazu. Po raz kolejny zerknąłem w jej stronę, dziewczyna ułożyła się wygodnie na fotelu i wyjęła z swojej podręcznej torby średniej grubości książkę obłożoną czarnym aksamitem, otworzyła na zaznaczonej stronie i zagłębiła się w lekturze.
Wsłuchałem się w graną melodię, która łączyła się z cichym szelestem papieru i pomrukami silnika i z uśmiechem cisnącym się na usta poświęciłem całą swoją uwagę prowadzeniu pojazdu.

***

Przez pierwsze kilka godzin podróży było spokojnie, Cień skupił się całkowicie na drodze, a Autorka na czytanym przez nią tekście, oboje słuchając kolejnych piosenek.
Co jakiś czas odezwali się do siebie, ale tylko w typowych sprawach, np. Cień do Autorki, żeby podała mu jego butelkę z sokiem aloesowym.
Co prawda jazda po Polskich drogach do najłatwiejszych nie należała, nie tylko ze względu na fakt, że sporo ludzi wyjeżdżało tak jak oni na Święta, ale również przez wzgląd na stan dróg. Przebrnęli jednak przez to bez większych uszczerbków na nerwach i w okolicach 18, gdy za szybami dawno było już ciemno, przejechali granicę Niemiec. Można rzec, że w tamtej chwili oboje westchnęli z ulgą, Polskie drogi to koszmar każdego kierowcy.
Jednak jechali już trochę i niecałą godzinę później Autorka zarządziła postój w Dreznie.
W trakcie tego godzinnego postoju wybrali się do jednej z lepszych restauracji na późny obiad, zrobili drobne zakupy i resztę czasu poświęcili na spacer po pobliskim parku, w trakcie którego rozmawiali o różnych rzeczach, mniej i bardziej ważnych. Zwyczajne, luźne gadanie o niczym.
Trochę po 20 wrócili do samochodu i ruszyli w dalszą trasę. Zmienili płytę na coś mocniejszego, a mianowicie na płytę jednej z rockowych kapel i dalej rozmawiali.
W okolicach 22 obojgu kleiły się już ślepia, więc wyjęli przygotowane na tą okoliczność „powstrzymywacze senności”, jak to je dwukolorowa określiła i nie martwiąc się już tym, że mogliby przysnąć i przypadkiem spowodować wypadek, wciąż przedzierali się przez kolejne pomału usypiające miasta.

***

Ziewnęłam potężnie i niechętnie uchyliłam swoje dwukolorowe oczy... chwilę zajęło mi dochodzenie do siebie i przez chwilę zdezorientowana rozglądałam się dookoła, było dość ciemno i nie miałam na nosie okularów, ale po niecałej minucie przypomniałam sobie gdzie jestem. Srebrnowłosego nie było na fotelu kierowcy, a silnik był wyłączony. Fosforyzujący elektroniczny zegarek przyczepiony niedaleko schowka pokazywał, że jest 5 nad ranem.
Westchnęłam lekko i ziewnąwszy ponownie podniosłam się do pozycji siedzącej, coś się ze mnie zsunęło i wtedy też uświadomiłam sobie, że Cień musiał mnie przykryć kocem, tak samo jak musiał zabrać mi książkę z ręki, okulary z nosa i lekko opuścić fotel, żeby nie bolały mnie plecy od spania na siedząco. Wypięłam się z pasów i przeciągnęłam się na tyle na ile pozwala mi przestrzeń wewnątrz samochodu po czym przetarłam dłonią lekko zaparowaną szybę i wyjrzałam na zewnątrz.
Staliśmy na stacji benzynowej, ale tylko tyle mogę wywnioskować bez okularów. Zaczęłam ich szukać, po kilku minutach znalazłam je w futerale w składziku i nasunęłam je na nos po czym otworzyłam drzwiczki i wyskoczyłam na zewnątrz. Śnieg zaskrzypiał mi pod nogami,a lodowate powietrze uderzyło uderzyło mnie w twarz i momentalnie zaczęłam się trząść i szczękać zębami, było zimno w cholerę.
– Może wrócę do samochodu? – mruknęłam do siebie – tam jest chociaż ciepło... – dodałam po chwili, ale nie wsiadłam z powrotem do srebrnego auta tylko zatrzasnęłam uchylone drzwi i zaciskając zęby i pocierając intensywnie ramiona zaczęłam iść w stronę sklepu przylegającego do stacji uważając przy okazji, żeby nie wpaść pod koła. Na stacjach zawsze coś jeździ, nieważne która jest godzina. Rozglądałam się dookoła i po napisie na jednej z podświetlanych reklam, które pokazywały towary objęte Świąteczną promocją, stwierdziłam, że cały czas jesteśmy w Niemczech.
Skrzywiłam się lekko na kolejny zimny podmuch i ostatnie kilka kroków do wejścia pokonałam podbiegając. Uchyliłam ciężkie drzwi i uśmiechnęłam się do siebie odczuwając ciepło płynące z klimatyzacji, powiedziałam ciche „Guten morgen” do biednego, blondwłosego kasjera, który wyglądał jakby zaraz miał się przewrócić ze zmęczenia, ale wciąż starał się uśmiechać i być miłym dla klientów.
Cóż nikt nie kazał mu brać nocnej zmiany...” – pomyślałam powstrzymując kolejne ziewnięcie i rozglądając się po sklepie za znajomą srebrną czupryną. Podreptałam wzdłuż jednej z półek i znalazłam go kucającego przed jedną z niższych półek, akurat z energetykami, obok niego stał mały koszyk zakupowy, jeden z tych co były przy wejściu. Uśmiechnęłam się lekko do siebie gdy zobaczyłam w wspomnianym koszyku dwie paczki z pistacjami, trochę słodyczy i litrową butelkę soku z aloesu. Stanęłam tuż za nim i poklepałam go w ramię, a ten zerwał się jak poparzony i wylądował na tyłku na zimnej podłodze.
To tylko ja – mruknęłam wyciągając do niego rękę, żeby pomóc mu wstać – a tyś się zerwał jakby, co najmniej Slender cię od tyłu zaaa-aszedł – dodałam tłumiąc ziewnięcie, gdy młodzieniec stał już na nogach. Ten na to uśmiechnął się lekko i odparł, że nie musiałam wychodzić z samochodu i że czasem potrafię być równie przerażająca co on, szczególnie jak się zakradam.
Skwitowałam to kolejnym ziewnięciem i zapytałam czego tam tak nisko szukał.
Wypatrzyłem tam jeden z twoich ulubionych energetyków, ale nie mogłem go wyjąć na stojąco – odparł pocierając dłonią tył swojej szyi. Zmierzyłam go z góry na dół, czasami irytował mnie fakt, że przewyższa mnie o głowę, ale przecież mieć za dużo wzrostu też nie jest dobrze. Lekki uśmiech wpłynął na moje usta i bez większego problemu dorwałam dwie puszki mojego ulubionego energetyka o smaku mojito.
Tobie też wziąć? – spytałam się podnosząc koszyk z podłogi i wkładając do niego napoje.
Nie, nie trzeba... już mam – wskazał podbródkiem sok z aloesu – no i wcześniej piłem kawę, więc nie jestem senny – dodał widząc moje sceptyczne podniesienie jednej brwi.
Dobra, jak chcesz – odparłam zrezygnowana i ponownie ziewnęłam – to teraz do kasy, chciałabym jeszcze dzisiaj dojechać na miejsce – machnęłam ręką we wspomnianym kierunku i sama ruszyłam przed siebie. Przy kasie przeszłam płynnie na niemiecki rozpoczynając neutralną rozmowę o urokach nocnych zmian po czym zapłaciłam i z Cieniem u boku wyszłam ze sklepu, aby jak najszybciej dotrzeć z powrotem do samochodu.
Zadrżałam gdy znowu poczułam jak bardzo zimno jest na zewnątrz i przyśpieszyłam kroku znowu zaczynając pocierać ramiona. Słyszałam kroki srebrnowłosego obok, ale nie spodziewałam się, że podejdzie bliżej i owinie dookoła mojej szyi swój gruby, szary szalik po czym z zadziornym uśmiechem złapie mnie za zmarzniętą dłoń i poprowadzi w stronę samochodu.
Wciąż zaskoczona wsiadłam do ciepłego wnętrza gdy otworzył przede mną drzwiczki i opadłam na miękki fotel zamykając za sobą drzwi. Kilka sekund później srebrnowłosy też usiadł na swoim siedzeniu po czym zapiął pasy i zaraz po odpaleniu silnika uruchomił ogrzewanie.
Mimochodem również zapięłam pasy i wyciągnęłam dłonie w stronę ciepłego powietrza, a gdy zrobiło mi się cieplej to spojrzałam w jego stronę. Srebrne oczy połyskiwały lekko, a on sam uśmiechnął się szerzej gdy uchwycił mój wzrok i zapytał się czy lepiej.
Zdecydowanie... – mruknęłam skupiając wzrok na swoich dłoniach – tam na zewnątrz jest chyba z -20 stopni... – dodałam po chwili wyglądając szybko na zewnątrz. Wciąż było ciemno.
To się cieszę – usłyszałam jego głos i kątem oka zauważyłam, że z powrotem przechodzi w swój prywatny tryb kierowcy. Uśmiechnęłam się na to i oparłam się wygodnie na swoim fotelu po czym włączyłam z powrotem radio. Sięgnęłam też do swojej torby, żeby wyjąć sobie jakiś notes, miałam ochotę coś popisać.
A już myślałem, że pójdziesz znowu spać... – mruknął chwilę później gdy byliśmy już na drodze.
Chciałbyś – odparłam skrobiąc spokojnie po czystej kartce swoim srebrnym długopisem opierając notes na kolanach tak jakbym pisała normalnie na biurku – wyspałam się już – dodałam po chwili usprawiedliwiając się jakby. Wiedziałam, że się martwi, bo ostatnimi czasy cierpię na bezsenność. Może i byłam jeszcze lekko zmęczona, ale to nie powód żeby znowu iść spać.
Tym razem już nic nie powiedział, przyjrzał mi się tylko dokładniej jakby szukał czegokolwiek, co wskazywało by na to, że kłamię. Chyba nie znalazł, bo westchnął ciężko i swój zerknął na GPS'a, a chwilę później skupił swoje srebrne spojrzenie z powrotem na drodze.
Sama również westchnęłam i po chwili namysłu napisałam kolejne zdanie w notesie, poczułam lekki dreszcz w palcach i kolejne słowa jakby pisały się już same.

***

Droga bynajmniej się naszym bohaterom nie dłużyła, kolejny postój urządzili około południa niedaleko granicy Niemiecko-Francuskiej, w Stuttgartcie. Dość sporym mieście znanym głównie z tego, że produkuje się w nim Mercedesy. Spędzili ten czas w centrum, ponownie zjedli obiad w jednej z fajniejszych restauracji, a resztę czasu spędzili rozglądając się po świątecznie wystrojonych witrynach, kupili wtedy kilka drobiazgów, a także część składników do Wigilijnych dań, które znalazły miejsce w świeżo nabytej lodówce turystycznej na którą Autorka nałożyła kilka prostych słów zapewniając karpiowi i reszcie jedzenia ochronę przed jakimkolwiek uszczerbkiem, szczególnie przed psuciem. Po czym kupili też trochę ozdób na przyszłą choinkę, strasznie spodobały im się ręcznie malowane srebrno-czarne i srebrno-zielone bombki, oraz kryształowa gwiazdka przypominająca śnieżkę, która jak byli przekonani będzie się świetnie prezentować na szczycie choinki. Przez te zakupy ich postój trochę się przedłużył, ale w końcu w okolicach 14 dotarli z powrotem do samochodu i po zmniejszeniu, zabezpieczeniu i schowaniu do bagażnika owoców ich łażenia po sklepach, zajęli swoje miejsca i ruszyli dalej.
Półtorej godziny później dotarli na granicę i po wylegitymowaniu się zostali przepuszczeni dalej, Autorka nie mogła ukryć uśmiechu cisnącego jej się co chwilę na usta gdy wyglądała przez okno i spostrzegała znajome jej miejsca. Wiedziała, że do dotarcia na miejsce dzieli ich dobre parę godzin, ale nie zmieniało to faktu, że była w dobrym nastroju.

