Podczas ubierania się rozmyślałam nad jutrzejszą premierą, i w tej chwili stwierdzam z całą stanowczością, że "Co ma być to będzie".
Ubrana i uczesana, skierowałam się do kuchni. Na miejscu zrobiłam sobie kanapki i nalałam kawki.
W stoickim spokoju (to nie jest normalne... 500 lat temu może owszem, ale teraz...mhmh- Zamknij się Chase!- Gomen...) spożyłam śniadanie, a po pozmywaniu, uświadomiłam sobie, że kompletnie nie mam nic do roboty.
W pałacu ciągle pustka- wszyscy majstrują przy dekoracjach i robią tzw. przed ostatnie poprawki.
Sebastian ciągle nie wrócił.
Goście przybędą dopiero wieczorem, mam się nimi zająć i popokazywać pokoje.
No właśnie pokoje, muszę je przygotować... i tak z mieszanymi uczuciami skierowałam się w stronę magazynu. Tylko gdzie ja włożyłam tą grawerowaną tabliczkę do pokoju Lidera? Eee, nieważne...
//Po 5 godzinach//
Heh~ udało się. Było ciężko, szczególnie z meblami, ale szybko mi poszło. Fiu, fiu pięć godzin... nowy rekord ^^ Mam jeszcze trzy godziny, trochę mi się oczy kleją, ostatnio straszny ze mnie śpioch, chyba się zdrzemnę... Taaak <ziewa> to dobry pomysł, łóżko, moje kochane, idę do ciebie... I tak to właśnie się stało, że teraz leżę w czarnej pościeli jak ten kocur-Raven z przed paru miesięcy...<ziewa> koniec gadania. Spać!
***
W pośpiechu przemierzałałem korytarze pałacu, szukałem Chey-chan. Chase mnie oddelegował do skontrolowania czy jego siostra jeszcze żyje. A powiedział to takim tonem i z tak poważną miną, że się przejąłem, poza tym i tak bym nie odmówił takiemu ciachu... No co się gapicie nie zmieniłem orientacji, nigdy. Wrócę lepiej do szukania, muszę sprawdzić jeszcze jej pokój.
Kurdę, mam taką tremę przed premierą, pierwszy raz jestem reżyserem, nie chcę tego spaprać. Wpadam pomału w paranoję, bycie reżyserem to ciągły stres... Aktorstwo jest fajniejsze.
O drzwi do jej pokoju, nogi same mnie niosą...heh. Te drzwi są taakie duże, Chase to ma chyba manię wielkości, wszystko w pałacu jest takie ogromne... znowu zbaczam z tematu. Otrząsnąwszy się z rozmyślań i poprawiąjąc jedną ręką spadające mi z nosa okulary, zapukałem. Cisza...
Pukam znowu, to samo.
Po piętnastu minutach, zdenerwowany nie na żarty, ciszą z drugiej strony, otworzyłem te przeklęte drzwi z tzw. "kopa" i stanąłem krok za progiem z ciekawą miną.
Okazało się, że czarnowłosa nie zareagowała na moje khem "pukanie", gdyż spała w najlepsze zwinięta w kłębek. Postanowiłem jej nie budzić, jedynie nastawiłem jej budzik na wpół do szóstej. Podgłośniłem dzwonek na maxa, na wszelki wypadek. Po tym ulotniłem się z jej pokoju i szybko opuściłem pałac, no wiecie czas mnie gonił, a jeszcze jest masa roboty.
***
Miałam bardzo przyjemny sen, goniłam motyle, bodajże z kosą Hidana.
Niestety to co dobre szybko się kończy, więc nic dziwnego, że zostałam brutalnie wyrwana ze snu przez "Szaleństwo hrabiego Venomanii". Może i lubię tą piosenkę, ale jestem pewna, że każdy mógłby dostać zawału, gdyby poleciało mu to tak głośno i to w zupełnie niespodziewanej chwili.
Zerwałam się tak gwałtownie, że spadłam z łóżka, tym razem nie na dywan, a szkoda. W natychmiastowym tępie zerwałam się z podłogi, aby sprawdzić kto w tak perfidny sposób próbował mnie zabić. Gdy w pokoju nie ujrzałam nikogo, i zauważyłam, że głos Kamuiego Gakupo wydobywa się z mojego telefonu, uśmiechnęłam się szeroko i śpiewając razem z Vocaloidem, poprawiłam sobie ciuchy i włosy przed lustrem. Gdy uciszałam "zamachowca" mimowolnie zerknęłam na godzinę. 17:45 akurat na czas, poszerzyłam uśmiech (jeśli to możliwe) i kilka minut później biegłam już korytarzem do salonu... pfu, pfu, pfu sali tronowej, aby czatować. Na gości, oczywiście, mieli zjawić się wieczorem, a więc już niedługo. Gdy dotarłam na miejsce, rozsiadłam się wygodnie na tronie brata i pogrążyłam w myśleniu o niczym. Nie powiem bardzo przyjemnie mi się siedzi, nic dziwnego, że Chase prawie w ogóle ostatnio się z niego (tronu) nie rusza, no chyba, że musi albo gdy wyciągnę go na trening...
Rozmyślania w tym kierunku przerwał mi mój telefon. Odebrałam go nie patrząc nawet na wyświetlacz.
-Halo?- spytałam, bawiąc się kosmykiem włosów.
-Panienko?- usłyszałam w słuchowce znajomy baryton.
-S-sebastian?- zapytałam po chwili.
-Tak, a kto ma być?- w jego głosie pobrzmiewała taka specyficzna nuta, dzięki której wiedziałam, że się w tej chwili uśmiecha.
-No nie wiem... goście?- sama też się uśmiechnęłam.
-Urocza jesteś, jak zwykle. Wpuścisz mnie może, do środka? Zapomniałem kluczy...
-Pojechałeś na dwa tygodnie bez kluczy?
-Taak, chyba zostały we fraku...
-Okey, rozumiem zaraz tam będę! Pa!- rozłączyłam się.
Byłam szczęśliwa jak nigdy, ze gdyby nie nauki Grella i stałe trenowanie opanowania, to bym tu tańczyła swój taniec radości. Szybko dotarłam na dół i wpuściłam czarnowłosego do środka. Było przytulanie, trochę wygłupiania i śmiech, więc zanim się spostrzegłam zawędrowaliśmy pod drzwi jego pokoju. Poprosiłam go jeszcze aby po rozpakowaniu zajął się gośćmi, a sama ulotniłam się czym prędzej do siebie. Oczywiście, żeby powtórzyć jeszcze rolę. W końcu motywacja powróciłą ^^, no i jutro premiera.
Na wstępie chciałam was wszystkie przeprosić za taką długą nieobecność i za brak notki świątecznej. Ale mam się czym usprawiedliwić. Mianowicie, miałam trzy zagrożenia i w związku z tym dostałam szlaban na telefon i komputer. To jest w ogóle cud, że teraz cokolwiek napisałam, bo szlaban mam dalej i piszę na maminym komputerze <mama ucięła sobie drzemkę>. No i miałam kryzys piśmienniczy i nie miałam pomysłu na ten rozdział... Teraz wena wróciła, a właściwie wróciła tydzień temu w kąpieli... hehe.
No nic ta notka jest dedykowana mojej przyjaciółce Raven, gdyż kończy ona dzisiaj 15 lat <wszyscy śpiewają sto lat, a Sebastian wnosi wielki czekoladowy tort>, no i wszystkim którzy na tą notkę czekali. Kocham was wszystkie i jak tylko szlaban mi się skończy obiecuję wam wszystkim, że będę pisać ile wlezie! Do napisania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz