Zapraszam do czytania, wypowiem się na dole.
Było mi ciepło. Leżałam na miękkim i czułam jakiś przyjemny zapach. Tak jakby mieszaninę męskich perfum z lekką nutą herbacianych liści i mięty. Mruknęłam jak kot, przewracając się na drugi bok. Był to jednak nie przemyślany ruch, gdyż chwilę później leżałam na chłodnej podłodze.
Było mi ciepło. Leżałam na miękkim i czułam jakiś przyjemny zapach. Tak jakby mieszaninę męskich perfum z lekką nutą herbacianych liści i mięty. Mruknęłam jak kot, przewracając się na drugi bok. Był to jednak nie przemyślany ruch, gdyż chwilę później leżałam na chłodnej podłodze.
-Cholera jasna- wymamrotałam pod
nosem, podnosząc się powoli do pionu.
Przeciągnęłam się i w końcu
rozchyliłam lekko oczy. Rozejrzałam się niepewnie po zaciemnionym
pomieszczeniu i po omacku ruszyłam do okna, aby wpuścić tu trochę
światła.
Ukazały się bordowo-granatowe ściany,
częściowo zasłonięte przez regały pełne książek. Czarna
skórzana kanapa, na której spałam (i z której spadłam), dwa
fotele do kompletu i niski hebanowy stolik. Niby dom naukowca, a jak
gustownie i z wyczuciem urządzony. Żadnych zbędnych bibelotów,
minimalizm i prostota. Jak ja to uwielbiam...
Tak, jestem już na miejscu. Dotarłam
tutaj wczoraj późnym popołudniem, nie zdążyłam się tu jeszcze
dobrze rozejrzeć. Właściwie to do tej pory byłam jedynie w
przedpokoju, salonie i łazience.
Wszystko przez burzę, która złapała
mnie pod koniec podróży, i mimo moich dobrych chęci, byłam w
stanie jedynie wziąć prysznic i ułożyć się w wiadomym miejscu
do snu.
Dzisiaj za to mam zamiar zwiedzić
resztę domu, na parterze nie byłam tylko w jednym pomieszczeniu. W
kuchni, jak sądzę.
Zaburczało mi w brzuchu... No to
wychodzi na to, że przy okazji, zrobię tam sobie jakieś śniadanie.
Jednak zanim gdziekolwiek pójdę,
muszę się trochę ogarnąć. Sięgnęłam po swoją torbę leżącą
na fotelu po mojej prawej, przysiadłam z nią na skraju kanapy i
zaczęła szukać kosmetyczki. Po jej znalezieniu przemyłam twarz
nawilżającą chusteczką i rozczesałam włosy. Spięłam je w
kucyka i widząc stan swojego ubrania, postanowiłam się przebrać.
Wczoraj byłam na tyle zmęczona, że nie dostrzegłam rozdarć na
nogawkach dżinsów i bezrękawniku.
Podejrzewam, że to wina niskich gałęzi
drzew i krzaków, droga w pewnym momencie była naprawdę wąska,
więc jest to możliwe. Płaszczowi za to raczej nic nie jest, ten to
jedynie na wodę nie jest odporny.
W torbie miałam spakowaną na zmianę
dżinsową spódniczkę i czarno-czerwoną koszulę w kratę.
Przebrałam się czym prędzej, podarte
ubrania wyrzuciłam do kosza w korytarzu i ruszyłam w stronę
jedynych drzwi na parterze, za które jeszcze nie weszłam. Uchyliłam
je lekko i zajrzałam do środka.
Kuchnia była śliczna, zauroczyła
mnie po prostu.
Czekoladowo-biała. Płytki na podłodze
układały się w szachownicę, a te częściowo zakrywające kremowe
ściany, w kratę. Ciemno brązowe szafki z białymi gałkami,
mieściły w sobie porcelanową zastawę z różanym wzorem.
