Zapraszam do czytania, odezwę się na dole~
Enjoy!
(kolejne miniatury będę odcinać w taki sposób ~*~ )
Byłam totalnie wymęczona,
wiecie to jeden z tych wieczorów podczas których te cholerne
papiery na na moim biurku za nic nie chcą przyjąć do wiadomości,
że mają się zdezintegrować i dać mi w końcu święty spokój.
Leżą tylko i mierzą mnie wzrokiem – jakbym nie wiedziała, że
muszę się przez nie dzisiaj przedrzeć.
Pobieżnie przeczytałam
trzymany w dłoni dokument, poprawiłam w nim kilka błędów i
odrzuciłam go na stos jemu podobnych na podłodze – potem je
pozbieram, teraz nie mam na to ani siły ani ochoty. Kątem oka
spojrzałam w stronę stojącego niedaleko zamkniętego czarnego
laptopa fosforyzującego na fioletowo zegarka, dochodziła 23, a ja
wciąż mam tego całego tałatajstwa dość spory stos... a jutro
muszę wcześnie wstać, westchnęłam ciężko i sięgnęłam po
kolejną kartkę zapełnioną drobnym drukiem. Tyle dobrze, że już
za kilkanaście godzin będę miała prawo mieć to wszystko w nosie.
Uśmiechnęłam się złowieszczo do siebie i mimochodem zmięłam
dokument trzymany w dłoni. Oczywiście chwilę później musiałam
wymruczeć kilka pomocniczych słów, żeby to naprawić, ale uśmiech
pozostał mi na utach na następne kilka minut.
Długo czasu nie minęło,
a przedarłam się przez jedną z teczek, jednak niekompetencja z
którą zostały przygotowane dokumenty wewnątrz niej wywołała u
mnie przypływ frustracji przez co myślałam, że wybuchnę, albo
chociaż zacznie mi dymić z uszu. W konsekwencji jednak jedynie
westchnęłam z rezygnacją i odchyliłam się do tyłu w swoim
czarnym, skórzanym fotelu, w którym to pracuję od niedawna w moim
gabinecie. Przymknęłam na chwilę swe dwukolorowe oczy, policzyłam
uspokajająco do dziesięciu i pomasowałam delikatnie skronie... nie
pomogło.
Zmierzyłam poirytowanym
wzrokiem biały sufit, nawet on wydawał mi się w tym momencie
wkurzający i to bynajmniej nie mniej niż czekające na mnie
dokumenty.
– Dlaczego zawsze ja? –
warknęłam pod nosem i poderwałam się gwałtownie do pozycji
stojącej by bez większego zastanowienia wyjść z gabinetu,
oczywiście przy akompaniamencie głośnego trzasku hebanowych drzwi,
stukotu obcasów o drewnianą posadzkę i cichych przekleństw z pod
nosa.
Po niecałej minucie byłam
już w kuchni, muszę sobie zrobić herbaty, bo serio wybuchnę...
wzięłam uspokajający wdech i nie zwracając większej uwagi na
szykującego jakieś jedzenie Cienia, zabrałam się do robienia
herbaty.
Szaro włosy zna mnie na
tyle dobrze i ma na tyle taktu, że nawet się nie odezwał, tylko
przełknął ślinę i czym prędzej wrócił do swojego
wcześniejszego zajęcia. Nic dziwnego, jak na dłoni widać w jakim
jestem nastroju, a Cień miał wystarczająco dużo doświadczenia ze
wściekłą mną, że wolał się nie narażać. Nie zabawiłam w
kuchni zbyt długo – po pięciu minutach siedziałam z powrotem w
gabinecie sącząc gorącą jaśminową herbatę i przeglądając
kolejne papierzyska.
***
Kiedy tylko
dwukolorowa opuściła kuchnię, Cień wypuścił z ulgą oddech,
którego nawet nie zauważył, że wstrzymywał. Dziewczyna potrafiła
być przerażająca i on był jedną z osób, które wiedziały o tym
najlepiej, bo widziały jej gniew – tudzież odczuły go na własnej
skórze. Szaro włosy należał jedynie do tej pierwszej grupy i
dziękował za to co dnia.
Teraz jednak
był w stanie zrozumieć co powodowało u Autorki takie głębokie
poirytowanie i frustrację – dziewczyna nienawidzi papierkowej
roboty, mimo iż wie, że nie wykręci się od wykonania jej. Tyle
dobrze, że jutro zaczynają się w końcu umówione w tajemnicy
wakacje i oboje będą mogli w końcu odpocząć.
