Dedykacja dla ~Kate~ i Arisu ^^
No, zapraszam na rozdział...
Obudził mnie lekko przytłumiony dzwonek telefonu. Jeszcze lekko skołowana tą nagłą pobudką, przeciągnęłam się lekko i słysząc, że telefon nie daje za wygraną, odebrałam go.
-Haalo?- ziewnęłam przeciągle do słuchawki.
-Ohayo Chey-chan. Jak się spało?- usłyszałam wesoły głos Grella.
-W miarę, a tak w ogóle to po co dzwonisz do mnie- zerknęłam na zegarek- o 8 rano?
-Jestem w galerii handlowej, chciałabyś żebym ci coś kupił?
-Będę potrzebowała strój galowy na zakończenie roku, liczę na twój gust.
-Dziękuję za zaufanie w tej sprawie, a chcesz może coś jeszcze?- spytał z nadzieją w głosie.
-Jakbyś mógł to poproszę jakiś fajny strój na dzisiaj- uśmiechnęłam się pod noskiem.
-Na którą mam to przynieść?
-Zdążysz przed 10?- spytałam nerwowo bawiąc się pasemkiem włosów.
-Oczywiście, śmiesz we mnie wątpić?- zaczął strzelać fochy.
-Skąd, że znowu- odparłam śmiejąc się.
-No. Bay, bay, Chey-chan.
-Ja-ne.
Rozłączyłam się. Po chwili leżenia, stwierdziłam, że nie mam po co kłaść się z powrotem. W końcu i tak zaraz przyszedł by Sebastian do budzenia. Wygrzebałam się z pościeli i podreptałam do łazienki.
Po oporządzeniu się, wyszłam w szlafroku z turbanem na głowie. W kilka chwil włosy były suche i uczesane,
ciuchy po domu założone, szkarłatne, wzorzyste zasłony rozsunięte, a pościel zaścielona.
Zadowolona z siebie omiotłam wzrokiem cały pokój, a następnie usiadłam przy swoim laptopie, do tej pory spokojnie spoczywającym na biurku. Weszłam na chwileczkę na fb i pozaglądałam na czytane blogi.
Podczas pisania komentarza, ktoś zapukał do drzwi. Tym "ktosiem" okazał się być czerwonowłosy shinigami z masą toreb z zakupami. Od razu podbiegłam do niego i zabrałam cześć torebek.
Chwilę później ich zawartość została ułożona na łóżku w poszczególne stroje:
-Galowy: biała bluzka z kołnieżykiem i kokardą z tyłu, czarna, zwiewna spódnica do kolan z białym, różanym wzorem u dołu i srebrne buciki na obcasie z ozdobnymi klamerkami.
-Do szkoły 1.: czerwony top bez ramiączek, czerwona mini spódniczka, czarne rękawiczki bez palców i wysokie czarne trampki + naszyjnik ze srebrnym serduszkiem.
-Do szkoły 2.: zielona bluzka w stylu chińskim ze złotymi elementami, czarne rurki i złotawe trampki z zielonymi sznurówkami za kostkę + kolczyki koła i złota bransoletka, wyglądająca jak smok owijający się dookoła nadgarstka.
-Do szkoły 3.: sukienka do połowy uda w biało-czarne poziome pasy i czarne sandałki + kolczyki z moimi inicjałami i bransoletka z ćwiekami.
Patrzyłam na te trzy genialnie wyglądające stroje (galowego nie liczę) i nijak nie mogłam się zdecydować.
Z odsieczą przybył Sebastian z herbatą i śniadaniem na tacy. Nadmienię, że nie był zdziwiony całą sytuacją.
Wspólnymi siłami zdecydowaliśmy, że założę zestaw trzeci, a resztę zostawimy na kiedy indziej.
Gdy przebierałam się w łazience usłyszałam podniesiony głos Will'a. Po moim wyjściu Sebastian zakomunikował mi, że cała trójka przedstawicieli bogów śmierci musiała gdzieś pojechać. Zasmuciłam się lekko, ale chwilę później zwijałam się ze śmiechu. Ten podstępny demon zaczął mnie łaskotać, zastanawiam się tylko skąd wiedział gdzie mam łaskotki? Po kilku minutach udało mi się uciec, choć na niewiele się to zdało, gdyż czarnowłosy złapał mnie od tyłu w pasie i mocno do siebie przytulił. Na ten gest momentalnie się zarumieniłam i spuściłam wzrok.
-Słodko wyglądasz z tymi rumieńcami- stwierdził, oczami wyobraźni widziałam jego uśmiech.
-To twoja sprawka- burknęłam, dalej wbijając wzrok w podłogę. Jeszcze trochę, a przebiję ją na wylot.
-No wiem- zamruczał.
-Yosh- wymknęłam się z jego objęć- pokaż co to za pyszności przyniosłeś mi na śniadanie.