Ceramiczny zlew, olśniewający bielą w jasnym świetle dnia,
wlewającego się przez okno do środka. Srebrna kuchenka i lodówka.
No, prawie jak w moim starym domu, taka lekka nostalgia.
Rozglądałam się po tej wywołującej
wspomnienia kuchni, gdy moją uwagę przykuła jedna z oszklonych
szafek. Znajdowały się tam przeróżne rodzaje herbat, między
czarną, czerwoną, zieloną i owocową, stały tam takie jak
jaśminowa, lukrecjowa, sosnowa, waniliowa i wiele, wiele innych.
Nie ma co gadać, naukowiec-dżentelmen
musi być niezłym miłośnikiem herbat, a jego kolekcja, może
spokojnie stawić czoła mojej. Sosnowej to nawet ja nie mam.
Mam nadzieję, że on jeszcze żyje,
gdziekolwiek teraz jest. Naprawdę chciałabym go poznać...
Otrząsnęłam się z zamyślenia i
wyjęłam puszkę z tą niezwykłą sosnową herbatą. Chciałam jej
spróbować i w tym celu zaczęłam szukać czajnika i jakiegoś
kubka. Sprawdziłam kilka szafek, znalazłam w nich co było mi
potrzebne, a nawet więcej.
Nastawiłam wodę, a do ciemno
zielonego kubka z rysunkiem sosny i szyszek, wsypałam herbaty i
cukru.
W trakcie czekania na wodę, zabrałam
się za przyrządzanie tego co znalazłam. Choć nie było tego
wiele, makaron, jakieś zioła, oliwa z oliwek, no nie wiem co z tego
można zrobić...
Akurat, gdy tak dumałam nad jedzeniem
leżącym przedemną na blacie, czajnik na kuchence zaczął gwizdać.
Szybko zdjęłam go z ognia i zalałam wrzątkiem herbatę w kubku.
Przykryłam ją małym talerzykiem do zaparzenia, a sama zabrałam
się do gotowania.
***
Ze wszystkim uporałam się
w pół godzinki. Z trzech składników zrobiłam sobie makaron w
ziołach, mniam, a ta herbata sosnowa była po prostu pyszna. Jednak
to nie czas na rozpływanie się nad tematami jedzeniowymi, na
pierwsze piętro marsz. Jak pomyślałam tak zrobiłam, ale wcześniej
garnki pomyłam.
Na piętro prowadziły
zamaskowane w boazerii, drzwi w przedpokoju, były one bez klamki i w
ogóle dobrze spełniły swoją rolę, utrudniając mi ich
znalezienie. Jednak najważniejsze jest to, że mi się udało.
Za nimi znajdowały się
schody, na górze zaś od ciemnego korytarza wychodziły drzwi
prowadzące do czterech pokoi.
Pierwszy, pokój gościnny.
Niespecjalnie wielki, opanowany przez biel i ciemne drewno. Pełny
kurzu.
Drugi okazał się być
gabinetem, w kolorystyce podobnej do tej w salonie. Z wielkim
biurkiem zawalonym papierami, małą, ciemną sofką pod oknem i
szafkami z dokumentami. Niby zwyczajne miejsce, a jednak najbardziej
mnie ciekawiące. Szczególnie te sterty dokumentów, co może się w
nich kryć... Dobra, dobra tym zajmę się później.
Trzecim pokojem, była
sypialnia. Panowały w niej kolory lasu i nocnego nieba. Na podłodze
położony był ciemny parkiet, na środku pokoju zaś pyszniło się
łóżko z baldachimem. Ciemno zielona pościel i granatowe ściany,
świetnie się dopełniały. W powietrzu można było wyczuć, lekką
sosnową woń. Kiedy właściciel tu był, musiał używać sosnowego
kadzidełka.
Paczuszka z tymże wyżej
wspomnianym, schowana w szafce nocnej, potwierdziła moje
przypuszczenia.
W czwartym, ostatnim pokoju,
była coś jak garderoba ala' biblioteka. Stały tam szafy pełne
eleganckich koszul, kamizelek, marynarek, garniturów. Był tam nawet
odświętny frak, i kilka strojów ze starszych epok. Jednak w
kontraście, miały tam miejsce też i zwykłe ubrania. Dżinsów i
koszulek z nadrukami też tam nie brakowało, choć było ich
zdecydowanie mniej.
Pewnie dlatego ma przezwisko
'naukowca-dżentelmena', ale dla mnie to kolejny plus.
Część pokoju jednak
zajmowały też regały z książkami z wszelkich gatunków i okresów
literackich, Stał tam też czerwony, skórzany fotel z wysokim
oparciem i mały okrągły stoliczek z ciemnego drewna, aż miało
się ochotę usiąść tam z książką i nie ruszać do zachodu
słońca.
Do zachodu, bo okno
wychodziło właśnie na tą stronę świata.
Po zwiedzeniu wszystkich
pomieszczeń, wróciłam do gabinetu i właśnie na tej małej sofce
rozsiadłam się z trzema segregatorami. No niby przy biurku, było
by mi wygodniej, ale to jego miejsce, jego gabinet, jego dom, a ja
jestem tu jedynie z powodu jego zniknięcia.
Jak uda mi się wszystko
odkryć, sprowadzić tu Wilsona, gdziekolwiek jest, to będę musiała
wysłać temu M. podziękowania, a może nawet go do pałacu
zaprosić. Dobra Autorzyno, nie wybiegaj w przyszłość, tylko na
papierach się skup.
***
Autorka przejrzała mnóstwo
dokumentów zawierających plany projektów, ich wykonanie i
rezultat. Niektóre były genialne i wspaniale dopracowane, ale
zdarzały się też niewypały. W tych drugich najczęściej plan był
dobry, ale w czasie wykonywania były popełniane drobne błędy.
Właśnie przez to eksperymenty i inne, nie kończyły się sukcesem.
Im dalej czytała, tym gorzej
to wyglądało. Zamartwiała się do czego może dojść, gdy taki
naukowiec ma załamanie wiary w siebie. Pamiętała jak sama miała
podobne problemy i tylko dzięki darowi nieśmiertelności, wyszła z nich
żywa. Ona miała jednak przyjaciół, towarzyszy, na których mogła
polegać, a Wilson był sam. Z każdej perspektywy skutki wyglądały
na marne.
Dotarła w końcu do
ostatniej teczki, gdy wzięła ją w ręce poczuła, że to właśnie
tego szuka.
Zawierała ona plan budowy
maszyny. Niestety, jedynie plan i wskazówki wykonania, opisu
działania brak.
Na końcu jednak była
przybita zielona pieczątka [UKOŃCZONE] i ręczny podpis ''działa''.
Autorka jednak nie zauważyła
różnicy między wcześniejszymi odręcznymi zapiskami Wilsona, a
tym, że podpisem, a szkoda, mogłaby dostrzec interesującą
zależność.
***
Wpatrywałam się już dobrą
chwilę w znalezioną informację. Skoro maszyna została ukończona
i działa, to musi gdzieś tu być. Spójrzmy na to racjonalnie, nie
ma w tym domu już więcej pomieszczeń, tam gdzie byłam nie
widziałam niczego do niej podobnego. Zerknęłam kilka kartek wstecz
na szkic tej tajemniczej maszyny, zdecydowanie nic takiego w tym domu
nie widziałam.
Wstałam z sofy i zabrałam
się do chowania dokumentów, jak już grzebię w czyimś domu to
chociaż porządek po sobie zostawię. Po skończeniu poszłam na
poszukiwania. W grę wchodzi oczywiście jedynie pierwsze piętro, bo
raczej wątpię by pracownia mogła znajdować się w piwnicy, tam
jest za ciemno, wiem z własnego doświadczenia. Pozostaje, więc
strych. Tylko, Wilson, gdzieś ty ukrył do niego wejście!
Witam was w ten piękny poraanek... a nie jest już popołudnie. To ja tak długo spałam?!
Khm. Nie ważne. Ważne jest to, że jest rozdział. Dedykowany Arisu (jej to chyba CAŁE opowiadanie będzie dedykowane) i Pavouk'owi w podzięce za komentarze.
No właśnie skoro już przy komentarzach jesteśmy. Apeluję do wszystkich czytelników: Jeśli przeczytaliście, bądź czytacie mojego bloga, pozostawcie po sobie jakiś ślad. Uwielbiam czytać komentarze, te, w których mówicie co wam się podobało, co nie, w tych gdzie wytykacie mi błędy. To naprawdę nie jest dużo. Koniec Apelu.
Kolejna sprawa. Wykonuję szkice postaci do tego opowiadania, mam już Autorkę (taką wykończoną już) kolejne w drodze. A teraz pytanie do was: Chcecie abym je tu umieściła?
Dobra to chyba jest już wszystko <paczy do notesu>.
Tak to już wszystko, do 'zobaczenia' za tydzień!
Pozdrawiam was!
Autorka
Witam was w ten piękny poraanek... a nie jest już popołudnie. To ja tak długo spałam?!
Khm. Nie ważne. Ważne jest to, że jest rozdział. Dedykowany Arisu (jej to chyba CAŁE opowiadanie będzie dedykowane) i Pavouk'owi w podzięce za komentarze.
No właśnie skoro już przy komentarzach jesteśmy. Apeluję do wszystkich czytelników: Jeśli przeczytaliście, bądź czytacie mojego bloga, pozostawcie po sobie jakiś ślad. Uwielbiam czytać komentarze, te, w których mówicie co wam się podobało, co nie, w tych gdzie wytykacie mi błędy. To naprawdę nie jest dużo. Koniec Apelu.
Kolejna sprawa. Wykonuję szkice postaci do tego opowiadania, mam już Autorkę (taką wykończoną już) kolejne w drodze. A teraz pytanie do was: Chcecie abym je tu umieściła?
Dobra to chyba jest już wszystko <paczy do notesu>.
Tak to już wszystko, do 'zobaczenia' za tydzień!
Pozdrawiam was!
Autorka
"Leżałam na miękkim... i czułam jakiś przyjemny zapach".
OdpowiedzUsuńBrakuje tutaj słowa.
Ale nic nie szkodzi.
Każdemu zdarzają się błędy.
Kiedy Autorka chciała wypić tą sosnową herbatę, miałam jakąś dziwną myśl, że skoro ktoś porwał Wilsona, to herbata może być zatruta.
Tak na wypadek, gdyby ktoś postanowił go szukać i się zatrzymał w jego rezydencji.
Też bym chciała poznać tego Naukowca.
Heheh (:
Ciekawe, co on by trzymał w piwnicy...
Jak wstałaś po 14 to... WOW!!!
A kto nie lubi...
Jasne, dawaj!
Chciałabym zobaczyć, jak rysujesz.
Resztę rozdziałów doczytam później.
Oczy...
No... tutaj akurat nie miało być niczego...że tak powiem.
UsuńA z tą herbatą... ten kto "porwał" Wilsona nie jest tak przyziemny... zresztą zobaczysz sama, ale w późniejszych rozdziałach. Tych nieopublikowanych, jeszcze.
A wiesz, że ja jeszcze bardziej ^^
:D
No właśnie bardzo ciekawe, niestety już się nie dowiemy.
Tak właśnie potrafię wstawać w niedziele *szczerzy się*
Masochiści pewnie ^^
Może dam... jak zeskanuję, czyli cholera wie kiedy :D
To jesteś pierwsza.
Zaczekam... twoje komentarze są fajne i podoba mi się odpisywanie na nie ^^
Pozdrawiam.
Autorka