Młodzieniec
uśmiechnął się zadziornie i przegarnął dłonią swoją
nieokiełznaną czuprynę, odbiją sobie za tą całoroczną pracę –
szczególnie, że mieli zamiar po prostu prysnąć. Srebrnooki
zaśmiał się cicho i z uśmiechem błąkającym się na jego
wąskich ustach wrócił do mieszania szykowanej przez niego sałatki
z pomidorów, fety oraz czarnych i zielonych oliwek.
Oj, będzie się
działo.
~*~
Wschód słońca
nad Krainą-Nie-Tutaj jest jedną z rzeczy, które trzeba w życiu
zobaczyć – często zamiast zwyczajowo barwić chmury na różowo,
czerwono i pomarańczowo, słońce lubi płatać mieszkańcom figle i
uzupełnia tą paletę barw o lazurowy, szmaragdowy i szafirowy. Tak
też i działo się dzisiaj, a zbiegło się to z pobudką pewnej
dwukolorowej dziewczyny i jej asystenta, którzy mimo położenia się
o późnej godzinie wstali równo z tym niezwykłym wschodem słońca.
O 4:21, bo
dokładnie o tej godzinie pierwsze promienie słońca zawitały do
obu sypialni, zarówno dziewczyna i młodzieniec zerwali się z łóżek
bez dłuższego zastanawiania się i ruszyli biegiem do swoich
łazienek – tylko po to by po 15 minutach wyjść z nich w pełnym
rynsztunku.
***
Po wyjściu z
łazienki podskoczyłam do swojej garderoby, żeby sprawdzić czy na
pewno o niczym nie zapomniałam, no i żeby się uczesać, no bo z
takimi rozczochranymi włosami nie pójdę nigdzie, nie ma głupich.
Zasunęłam za sobą drzwi po czym wysunęłam spod jednej z szafek
dość spory turystyczny plecak i zlustrowałam go na wylot wzrokiem.
– Chyba
spakowałam wszystko... – zamyśliłam się na głos i zaczęłam
wyliczać na palcach – kilkanaście kompletów czystych ubrań,
kilka par butów – w tym glany, graty do mycia, trzy ręczniki, dwa
koce, śpiwór, zestaw surwiwalowy... tak raczej mam wszystko co
miałam zabrać. Resztę ma Cień... – otrząsnęłam się szybko z
zamyślenia i przywoławszy swoją szczotkę do włosów stanęłam
przed lustrem wbudowanym w ścianę.
Zmierzyłam
wzrokiem swój strój i uśmiechnęłam się lekko do siebie. Byłam
ubrana w wygodne spodnie na trzy/czwarte z ciemnego dżinsu, czarną
koszulkę z drobnymi szarymi nadrukami i biało-czarną kraciastą
koszulę na krótki rękawek ze srebrnymi zdobieniami przy końcach
rękawów i kołnierzyku. Na szyi miałam zawiązaną blado zieloną
chustkę z pod której wystawał wisiorek ze srebrnym krukiem, na
nogach zaś szare adidasy ze sznurówkami w tym samym kolorze co
chustka.
Uśmiechnęłam
się do swojego odbicia i zaatakowałam swoje dwukolorowe włosy
szczotką, rozczesywanie chwilę potrwało – nawet nie zauważyłam
kiedy tak urosły, sięgały już niemal do mojej talii – ale w
końcu je ujarzmiłam i zaplotłam w luźnego warkocza zostawiając
sobie przysłaniającą czoło grzywkę. Zabrałam jeszcze sygnet ze
szkatułki, ale wyjątkowo nie założyłam go na palec tylko
wsunęłam do kieszeni spodni. Kilkanaście sekund później miałam
swój turystyczny plecak na ramieniu i kierowałam się w stronę
otwartego na oścież wyjścia na taras gdzie tak jak się tego
spodziewałam stał szaro włosy opierając się nonszalancko o
barierkę z rozbrajającym uśmiechem na ustach i podobnym plecakiem
leżącym u jego stóp.
Odwzajemniłam
uśmiech i gdy podeszłam bliżej wymieniliśmy radosne spojrzenia i
przybiliśmy piątkę.
– Wszystko
gotowe – oznajmił młodzieniec i wyciągnął rękę po mój
bagaż, który bez wahania mu podałam.
– Nie było
problemów? – zapytałam mierząc go wzrokiem z góry na dół...
