niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 3- Dom naukowca, intrygujące znaleziska

 Zapraszam do czytania, wypowiem się na dole.

Było mi ciepło. Leżałam na miękkim i czułam jakiś przyjemny zapach. Tak jakby mieszaninę męskich perfum z lekką nutą herbacianych liści i mięty. Mruknęłam jak kot, przewracając się na drugi bok. Był to jednak nie przemyślany ruch, gdyż chwilę później leżałam na chłodnej podłodze.
-Cholera jasna- wymamrotałam pod nosem, podnosząc się powoli do pionu.
Przeciągnęłam się i w końcu rozchyliłam lekko oczy. Rozejrzałam się niepewnie po zaciemnionym pomieszczeniu i po omacku ruszyłam do okna, aby wpuścić tu trochę światła.
Ukazały się bordowo-granatowe ściany, częściowo zasłonięte przez regały pełne książek. Czarna skórzana kanapa, na której spałam (i z której spadłam), dwa fotele do kompletu i niski hebanowy stolik. Niby dom naukowca, a jak gustownie i z wyczuciem urządzony. Żadnych zbędnych bibelotów, minimalizm i prostota. Jak ja to uwielbiam...

Tak, jestem już na miejscu. Dotarłam tutaj wczoraj późnym popołudniem, nie zdążyłam się tu jeszcze dobrze rozejrzeć. Właściwie to do tej pory byłam jedynie w przedpokoju, salonie i łazience.
Wszystko przez burzę, która złapała mnie pod koniec podróży, i mimo moich dobrych chęci, byłam w stanie jedynie wziąć prysznic i ułożyć się w wiadomym miejscu do snu.
Dzisiaj za to mam zamiar zwiedzić resztę domu, na parterze nie byłam tylko w jednym pomieszczeniu. W kuchni, jak sądzę.
Zaburczało mi w brzuchu... No to wychodzi na to, że przy okazji, zrobię tam sobie jakieś śniadanie.
Jednak zanim gdziekolwiek pójdę, muszę się trochę ogarnąć. Sięgnęłam po swoją torbę leżącą na fotelu po mojej prawej, przysiadłam z nią na skraju kanapy i zaczęła szukać kosmetyczki. Po jej znalezieniu przemyłam twarz nawilżającą chusteczką i rozczesałam włosy. Spięłam je w kucyka i widząc stan swojego ubrania, postanowiłam się przebrać. Wczoraj byłam na tyle zmęczona, że nie dostrzegłam rozdarć na nogawkach dżinsów i bezrękawniku.
Podejrzewam, że to wina niskich gałęzi drzew i krzaków, droga w pewnym momencie była naprawdę wąska, więc jest to możliwe. Płaszczowi za to raczej nic nie jest, ten to jedynie na wodę nie jest odporny.
W torbie miałam spakowaną na zmianę dżinsową spódniczkę i czarno-czerwoną koszulę w kratę.
Przebrałam się czym prędzej, podarte ubrania wyrzuciłam do kosza w korytarzu i ruszyłam w stronę jedynych drzwi na parterze, za które jeszcze nie weszłam. Uchyliłam je lekko i zajrzałam do środka.

Kuchnia była śliczna, zauroczyła mnie po prostu.
Czekoladowo-biała. Płytki na podłodze układały się w szachownicę, a te częściowo zakrywające kremowe ściany, w kratę. Ciemno brązowe szafki z białymi gałkami, mieściły w sobie porcelanową zastawę z różanym wzorem. Ceramiczny zlew, olśniewający bielą w jasnym świetle dnia, wlewającego się przez okno do środka. Srebrna kuchenka i lodówka. No, prawie jak w moim starym domu, taka lekka nostalgia.

Rozglądałam się po tej wywołującej wspomnienia kuchni, gdy moją uwagę przykuła jedna z oszklonych szafek. Znajdowały się tam przeróżne rodzaje herbat, między czarną, czerwoną, zieloną i owocową, stały tam takie jak jaśminowa, lukrecjowa, sosnowa, waniliowa i wiele, wiele innych.
Nie ma co gadać, naukowiec-dżentelmen musi być niezłym miłośnikiem herbat, a jego kolekcja, może spokojnie stawić czoła mojej. Sosnowej to nawet ja nie mam.

Mam nadzieję, że on jeszcze żyje, gdziekolwiek teraz jest. Naprawdę chciałabym go poznać...
Otrząsnęłam się z zamyślenia i wyjęłam puszkę z tą niezwykłą sosnową herbatą. Chciałam jej spróbować i w tym celu zaczęłam szukać czajnika i jakiegoś kubka. Sprawdziłam kilka szafek, znalazłam w nich co było mi potrzebne, a nawet więcej.
Nastawiłam wodę, a do ciemno zielonego kubka z rysunkiem sosny i szyszek, wsypałam herbaty i cukru.
W trakcie czekania na wodę, zabrałam się za przyrządzanie tego co znalazłam. Choć nie było tego wiele, makaron, jakieś zioła, oliwa z oliwek, no nie wiem co z tego można zrobić...
Akurat, gdy tak dumałam nad jedzeniem leżącym przedemną na blacie, czajnik na kuchence zaczął gwizdać. Szybko zdjęłam go z ognia i zalałam wrzątkiem herbatę w kubku. Przykryłam ją małym talerzykiem do zaparzenia, a sama zabrałam się do gotowania.

***
Ze wszystkim uporałam się w pół godzinki. Z trzech składników zrobiłam sobie makaron w ziołach, mniam, a ta herbata sosnowa była po prostu pyszna. Jednak to nie czas na rozpływanie się nad tematami jedzeniowymi, na pierwsze piętro marsz. Jak pomyślałam tak zrobiłam, ale wcześniej garnki pomyłam.
Na piętro prowadziły zamaskowane w boazerii, drzwi w przedpokoju, były one bez klamki i w ogóle dobrze spełniły swoją rolę, utrudniając mi ich znalezienie. Jednak najważniejsze jest to, że mi się udało.
Za nimi znajdowały się schody, na górze zaś od ciemnego korytarza wychodziły drzwi prowadzące do czterech pokoi.

Pierwszy, pokój gościnny. Niespecjalnie wielki, opanowany przez biel i ciemne drewno. Pełny kurzu.

Drugi okazał się być gabinetem, w kolorystyce podobnej do tej w salonie. Z wielkim biurkiem zawalonym papierami, małą, ciemną sofką pod oknem i szafkami z dokumentami. Niby zwyczajne miejsce, a jednak najbardziej mnie ciekawiące. Szczególnie te sterty dokumentów, co może się w nich kryć... Dobra, dobra tym zajmę się później.

Trzecim pokojem, była sypialnia. Panowały w niej kolory lasu i nocnego nieba. Na podłodze położony był ciemny parkiet, na środku pokoju zaś pyszniło się łóżko z baldachimem. Ciemno zielona pościel i granatowe ściany, świetnie się dopełniały. W powietrzu można było wyczuć, lekką sosnową woń. Kiedy właściciel tu był, musiał używać sosnowego kadzidełka.
Paczuszka z tymże wyżej wspomnianym, schowana w szafce nocnej, potwierdziła moje przypuszczenia.

W czwartym, ostatnim pokoju, była coś jak garderoba ala' biblioteka. Stały tam szafy pełne eleganckich koszul, kamizelek, marynarek, garniturów. Był tam nawet odświętny frak, i kilka strojów ze starszych epok. Jednak w kontraście, miały tam miejsce też i zwykłe ubrania. Dżinsów i koszulek z nadrukami też tam nie brakowało, choć było ich zdecydowanie mniej.
Pewnie dlatego ma przezwisko 'naukowca-dżentelmena', ale dla mnie to kolejny plus.
Część pokoju jednak zajmowały też regały z książkami z wszelkich gatunków i okresów literackich, Stał tam też czerwony, skórzany fotel z wysokim oparciem i mały okrągły stoliczek z ciemnego drewna, aż miało się ochotę usiąść tam z książką i nie ruszać do zachodu słońca.
Do zachodu, bo okno wychodziło właśnie na tą stronę świata.

Po zwiedzeniu wszystkich pomieszczeń, wróciłam do gabinetu i właśnie na tej małej sofce rozsiadłam się z trzema segregatorami. No niby przy biurku, było by mi wygodniej, ale to jego miejsce, jego gabinet, jego dom, a ja jestem tu jedynie z powodu jego zniknięcia.
Jak uda mi się wszystko odkryć, sprowadzić tu Wilsona, gdziekolwiek jest, to będę musiała wysłać temu M. podziękowania, a może nawet go do pałacu zaprosić. Dobra Autorzyno, nie wybiegaj w przyszłość, tylko na papierach się skup.

