niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 2 - Pociągiem i statkiem - podróż do celu

Zapraszam na rozdział, tak jak obiecałam ^^

Byłam właśnie w sypialni i szukałam niewielkiej podróżnej torby. Na zgrabnie zaścielonej śnieżnej pościeli leżał laptop odpalony na stronie rezerwacji przedziałów w pociągach, mój ciemny płaszcz do łydek, portfel z dokumentami i list, który wywołał to całe zamieszanie. Akurat, gdy znalazłam moją zgubę, ktoś zapukał do drzwi. Krzyknęłam „wejść”. Osobą, która zakłóciła moje pakowanie, okazała się być nikim innym jak czarnowłosym demonem.

-Co się stało pani? Wyjeżdżasz gdzieś?- spytał zdziwiony i zdezorientowany, widząc w moich rękach bagaż i ogólny bałagan dookoła.
-Nic takiego, Sebastianie- odpowiedziałam z uśmiechem- dostałam po prostu bardzo ciekawą informację i jadę sprawdzić jej prawdziwość. Powinnam wrócić najpóźniej za tydzień, więc spokojnie.

Chłopak uspokoił się trochę i z rozbrajającym uśmiechem, zaproponował pomoc w pakowaniu.
Zapakowaliśmy dla mnie jeden komplet ubrań na zmianę, kilka książek i teczkę z raportem z konferencji światowej. Dołożyłam do tego jeszcze coś do zjedzenia, przybory do rysowania i pisania ze szkicownikiem. Sebastian zasugerował zabranie katany, ale odmówiłam, nie była mi potrzebna. W międzyczasie zadzwoniłam jeszcze do G, żeby pod moją nieobecność miała na wszystko oko. Ciemnowłosa przybyła do pałacu niemal natychmiast, ustaliłyśmy wszystko i musiałam już zmykać, bo jeszcze by mi pociąg odjechał. Pożegnałam się z całą ekipą, obiecałam, że szybko wrócę i wyruszyłam na najbliższą stację (tak do Krainy-Nie-Tutaj pociągi też jeżdżą).
Niecałe pół godziny później siedziałam już przy oknie w prywatnym przedziale, czytając ten nieszczęsny raport. 

 ***



Kilka godzin później, gdy akurat pociąg stał na stacji w Moskwie, skończyłam go czytać. Długie było to cholerstwo, a Cień ma takie drobne pismo no, nieważne.

Zdjęłam słuchawki z uszu i usłyszałam podniesione głosy na korytarzu, jeden z nich brzmiał znajomo. W chwili, gdy próbowałam sobie przypomnieć właściciela głosu, ten otworzył przedział.
Zauważył, że jest on zajęty, więc mruknął jakieś przeprosiny pod nosem i chciał się wycofać, ale uniemożliwiłam mu to łapiąc go za rękaw i wciągając z powrotem do środka. Zdziwiony, ale i zdenerwowany, chciał sięgnąć po przytroczoną do pasa katanę, gdy ja założywszy nogę na nogę, odezwałam się do niego:

-No,no,no... Kanda-kun, tak z Mugenem na swoją starą przyjaciółkę?- spytałam z obrażoną minką.

Dopiero wtedy mnie poznał i pocierając kark z zażenowaniem, znowu mnie przeprosił. Zaproponowałam mu zostanie ze mną w przedziale, zgodził się bez namysłu.
Rozmawialiśmy dłuższy czas, w którym dowiedziałam się na jaką misję się wybiera oraz jak miewa się Komui i reszta egzorcystów. Ja za to opowiedziałam mu o tym jak ma się reszta mojej ekipy, nie wspomniałam jednak gdzie się wybieram, granatowowłosy nawet o to nie pytał. Zauważył, że nie chcę o tym mówić, więc nie naciskał, choć wiedziałam, że go to interesuje.
Po czterech godzinach jazdy Kanda pożegnał się, kazał pozdrowić resztę i wysiadł na stacji w Mińsku. Wyglądając przez okno zauważyłam, dlaczego wolał zostać ze mną w przedziale. Powodem był Allen, uśmiechnęłam się pobłażliwie widząc ich kolejną kłótnię. Oni nigdy się nie zmienią. Pociąg powoli ruszał ze stacji, gdy przejeżdżał obok nich, pomachałam im z uśmiechem.
Odmachali, a jak oddaliłam się kawałek zobaczyłam, że białowłosy wydziera się na Kandę, miałam trochę uchylone okno, więc usłyszałam „Czemu mi nie powiedziałeś, że ona jest w pociągu Bakanda!!!” Może mały ma wzrost, ale głos jak dzwon. Heh, uwielbiam ich.
Wkrótce zniknęli mi z oczu.

Ziewnęłam i przetarłam oczy, nawet nie zauważyłam kiedy się tak zmęczyłam. Sprawdziłam o której mam być na miejscu. Ech, dopiero o szóstej rano, zerknęłam na zegarek. Dochodziła dwudziesta pierwsza, więc rozłożyłam sobie łóżko, nastawiłam budzik na piątą trzydzieści i ułożyłam się do snu.

***
Poranek nadszedł szybko, przynosząc ze sobą dojazd na miejsce. Dwukolorowa po opuszczeniu pociągu była jeszcze lekko zaspana, ale i tak ruszyła do portu. Zakupiła tam bilety na prom, który miał wyruszyć o ósmej piętnaście. W oczekiwaniu na podróż, dziewczyna zjadła śniadanie w kawiarni i już rozbudzona, poszła rozejrzeć się po okolicy. Przez te swoje wędrówki prawie spóźniła się na ten nieszczęsny prom. Rejs miał trwać coś około dwóch godzin, więc mogła się spokojnie odświeżyć w swojej kajucie. Na miejsce dotarła jednak z prawie godzinnym opóźnieniem, przez co dopiero po dwunastej dotarła do Londynu.
Znalazła sobie przyjemny hotel w centrum i jako iż nasza Autorka jest leniem to postanowiła, że w dalszą drogę wyruszy jutro, a dzisiaj skombinuje sobie jakiś środek transportu i może trochę pozwiedza.
 
Zgodnie ze swoim postanowieniem, następnego dnia po dziewiątej rano, wyjechała z Londynu swoim nowiutkim, czarnym motocyklem. Wczoraj, gdy zwiedzała miasto, ujrzała go w salonie Hondy, była tak zachwycona, że nie mogła powstrzymać się przed kupnem.
W taki właśnie sposób Shiver (tak go nazwała) znalazł właściciela, a Autorka efektowny środek transportu. Oczywiście musiała sobie do niego dokupić kask (który i tak został w bagażu), może nie była z tego specjalnie zadowolona, ale musi przecież stwarzać pozory bycia człowiekiem.

 ***

Jechałam pustą drogą. Wiatr rozwiewał mi rozpuszczone włosy, a mój długi płaszcz łopotał za mną jak skrzydła. Po obu stronach jezdni rozciągały się pola w różnych odcieniach zieleni i żółci, nie niebie zaś co chwilę ukazywało się słońce, by zaraz znów skryć się za chmurami. Przez pęd powietrza było mi dość chłodno, ale nie miałam zamiaru narzekać. Uszy miałam skryte pod białymi słuchawkami, z których wydobywały się dźwięki gitar. Miałam za sobą już połowę drogi, dochodziła dwunasta.

//trochę później//

Dojeżdżałam już do miasteczka o którym pisał M. Byłam przekonana, że to ono, gdyż w pobliżu, żadnych innych zabudowań nie było. Miasteczko było bardzo ładne. Brukowane uliczki, kamienice w żywych kolorach, stragany pełne pyszności i kwiatów, uśmiechnięci ludzie. W trzech słowach: raj na ziemi, ale nie przyjechałam tu aby zwiedzać. Musiałam wypytać o tego „Naukowca-Dżentelmena”. Zaczepiłam w tym celu dziewczynę, na oko siedemnastoletnią, która przechodziła niedaleko z koszykiem pełnym jabłek w ręce. Wyglądała sympatycznie, jej rude loczki spięte były w koka, wąska, opalona twarz pokryta była piegami, usta wygięte w delikatnym uśmiechu, a zielone oczy błyskające wesoło. Miała na sobie czerwoną gorsetową bluzkę z długimi rękawami i długą do ziemi, zieloną, materiałową spódnicę, z pod której wystawały noski czarnych butków.
Była bardzo miła i postarała się odpowiedzieć na moje pytania.
Dzięki niej wiem teraz, że ten naukowiec nazywa się Wilson Persival Higgsbury, ma 26 lat, oraz, że jego dom znajduje się na niewielkim pagórku w pobliskim lesie.
Tyle informacji mi na razie wystarczy, reszty dowiem się sama. Szybko wróciłam do motocykla i ruszyłam dalej. 

Po wyjechaniu z miasteczka zachmurzyło się jeszcze bardziej, w pewnym momencie zaczęło nawet padać. Nie byłam zbytnio zadowolona taką pogodą, mój płaszcz nie jest wodoodporny. Na szczęście po niedługim czasie wjechałam do lasu i po niecałych dziesięciu minutach wypatrzyłam nad koronami drzew ciemny zarys domu. Padało jednak coraz mocniej, zaczynało też grzmieć.
Dodałam gazu. Płaszcz przemakał coraz bardziej, a z włosów kapała mi woda. Dobrze, że kupiłam sobie jeszcze wtedy gogle, dzięki nim przynajmniej coś widzę.
Teren zaczynał się wznosić, drzew było coraz mniej. Spojrzałam nieco wyżej i ujrzałam to co ujrzeć tak bardzo chciałam. Piętrowy dom z ciemnego drewna.

Akurat, gdy wjechałam na niewielki podjazd przed domem, zasnute ciemnymi chmurami niebo przecięła błyskawica. Czym prędzej wprowadziłam motocykl do niewielkiego garażu (brama była uchylona), a sama schowałam się pod daszkiem na ganku. Podeszłam do drzwi wejściowych i nacisnęłam klamkę. Ustąpiły, nie były zamknięte. Weszłam niepewnie do środka.
Przywitał mnie przedpokój z wyłożoną granatowymi płytkami podłogą i ciemną boazerią na ścianach. Stał tutaj metalowy stojak na płaszcze, z powieszanym na nim lekkim, ciemnoszarym płaszczem, mała szafka, nad którą wisiało lustro i jedna większa szafa, zapewne z resztą okryć wierzchnich, przed którą stały czarne, eleganckie buty do szpica. Do innych pokoi prowadziły oszklone drzwi.

Ściągnęłam zawieszone na mojej szyi gogle i odłożyłam je na szafeczkę, zdjęłam z siebie też przemoczony płaszcz, który znalazł swoje miejsce na stojaku. Buty za to dokładnie wytarłam o wycieraczkę. Była ona dość zabawna. W kolorze jasno brązowym z zielonym napisem „Science, Just
Science”. Ten Wilson podoba mi się coraz bardziej i dlatego właśnie muszę się dowiedzieć co się z nim stało i jeśli jeszcze żyje, to mu pomóc. Z takim też postanowieniem ruszyłam w głąb domu.

Nie wiem co mogę o nim powiedzieć? O rozdziale znaczy. No, w każdym bądź razie liczy się, że jest.
Dedykuję go Arisu, która pilnuje godzin mojego snu (tak neesan, teraz kładę się wcześniej!).
Pozdrawiam i do zobaczenia za tydzień!
Autorka

4 komentarze:

  1. Chey-chan. Otóż: jak mówiłam, wspaniałe opisy, widzę wszystko tak jakbym tam była (oczywiście bierny obserwator, ale to i tak niezwykłe). Szkoda, że pominęłaś zwiedzanie Moskwy ale w sumie rozumiem, mi też by się nie chciało, albo może za ciężko bo trzeba się nadto zgłębiać w historii itd. Dalej: Czarny motocykl- cool, sama bym chętnie nauczyła się jeździć, a jeszcze z peleryną <3 all bitchess mine!
    Zaginiony naukowiec z wycieraczką "Science, just science"? Oby żył!
    Arisu

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny świetny rozdział.
    Nie ma się do czego przyczepić i nawet mi brakuje języka w gębie.
    "Science. Just Science"
    Respect The Science!
    Yeah ;)
    A o której chodziłaś spać, można wiedzieć?
    Z godzinami wstawania, rzecz jasna.
    ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O mamo, taki natłok pozytywnej energii czuję...
      Chyba się za pisanie wezmę.
      Dodatkowo, z tego co widzę ta wycieraczka to był naprawdę dobry pomysł *szczerzy ząbki*
      O której godzinie? Tak po północy lub po pierwszej, ale wstawałam po piątej nad ranem... więc wiesz... masakra.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. No to się lepiej bierz, bo czekam!
      ;)
      A żebyś wiedziała.
      D;
      Ahh... Wiem.
      Bo ja w wakacje robię tak - idę około drugiej w nocy spać a wstaję o 11 albo przed 12, tak więc się wysypiam.
      Ty robisz podobnie jak mój brat, jeżeli chodzi o wstawanie.

      Usuń