***

Uśmiechnąłem się lekko do siebie widząc kątem oka szczerzącą się do okna dwukolorową, odkąd wjechaliśmy na terytorium Francji nie może usiedzieć na miejscu... a pomyśleć, że to ja tu jestem młodszy. Westchnąłem lekko i bębniąc palcami w kierownicę zmierzyłem wzrokiem czerwone światło, które powstrzymywało mnie przed dalszą jazdą.
Teraz akurat kierowaliśmy się w stronę miasta Lyon, Autorka stwierdziła, że nie pamięta innego miasta w pobliżu i że z tamtąd będziemy przy pomocy jednej z kiedyś z edytowanej przez nią mapy spróbujemy dojechać na miejsce.
Wyglądała jakby naprawdę miała nadzieję, że jej stara posiadłość jeszcze stoi. Nie omieszkała również w trakcie ostatnich godzin opisać mi jak ona wygląda przy okazji dorzucając kilka anegdotek z czasów kiedy tam mieszkała, najpierw jako człowiek, a potem po zdobyciu licencji. Można rzec, że dawno się tak nie rozgadała, a przynajmniej dawno się tak nie rozgadała przy mnie...” – pomyślałem i zaśmiałem się w sobie, po czym zauważyłem, że jest już zielone i lekkim ruchem dłoni wrzuciłem bieg i wcisnąłem gaz.
Zerknąłem po raz kolejny na dziewczynę na siedzeniu obok, tym razem jej dwukolorowe spojrzenie było skupione na tej średniej grubości książce na jej kolanach.
Ostatnio cały czas ją czyta i bynajmniej nie zbliża się do końca. Prawdopodobnie to jeden z jej projektów, choć wydaje mi się, że nie jest to związane z żadnym stopniu z tymi pisarskimi. Dwukolorowa ostatnimi czasy mniej pisze, a uzyskany w ten sposób czas przeznacza na eksperymentowanie z tym co może zrobić ze słowami. Będę się musiał później zapytać o tą książkę... teraz nie będę jej zawracać głowy...” – pomyślałem odwracając głowę z powrotem w stronę ulicy, nie chcemy żadnych wypadków. Westchnąłem lekko i jedną ręką odgarnąłem do góry wpadające mi do oczu włosy, naprawdę potrafią być czasem irytujące. Nie dosyć, że sterczą na wszystkie strony to jeszcze wszędzie włażą.
– Daleko jeszcze do Lyon? – usłyszałem krótkie pytanie, wypowiedziane przez dwukolorową dziwnie zamyślonym tonem. Zerknąłem na nią jednym okiem, nawet nie podniosła wzroku znad tekstu. Uniosłem na ten widok kącik ust i po zerknięciu na GPS'a odparłem, że według naszego wszech wiedzącego towarzysza będziemy jechać do Lyon jeszcze półtorej godziny.
– A która jest? – zapytała identycznym tonem. Naprawdę musiała się wciągnąć.
– Trochę po 18... – odparłem po krótkim spojrzeniu na lewy nadgarstek.
– Myślisz, że jak dojedziemy do posiadłości koło 22 to wyrobimy się ze sprzątaniem, dekorowaniem i gotowaniem przed pierwsza gwiazdką jutro? – spytała tym razem podnosząc wzrok znad tekstu i kierując go w moją stronę.
– Myślę, że tak... – odparłem spoglądając w jej dwukolorowe oczy połyskujące lekkim zmartwieniem – Przecież nie takie rzeczy się robiło, nieprawdaż? – dodałem po chwili poklepując ją delikatnie po ramieniu starając się mieć drogę na oku cały czas.
Zauważyłem, że lekko ją to uspokoiło, bo zmartwienie uleciało z jej twarzy niemal natychmiast i d zamiast niego pojawiły się iskierki radości. Uśmiechnęła się pod nosem i stwierdziła, że mam rację.
Chwilę później zmieniła płytę, włączając jakieś zabłąkane w samochodzie kolędy po japońsku i cicho nucąc pod nosem sięgnęła ponownie po swoją książkę. Ja zaś po raz milionowy w ostatnim czasie przerzuciłem wzrok na jezdnię. Plecy mnie zaczynały boleć od tak długiego prowadzenia, to chyba jedyny mankament podróżowania samochodem. Zmieniłem bieg i lekko pogłośniłem lecącą akurat Cichą Noc, zawsze lubiłem tą piosenkę, w każdym języku brzmi dobrze, aż dziwne, że w oryginale była napisana po niemiecku. Pokręciłem głowa i spojrzałem na ekran GPS'a, żeby się upewnić w którą stronę mam skręcić i po uruchomieniu kierunkowskazu skręciłem w lewo.
Teraz dotarcie do Lyon miało zająć już jedynie godzinę z groszami, ale czemu by odrobinę nie przyśpieszyć, ruch jest mały więc jak ździebko mocniej nacisnę gaz to nikomu nie stanie się krzywda. I tak też zrobiłem, i tak jak myślałem nic złego się w związku z tym nie stało. Wieloletnie wożenie tej dwukolorowej marudy w różne miejsca sprawiły, że jestem całkiem dobrym kierowcą.” – pomyślałem i uśmiechnąłem się do siebie.
– A także niezwykle skromnym kierowcą – dodałem po chwili takim szeptem, że byłem pewien, że nawet dwukolorowa obok mnie nie usłyszała.
Wywróciłem oczami na swoją własną dziecinność i skupiłem po raz kolejny swój wzrok na drodze przede mną.

***

Kilkanaście minut przed dwudziestą samochód prowadzony tyle czasu przez pewną rękę Cienia dotarł do celu, do najstarszego miasta Francji, pięknego Lyonu. Przezornie postanowili nie wjeżdżać do centrum tylko zatrzymać się na obrzeżach miasta. Tam też wyciągnęli starą ręcznie szkicowaną mapę, na której była szmaragdowym atramentem naniesiona droga jaką mieli podjąć aby dotrzeć do posiadłości. Chwilę spierali się nad nią, ale zimno panujące wokół zmusiło ich do szybkiego zaprzestania kłótni i po zapakowaniu się do samochodu dojścia do porozumienia.
Tym razem oboje grali równie ważną rolę przy prowadzeniu, Autorka czytała mapę i wskazywała w którą stronę srebrnowłosy ma skręcać, a Cień prowadził stosując się do tych poleceń, jednocześnie na bieżąco notował sobie mentalnie tą trasę, żeby już nigdy nie miał problemów z dojazdem.
W taki to sposób przez półtorej godziny jechali, pokonując coraz to gorsze warunki drogowe, bowiem po pół godziny od wyjazdu z Lyon zaczął sypać śnieg, a fakt, że od dłuższego czasu było ciemno w niczym nie pomagał.
Ale mimo tych najróżniejszych czynników nasi bohaterowie dotarli do celu swej wędrówki: Carter Manor.

Była to dość spora posiadłość usytuowana na niewielkim wzgórzu otoczona mocno zaniedbanym ogrodem i na oko dwumetrowym, zdobionym, metalowym ogrodzeniem.
Posiadłość była zbudowana w większości z cegły i drewna, pomalowana na śnieżną biel, która nie zabrudziła się mimo wieloletniego porzucenia tego miejsca. Stojąc przy bramie wjazdowej można było dostrzec liczne balkony i spory taras wychodzący z wschodniego skrzydła, a także puste, zaciemnione okna, które sprawiały, że to miejsce wyglądało na posępne, a nawet odrobinę mroczne mimo swojej białej powierzchowności. Dodatkowo cały dach i wszystko wkoło było zakryte dość grubą warstwą śniegu, który połyskiwał delikatnie odbijając od siebie nikły blask księżyca i nielicznych gwiazd przebijających się miejscami przez chmury, co nadawało całej okolicy delikatnego srebrnego połysku.

Nasza dwójka gdy tylko dojechała do bramy, wyskoczyła z samochodu i po krótkim siłowaniu się z bramą w końcu wjechali na teren posiadłości. Dziewczyna nie posiadała się ze szczęścia widząc swój stary dom, szczególnie, że nie tylko był na miejscu, a dodatkowo wydawał się być w o wiele lepszym stanie niż spodziewała się go zastać. Chłopak zaś uśmiechał się tylko pod nosem widząc swoją twórczynię i cóż, przyjaciółkę w takim, a nie innym stanie. Wodził za nią swym srebrnym wzrokiem, gdy po wprowadzeniu samochodu do garażu skakała z miejsca w miejsce dotykając niemal wszystko co znalazło się w zasięgu jej drobnych, bladych dłoni z uśmiechem na ustach, bynajmniej nie złośliwym, i radosnym błyskiem w jej granatowych i szkarłatnych oczach. Nigdy jej takiej nie widział, ale dzięki temu był pewny, że dwukolorowa jest szczęśliwa.

