Co prawda nie przepadam za Walentynkami, ale akurat to mi się miło dla Was pisało, mimo iż zarwałam noc ^^
No to ten, zapraszam do czytania, jeszcze coś do Was pogadam na dole~
Enjoy!
//Noc z 13 lutego na 14 lutego
Siedziałam w swoim pokoju na łóżku
przyglądając się niecierpliwie fosforyzującemu zegarkowi
stojącemu na szafce nocnej, Sebastian zawsze trzyma się swojego
grafiku – kładzie się spać o północy, a wstaje równo ze
wschodem słońca. Jeśli się postaram to wyrobię się przed
świtem, mam nadzieję tylko, że przypadkiem nie zawalę wszystkiego
podczas podkładania tych nieszczęsnych czekoladek do jego sypialni.
Uśmiechnęłam się lekko do siebie i pogładziłam delikatnie
siedzącego na moich kolanach czarnego jak noc kota. Ten zaś mruknął
z aprobatą i wyciągnął się wygodniej przymrużając swe krwiste
ślepka.
– Wiesz... dzisiaj czeka nas ważne
zadanie – szepnęłam cicho na co Kuro przechylił łebek na bok
przyglądając mi się z ciekawością – Będziemy robić prezent
dla Sebastiana – dodałam po chwili drapiąc go lekko za uchem. Ten
na to miauknął i pacnął mnie łapką w kolano, jakby chciał
powiedzieć, że da z siebie wszystko.
Nie mogłam się powstrzymać i
parsknęłam na to cichym śmiechem, ten kot nigdy nie przestanie
mnie zadziwiać... tak wiele rozumie.
Po chwili udało mi się opanować i
skierowałam wzrok z powrotem na zegarek.
„Piętnaście minut po północy...
chyba czas ruszać...” –
pomyślałam, po czym delikatnie przełożyłam Kuro z kolan na
pościel i szybkim, acz cichym krokiem ruszyłam w stronę biurka, na
którym spoczywały potrzebne rzeczy. Zgarnęłam zeszyt z przepisami
na czekoladowe słodycze oraz małą srebrną latarkę i skierowałam
się w stronę wyjścia z pokoju, kątem oka zauważyłam, że mój
pupil zeskoczył w tym czasie z łóżka i bezszelestnie ruszył tuż
za mną.
***
Droga
do kuchni nie zajęła im dużo czasu, trudna też nie była, bo jak
można zgubić się we własnym domu, nad którego planami siedziało
się przez dobre parę lat?
Czarnowłosa
była tak podekscytowana postawionym sobie wyzwaniem, że w czasie
gdy kręciła się po kuchni, wpierw wyciągając składniki,
szykując je, krojąc i siekając czekoladę na małe kawałeczki,
topiąc ją i przygotowywując nadzienie, nucąc pod nosem wesołe
melodie i co chwilę zaglądając do notesu, nie zauważyła, że
ktoś dla kogo stara się tak bardzo przygląda jej się cały czas z
lekkim uśmiechem na ustach.
//14
luty, prawie 6 nad ranem
Z
cichym westchnieniem opuściłem pomieszczenie sąsiadujące z salą
treningową, które służyło mnie i mojej roztrzepanej siostrzyczce
za szatnię i wycierając energicznie białym, puchatym ręcznikiem
moje długie, czarne włosy wciąż ociekające wodą po prysznicu,
skierowałem się w stronę sali tronowej.
Mój
spokojny chód jednak został w jednym z korytarzy dość gwałtownie
przerwany, bowiem prawie wpadłem na złotooką w objęciach
Sebastiana i w trakcie... dość ciekawej sytuacji...
I
w tym momencie zdałem sobie sprawę, że mimo pozorów jestem
naprawdę spokojną osobą, bo zaskakując tym wyczynem również
siebie samego udało mi się bez interwencji ulotnić za najbliższą
kolumnę. Oparłem się o nią, szybko prze kalkulowałem sytuację i
postanowiłem odstawić na dzień dzisiejszy ''instynkt starszego
brata'', co znaczyło, że daję im wolną rękę, niech się sobą
nacieszą bez mojego wpierdzielania się.
I
nie zaszczycając całującej się pary kolejnym spojrzeniem ruszyłem
z powrotem w pierwotnym kierunku.
– Mam
nadzieję, że dzieci z tego nie będzie... – pozwoliłem sobie na
sarknięcie pod nosem, gdy oddaliłem się wystarczająco daleko.
***
Reszta
drogi do sali tronowej nie zawierała podobnych niespodzianek dla
naszego Księcia Ciemności, który mamrocząc pod nosem posłał
kilkoro ze swoich kocich wojowników aby, po pierwsze miały oko na
jego siostrę, a po drugie przyniosły mu coś do poczytania.