Prezentował się świetnie, jak zawsze, miał na sobie czarne
bojówki z masą kieszeni oraz skórzanym paskiem z klamrą w
kształcie srebrnego kruka, szarą koszulkę z czarnymi nadrukami, a
na to narzuconą blado zieloną kamizelkę z czarnymi elementami. Na
nogach zaś adidasy, identyczne jak moje tyle, że czarne. Całego
wakacyjnego wizerunku dopełniały jeszcze czarne okulary
przeciwsłoneczne wsunięte w jego szare włosy.
– Ani
jednego – odparł luźno i przeciągnął się lekko.
– To
świetnie, masz tą karteczkę i sygnet? – zapytałam rozglądając
się po swojej sypialni i używając kilku prostych słów do
zaścielenia idealnie łóżka. Odpowiedziała mi cisza i po chwili
grzebania po kieszeniach w mojej dłoni wylądowały wyżej
wymienione przedmioty.
Napisałam
szybko czarną wstążkę i nawlekłam na nią oba sygnety, po czym
podeszłam do zaścielonego łóżka i położyłam na nim zapisaną
eleganckim charakterem pisma karteczkę, a tuż obok wspomniane
sygnety. Rzuciłam jeszcze ostatnie spojrzenie na pokój po czym z
szerokim uśmiechem pobiegłam z powrotem do Cienia, który w jednej
dłoni trzymał oba plecaki, a w drugiej moje okulary, które
wcześniej zmodyfikowałam, żeby się samoistnie na słońcu
przyciemniały. Nasunęłam je sobie na nos podobnie jak szaro włosy
zrobił ze swoimi i zamknęliśmy drzwi na taras od zewnątrz.
Wzięłam od mojego asystenta plecaki i zmniejszyłam je, po czym
schowałam do kieszeni, w tym czasie Cień wyjął z jednej ze swoich
kieszeni dość długą stalową linkę z hakiem dzięki któremu
mógł zaczepić ją o balustradę, była ona wystarczająco długa,
żeby sięgać do samej ziemi.
Zaśmiałam się
lekko na ten widok i sprawdziłam czy linka dobrze trzyma, pytając
szarowłosego przy okazji „po co się w to bawić skoro możemy po
prostu zeskoczyć”, ten odparł na to, że musimy zostawić jakiś
ślad ze swojej ucieczki. Wywróciłam na to oczami, ale się
zgodziłam i zapytałam czy możemy już iść.
– Oczywiście,
moja droga – wyszczerzył się i wyciągnął w moją stronę dłoń,
którą chwyciłam bez wahania. Cień przyciągnął mnie do siebie
tak, żeby złapać mnie w talii i sekundę później oboje
zjeżdżaliśmy w dół, by gdy tylko nasze stopy dotknęły gruntu
zacząć się śmiać i czym prędzej pobiec w stronę ogrodowych
murów, który przesadziliśmy bez większego problemu tylko po to by
śmiejąc się i gadając pójść w stronę granic Krainy-Nie-Tutaj,
w kolorowym pobłysku jej niezwykłego wschodu słońca.
I tak oto
Autorka i Cień prysnęli z pałacu, po wcześniejszym zablokowaniu
napływu korespondencji oraz dokumentów, a także porzuceniu swych
sygnetów z wiadomością: „Kiedyś wrócimy~”
~*~
W końcu zaczęły się
wakacje, nic tylko się z tego cieszyć... mogę nie wstawać nawet
do południa, a przez resztę dnia mogę bezczelnie leniuchować...
Westchnęłam rozmarzona i
przekręciłam się na brzuch w taki sposób, że miałam twarz
wtuloną w poduszkę. Przesunęłam dłonią po miękkim materiale
czarnej poszewki i uchyliłam delikatnie oczy by zlustrować stojący
na szafce nocnej fosforyzujący zegarek.
– 10:31... – mruknęłam
pod nosem i przeciągnęłam się lekko na łóżku w taki sposób,
żeby nie zrzucić z siebie kołdry – a ja nie muszę wstawać –
dodałam po chwili rozmarzona i przytuliłam do siebie poduszkę.
Prawie zasnęłam z
powrotem, gdy usłyszałam ciche pukanie do drzwi, wywróciłam
oczami i po szybkim przekręceniu się na plecy podniosłam się do
pozycji siedzącej.
– Wejść – zawołałam
szukając przy okazji w szufladzie w szafce nocnej czegoś do
zapięcia włosów, może i są ładne i długie, ale włażą
dosłownie wszędzie jak nie są w jakiś sposób upięte.
– Jak tam noc? –
usłyszałam głos Sebastiana i poczułam zapach herbaty.
Podniosłam na niego wzrok i
uśmiechnęłam się lekko, poklepałam kołdrę obok siebie z niemą
prośbą, żeby sobie usiadł, co ten chwilę później zrobił, a ja
spróbowałam zacząć robić sobie luźnego warkocza, co dość
kiepsko mi szło, delikatnie mówiąc.
– Całkiem, całkiem...
dawno nie miałam okazji spać tak długo – odparłam na
wcześniejsze pytanie siłując się jednocześnie z włosami.
Usłyszałam ciche
westchnięcie i niemal poczułam, że czarnowłosy przewraca oczami.
Spojrzałam w jego stronę z naburmuszoną miną.
– Co tak na mnie oczami
wywracasz? – mruknęłam rumieniąc się lekko. Sebastian tylko
uśmiechnął się i wyciągnął rękę po gumkę do włosów, którą
bez większego zawahania mu podałam,
– Ja to zrobię, usiądź
tyłem i siedź spokojnie – wygrzebałam się spod kołdry, by
chwilę później usiąść po turecku tak jak mnie poprosił.
– Masz rozczochrane
włosy... masz tu gdzieś szczotkę? – uśmiechnęłam się pod
nosem i odparłam, że w łazience.
Czarnowłosy dźwignął się
z łóżka i po niecałej minucie był z powrotem, by w końcu zabrać
się do roboty. Kiedy poczułam jego chłodne dłonie przeczesujące
lekko moje czarne włosy westchnęłam cichutko i wychyliłam się w
stronę dotyku, równie szybko się opanowałam i usiadłam sztywniej
na kołdrze z wypiekami na twarzy. Po prostu wiedziałam, że ten
demon się teraz uśmiecha i patrzy się w ten swój sposób spod
przymkniętych oczu. Pokręciłam głową, żeby się uspokoić, ale
Sebastian mruknął, żebym się nie wierciła i położył mi rękę
na ramieniu. Zamarłam, ale uśmiechnęłam się lekko.
Po kilku minutach byłam
uczesana i czarnowłosy zabrał się za zaplatanie warkocza, przy
okazji zaczęliśmy gadać i gdy w końcu moje włosy były gotowe po
prostu zaczęliśmy się przekomarzać.
A to mogło się skończyć
tylko w jeden sposób...
– Wygrałem. Przyznasz to
w końcu? – wymruczał mi do ucha Sebastian siedząc mi na nogach w
taki sposób bym nie mogła wstać i trzymając mi ręce bym nie
mogła się wymsknąć i odwrócić sytuacji na swoją korzyść.
– Tylko dlatego, że
oszukiwałeś... – odburknęłam zarumieniona po uszy i spróbowałam
się uwolnić.
– I kto to mówi? –
wyszczerzył się czarnowłosy i zsunął się w taki sposób by
położyć się koło mnie. Cała kołdra niemal leżała na
podłodze, a poduszki leżały gdzie popadnie. Kiedy zaczynamy się
turlać i wygłupiać to niemal zawsze pokój tak wygląda.
Uśmiechnęłam się pod
nosem i przeturlałam się bliżej Sebastiana, który spojrzał na
mnie podejrzliwie jakby zastanawiał się co znowu wykombinowałam.
Mój uśmiech poszerzył się nieznacznie i przywarłam do jego boku
wtulając nos w jego marynarkę. Chwilę później poczułam że
obejmuje mnie w pasie i po sekundzie leżałam pod nim.
Jego włosy załaskotały
mnie po policzku i zanim zdążyłam skomentować tą sytuację
zostałam lekko pocałowana w usta. Westchnęłam w pocałunek i
przesunęłam dłonie wyżej żeby móc zapleść je w czarne włosy,
krwistooki zresztą nie pozostał mi dłużny.
Kiedy w końcu się od
siebie oderwaliśmy oboje lekko dyszeliśmy.
– Wiesz, że Chase będzie
chciał zaszlachtować cię wzrokiem? – zapytałam kilkanaście
minut później gdy byłam już ubrana i dreptaliśmy w stronę sali
tronowej.
– Dopóki tylko wzrokiem
to jakoś to przeżyję – odparł krwistooki spokojnie i zerknął
w moją stronę – poza tym sam mnie poprosił, żebym cię obudził
– dodał po chwili z lekkim uśmiechem.
– No właśnie, nie
powiesz mi co wy tam wykombinowaliście, prawda? – spytałam
przyglądając się czarnowłosemu uważnie spod przymrużonych
powiek.
– Prawda – przyznał
Sebastian z tym swoim uśmiechem na twarzy.
Nie wiem jak wy, ale ja
zaczynam się bać ich pomysłów. Jak nic będą chcieli mnie gdzieś
wywieźć... ale cholera z tym, mam wakacje~
~*~
– Wiedziałam, że tak
będzie... – mruknęłam do siebie przeciągając się na tylnym
siedzeniu mojego i Chase'a samochodu. Zerknęłam w stronę chłopaków
i prawie parsknęłam śmiechem. To napięcie jest tak gęste i tak
wyczuwalne w powietrzu, że można by je nożem kroić.
Pokręciłam głową gdy
zauważyłam jak Chase co chwilę rzuca gniewnie wzrok w stronę
Sebastiana... i my tak mamy jechać przez kilkanaście godzin?
Szkoda gadać...
Cheysy miała święta
rację, posadzenie tej dwójki z przodu bynajmniej nie było dobrym
pomysłem, ale Chase i Sebastian się uparli to teraz muszą się
nawzajem znosić. Bowiem nasza trójka, po odkryciu, że Raven gdzieś
się urwała i że Autorka z Cieniem gdzieś nawiali, stwierdziła,
że oni też się wybiorą w teren na wakacje. No i pojechali, Chase
zajął się prowadzeniem, Sebastian nawigowaniem, a Cheysy siadła z
tyłu i starała się ogarniać sytuację, próbując jednocześnie
nie śmiać się do rozpuku z zdawkowej wymiany zdań z przodu.
Podenerwowany Chase i rozbawiony Sebastian to bynajmniej nie
najlepsze połączenie. Jeśli dojadą nad to morze w jednym kawałku
to będzie dobrze.
Godziny mijały dość
spokojnie, czarnowłosa zasnęła w pewnym momencie , każdy by się
zmęczył trzymając chłopaków w ryzach. Teraz jednak bez niej jako
mediatorki, drażnienie się nawzajem jedynie się nasiliło.
***
Przymrużyłem swoje złote
oczy i zerknąłem na bok, Sebastian studiował uważnie mapę nie
zwracając na mnie większej uwagi. Wywróciłem oczami i skupiłem
się na drodze... niedaleko miało być skrzyżowanie...
– Na następnym
skrzyżowaniu w którą stronę? – mruknąłem wrzucając bieg i
podając delikatnie gazu.
– W prawo, a potem przez
kilkanaście kilometrów prosto – usłyszałem po krótkiej chwili
– a jeśli choć trochę przydusisz gaz to może za godzinę
będziemy na autostradzie – dodał niecałą minutę później.
Odwarknąłem, że wiem i policzyłem w myślach do dziesięciu. Nie
mam zielonego pojęcia dlaczego Sebastian od jakiegoś czasu mnie
irytuje... chociaż nie, jednak wiem... pewnie gdyby Cheysy nie
zaczęła się z nim spotykać to wszystko byłoby w porządku.
„Musze ogarnąć tą
braterską zazdrość, przynajmniej w te wakacje... mamy wypocząć,
a nie non-stop się drażnić nawzajem”.
– Seba, powiedz mi
jedno... – mruknąłem cicho nie odwracając wzroku od jezdni, ale
kątem oka ujrzałem, że odwrócił się zaciekawiony w moją stronę
– ty wiesz, że jeśli ją skrzywdzisz to dołączysz do moich
kocich wojowników w najlepszym wypadku, a w najgorszym po drugiej
stronie? – zapytałem niemal retorycznie i usłyszałem, że demon
przełknął ślinę.
– Wiem, dałeś mi o tym
do zrozumienia wystarczająco dużo razy – odparł po chwili
namysłu, uśmiechnąłem się na to kącikiem ust.
– Postaram się na tym
wyjeździe dać wam trochę swobody... nie chcę, żeby Cheysy
marudziła, że co chwilę się kłócimy, więc proponuję
zawieszenie broni. Co ty na to? – zapytałem z kamienną miną i
spojrzałem kątem oka w jego stronę.
Czarnowłosy jednak nie
odpowiedział tylko wyciągnął rękę przed siebie w geście
pojednania, wywróciłem oczami, ale uścisnąłem ją.
Oj Cheysy się zdziwi gdy
się obudzi... no cóż nawet ja mogę chcieć mieć spokojne
wakacje~