***

Westchnąłem lekko i uśmiechnąłem się szerzej gdy zobaczyłem, że dziewczyna po obejrzeniu każdego kąta garażu skupiła się w końcu na stojącej tuż obok naszego samochodu czarnej, eleganckiej i niemiłosiernie zakurzonej dorożce. Podeszła do niej i pogładziła ją delikatnie, po czym szepnęła kilka słów, które zaszumiały wokół niej i sprawiły, że kurz i brud który się tyle lat na niej gromadził, zniknął w mgnieniu oka. Dziewczyna wyczyściła również swoją dłoń i po chwili namysłu postanowiła najwyraźniej zajrzeć do środka, bo zaczęła wdrapywać się na dość wysoko obsadzone, małe pomocnicze schodki.
Podszedłem bliżej na wszelki wypadek gdyby miała spaść czy coś w tym stylu, nie raz już zdarzało jej się zrobić sobie krzywdę w najgłupszy możliwy sposób, a złamana ręka czy noga nie są zbyt przyjemnymi upominkami pod choinkę. Na szczęście moje zmartwienia nie stały się rzeczywistością i dziewczyna bezpiecznie weszła do dorożki, posprzątała ją w środku w taki sam sposób i wyszła na zewnątrz.
Chwilę jeszcze stała przed nią, a później bez mrugnięcia okiem zmniejszyła ją do rozmiarów buta i z szerokim uśmiechem schowała ją do swojej torby na ramię. Lekko mnie to zdziwiło, a ona widząc pytający wyraz mojej twarzy odparła z niesłabnącym uśmiechem, że skoro się już nie przyda jako środek transportu to chociaż będzie miała jakąś ładną pamiątkę do postawienia na półce.
Uśmiechnąłem się lekko na jej logikę i wzruszając ramionami zaproponowałem jej, żebyśmy się zebrali i poszli sprawdzić jak ma się reszta posiadłości.
Skinęła na to głową i mruknęła, że nasze rzeczy zabierzemy później, bo przynajmniej godzinę zajmie nam spacer po posiadłości i oczyszczenie sypialni, żebyśmy mieli gdzie spać.
Tym razem to ja skinąłem i po zaoferowaniu jej ramienia, które notabene z uśmiechem przyjęła, skierowałem się w stronę wyjścia z garażu, a po opuszczeniu go do głównego wejścia.
Rozmawialiśmy cicho idąc najpierw kamienną ścieżką, a potem wspinając się po schodkach.
Jednak gdy przekroczyliśmy próg posiadłości stało się coś czego żadne z nas się nie spodziewało.

***

Kiedy trzymając mojego srebrnowłosego asystenta pod rękę, miałam zamiar przekroczyć próg, nie miałam zielonego pojęcia co to spowoduje.
Jak tylko dotknęłam ciemnej podłogi czubkiem stopy, poczułam, że słowa które zawsze spokojnie i leniwie kłębiły się wokół mnie, gwałtownie zawrzały. Sam dom zareagował podobnie, zewsząd było słychać szum słów, wszystkich tych, które w czasie mojego mieszkania tutaj wypowiedziałam.
Nagle równie szybko wszystko ucichło, by po krótkiej chwili, w której zdążyłam jedynie posłać zdziwione spojrzenie w stronę mojego towarzysza, wszystko wokół zaczęło się zmieniać.
Cały kurz pokrywający podłogę, ściany i sprzęty w obrębie mojego wzroku, zaczął znikać. Podłoga powróciła do dawnego blasku, podobnie jak otulające ściany boazerie. Tak jakby dom wyczuł, że wróciła jego pani. Jednak, okazało się, że to nie wszystko... zamiast jedynie doprowadzić się do dawnego stanu, zaczął się również zmieniać. Ściany, dywany, meble i wszystko inne zaczęło zmieniać styl i kolorystykę, obrazy zmieniały swoje ramy na inne, a na płótnach zaczęły pojawiać się znajome twarze i krajobrazy.
Byłam w stanie jedynie stać i przyglądać, jak na moich oczach dom przekształcał się i jakby, dostosowywał do zmian które zaszły we mnie przez czas, w którym mnie tu nie było.
Cień również stał jak słup soli nie dowierzającym wzrokiem obserwując następujące jedna po drugiej zmiany. Nie wiem ile tak staliśmy i się temu przyglądaliśmy, ale moja intuicja podpowiada mi, że cały proces któremu dom się poddał trwał około 15 -20 minut.
Kiedy ostatni szczegół znalazł się na swoim miejscu, a wszystkie żyrandole rozświetliły panujący w pomieszczeniach półmrok, moje słowa powróciły do mnie i jak gdyby nigdy nic znów zaczęły spokojnie wokół mnie krążyć.
Próbowałam się odezwać, ale głos uwiązł mi w gardle i z moich ust wydostał się jedynie szmer.
Przygryzłam delikatnie wargę i po ponownym rozejrzeniu się po zmienionym otoczeniu zerknęłam na Cienia. Jego wzrok wciąż był w jakimś stopniu nie dowierzający, ale tuż obok tej emocji pojawiła się również tląca się coraz mocniej ciekawość. Przyglądałam mu się krótką chwilę, po czym uśmiechnęłam się lekko gdy odwzajemnił moje spojrzenie.
– Powiedz mi, czy to się działo naprawdę czy tylko oczy mnie mylą po ponad dwudziestu godzinach jazdy samochodem? – Cień przerwał tą niemal dzwoniącą w uszach ciszę, lekko drżącym głosem.
Uśmiechnęłam się odrobinę szerzej i odparłam cicho, że miałam się zapytać go o to samo i po spojrzeniu na siebie nawzajem, i ja i srebrnowłosy zaczęliśmy się śmiać.
Nasz śmiech rozniósł się w każdą stronę odbijając się od ścian, a my gdy tylko skończyliśmy, rozpoczęliśmy zaplanowany wcześniej spacer.

***

Ich spacer zajął nieco więcej czasu niż się spodziewali, ale nie przeszkadzało im to jakoś zbytnio, odwiedzali kolejne pomieszczenia dyskutując wesoło na różne tematy. Autorka praktycznie o każdym pokoju miała coś do powiedzenia, mimo że zmieniły one swój wygląd to ich aura pozostała taka sama jak była kiedyś. Co jakiś czas przystawali też przy interesujących obrazach, większość z nich przedstawiało po prostu krajobrazy, ale zdarzały się takie które były portretami lub też scenkami ze znajomych im wydarzeń. W jednym z korytarzy natknęli się na portret Cheysy z Sebastianem i ich pupilem, gdzie indziej na Raven na tle ogrodu bawiącą się z Shadowem, jeszcze w innym miejscu na Chase'a przeglądającego stare zwoje w sali tronowej w otoczeniu swoich kocich wojowników. Natknęli się nawet na portret ich samych, przedstawiał on Autorkę w odświętnym stroju siedzącą na bogato zdobionym skórzanym czarnym fotelu z nogą założoną na nogę i lekkim uśmiechem na ustach, tuż za fotelem stał Cień w eleganckim garniturze opierając się jedna ręką o skórzane oparcie, w tle było widać było jedynie ciemno zieloną tkaninę przetykaną miejscami srebrnymi nitkami.
Ale obrazy, które najbardziej ich zdziwiły przedstawiały dla Cienia osoby znaną jedynie z opowieści, a dla Autorki osoby które przez pewien okres były obiektem jej najróżniejszych rozmyślań. Jeden przedstawiał szyderczo uśmiechniętego ciemnowłosego mężczyznę, w ciemno brązowym garniturze z czerwonym kwiatem w butonierce, w jednej dłoni trzymał zapalone cygaro, w drugiej zaś kartę tarota – The Devil. Drugi zaś przedstawiał uśmiechniętego smutno również ciemnowłosego młodzieńca, którego srebrno-niebieskie oczy były zamglone w zamyśleniu, miał na sobie białą koszulę, czerwoną kamizelkę i czarne spodnie, w jednej ręce trzymał otwartą książkę, w drugiej zaś znajdowała się karta tarota, inna jednak – The Hanged Man.
Przy nich spędzili najwięcej czasu, Autorka przyglądając się im ze smutkiem przeplatanym ze złością, Cień zaś z nie zmierzoną ciekawością.
Po kilkunastu minutach wyrwali się w końcu ze swoich rozmyślań i ruszyli dalej, jakby nie patrzeć było już dość późno i przydało by się w końcu skończyć zwiedzanie i położyć się spać. Jutrzejszego dnia mimo wszystko mieli wiele rzeczy do zrobienia, sprzątanie może i wypadło im z grafiku, ale wciąż trzeba było ozdobić choć częściowo ten dom, ubrać choinkę i ugotować jedzenie na Wigilię.