 ***

Autorka przejrzała mnóstwo dokumentów zawierających plany projektów, ich wykonanie i rezultat. Niektóre były genialne i wspaniale dopracowane, ale zdarzały się też niewypały. W tych drugich najczęściej plan był dobry, ale w czasie wykonywania były popełniane drobne błędy. Właśnie przez to eksperymenty i inne, nie kończyły się sukcesem.
Im dalej czytała, tym gorzej to wyglądało. Zamartwiała się do czego może dojść, gdy taki naukowiec ma załamanie wiary w siebie. Pamiętała jak sama miała podobne problemy i tylko  dzięki darowi nieśmiertelności, wyszła z nich żywa. Ona miała jednak przyjaciół, towarzyszy, na których mogła polegać, a Wilson był sam. Z każdej perspektywy skutki wyglądały na marne.
Dotarła w końcu do ostatniej teczki, gdy wzięła ją w ręce poczuła, że to właśnie tego szuka.
Zawierała ona plan budowy maszyny. Niestety, jedynie plan i wskazówki wykonania, opisu działania brak.
Na końcu jednak była przybita zielona pieczątka [UKOŃCZONE] i ręczny podpis ''działa''.
Autorka jednak nie zauważyła różnicy między wcześniejszymi odręcznymi zapiskami Wilsona, a tym, że podpisem, a szkoda, mogłaby dostrzec interesującą zależność.

***
Wpatrywałam się już dobrą chwilę w znalezioną informację. Skoro maszyna została ukończona i działa, to musi gdzieś tu być. Spójrzmy na to racjonalnie, nie ma w tym domu już więcej pomieszczeń, tam gdzie byłam nie widziałam niczego do niej podobnego. Zerknęłam kilka kartek wstecz na szkic tej tajemniczej maszyny, zdecydowanie nic takiego w tym domu nie widziałam.
Wstałam z sofy i zabrałam się do chowania dokumentów, jak już grzebię w czyimś domu to chociaż porządek po sobie zostawię. Po skończeniu poszłam na poszukiwania. W grę wchodzi oczywiście jedynie pierwsze piętro, bo raczej wątpię by pracownia mogła znajdować się w piwnicy, tam jest za ciemno, wiem z własnego doświadczenia. Pozostaje, więc strych. Tylko, Wilson, gdzieś ty ukrył do niego wejście!

Witam was w ten piękny poraanek... a nie jest już popołudnie. To ja tak długo spałam?!
Khm. Nie ważne. Ważne jest to, że jest rozdział. Dedykowany Arisu (jej to chyba CAŁE opowiadanie będzie dedykowane) i  Pavouk'owi w podzięce za komentarze.
No właśnie skoro już przy komentarzach jesteśmy. Apeluję do wszystkich czytelników: Jeśli przeczytaliście, bądź czytacie mojego bloga, pozostawcie po sobie jakiś ślad. Uwielbiam czytać komentarze, te, w których mówicie co wam się podobało, co nie, w tych  gdzie wytykacie mi błędy. To naprawdę nie jest dużo. Koniec Apelu.
Kolejna sprawa. Wykonuję szkice postaci do tego opowiadania, mam już Autorkę (taką wykończoną już) kolejne w drodze. A teraz pytanie do was: Chcecie abym je tu umieściła?
Dobra to chyba jest już wszystko <paczy do notesu>.
Tak to już wszystko, do 'zobaczenia' za tydzień!
Pozdrawiam was!
Autorka


2 komentarze:

  1. "Leżałam na miękkim... i czułam jakiś przyjemny zapach".
    Brakuje tutaj słowa.
    Ale nic nie szkodzi.
    Każdemu zdarzają się błędy.
    Kiedy Autorka chciała wypić tą sosnową herbatę, miałam jakąś dziwną myśl, że skoro ktoś porwał Wilsona, to herbata może być zatruta.
    Tak na wypadek, gdyby ktoś postanowił go szukać i się zatrzymał w jego rezydencji.
    Też bym chciała poznać tego Naukowca.
    Heheh (:
    Ciekawe, co on by trzymał w piwnicy...

    Jak wstałaś po 14 to... WOW!!!
    A kto nie lubi...
    Jasne, dawaj!
    Chciałabym zobaczyć, jak rysujesz.

    Resztę rozdziałów doczytam później.
    Oczy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No... tutaj akurat nie miało być niczego...że tak powiem.
      A z tą herbatą... ten kto "porwał" Wilsona nie jest tak przyziemny... zresztą zobaczysz sama, ale w późniejszych rozdziałach. Tych nieopublikowanych, jeszcze.
      A wiesz, że ja jeszcze bardziej ^^
      :D
      No właśnie bardzo ciekawe, niestety już się nie dowiemy.

      Tak właśnie potrafię wstawać w niedziele *szczerzy się*
      Masochiści pewnie ^^
      Może dam... jak zeskanuję, czyli cholera wie kiedy :D
      To jesteś pierwsza.

      Zaczekam... twoje komentarze są fajne i podoba mi się odpisywanie na nie ^^
      Pozdrawiam.
      Autorka

      Usuń