Po
dotarciu na miejsce włosy miał już suche i zapięte w luźnego
kucyka, a na niskim stoliku blisko tronu leżał pokaźny stos zwojów
i pewne tajemnicze pudełko.
Czarnowłosy
nie omieszkał sprawdzić cóż to było, a gdy jego wzrok padł na
doczepioną do niego karteczkę, kąciki jego ust zadrgały, a on sam
sekundę później wybuchł głośnym śmiechem.
– Dobra
młoda, wygrałaś... – zdołał wydusić gdy w końcu uspokoił
się na tyle by móc ze spokojem zasiąść do czytania.
Pudełko
z czekoladkami zaadresowane było bowiem do „Najlepszego brata na
świecie – Co prawda straszna maruda, mruk i czarny charakter, ale
to nie umniejsza jego zasług~”.
//14
luty, całkiem blisko południa
Siedziałam
aktualnie przy swoim zawalonym po brzegi papierami różnej maści
biurku i próbowałam opanować panujący na nim chaos.
– Te
wszystkie listy i dokumenty chyba mnie kiedyś wykończą, ale cóż
taki już mój los... – mamrotałam pod nosem zgarniając wszystko
co było wypełnione, tudzież przeczytane do stojącego na podłodze
przy biurku samo-segregujące pudełko, mojej skromnej produkcji.
Kiedy
w końcu udało mi się skończyć odpisywać na ostatni list i
strząsnąć ostatni dokument do pudła, mój wzrok przesunął się
niechętnie „na przyglądającą mi się” stertę kolorowych
teczek, piętrzącą się na skraju hebanowego biurka, które to było
moim stałym miejscem prac najróżniejszych.
Westchnęłam
ciężko, zsunęłam okulary z nosa i odchyliwszy się na czarnym,
skórzanym fotelu, w którym to od rana siedziałam, wróciłam
myślami do posiadłości we Francji i spokojnych trzech tygodniach
tam spędzonych...
Moje
wspominki jednak zostały dość szybko przerwane poprzez dźwięk
pukania w drzwi gabinetu i już miałam ochotę krzyknąć, że
nikogo nie ma w domu, a chęci do jakiejkolwiek pracy wyjechały na
wczasy, gdy zwęszyłam lekką woń czarnej, świeżo zaparzonej
herbaty pomieszanej z perfumami Cienia i stwierdziłam sama w sobie,
że może jednak go wpuszczę.
Dla
niepoznaki oczywiście wsunęłam z powrotem na nos okulary i
zawołałam władczym tonem „Wejść!”.
Szara
postrzępiona czupryna i błyszczące srebrne oczy mojego asystenta
były dokładnie tym co spodziewałam się dostrzec, młodzieniec był
jak zwykle pod krawatem, ale moją uwagę najbardziej przyciągnęła
trzymana przez niego taca z herbatą, miską z czekoladkami i drugą
z pistacjami.
Uśmiechnęłam
się do niego lekko i machnęłam lekko ręką na krzesło stojące
naprzeciwko mnie, żeby sobie usiadł.
Przez
chwilę panowała cisza, którą złamał szaro włosy pytając jak
tam idzie praca.
– Beznadziejnie,
zresztą jak zawsze... popatrz ty na mnie, co coś skończę zaraz
okazuje się, że do zrobienia jest drugie tyle... – mruknęłam w
odpowiedzi sięgając po swój kubek z czarno-czerwonymi
esami-floresami.
– I
dlatego postanowiłem przybyć Ci dziś z odsieczą – odparł mój
towarzysz z nie spotykanym błyskiem w oku, jedną dłonią podając
mi miskę z moimi ulubionymi pistacjami, drugą zaś zabierając tą
stertę teczek.
– Mówiłam
Ci kiedyś jak bardzo Cię uwielbiam? – spytałam wyskubując
pierwszą pistację z łupinki.
– Jeszcze
Ci się nie zdarzyło – odbił piłeczkę cienisty uśmiechając
się zadziornie znad swojego kubka.
– No
to mówię, niech stracę – wystawiłam mu język i sięgnęłam po
kolejną pistację.
***
Trochę
czasu minęło nam na rozmowie, skakaliśmy po tematach bezwiednie
wyjadając stworzone przez Cheysy czekoladki i wyłupując kolejne
pistacje... jakimś cudem zeszliśmy na temat miłości.
***
– Powiedz...
jak się trzymasz? – zapytał w pewnym momencie szaro włosy z tym
takim poważnym, a równocześnie zmartwionym wyrazem twarzy.