Jeszcze przez pół godziny spacerowali po posiadłości, a później wybrali sobie gdzie będą spać i skierowali się w stronę wyjścia, aby zabrać swoje rzeczy z samochodu.

***

Dreptałam w stronę swojej sypialni, w jednej dłoni trzymałam swoje jeszcze zmniejszone bagaże, a w drugiej ściskałam rączkę od swojej torby podręcznej którą miałam cały czas w samochodzie.
Cień zdeklarował się, że zaniesie ozdoby do salonu, a jedzenie do kuchni więc jedyne co mam teraz do zrobienia to wzięcie prysznica i położenie się do spania. Rano będziemy mieli dużo roboty, ale to dopiero jutro... „Zerknęłam na zegarek który wciąż był na moim nadgarstku i uśmiechnęłam się do siebie krzywo „W sumie to już dzisiaj, nawet nie pomyślałam wcześniej, że to łażenie po posiadłości zajmie nam tyle czasu...” – pomyślałam i westchnęłam ciężko przyśpieszając odrobinę kroku. Po kilku minutach byłam już przy drzwiach swojej starej sypialni, położyłam niepewnie dłoń na metalowej klamce i po chwili wahania otworzyłam je szeroko i zrobiłam krok do przodu.
Z moich ust wydobyło się ciche zdziwione sapnięcie i lekko nie dowierzającym wzrokiem zmierzyłam całe wnętrze pokoju.
„Wygląda praktycznie tak samo jak moja sypialnia w pałacu... no, a przynajmniej układem i wyglądem mebli, bo kolorystyka widzę została lekko zmieniona...” – pomyślałam podchodząc do łóżka i kładąc na nim swoje rzeczy.
Pokój dalej miał wyjście na taras, miał ciemną podłogę i ściany obłożone boazerią, ale praktycznie całą biel przejęła teraz ciepła, ciemna zieleń przetykana srebrem. Ogólnie dużo pomieszczeń była w różnych odcieniach zieleni. Nie żeby mi to przeszkadzało ostatnimi czasy polubiłam ten kolor i dobrze się w jego otoczeniu czuję.
Uśmiechnęłam się do siebie i usiadłam na zielonej pościeli by chwilę później opaść na nią całkowicie, wzięłam w łapki jedną z poduszek i położyłam ją sobie na głowie.
– O i teraz to mogę już iść spać... – mruknęłam wyciągając się porządnie – przez tą podróż prawie zapomniałam jak ogromne, i jak wygodne mam łóżko – zaśmiałam się do siebie i niechętnie podniosłam się z powrotem do pozycji siedzącej.
Zdjęłam z siebie swój zimowy płaszczyk i rozplątałam swój i Cienia szalik, po czym rzuciłam je na najbliższy fotel i zaczęłam zwiększać swoje bagaże i wyciągać z nich potrzebne mi w tym momencie rzeczy. Nie zabrało mi to wiele czasu, a gdy walizki były z powrotem zmniejszone i schowane w jednej z kieszonek w mojej torbie, wzięłam w łapki piżamę i płyn pod prysznic i skierowałam się w stronę łazienki.
Dwadzieścia minut później byłam już zagrzebana w szmaragdowej pościeli i usypiałam powoli wsłuchana w szmer padającego za oknem śniegu.

***

W podobnym czasie również Cień zrobił to co miał do zrobienia i po zwiedzeniu swojej nie-do-końca-nowej sypialni oraz wzięciu szybkiego prysznica, położył się na swoim łóżku i po przykryciu się grubą, srebrna kołdrą również uleciał do krainy Morfeusza.

***

Dla obojga ranek nadszedł o wiele zbyt szybko, ale bynajmniej nie mieli zamiaru marudzić, ogarnęli się i ziewając z grubsza co kilka minut wybrali się do salonu gdzie mieli się dogadać kto się czym zajmie. Chwilę nad tym się spierali, ale szybko doszli do porozumienia. Autorka wzięła na siebie gotowanie, a Cień zgodził się, na dekorowanie salonu i przylegającej do niego jadalni. Uznali zgodnie, że skoro i tak są tutaj sami to nie ma potrzeby dekorowania całej reszty.

Po tej krótkiej naradzie, każdy zabrał się za swoją część roboty bez większego marudzenia.

***

Autorka gdy tylko wyjęła książkę kucharską i zawiązała sięgający jej do kolan, ciemno zielony, a jakże, fartuszek zaczęła formować z otaczających ją słów składniki, których nie miała i po zakasaniu rękawów wzięła się do pracy.
Po kilku godzinach była niesamowicie zmęczona, ale jednocześnie zadowolona. Przyglądała się z lekkim uśmiechem bulgoczącemu delikatnie barszczowi, dwóm tuzinom uszek z grzybowym farszem czekających na ugotowanie i dzwonkom z karpia w złocistej panierce, które dopiekały się w piekarniku.
Cień również tu był, przyszedł godzinę temu i wziął na siebie lepienie pierogów z kapustą i grzybami. Dziewczyna uśmiechnęła się szerzej widząc jego skupioną minę, srebrnowłosy zawsze starał się robić wszystko jak najlepiej, nawet pierogi potrafił lepić z miną pokerzysty przy pracy.
Ten odwzajemnił spojrzenie i również się uśmiechnął, dolepił ostatniego pieroga i po otrzepaniu się z mąki, mruknął do niej, że skoro skończyli gotować to może przejdzie się do salonu, żeby zobaczyć owoce jego pracy.
Dwukolorowa przystała na to z uśmiechem i zostawiwszy swój fartuszek na blacie, skręciła przezornie ogień pod barszczem i ruszyła za srebrnowłosym, który zdążył już zniknąć za drzwiami.
Dogoniła go podbiegając i chwyciła lekko za ramię, uśmiechnęli się do siebie i resztę trasy pokonali rozmawiając wesoło trzymając się pod rękę.

***

Zagwizdałam z podziwem gdy tylko weszłam do ozdobionego przez Cienia salonu. Kominek był rozpalony i trzaskał wesoło w akompaniamencie do rozbrzmiewających cicho kolęd, a ramy obrazów były ozdobione przeplatanymi srebrno-zielonymi łańcuchami. Na stoliku do kawy był ustawiony stroik ze świeczkami w kształcie małych kul ozdobionych tak jakby oplecionymi wokół nich kolcami róż, oprócz tego były podoczepiane do niego małe srebrne gwiazdki. Gdzieniegdzie zaś porozkładane były mniejsze stroiki zawierające tylko jedną świeczkę oplecioną w ostrokrzew.
Ale mimo wszystko na największą uwagę zasługiwała dwumetrowa choinka stojąca niedaleko łuku drzwiowego prowadzącego do jadalni. Oplatały ją białe lampki i srebrne błyszczące łańcuchy, a na gałęziach wisiały kupione przez nich wcześniej srebrno-czarne i srebrno-zielone bombki, a na samym czubku pyszniła się ta połyskująca, kryształowa śnieżko-gwiazdka.
– No, no, no – mruknęłam pod nosem i poklepałam srebrnowłosego po ramieniu – toż to kawał dobrej roboty, śmiem twierdzić, ze choinka ładniejsza od tej zeszło rocznej – dodałam gdy zwrócił swój wzrok w moją stronę. W jego srebrnych oczach zapłonęła duma i wyprostował się bardziej uśmiechając się jednocześnie szeroko.
– Dziękuję – odparł po chwili – wiedziałem, że ci się spodoba – dodał i nakrył moją dłoń na ramieniu swoją z sygnetem na palcu.
Chwilę staliśmy tak i przyglądaliśmy się sobie nawzajem, aż w końcu poczułam coś dziwnego w czubkach palców. Opuściłam swoją dłoń i podeszłam szybko do jednego z okien, podniosłam firankę do góry i zmierzyłam czujnym wzrokiem niebo, po czym westchnęłam z ulgą.
– Fałszywy alarm? – usłyszałam ciekawski głos ze strony srebrnowłosego. Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Najwyraźniej, aż dziwne, że moje słowa potrafią zareagować nawet na migający w oddali... – odparłam wzruszając ramionami i opierając się niedbale o parapet za moimi plecami.
Cień opierał się w podobny sposób o framugę drzwi.
– Tak jak z tą sytuacją z Wielkim Wozem, Małym Wozem i Radiowozem? – zagadnął wesoło, wywołując u mnie salwę śmiechu.
– Mniej-więcej – odparłam gdy się trochę uspokoiłam – ale mimo że był to fałszywy alarm to czas najwyższy, żeby zacząć przygotowania do Wigilii. Ja pójdę się przebrać, ugotuję pierogi i uszka i powoli zacznę przynosić jedzenie do jadalni, a ty nakryj dla nas i sam również idź się przebierz, ok? – dodałam po chwili stanowczym tonem i uśmiechnęłam się szeroko, gdy Cień zasalutował i okrzyknął „Tak jest, kapitanie!”. Jak już go bierze nastrój na żarty to trudno mu się powstrzymać, nie żeby było w tym coś złego. Uwielbiam go takiego, kiedy nie przejmuje się niczym i pewny siebie rzuca żartami na lewo i prawo.
Zachichotałam pod nosem i po poklepaniu go po ramieniu skierowałam się szybkim krokiem w stronę sypialni. Mam przygotowany taki ładny strój na dzisiaj, napisałam go jak jechaliśmy tutaj i myślę, że będzie mi pasował. Uśmiechnęłam się do siebie i po obejrzeniu się, czy Cienia nie ma w pobliżu zaczęłam biec przed siebie szczerząc się na lewo i prawo.
Dzięki swojemu zamiłowaniu do biegania w najmniej oczekiwanych sytuacjach w kilkanaście sekund dopadłam do drzwi sypialni i weszłam do środka. Oparłam się o drzwi i uspokoiłam oddech, chwilkę później brałam już z łóżka wieszak z ubraniem i szłam w stronę łazienki.
Przebieranie zajęło mi kilka minut, drugie tyle uczesanie swoich włosów w koka i ozdobienia go spinką ze srebrną różą, która sama z siebie oplotła kok u podstawy. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i pogładziłam delikatnie kamizelkę.
Ten mój strój składał się z sięgającej za kolana ciemno zielonej sukienki z długimi rękawami i czarnej gładkiej kamizelki narzuconej na wierzch, do tego założyłam moje sznurowane buty, zwyczajowy sygnet i wyjątkowo srebrną bransoletkę, która wyglądała jak oplatający nadgarstek wąż.
Przyjrzałam się sobie jeszcze raz i po przygładzeniu jednego z wypatrzonych zagnieceń rzuciłam samej sobie lekki uśmieszek i opuściłam łazienkę, a następnie sypialnię, po czym szybkim krokiem skierowałam się w stronę kuchni.
Na miejscu szybko ugotowałam uszka i pierogi, rozkładając jednocześnie pozostałe dania na półmiskach, a barszcz przelewając do naszykowanej wcześniej wazy. Wybrałam dwa wina, jedno czerwone, drugie białe i dwa kieliszki do nich, po czym razem z jedzeniem przełożyłam na niewielki wózek, który sprawnie popchnęłam w stronę jadalni.
Zastałam tam Cienia, który spoglądał w czarne niebo za oknem, najprawdopodobniej szukając pierwszej gwiazdy. Jak tylko mnie zauważył, momentalnie podszedł, żeby pomóc mi powystawiać jedzenie na stół. Czerwone wino postawiłam na stole, a białe podałam srebrnowłosemu razem z korkociągiem, żeby je otworzył, sama zaś rozstawiłam kieliszki.
W czasie kiedy Cień otwierał wino przyglądałam mu się uważnie, miał na sobie czarną koszulę, ciemnozieloną kamizelkę i ciemne spodnie od garnituru i śmiem twierdzić, że prezentował się nienagannie. Nie wiem jak my to robimy, że zawsze ubieramy się w taki sposób, że nasze stroje do siebie pasuję, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza. Uśmiechnęłam się do siebie lekko i w tym samym momencie Cień zaśmiał się zwycięsko po otwarciu butelki. Nalał do połowy objętości kieliszków słodko pachnącego wina i postawił białe tuż obok czerwonego. Podeszliśmy do siebie i nie bawiąc się w łamanie opłatka złożyliśmy sobie życzenia prosto z serca i mocno się przytuliliśmy. Chwilę spędziliśmy w uścisku, a gdy uznaliśmy, że wypadało by usiąść do jedzenia odsunęliśmy się od siebie i skierowaliśmy w stronę stołu.

***

Nasi bohaterowie zjedli spokojnie kolację dyskutując na rozmaite tematy, których zasób mieli nieograniczony. Nigdzie im się nie śpieszyło, po raz pierwszy od dawna, niczym się nie przejmując cieszyli się po prostu swoją obecnością, a gdy zjedli po trochę każdego z dań i stwierdzili, że więcej już nie mogą, sączyli powoli swoje wino. Po opróżnieniu kieliszków postanowili podgłośnić kolędy i przenieść się na kanapę w salonie, wtedy też wymienili się też prezentami. Były to drobiazgi, ozdobny srebrny długopis i eleganckie spinki do mankietów garnituru, niby nic, a cieszy.

Rozsiedli się wygodnie przed trzaskającym cicho kominkiem i nalali sobie do kieliszków, tym razem czerwonego wina i do pełna. Spojrzeli po sobie z lekkimi uśmiechami na twarzach i stuknęli się kieliszkami szepcząc do siebie – „Wesołych Świąt”.


poniedziałek, 8 grudnia 2014

Coś niespodziewanego.

Ohayo wszystkim!
Wpadłam na chwilkę, bowiem mam małe ogłoszonko.
Nie wiem jakim cudem to się stało, ale moja najdroższa przyjaciółka Raven (aka. Neko) namówiła mnie na założenie "Oficjalnego Fanpage'a Naszych Blogów" (tego o tutaj i jej KomKota).
Zapraszam tam Was wszystkich serdecznie, będziemy tam publikować różne ciekawe rzeczy, a przy okazji będziemy powiadamiać o naszych pomysłach odnośnie naszych blogów i oczywiście będziemy na nim ogłaszać pojawienia się nowych postów. Myślę, że może być śmiesznie ^^
W każdym razie na zachętę pokarzę Wam mój i Neko avatar z którego skleiłyśmy, jeden wspólny :D
Wasza Cheysy~

Ps. Rozwińcie ^w^


niedziela, 2 listopada 2014

Halloween Time

To znowu ja, dzień dobry ^^ A właściwie dobry wieczór.
Co prawda po raz kolejny przybywam tutaj z czymś innym niż kolejny rozdział moich historii, czy one-shot, ale myślę, że nikt nie powinien marudzić.
W poprzednim wpisie pochwaliłam Wam się, że pracuję w szkolnej gazetce... i w związku z tym mam dla Was artykulik z mojego prywatnego działu dotyczącego gier komputerowych, który przy okazji świetnie pasuje do obchodzonego dwa dni temu Halloweenu ^^
Miłego czytania!



"Witam wszystkich w moich skromnych progach, rozsiądźcie się wygodnie, może chcecie kawy lub
herbaty? Po prostu czujcie się jak u siebie. W tym miejscu zajmiemy się z czymś co jest mi dość, a
nawet bardzo bliskie. Mianowicie, mam na myśli gry komputerowe. Niektórzy ludzie uważają, że
gry to zwykłe marnotractwo czasu, że nakłaniają do przemocy itp. itd. W tym miejscu mam zamiar
udowodnić tym, którzy tak myślą, że nie mają racji (a przynajmniej, że wszystkie gry takie nie są) i
że gry mogą być też pewną formą interaktywnej sztuki stojącej na równi z filmami i książkami.

W tym numerze, jako, że jest on w klimacie Halloweenu zaprezentuję wam dwie gry, które
nadawały by się na spędzenie z nimi tego wieczoru, pierwsza jest typowym horrorem grającym na
emocjach niczym samotnie spędzona noc w pustym mieszkaniu bez prądu, druga zaś, co prawda
bliżej jej do lekko trillerowej przygodówki, ale grając późno w nocy na słuchawkach myślę, że nie
jednego by przestraszyła.
Pierwszą jest (myślę, że nie jedna osoba o niej słyszała) Slender.
Drugą zaś Ib.

Slender – jak już wspomniałam jest to horror-game, a jej zarys „fabuły”, że tak powiem jest
banalny. Jest noc, a my jesteśmy w miejscu, w którym większość osób nie chciałaby jej spędzać (w
zależności od dobranej mapy może to być ograniczony siatką las z różnymi drobnymi lokacjami,
bądź też opuszczona szkoła, spory dom, sanatorium, szpital czy też chociażby labirynt, do wyboru
do koloru), wszystko co mamy do dyspozycji to latarka (która notabene oświetla taki malutki
obszar, że praktycznie wcale nie pomaga i zdarza jej się gasnąć w najmniej oczekiwanym
momencie fundując nam zawał bądź Game Over), a jedyną podpowiedź którą dostaliśmy na starcie
to to, że mamy zaleźć osiem kartek... i tutaj wkracza fakt, że gra jest horrorem. Niby zebranie ośmiu
karteczek nie wydaje się trudne, szczególnie, że dotarcie do pierwszej jest niemal dziecinnie proste,
ale tylko do pierwszej, potem zaczyna się prawdziwa „zabawa”. Zaraz po tym gdy kartka wpadnie
w nasze łapki i pojawi się komunikat o jej znalezieniu, uruchamia się tak zwany skrypt i zaczyna się
polowanie. Na nas.
Bowiem główny antagonista, tytułowy Slender, może z samego wyglądu nie jest jakiś strasznie
przerażający (wysoki, szczupły, w gustownym garniturze, blady jak ściana i bez twarzy... wcaale nie
ma się czego bać), ale fakt, że pojawia z znikąd za nami przy odpowiednim akompaniamencie
narastających z każdą kolejną kartką szumów, szmerów, trzasków i im podobnych, które bez
większego problemu powodują gęsią skórkę i jeżenie się włosów na głowie i nie tylko, jest dość
bardzo paniko genny (wiem z autopsji, grałam o 3 w nocy dwukrotnie i gra wyleciała z mojego
komputera z wiadomych powodów). Możecie sobie mówić: „Oj tam, na pewno nie jest taka
straszna...” czy „A ja się jakiejś tam gry nie boję!”, dopóki nie zagracie nie możecie niczego
stwierdzić, oczywiście zdarzają się osoby które się go nie boją, ale jednak większość wspomina
naszego kochanego Slendera z, ekhm, kiślem w gaciach (tutaj odsyłam do Horrojków ze Slenderem
u pewnego polskiego Let's Play'era – ROJOV13).
W każdym razie gra jest idealna na długie samotne noce dla ludzi, którzy lubią się czasem dobrze
wystraszyć (albo po prostu są masochistami, ja nie oceniam).

Ib – jest to tytuł stworzony na bazie RPG Makera 2003 (jeśli ktoś nie wie o co chodzi to zapytajcie
wujka Google), co można zauważyć po grafice pikselowej. Mimo tego gra ma świetną fabułę,
której skrót wam tutaj przytoczę. Ib (wymawia się „eve”, gra była stworzona w Japonii, więc się nie
dziwcie), to mała, dziewięcioletnia dziewczynka, która pewnego pochmurnego dnia wybrała się z
rodzicami do muzeum na wystawę pewnego mało znanego artysty – Guerteny, brzmi miło? Jak
najbardziej, choć do czasu. Niedługo później nasza mała bohaterka odłącza się od swoich starszych
i idzie zwiedzać muzeum na własną rękę, po niedługim czasie znajduje pewien obraz zajmujący
większość ściany w jednym z korytarzy. Po zapoznaniu się z notatką na jego temat ruszamy dalej,
lecz okazuje się, że z muzeum wszyscy zniknęli i nie jesteśmy w stanie się wydostać... i tutaj
zaczyna się prawdziwa zabawa. Więcej na temat fabuły nie zdradzę, jeśli ktoś z was będzie chciał
się dowiedzieć, będzie musiał zagrać.
A teraz o grze ogólnie, jest ona w angielskiej wersji językowej (nie powinno nikomu to sprawiać
kłopotu, teksty i dialogi nie są zbyt skomplikowane) i posiada banalne sterowanie (strzałki i spacja
lub enter). Ma świetną ścieżkę dźwiękową i jak już wspominałam bardzo dobrą fabułę. Jako, że
tytuł jest po części horrorem nie raz złapie nas na najróżniejsze sposoby. Zawiera ona w sobie, jak
większość przygodówek, sporo zagadek (logicznych i nie tylko) i to głównie na nich opiera się
rozgrywka. Gra posiada również pięć różnorodnych zakończeń, które w zależności od naszego
postępowania w trakcie gry mogą być dobre lub złe.
Mi ta gra bardzo się podobała, ma świetny klimat i dostarcza zabawy na kilka godzin. Grafika jak
już mówiłam nie jest wybitna, ale nie przeszkadza w odbiorze (choć niektórzy przyzwyczajeni do
milionów poligonów w grach, mogą mieć z tym problem...). Serdecznie go wszystkim polecam, a
zwłaszcza osobom lubującym się w klimacie tajemniczości i grozy.
To tyle odemnie na dzisiaj na temat gier, jakby ktoś miał ochotę zagrać w jedną z nich to proszę
bardzo, obie są dostępne w internecie za darmo i można je ściągnąć bez wyrzutów sumienia.
W każdym razie, strasznego Halloweenu wam życzę."