***
Szłam razem z Raven i Sebastianem korytarzem. Miałam strasznie niemrawą minę.
-Co się dzieje Chey-chan?- spytała się zmartwiona czarnowłosa.
-Nie wiesz?- zdziwiłam się widząc, że kiwa przecząco głową- Dzisiaj są egzaminy końcowe.
-T-to dzisiaj?- wyjąkała przestraszona Raven
-No.
Do tej wymiany zdań wtrącił się Sebastian.
-Nie martwcie się, jestem pewny, że sobie poradzicie.
Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi, a moja przyjaciółka coś tam mruknęła pod "wąsem"
Podczas jazdy samochodem gawędziłam wesoło z czarnowłosym, a Raven słuchała głośnej muzyki na mp3.
Dopiero jak wysiadłyśmy i pożegnałyśmy się z Sebastianem, mój "lekki" stres powrócił. Obie skierowałyśmy się do budynku szkolnego. Pod salą, w której miał odbyć się sprawdzian łączony z matmy, fizyki, chemii i biologii, mój telefon zaczął nieprzerwanie brzęczeć. Wyjęłam go i ze zdumieniem zerknęłam na pięć SMS'ów
od mieszkańców pałacu. Wszyscy życzyli nam powodzenia na egzaminach i jojczyli, że wszystkiego muszą się dowiadywać w ostatniej chwili od Sebastiana. Po przeczytaniu ich jakoś mi ulżyło, więc gdy tylko zadzwonił dzwonek, pewnym siebie krokiem, wkroczyłam z Raven do klasy.
//Na przerwie//
-Jak myślisz, dobrze nam poszło?- spytała mnie Raven, gdy kierowałyśmy się na następny łączony egzamin.
-Myślę, że tak- odparłam po chwilce zastanowienia.
Przez kilka minut szłyśmy w całkowitym milczeniu, ale moja przyjaciółka po chwili zadała kolejne pytanie.
-To nie dziwne, że mamy jeden egzamin z czterech różnych przedmiotów?
-Według mnie jest.
-Teraz mamy z polskiego, historii, religii i wdż, tak?- zapytała.
-No
-A co po tym?
-Na trzeciej łączony z angielskiego, hiszpańskiego i japońskiego. Na czwartej technika i plastyka, a na ostatniej w-f - odpowiedziałam na jednym wydechu. Mam nadzieje, że nie będzie już poruszać tematu egzaminów. Wystarczająco się nimi stresuję i bez tego.
-Kurczę, żeby jednego dnia egzaminować ze wszystkich przedmiotów.
-To trochę głupie.
-Ale zaczekaj, egzamin z w-f kończy się o 16:15...-zamyśliła się na chwilę.
-Tak.
-Lekcje kończą się wcześniej?- spytała z nadzieją.
-Tak.
-Czemu mi nie powiedziałaś?!- wykrzyknęła na cały korytarz, że połowa naszej klasy się odwróciła.
-Cicho bądź- uciszyłam ją trzepnięciem w tył głowy- nie mówiłam, bo to było oczywiste.
Raven już chciała coś odpowiedzieć, ale dzwonek jej przerwał. Weszłyśmy spokojnie do klasy i zajęłyśmy nasze wspólne miejsce w pierwszej ławce, w środkowym rzędzie.
//Po ostatnim egzaminie <uff, nareszcie koniec>//
Właśnie wybiegłyśmy z szatni po egzaminie z w-f, przebiegamy przez szkolne korytarze, wymijając po drodze innych uczniów, nauczycieli i samotne kosze na śmieci. ledwo wyrabiamy już na zakrętach, ale biegniemy dalej. Przy schodach zatrzymałam się na chwile, ale Raven biegła dalej przeskakując po 5 stopni na raz. Co nie było dobrym pomysłem, bo jakiś złośliwiec podstawił jej nogę i biedna ma przyjaciółka leży teraz znokautowana u stóp schodów. Ja zaś ze stoickim spokojem zjechałam na sam dół po bezpiecznej poręczy i pomogłam jej wstać.
-Chey-chan, a po co myśmy w ogóle biegły?- spytała mnie czarnowłosa gdy kierowałyśmy się już spokojnym marszem w kierunku parkingu.
-Może, żeby nie było za nudno- odparłam z ironicznym uśmiechem- A może dlatego, że zanim zaczęłyśmy biec, krzyknęłaś: "Kto ostatni na parkingu ten śpi na korytarzu!"- dodałam uderzając przyjaciółkę w tył głowy <znowu?>
-Okey, okey. Odwołuję to- przeprosiła Raven.
Po tej króciutkiej kłótni <to tak wyglądają kłótnie? tamta zadyma z bazuką to mogła być kłótnia!>
nasza rozmowa wróciła już do swego normalnego nurtu. Czyli tak zwane gadanie o wszystkim i o niczym.