– Całkiem
nieźle... mam wino w szafce... i cały czas powstrzymuję się przed
urządzeniem temu osobnikowi piekła – odmruknęłam chowając nos
w kubku herbaty, chyba siódmym z kolei.
– Wiesz,
że nie o to pytam – żachnął się chłopak sięgnął po kolejną
pistację.
– A
ty wiesz, że nie lubię o tym gadać... – odparłam pocierając
lekko nasadę nosa, okulary już dawno leżały gdzieś z boku – Po
prostu nie mam szczęścia w miłości i nic tego nie zmieni... –
dodałam po chwili uśmiechając się słabo.
Przez
kilka minut panowała cisza... której przez długi czas żadne z nas
nie miało ochoty przerywać, nie przeszkadzała nam cisza, zazwyczaj
gdy zapadała, była spokojna i pełna zrozumienia zamiast być
niezręczna.
– A
jak u Ciebie? – złamałam ciszę gdy uznałam, że wypada coś
powiedzieć.
– Nigdy
o tym nie myślałem... – przyznał szczerze srebrnooki patrząc mi
prosto w oczy, jakby to była najzwyczajniejsza sprawa na świecie.
– A
czemu? Przecież wiesz, że nikt by Ci nie bronił... – odparłam
zdziwiona, ale również zaciekawiona.
– Bo
musiałbym zrezygnować z pracy u Twojego boku, jestem przecież
tutaj tylko i wyłącznie dlatego, bo istnieję by Ci pomagać, być
Twoim asystentem, który przynosi Ci rzeczy do zrobienia, przynosi
kawę i zgarnia rękopisy porozwalane po całym pałacu, oraz być
przyjacielem, z którym możesz porozmawiać o wszystkim. Temu –
takiej odpowiedzi się nie spodziewałam, ale sprawiła ona, że w
tej wypalonej dziurze gdzie kiedyś było moje serce, zrobiło się
znowu ciepło.
– I
tu mnie zmiotłeś – rzekłam gdy w końcu byłam w stanie
cokolwiek powiedzieć.
– Od
tego tu przecież jestem – wyszczerzył się w odpowiedzi ten mój
cienisty przyjaciel.
//
14 luty, wieczór
Leżałam
na szkarłatnej pościeli w otoczeniu kilku książek, walających
się wszędzie nie dokończonych szkiców i przyborów do rysowania,
skubiąc mleczną czekoladę i przeglądając na lapku różne
stronki.
Byłam
zmartwiona – wysłałam Shadowa z listem z samego rana (czyt. o 9,
no co, jak na mnie to i tak wcześnie) i do tej pory nie wrócił z
odpowiedzią.
„Mam
nadzieję, że Laviemu nic się nie stało...” – pomyślałam, po
czym zamknęłam klapkę komputera i ułożyłam się na plecach,
wyciągając się przy tym niczym kot. Oczywiście jakiś ołówek
musiał zacząć mi się w plecy wbijać, ale szybko pozbyłam się
problemu, a winowajca wylądował po drugiej stronie sypialni,
roztrzaskany na ścianie niczym jeden ze Świętej Pamięci budzików
Autorki. Wygrzebałam ramkę ze zdjęciem na którego widok nie
mogłam się nie uśmiechnąć i przytuliwszy ją do piersi
zagłębiłam się w stanie połowicznego snu, w sensie leżę i
udaję, że nie ma nikogo w domu.
***
Całkiem
niedługo później, za tą druga stroną szyby, gdzie lało
niemiłosiernie, pojawił się czarny kruk z listem i paczką
przytroczoną do nóżki, notabene przemoczony do suchej nitki i
parszywie zmęczony fruwaniem po wymiarach jak jakiś gołąb
pocztowy. Tak, to Shadow powrócił z wojaży i walcząc z lejącymi
się z nieba strugami deszczu próbuje zapukać w framugę, żeby
jego pani łaskawie wpuściła go do środka.
Zastukał
jeden raz, a jedyną odpowiedzią ze strony czarnowłosej było
stłumione przez deszcz i szybę fuknięcie, że „nikogo nie ma w
domu”, bo oczywiście dziewczyna była święcie przekonana, że
ktoś puka do drzwi.
Shadow
spróbował jeszcze dwukrotnie, ale gdy nie przyniosło to żadnego
efektu, postanowił przejść do rękoczynów... znaczy się
skrzydłoczynów.
Zamachał
zawzięcie swoimi czarnymi jak noc skrzydłami i odfrunął na
odpowiednią odległość, po czym bez większych zastrzeżeń
rozpędził się i lotem koszącym zapikował prosto w szybę.
Niestety
szyby w pałacu są na tyle trwałe, że zamiast roztrzaskać okno na
wylot, to na druga stronę przedostał się jedynie dziób naszego
ptasiego bohatera dnia dzisiejszego.
Raven
tym razem zwróciła na to uwagę i gdy tylko odłożyła trzymaną
przez siebie ramkę na szafkę, była już przy oknie by wpuścić
swojego skrzydlatego przyjaciela do środka.
***
Kiedy
odpięłam Shadowowi paczkę i sięgnęłam po list nie mogłam
powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu ulgi. Westchnęłam
cicho na widok znajomego pisma na tyle koperty i bez dłuższego
myślenia nad tym przełamałam pieczęć i rozłożyłam list.
„Droga Raven~
Z góry przepraszam za te
opóźnienia, ale gdy Shadow mnie dopadł byłem akurat w na misji w
Wenecji razem z Yuu, wiesz, tak jak zawsze ganiamy za Akumami i tak
dalej, Zakon nigdy nie daje nam chwili wytchnienia. Od kilku dni
jestem cały czas w trasie, tylko przeskakujemy z pociągu do
pociągu. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłem na Twój list,
strasznie tęskniłem, możesz być pewna, że jak tylko uda mi się
wyrwać to zawitam w pałacu. Przysięgam :D
Przy okazji dziękuję za
prezent, ten wisiorek jest piękny, będę nosił go dniem i nocą, a
skoro jesteśmy przy prezentach to skoro są Walentynki to i ja mam
dla Ciebie prezent, co prawda przez to ciągłe bieganie nie miałem
zbyt wiele czasu na wybór, ale jestem przekonany, że Ci się
spodoba~
Mam nadzieję, że Shadow
mnie za niego nie zadziobie jak przyleci następnym razem ^^”
A tak w ogóle to Cię
kocham. I pamiętaj o tym ^^
Twój Lavi”
Pociągnęłam
cicho nosem po raz któryś z kolei, jednocześnie czułam ciepło w
sercu, ale również i niesamowitą pustkę... otrząsnęłam się
jednak szybko z negatywów i po złożeniu listu i odłożeniu go w
bezpieczne miejsce dobrałam się w końcu do paczki. Pod papierem
znajdowało się eleganckie pudełko, a wewnątrz zapierająca dech w
piersiach maska wenecka, która łączyła motyw kota z motywem
kruka. Uśmiechnęłam się delikatnie i z lekki m westchnieniem
przytuliłam ją do siebie, sama myśl, że wybrał ją z myślą o
mnie była niesamowita. Chwilę później powiesiłam ją na jednym z
wolnych haczyków, miałam powiesić tam jeden z ostatnich obrazów,
ale zmieniłam zdanie.
Skierowałam
kroki w stronę szafki i po raz kolejny wzięłam ramkę ze zdjęciem
w dłonie i uśmiechnęłam się na widok zielonookiego i
czerwonowłosego młodzieńca z opaską na jednym oku, obejmującego
w pasie dziewczynę o czarnych długich włosach i krwistych oczach,
obydwoje uśmiechali się szeroko do obiektywu pokazując wolnymi
dłońmi podwójne 'V', podwójne zwycięstwo.
Odłożyłam
delikatnie ramkę na miejsce i ruszyłam w stronę Shadowa, żeby
wynagrodzić mu dzisiejsze nie dogodności – nakarmić, wyczyścić,
wysuszyć i wypieścić~
Mam nadzieję, że Wam się podobało, że nie zrugacie mnie, że za krótkie (w sumie to jak na miniaturki to i tak są długie ^w^). Dedykacji nie ma, bo jakoś niespecjalnie ktokolwiek mnie w tej notce inspirował, co prawda Neko pomagała (szczególnie w miniaturce z Raven, ewentualne pytania do niej ^^), ale ostatnio miała dedyk. Więc ten, to tyle kochani~
Do napisania ^^
Pominę fakt, że przy czwartej (teraz już szóstej, wycwaniłam się) próbie dodawania komentarza mam ochotę ograniczyć się do: "Kocham Sebastiana."
OdpowiedzUsuńDo rzeczy. Ja wiem, że miniatury, ale to czemu nie było ich tak ze 2 - 5 razy tyle? ;)
A kto nie kocha Sebastiana~ Wielu tu takich, ja, jak widać podobnie~
Usuń*kłania się w pół* Wielkie gomenasai za te całe problemy z Bloggerem, nie wiem czemu on tak robi TT.TT
A czemu nie było więcej? W sumie nie wiem, miałam to zaplanowane na 4-5 stron i tyle wyszło ^^"
Ech, teraz mi szkoda, bo przez ten Blogger i jego problemy straciłam, zapewne, treściwy i ciekawy komentarz >.< No, ale nic, dziękuję za opinię i cieszę się, że się podobało ^w^
Cheysy~