piątek, 17 października 2014

Informacja no. 2

<zerka jednym okiem i po chwili wahania wychodzi>
O-hayo... i od razu przepraszam.
Jestem beznadziejna, od tak dawna nic nie publikowałam, nie odzywam się wcale... i Was za to przepraszam. Ale tak bardzo, bardzo, bardzo. Od dłuższego czasu cierpię na straszliwy brak weny i (od początku roku szkolnego) czasu. Cały czas albo jestem w szkole, albo w domu siedzę z młodszą siostrą czy się uczę (mam tony zadań, z matmy szczególnie, co dziwne, bo jestem na humanie)... poza tym doszło mi sporo zajęć, oprócz japońskiego, który miałam cały czas, jestem teraz redaktorem naczelnym szkolnej gazetki i praktycznie co chwilę moja polonistka nakłania mnie do kolejnych zobowiązań (tu jakieś kółko, tu jakieś dodatkowe wyjścia... i tak dalej, i tak dalej...).
Wiem, zaczynam się tłumaczyć, ale tak jest. Oczywiście nie mam najmniejszego zamiaru zawieszać bloga, ani nic w tym guście. Mam kilka pomysłów, którymi pomału się zajmuję (czyt. piszę kiedy tylko mam czas i ochotę, jak niema jednego z elementów to nie), ale nie mogę powiedzie Wam dokładnie kiedy coś skończę, ale jak skończę to będzie na blogu.
I jeszcze raz Was przepraszam, zapowiedziałam nowe notki w wakacje i ich nie dawałam, ale mam nadzieję, że nie straciłam moich kochanych czytelników i że nikt nie będzie mnie chciał mordować.
To tyle...
Zawsze Wasza,
Cheysy

sobota, 12 lipca 2014

Libster Award

''Nominacja do Libster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za ''dobrze wykonaną robotę''. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował".

Dziękuję za nominację Wiil i Belli ^^ 
To już moja druga nominacja do czegoś w tym stylu... wiąże się to również z uczuciem deja-vu, bowiem w zeszłym roku-również w lipcu-nominowana byłam do Versartile Blogger... i tyle mojego bzdurzenia. Przejdźmy do pytań ^^

1. Jaki jest Twój ulubiony zespół? 
Etto... słucham tak dużo różnych zespołów i wykonawców, że trudno mi zdecydować... (taaa, i z każdego zespołu ma najwyżej dwie-trzy piosenki). <intensywnie myśli> Niech będzie Breaking Benjamin-z tego mam najwięcej piosenek ^^

2. Ulubione anime/manga?
Nosz holender >.< Najtrudniejsze pytanie dla tak niezdecydowanego otaku jak ja... Hm, hm, hm... Wiecie co? Wymienię po prostu kilka ^^ Oto one:
- Death Note
- D.Gray-Man
- Naruto
Shingeki no Kyojin 
- Sword Art Online
- Mirai Nikki
- Toradora
- Another
- Kuroshitsuji
- Ouran High School Host Club
- Acchi Kocchi
- Ao no Exorcist
- Bakuman
- Cowboy Bebop...
<paczy do góry> Chyba wszystkie najważniejsze wypisałam ^^

3. Kiedy zaczęłaś/eś swoją przygodę z pisaniem?
Na początku gimnazjum, mniej-więcej wtedy gdy zaczęłam oglądać moje pierwsze świadome anime... co prawda wcześniej coś tam skrobałyśmy z Raven o Avatarze: Legendzie Aanga, ale w końcu nie ujrzało to światła dziennego ^^

4. Co uważasz o One Direction?
Szczerze? Jeden z popularnych wśród nastolatek zespołów... nic specjalnego.

5. Ulubiony twór Disneya?
Hmmm... Mulan ^^ I Król Lew (wszystkie części) ^^

6. Ulubiony kanał na youtubie?
I kolejne trudne pytanie... tu też wymienię kilka ^^
- PewDiePie
- CutiePieMarzia
- Cryaotic
- Dem3000
- Niekryty Krytyk
- Netty Scribble
- Magdalena Maria Monika
- Remigiusz "Rock" Maciaszek
- ROJOV13
No tyle ^^

7. Szamani vs Czarodzieje!
Nie zrozumiałam pytania ^^ Ale mogę odpowiedzieć pod kątem pewnej karcianki w którą to pogrywam (Hearthstone) -> Czarodziejka-> choć nie umiem nią grać to jest bardzo mocna ^^"

8. Co myślisz o nas?
Nie czytałam waszego bloga (przyznaję się bez bicia), ale Will jest moją czytelniczką, a Bella wydaje mi się miłą osobą, więc myślę o Was jak najbardziej pozytywnie ^^

9. Justin Biber vs Two Girls And One Cup!
Jedno gorsze od drugiego-won z tym odemnie! (a szczególnie z Biberem- tfu!)

10. Ulubiony cytat?
Tu też mam kilka ^^
"Cukier obrócimy w rozpuszczony cukier, ziemniaki we frytki, pieniądze w nicość i porwanie w wywiad – oto Fanaama!"- Faana
* "Szła, szła, szła, aż doszła. To znaczy, do Pensjonatu doszła. To jest, do Karczmy Pod Ewentualnością Nagłego Spełnienia w Jopieniu się Oraz Nadania Analogii Tortowi (K.P.E.N.S.J.O.N.A.T)" - również Faana.
* "Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, jaki jest sens Twojego życia?
Czy miałeś kiedyś chęć skończyć z tym wszystkim?
Twoi sąsiedzi czymś Cię zdenerwowali?
Twoja lampa nie śpiewa?
A może chcesz kupić konia?
Wszystkie twoje problemy rozwiąże…
W sumie nie wiem, co je rozwiąże. Lampy nie śpiewają, debilu." - ponownie Faana.
* "- MAMO, CO TY TU ROBISZ? – Spytała zdezorientowana JWSKDTZPZSA (Jej Wszechmogąca Superwysokość Która Dostała Tróję Z Plusem Z Szemii Autorka)." - po raz faw-dziesiąty Faana.
* "Dlaczego herbata tak szybko się kończy?" - a tu wyjątek, cytat jest mój ^^ Jakoś tak przypadkiem po skończeniu setnego kubka herbaty takie to pytanie mi się nasunęło ^^
A tak, a to co wymieniłam to tylko wierzchołek góry lodowej-po prostu nie chcę was tym męczyć ^^

11. Co sądzisz na temat głupoty i chamstwa w internecie?
A wiecie, że to temat na rozprawkę? W każdym razie sądzę podobnie jak do takich zachowań w życiu... są be. 

O. Pytania się skończyły...
Czyli co? Mam wymyślić własne i nominować kolejnych jedenastu szczęściarzy? 
No ok ^^

Niniejszym nominuję:
1.http://opowiadania-ayi-i-kaori.blogspot.com/
2.http://desu-noto-ff.blog.onet.pl/
3.http://monochromenogame.blogspot.com/
4.http://aniollucyferadgm.wordpress.com/
5.http://saiichi-d-gray-man-story.blog.onet.pl/
6.http://komkot.bloog.pl/
7.http://if-you-will-be-my-star.blog.onet.pl/
8... Aaaaa! Nie mam więcej ^^"

A teraz pytanka:

1. Kiedy zaczęłaś swoją przygodę z pisaniem?
2. Jak wpadłaś na pomysł zaczęcia pisania własnego bloga?
3. Jak długo już bloga prowadzisz?
4. Ulubione Anime i Mangi?
5. Najbardziej ukochana piosenka? (Z linkiem najlepiej ^^)
6. Jaki masz ulubiony rodzaj gier komputerowych? (RPG? MMORPG? Horror-game? Przygodówki? Platformówki 3D?)
7. I ulubiona z tego rodzaju gra?
8. Herbata czy kawa? I dlaczego?
9. Ulubiony gatunek książek? + Ulubiona książka?
10. Jaki jest Twój sposób na nudę?
11. A na brak weny?

No, to by było na tyle... lecę powiadamiać ^^ 
Całusy i uściski!
Wasza Cheysy

PS. Rozdziały się piszą (mam nową klawiaturę), więc cierpliwości ^^