Przemierzałyśmy parking rozglądając się za "Czarnym Szoferem" jak to go Raven nazwała przed chwilą.
Rzeczony czarnowłosy stał przy naszym pojeździe i gdy tylko nas zauważył, począł machać do mnie ręką.
<nowa taktyka Sebastiana i Raven, ignorowanie się nawzajem>
Szybko do niego podbiegłam ciągnąć przyjaciółkę za rękaw i wszyscy pojechaliśmy do domu.
W garażu Raven oświadczyła, że idzie coś załatwić i, że może wrócić dość późno, a następnie stopiła się z cieniem w kącie i już jej nie było. Ja i Sebastian tylko spojrzeliśmy po sobie i ledwo powstrzymując śmiech poszliśmy do mnie.
//Wieczorem tj. 20:00//
Sebastian właśnie ode mnie wyszedł. Spędziliśmy w swoim towarzystwie całe popołudnie głównie rozprawiając o szkole, dzisiejszych zniszczeniach w pałacu, humorach Chesa, zachowaniu Raven i innych równie błahych sprawach. Nawet nie zauważyliśmy upływu czasu, ale to chyba normalne. Mam nadzieję, w końcu czarnowłosy bardzo mi się podoba. Tylko co on o mnie myśli? Tajemnica.
Potrząsnęłam głową, aby o tym nie myśleć i poszłam włączyć laptopa.
//Narracja Sebastiana, 23:46//
Kierowałem się właśnie do pokoju złotookiej. Chase chwilę wcześniej poprosił mnie abym pogonił ją do już do spania. Uśmiechnąłem się pod nosem, co wieczór trzeba ją zganiać z komputera. Pogrążony w myślach w końcu wszedłem do środka. Wewnątrz panował półmrok powodowany poświatą z laptopa stojącego na biurku. Tuż obok z głową na blacie Cheysy drzemała w najlepsze. Jako, że była już w piżamie, to wziąłem ją na ręce i przeniosłem do łóżka. Gdy dziewczyna była już pod kołdrą, pomyślałem, że zerknę sobie co znowu czytała:
"-Gdyby nie ten impuls...- kontynuował całkowicie spokojnym głosem starzec. -Czy jesteś teraz szczęśliwy?
Ten termin znałem kiedyś. Dawno temu, lecz po wypicu Lao Mang Long wszystko diametralnie się zmieniło. Większa część pozytywnych emocji wygasła, łącznie ze szczęściem. Nawet zdobycie świata by go nie przyniosło. Jedyne co będę czuć to satysfakcja, że podołałem.
Nagle przed oczami miałem szeroko uśmichniętą szesnastolatkę, która właśnie cieszy się z jakiegoś słabego żartu, który sama wymyśliła. Widzę piękną dziewczynę, która rumieni się przy każdym pocałunku, która nadyma policzki jak dziecko, gdy coś pójdzie nie po jej myśli.
-Kim ona jest?- zapytał z nutką zadziory w głosie mnich Tao. -Ta Arisu?
-Skąd mistrz wie?- zdzwiony omal nie wylałem zawartości miseczki na siebie. Był to najbardziej żenujący wyczyn w przeciągu kilku stuleci. Popełnienie seppuku wydaje się teraz jedynym wyjściem...
-Przed chwilą duszą byłeś daleko stąd, a twoje usta same wymówiły jej imię- dodał pomiędzy łykami ciepłej herbaty. Musiał zamaskować swoje rozbawienie, oraz radość.
-Wróć do niej, mój synu- rozkazał ojcowkskim głosem mistrz Tao. -Idź i zrozum. Wiem, że jesteś na tyle mądry, by to zrozumieć. Jeśli nie, to za karę będziesz budował nową świątynię.
Tak oto moja podróż zakończyła się ciekawym zwrotem akcji."
Uśmiechnąłem się do siebie, Chase zakochany, no kto by pomyślał. Ciekawie by to wyglądało, Chase i jakaś inna dziewczyna siedząca u niego na kolanach. Ale dosyć rozwodzenia się nad tym wszystkim. Podszedłem jeszcze do czarnowłosej i ucałowałem ją delikatnie w czoło. To takie zastępstwo "dobranoc" w moim skromnym wykonaniu. Zasłoniłem czerwone zasłony i zgasiłem komputer, a następnie wyszedłem z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Ech, i co teraz? A, już wiem, pozgarniać wszystkich do spania, powiadomić o tym Chesa i samemu się położyć. Żegnam.
Przepraszam za tak długie niepisanie < przeklęty szlaban> i żegnam się, muszę wrócić do pisania urodzin Cheysy. Będzie tort, to pewne, ale jak wielki będzie musiał być <łapie się za głowę> żeby zmieścić 1515 świeczek. Pozdrawiam moje czytelniczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz