Trochę 'wcześnie', ale trudno!
Czytajcie, więc, a ja odezwę się na dole.
Na strychu panowały istnie egipskie ciemności, ja zaś próbowałam się przez nie przedrzeć i przy okazji się nie zabić. Szukałam włącznika światła lub chociażby zasłoniętego okna, w każdym bądź razie jakiegoś źródła światła.
Czytajcie, więc, a ja odezwę się na dole.
Na strychu panowały istnie egipskie ciemności, ja zaś próbowałam się przez nie przedrzeć i przy okazji się nie zabić. Szukałam włącznika światła lub chociażby zasłoniętego okna, w każdym bądź razie jakiegoś źródła światła.
Po kilku minutach udało mi się
wymacać zasłony, były dość ciężkie i grube, więc rozsunięcie
ich zajęło mi chwilę. Najważniejsze to, że mi się udało i do
pomieszczenia wpadło w końcu światło.
Strych okazał być się sporawą
pracownią, po jego stanie, mogę jednak wywnioskować, że nie był
odnawiany tak jak reszta domu. Boazeria na ścianach była już
wyblakła, a w niektórych miejscach znajdowały się też ślady po
eksperymentach naszego naukowca. Sufit był spadzisty, a biała
farba, którą kiedyś został pokryty, łuszczyła się i odpadała
w kilku miejscach. Podłogę częściowo pokrytą granatowymi
popękanymi płytkami i podstarzałymi deskami, zakrywała spora
warstwa kurzu i porozrzucane narzędzia. Okno, które odsłoniłam
znajdowało się naprzeciwko drzwi, było okrągłe i bez szyby,
rozświetlało jednak bardzo dobrze całe pomieszczenie.
Po prawej stronie pracowni znajdował
się ogromny blat, na którym oprócz przeróżnych szkieł
laboratoryjnych znajdowały się papiery różnego pochodzenia,
przyrządy do pisania i gdzieniegdzie narzędzia. Pod blatem
zarejestrowałam dwie gaśnice (pewnie tak na 'wszelki wypadek'),
sporą czerwoną metalową skrzynkę, staroświecką walizkę z
wystającymi z niej papierami i spawarkę razem z maską ochronną.
Niedaleko stała szafa, nie taka duża
jak w garderobie... ale taka w sam raz. Zajrzałam do niej
zaciekawiona. Uśmiechnęłam się delikatnie, oprócz kilku
kompletów ubrań na zmianę, fartucha chemika, ochronnych gogli i
rękawiczek leżących na dwóch najwyższych półkach, znajdowała
się tam dość stara maszyna do pisania i kolejne gaśnice. Ciekawe
ile wybuchów musiało nastąpić na tym strychu, żeby Wilson
trzymał po kątach taką armię gaśnic. Zachichotałam pod nosem...
Chwila, chwila! Ja zachichotałam?! O
Jashinie, dziecinnieję na
starość.
Ekhm...
Nie ważne.
Rozejrzałam się czy czegoś
przypadkiem nie przeoczyłam. Z lewej strony okna jest ścianka
oddzielająca część pomieszczenia do którego prowadzą osobne
drzwi...tam zajrzę później. Teraz interesuje mnie co kryje się po
prawej stronie okna. Kiedy je odsłaniałam, musiałam nie świadomie
coś zakryć. Zbliżyłam się do okna i odsunęłam zasłonę w bok.
Chwilę później pożałowałam.
Za storą bowiem, krył się powieszony
za ręce ludzki szkielet. Kiedy go ujrzałam, momentalnie odskoczyłam
jak oparzona, z przerażeniem pomieszanym ze zdziwieniem na twarzy.
Uspokoiłam się jednak równie szybko jak odskoczyłam i podeszłam
do niego z powrotem.
Jakże wielka była moja ulga, gdy po
jego oględzinach okazało się, że jest to jedynie replika
szkieletu. Wykonana z metalu i pomalowana na realistycznie
wyglądający kolor.
Przesunęłam ręką po kajdanach na
których wisiał i po raz kolejny, uśmiechnęłam się do siebie.
-Co Wilson? Czarny humor jest Ci, jak
widzę dobrze znany?- szepnęłam z dziwną czułością w głosie,
gładząc opuszkami palców chłodny metal. Po chwili jednak
przerwałam, lekko przestraszona własnym zachowaniem i wróciłam do
poprzednich czynności.
Wybrałam się do drugiej części
strychu, intuicja podpowiadała mi, że tam jest to czego szukam.
Nie zwiodła mnie ona i tym razem, za
kolejnymi drzwiami kryła się poszukiwana maszyna, śrubka w śrubkę
jak na szkicu z teczki.
Sięgała mi ona do ramion i była
szeroka na trzy-cztery metry, oceniając na oko. Była zbudowana z
różnych kawałków metalu pospawanych, z kilkoma przyciskami i
pokrętłami, oraz z jedyną dźwignią, opuszczoną w dół.
Niedaleko stał niewielki stolik na
którym stało małe radyjko w stylu retro (że się tak wyrażę),
zakurzony czarny kubek i kilka narzędzi. Naprzeciwko niego stał
fotel ze skórzanym czerwonym obiciem, identyczny jak ten z
biblioteki.
Zbliżyłam się do tej tajemniczej
maszyny, trzeba zbadać jej stan i porównać konstrukcję z planami.
Ciekawe ile czasu to zajmie?
***
Trochę zajęło, to trzeba
przyznać.
Stan maszyny nie był
najlepszy, wiele elementów było przyrdzewiałych lub zniszczonych.
Nie wiem co mogło
spowodować to drugie, szczególnie, że nie wyglądają na
uszkodzone przez kogoś...
Zerknęłam do planów...
Aha, i tu cię mam. Wszystko przez tą dźwignię, w wyjściowej
wersji powinna być podniesiona do góry, a nie opuszczona w dół,
tak jak jest teraz. Szybko przesunęłam ja na właściwe miejsce,
dźwignia zachrobotała przy tym straszliwie, widocznie zdążyła
zardzewieć.
Sprawdziłam czym prędzej
czy cokolwiek w konstrukcji uległo zmianie...
Niestety nic się nie
zmieniło, jak była zepsuta, tak jest dalej.
Czyli co? Rozumiem, że
jeśli chcę się dowiedzieć jak to cholerstwo działa to muszę
najpierw je naprawić. To dosyć kłopotliwe, ale... jeśli to mi
pomoże go znaleźć... to czemuż by nie?
Zdecydowałam, biorę się
do roboty.
Z takim też postanowieniem,
ruszyłam do szafy po fartuch i gogle, żeby się przebrać. Pewnie
wyglądam w tym dość zabawnie szkoda, że nie wzięłam aparatu
fotograficznego...
Dobra koniec, do roboty,
chwyciłam plany i zabrałam się do pracy.
***
Ech, zaczyna się ściemniać,
a została do naprawienia jeszcze ponad połowa. Wcześniej, nie
zauważyłam, że uszkodzenia sięgają tak głęboko. Skończyłam
dokręcać kluczem podstawę na pokrętło, które odpadło i
przetarłam czoło wierzchem dłoni. Zdjęłam gogle i powoli
podniosłam się z podłogi, klucz trzymany w ręce rzuciłam gdzieś
w kąt, ziewając przy okazji rozdzierająco.
Dawno już tyle nie
pracowałam jednego dnia... Dobra pracowałam, ale to była
papierkowa robota, więc się nie liczy.
Zerknęłam na swoje dłonie,
były całe w smarze, wytarłam je czym prędzej w fartuch, który
chwilę później, razem z goglami, wylądował na fotelu.
Ja zaś poczłapałam na
dół, aby coś zjeść... i może chwilę się zdrzemnąć.
Ze śniadania zostały
jeszcze składniki, więc zrobiłam sobie trochę kanapek.
'Pożyczyłam' sobie też trochę herbaty sosnowej, bowiem niezwykle
w niej zasmakowałam.
Zjadłam z apetytem, a
później najedzona położyłam się na kanapie. Nastawiłam budzik
w telefonie, tak aby zadzwonił za trzy godzinki, zakryłam się
swoim płaszczem i zamknęłam oczy.
Zasnęłam niemal
natychmiast, z wiadomych powodów...
***
Siedziałem tam gdzie
zwykle, w całkowitych ciemnościach, z nogą założoną na nogę.
Przyglądałem się swojej nowej zdobyczy cały dzisiejszy dzień.
Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że tak łatwo uda mi się
ją wyciągnąć z bezpiecznych objęć Krainy-Nie-Tutaj. Fortel z
listem był najbanalniejszy, a i tak najskuteczniejszy... Chyba, że
po prostu, przez te kilka wieków, stała się zbyt ufna i pewna
siebie.
Sięgnąłem ręką do
wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjąłem z niej paczkę cygar. Wyłuskałem z niej jednego, wetknąłem do ust i odpaliłem od podsuniętej
przez cienistą dłoń srebrnej zapalniczki. Zaciągnąłem się,
wypuszczając powoli dym, rozkoszując się tytoniową kompozycją.
Rozchyliłem lekko oczy i
spojrzałem na dwukolorową dziewczynę śpiącą z podkulonymi
nogami. Płaszcz którym była przykryta lekko się z niej zsuwał, a
jej włosy, całe w nieładzie, okalały jej twarz. Wyglądała
spokojnie, nic nie mąciło jej snu... tak, śpij sobie... póki
jeszcze możesz.
-Wszystko idzie zgodnie z
planem, nieprawdaż moja droga?- mruknąłem pod nosem, uśmiechając
się złowieszczo.
***
Zerwałam się ze snu z
krótkim krzykiem na ustach i rozejrzałam się ze strachem po
pomieszczeniu. Oddychałam głęboko próbując się uspokoić, ale
nie, serce waliło dalej. Nawet nie pamiętam co mi się śniło...
Zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Ech, do budzika została
jeszcze godzina, ale nie mam zamiaru się znowu kłaść. Po co? Nie
chcę znowu zrywać się z krzykiem . Przetarłam oczka i zrzuciwszy
z siebie płaszcz poczłapałam do łazienki.
Na miejscu przejrzałam się
dokładnie w lustrze. Miałam straszliwie podkrążone oczy i tak
jakby lekko zapuchnięte... płakałam? Nie wierzę.
Spojrzałam na ubranie,
rękawy koszuli były poplamione w kilku miejscach smarem, dodatkowo
cała reszta była mokra od potu. Głupie koszmary, przez nie muszę
szukać czegoś na zmianę.
Chyba jeśli pożyczę sobie
coś z garderoby to raczej nic się nie stanie, prawda? Może będzie
tam coś w moim rozmiarze... ale to potem, muszę się umyć.
Jak pomyślałam tak
zrobiłam.
Dokładnie umyta, mokrymi
jeszcze włosami,w samym ręczniku, zawędrowałam na piętro w
poszukiwaniu ubrań.
Z garderoby zabrałam sobie
białą koszulę z kołnierzem, bordową kamizelkę i czarne lekko
zwężane spodnie.
Nie mogłam się powstrzymać
i z przedpokoju zabrałam do tego stroju, te eleganckie czarne buty.
Co fakt, to fakt, musiały być już dość stare, bo pasowały na
mnie jak ulał. No... chyba, że Wilson ma taką małą stopę.
Zaśmiałam się cicho i szybko przebrałam.
Przejrzałam się w
wbudowanym w szafę lustrze. Wyglądałam świetnie, chociaż...
podwinęłam rękawy do łokci i zapięłam specjalnym paseczkiem...
o teraz jeszcze lepiej. Trochę staroświecki krój, ale podoba mi
się. Przypomina mi styl czasów mojej młodości (brzmię jak jakaś
stara baba, wiem)... Koniec wspominania!
No.
Po pozowałam jeszcze trochę
przed lustrem, wiem to głupie i dziecinne, ale nie mogłam się
powstrzymać. Po skończeniu, poszłam wysuszyć i uczesać włosy.
Zostawiłam je rozpuszczone, w taki sposób, aby się lekko
pofalowały.
Dobra jestem gotowa. To
idziemy na ten strych, kończyć z tą maszyną. Mam nadzieję, że
tym razem się tak nie ubabram.
Cholera. I znowu nie wiem co napisać pod notką. Te Autorskie dylematy...
Dobra już nie marudzę, są w końcu wakacje i wręcz nie wypada.
Dziękuję wszystkim za wejścia (a najbardziej tej co się odezwała) i wyrażam nadzieję, że to co tu czytacie podoba wam się równie bardzo jak mi (tsa, jeszcze w samozachwyt tu wpadnę).
I to chyba tyle.
Pozdrawiam.
Ps. Dedykacja należy do Will (bo wlała w moje serce radość swoim komentarzem), oraz do Arisu-neesan (która przebywa aktualnie w Egipcie(czekam na relację)). Do 'zobaczenia' za tydzień.
Piszcie komentarze!!! (a jak nie, to już nic nie będę pisać :P)
Dobra już nie marudzę, są w końcu wakacje i wręcz nie wypada.
Dziękuję wszystkim za wejścia (a najbardziej tej co się odezwała) i wyrażam nadzieję, że to co tu czytacie podoba wam się równie bardzo jak mi (tsa, jeszcze w samozachwyt tu wpadnę).
I to chyba tyle.
Pozdrawiam.
Ps. Dedykacja należy do Will (bo wlała w moje serce radość swoim komentarzem), oraz do Arisu-neesan (która przebywa aktualnie w Egipcie(czekam na relację)). Do 'zobaczenia' za tydzień.
Piszcie komentarze!!! (a jak nie, to już nic nie będę pisać :P)
Cz-Czekaj chwilę!!!
OdpowiedzUsuńTo to jest jednak jakaś grubsza sprawa tak?
Uuu... Nie mogę się doczekać rozwoju wydarzeń! *zaciera łapki*
Po kilku wiekach spędzonych przy papierkach musi być miło rozprostować kości.
Czekam na nexta!!!
Will
Witam panią! Nie mogłam odpowiedzieć wcześniej, bowiem dopiero co do domu wróciłam.
Usuń'Grubsza sprawa'... nie wiem czy można to tak nazwać...ale niech będzie. Z tym rozwojem wydarzeń to nie wiem czy można się tak bardzo cieszyć *szczerzy ząbki*, ale więcej nie powiem.
I tak owszem rozprostować kości jest bardzo przyjemnie.
Ty czekasz, a ja piszę!!!
Pozdrawiam.
Cholera, nad czym on eksperymentował.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to ciekawi.
Lubię wybuchy ;).
Kaboom!!!
"Now dance, fucker dance! Man, he never got a chance..."
Ciekawe, jak smakuje sosnowa herbata.
Mm...
Kocham szkielety i trupy!!!
Dlaczego to była replika....??
Nie...!!!
Ziewać rozdzierająco?
Ooo... tak, złowieszczy uśmiech.
Live the night.
Hehe.
Ta Autorka kradnie.
A wpadaj w samozachwyt, nikt nie broni!!
Dobra, po tym, co ja tu napisałam, zapewne pomyślisz, że jestem walnięta.
Tak w ogóle, czytałaś już chociaż trochę "Tajemniczego Kota"?
Nad czym eksperymentował? Hmmm... Zapytaj osoby, która studiowała jego dokumenty.
UsuńJa tam wolę nie wiedzieć ^^
...
? Z jakiej to piosenki? Jeśli to piosenka.
To samo co na początku.
Pewnie dobrze. Skoro Autorce smakowała.
...
A kto (normalny) nie?
Musiała być, naukowiec nie morderca.
Co 'Nie...!!!'?
Można, szczególnie w moich opowiadaniach ^^
O tak... Dla Autorki niestety 'O nie...'
A jakby inaczej.
...
?
Wreszcie ktoś mi pozwolił!
Nie, właśnie nie.
Jeszcze nie ^^" Poszłam na spacer... deszcz jest super :D
Pozdrawiam.
Autorka
Ee tam...
UsuńWiem, że byś chciała.
D;
Jeżeli eksperymentował na ludziach, to chcę znać wszystkie szczegóły.
*hahahahhah - śmieje się, ma radochę*
The Offspring - "You're Gonna Go Far, Kid"
Czemu to musiała być durna replika???!!!!!!!!!!
Nie wybaczę Ci tego!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
NIE WYBACZĘ!!!!!!!!!!!!......... *nieskończoność*
Jak dla mnie to może być szalony naukowiec, naukowiec + morderca w jednym; na śniadanie to poproszę.
Wiesz, w domu gdybym zdradziła co niektóre swoje myśli, pewnie by mnie uznali za nienormalną.
Heh.
Ciesz się, że Ci pozwoliłam!!
Też kocham deszcz!!
Jak przeczytasz, prosiłabym o jakiś komentarzyk (:.
Ja nie muszę chcieć, ja wiem.
UsuńNa ludziach nie, tyle powiedzieć mogę.
*milczy*
Tak, szalony naukowiec jak najbardziej, ale morderca nie...
Ja też ^^
:D
Owszem cieszę.
Kto nie lubi?
Jak najbardziej ^^
Pozdrawiam.
Autorka