Zapraszam na rozdział, tak jak obiecałam ^^
Byłam właśnie w sypialni i szukałam niewielkiej podróżnej torby. Na zgrabnie zaścielonej śnieżnej pościeli leżał laptop odpalony na stronie rezerwacji przedziałów w pociągach, mój ciemny płaszcz do łydek, portfel z dokumentami i list, który wywołał to całe zamieszanie. Akurat, gdy znalazłam moją zgubę, ktoś zapukał do drzwi. Krzyknęłam „wejść”. Osobą, która zakłóciła moje pakowanie, okazała się być nikim innym jak czarnowłosym demonem.
Byłam właśnie w sypialni i szukałam niewielkiej podróżnej torby. Na zgrabnie zaścielonej śnieżnej pościeli leżał laptop odpalony na stronie rezerwacji przedziałów w pociągach, mój ciemny płaszcz do łydek, portfel z dokumentami i list, który wywołał to całe zamieszanie. Akurat, gdy znalazłam moją zgubę, ktoś zapukał do drzwi. Krzyknęłam „wejść”. Osobą, która zakłóciła moje pakowanie, okazała się być nikim innym jak czarnowłosym demonem.
-Co się stało pani? Wyjeżdżasz gdzieś?- spytał zdziwiony i zdezorientowany, widząc w moich rękach bagaż i ogólny bałagan dookoła.
-Nic takiego, Sebastianie-
odpowiedziałam z uśmiechem- dostałam po prostu bardzo ciekawą
informację i jadę sprawdzić jej prawdziwość. Powinnam wrócić
najpóźniej za tydzień, więc spokojnie.
Chłopak uspokoił się trochę i z
rozbrajającym uśmiechem, zaproponował pomoc w pakowaniu.
Zapakowaliśmy dla mnie jeden komplet
ubrań na zmianę, kilka książek i teczkę z raportem z
konferencji światowej. Dołożyłam do tego jeszcze coś do
zjedzenia, przybory do rysowania i pisania ze szkicownikiem.
Sebastian zasugerował zabranie katany, ale odmówiłam, nie była
mi potrzebna. W międzyczasie zadzwoniłam jeszcze do G, żeby pod
moją nieobecność miała na wszystko oko. Ciemnowłosa przybyła do
pałacu niemal natychmiast, ustaliłyśmy wszystko i musiałam już
zmykać, bo jeszcze by mi pociąg odjechał. Pożegnałam się z całą
ekipą, obiecałam, że szybko wrócę i wyruszyłam na najbliższą
stację (tak do Krainy-Nie-Tutaj pociągi też jeżdżą).
Niecałe pół godziny później
siedziałam już przy oknie w prywatnym przedziale, czytając ten
nieszczęsny raport.
***
Kilka godzin później, gdy
akurat pociąg stał na stacji w Moskwie, skończyłam go czytać.
Długie było to cholerstwo, a Cień ma takie drobne pismo no,
nieważne.
Zdjęłam słuchawki z uszu
i usłyszałam podniesione głosy na korytarzu, jeden z nich brzmiał
znajomo. W chwili, gdy próbowałam sobie przypomnieć właściciela
głosu, ten otworzył przedział.
Zauważył, że jest on
zajęty, więc mruknął jakieś przeprosiny pod nosem i chciał się
wycofać, ale uniemożliwiłam mu to łapiąc go za rękaw i
wciągając z powrotem do środka. Zdziwiony, ale i zdenerwowany,
chciał sięgnąć po przytroczoną do pasa katanę, gdy ja
założywszy nogę na nogę, odezwałam się do niego:
-No,no,no... Kanda-kun, tak
z Mugenem na swoją starą przyjaciółkę?- spytałam z obrażoną
minką.
Dopiero wtedy mnie poznał i
pocierając kark z zażenowaniem, znowu mnie przeprosił.
Zaproponowałam mu zostanie ze mną w przedziale, zgodził się bez
namysłu.
Rozmawialiśmy dłuższy
czas, w którym dowiedziałam się na jaką misję się wybiera oraz
jak miewa się Komui i reszta egzorcystów. Ja za to opowiedziałam
mu o tym jak ma się reszta mojej ekipy, nie wspomniałam jednak
gdzie się wybieram, granatowowłosy nawet o to nie pytał. Zauważył,
że nie chcę o tym mówić, więc nie naciskał, choć wiedziałam,
że go to interesuje.
Po czterech godzinach jazdy
Kanda pożegnał się, kazał pozdrowić resztę i wysiadł na stacji
w Mińsku. Wyglądając przez okno zauważyłam, dlaczego wolał
zostać ze mną w przedziale. Powodem był Allen, uśmiechnęłam się
pobłażliwie widząc ich kolejną kłótnię. Oni nigdy się nie
zmienią. Pociąg powoli ruszał ze stacji, gdy przejeżdżał obok
nich, pomachałam im z uśmiechem.
Odmachali, a jak oddaliłam
się kawałek zobaczyłam, że białowłosy wydziera się na Kandę,
miałam trochę uchylone okno, więc usłyszałam „Czemu mi nie
powiedziałeś, że ona jest w pociągu Bakanda!!!” Może mały ma
wzrost, ale głos jak dzwon. Heh, uwielbiam ich.
Wkrótce zniknęli mi z
oczu.
Ziewnęłam i przetarłam
oczy, nawet nie zauważyłam kiedy się tak zmęczyłam. Sprawdziłam
o której mam być na miejscu. Ech, dopiero o szóstej rano,
zerknęłam na zegarek. Dochodziła dwudziesta pierwsza, więc
rozłożyłam sobie łóżko, nastawiłam budzik na piątą
trzydzieści i ułożyłam się do snu.
***
Poranek nadszedł szybko,
przynosząc ze sobą dojazd na miejsce. Dwukolorowa po opuszczeniu
pociągu była jeszcze lekko zaspana, ale i tak ruszyła do portu.
Zakupiła tam bilety na prom, który miał wyruszyć o ósmej
piętnaście. W oczekiwaniu na podróż, dziewczyna zjadła śniadanie
w kawiarni i już rozbudzona, poszła rozejrzeć się po okolicy.
Przez te swoje wędrówki prawie spóźniła się na ten nieszczęsny
prom. Rejs miał trwać coś około dwóch godzin, więc mogła się
spokojnie odświeżyć w swojej kajucie. Na miejsce dotarła jednak z
prawie godzinnym opóźnieniem, przez co dopiero po dwunastej dotarła
do Londynu.
Znalazła sobie przyjemny
hotel w centrum i jako iż nasza Autorka jest leniem to postanowiła,
że w dalszą drogę wyruszy jutro, a dzisiaj skombinuje sobie jakiś
środek transportu i może trochę pozwiedza.
Zgodnie ze swoim
postanowieniem, następnego dnia po dziewiątej rano, wyjechała z
Londynu swoim nowiutkim, czarnym motocyklem. Wczoraj, gdy zwiedzała
miasto, ujrzała go w salonie Hondy, była tak zachwycona, że nie
mogła powstrzymać się przed kupnem.
W taki właśnie sposób
Shiver (tak go nazwała) znalazł właściciela, a Autorka efektowny
środek transportu. Oczywiście musiała sobie do niego dokupić kask
(który i tak został w bagażu), może nie była z tego specjalnie
zadowolona, ale musi przecież stwarzać pozory bycia człowiekiem.
***
//trochę później//
Dojeżdżałam już do
miasteczka o którym pisał M. Byłam przekonana, że to ono, gdyż w
pobliżu, żadnych innych zabudowań nie było. Miasteczko było
bardzo ładne. Brukowane uliczki, kamienice w żywych kolorach,
stragany pełne pyszności i kwiatów, uśmiechnięci ludzie. W
trzech słowach: raj na ziemi, ale nie przyjechałam tu aby zwiedzać. Musiałam wypytać o tego „Naukowca-Dżentelmena”.
Zaczepiłam w tym celu dziewczynę, na oko siedemnastoletnią, która
przechodziła niedaleko z koszykiem pełnym jabłek w ręce.
Wyglądała sympatycznie, jej rude loczki spięte były w koka,
wąska, opalona twarz pokryta była piegami, usta wygięte w
delikatnym uśmiechu, a zielone oczy błyskające wesoło. Miała na
sobie czerwoną gorsetową bluzkę z długimi rękawami i długą do
ziemi, zieloną, materiałową spódnicę, z pod której wystawały
noski czarnych butków.
Była bardzo miła i
postarała się odpowiedzieć na moje pytania.
Dzięki niej wiem teraz, że
ten naukowiec nazywa się Wilson Persival Higgsbury, ma 26 lat, oraz,
że jego dom znajduje się na niewielkim pagórku w pobliskim lesie.
Tyle informacji mi na razie
wystarczy, reszty dowiem się sama. Szybko wróciłam do motocykla i
ruszyłam dalej.
Po wyjechaniu z miasteczka
zachmurzyło się jeszcze bardziej, w pewnym momencie zaczęło nawet
padać. Nie byłam zbytnio zadowolona taką pogodą, mój płaszcz
nie jest wodoodporny. Na szczęście po niedługim czasie wjechałam
do lasu i po niecałych dziesięciu minutach wypatrzyłam nad
koronami drzew ciemny zarys domu. Padało jednak coraz mocniej,
zaczynało też grzmieć.
Dodałam gazu. Płaszcz
przemakał coraz bardziej, a z włosów kapała mi woda. Dobrze, że
kupiłam sobie jeszcze wtedy gogle, dzięki nim przynajmniej coś
widzę.
Teren zaczynał się
wznosić, drzew było coraz mniej. Spojrzałam nieco wyżej i
ujrzałam to co ujrzeć tak bardzo chciałam. Piętrowy dom z
ciemnego drewna.
Akurat, gdy wjechałam na
niewielki podjazd przed domem, zasnute ciemnymi chmurami niebo
przecięła błyskawica. Czym prędzej wprowadziłam motocykl do
niewielkiego garażu (brama była uchylona), a sama schowałam się
pod daszkiem na ganku. Podeszłam do drzwi wejściowych i nacisnęłam
klamkę. Ustąpiły, nie były zamknięte. Weszłam niepewnie do
środka.
Przywitał mnie przedpokój
z wyłożoną granatowymi płytkami podłogą i ciemną boazerią na
ścianach. Stał tutaj metalowy stojak na płaszcze, z powieszanym na
nim lekkim, ciemnoszarym płaszczem, mała szafka, nad którą
wisiało lustro i jedna większa szafa, zapewne z resztą okryć
wierzchnich, przed którą stały czarne, eleganckie buty do szpica.
Do innych pokoi prowadziły oszklone drzwi.
Ściągnęłam zawieszone na
mojej szyi gogle i odłożyłam je na szafeczkę, zdjęłam z siebie
też przemoczony płaszcz, który znalazł swoje miejsce na stojaku.
Buty za to dokładnie wytarłam o wycieraczkę. Była ona dość
zabawna. W kolorze jasno brązowym z zielonym napisem „Science, Just
Science”. Ten Wilson
podoba mi się coraz bardziej i dlatego właśnie muszę się
dowiedzieć co się z nim stało i jeśli jeszcze żyje, to mu pomóc.
Z takim też postanowieniem ruszyłam w głąb domu.
Chey-chan. Otóż: jak mówiłam, wspaniałe opisy, widzę wszystko tak jakbym tam była (oczywiście bierny obserwator, ale to i tak niezwykłe). Szkoda, że pominęłaś zwiedzanie Moskwy ale w sumie rozumiem, mi też by się nie chciało, albo może za ciężko bo trzeba się nadto zgłębiać w historii itd. Dalej: Czarny motocykl- cool, sama bym chętnie nauczyła się jeździć, a jeszcze z peleryną <3 all bitchess mine!
OdpowiedzUsuńZaginiony naukowiec z wycieraczką "Science, just science"? Oby żył!
Arisu
Kolejny świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńNie ma się do czego przyczepić i nawet mi brakuje języka w gębie.
"Science. Just Science"
Respect The Science!
Yeah ;)
A o której chodziłaś spać, można wiedzieć?
Z godzinami wstawania, rzecz jasna.
;)
O mamo, taki natłok pozytywnej energii czuję...
UsuńChyba się za pisanie wezmę.
Dodatkowo, z tego co widzę ta wycieraczka to był naprawdę dobry pomysł *szczerzy ząbki*
O której godzinie? Tak po północy lub po pierwszej, ale wstawałam po piątej nad ranem... więc wiesz... masakra.
Pozdrawiam.
No to się lepiej bierz, bo czekam!
Usuń;)
A żebyś wiedziała.
D;
Ahh... Wiem.
Bo ja w wakacje robię tak - idę około drugiej w nocy spać a wstaję o 11 albo przed 12, tak więc się wysypiam.
Ty robisz podobnie jak mój brat, jeżeli chodzi o wstawanie.