sobota, 14 lutego 2015

Coś Walentynkowego~

Witam, witam~ Mówiłam, że mam dla Was niespodziankę i oto ona, cztery miniaturki połączone w jedno, każda dotyczy jakiejś formy miłości, bo jakżeby inaczej ^^
Co prawda nie przepadam za Walentynkami, ale akurat to mi się miło dla Was pisało, mimo iż zarwałam noc ^^
No to ten, zapraszam do czytania, jeszcze coś do Was pogadam na dole~
Enjoy!

//Noc z 13 lutego na 14 lutego

Siedziałam w swoim pokoju na łóżku przyglądając się niecierpliwie fosforyzującemu zegarkowi stojącemu na szafce nocnej, Sebastian zawsze trzyma się swojego grafiku – kładzie się spać o północy, a wstaje równo ze wschodem słońca. Jeśli się postaram to wyrobię się przed świtem, mam nadzieję tylko, że przypadkiem nie zawalę wszystkiego podczas podkładania tych nieszczęsnych czekoladek do jego sypialni. Uśmiechnęłam się lekko do siebie i pogładziłam delikatnie siedzącego na moich kolanach czarnego jak noc kota. Ten zaś mruknął z aprobatą i wyciągnął się wygodniej przymrużając swe krwiste ślepka.
– Wiesz... dzisiaj czeka nas ważne zadanie – szepnęłam cicho na co Kuro przechylił łebek na bok przyglądając mi się z ciekawością – Będziemy robić prezent dla Sebastiana – dodałam po chwili drapiąc go lekko za uchem. Ten na to miauknął i pacnął mnie łapką w kolano, jakby chciał powiedzieć, że da z siebie wszystko.
Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam na to cichym śmiechem, ten kot nigdy nie przestanie mnie zadziwiać... tak wiele rozumie.
Po chwili udało mi się opanować i skierowałam wzrok z powrotem na zegarek.
Piętnaście minut po północy... chyba czas ruszać...” – pomyślałam, po czym delikatnie przełożyłam Kuro z kolan na pościel i szybkim, acz cichym krokiem ruszyłam w stronę biurka, na którym spoczywały potrzebne rzeczy. Zgarnęłam zeszyt z przepisami na czekoladowe słodycze oraz małą srebrną latarkę i skierowałam się w stronę wyjścia z pokoju, kątem oka zauważyłam, że mój pupil zeskoczył w tym czasie z łóżka i bezszelestnie ruszył tuż za mną.

***

Droga do kuchni nie zajęła im dużo czasu, trudna też nie była, bo jak można zgubić się we własnym domu, nad którego planami siedziało się przez dobre parę lat?
Czarnowłosa była tak podekscytowana postawionym sobie wyzwaniem, że w czasie gdy kręciła się po kuchni, wpierw wyciągając składniki, szykując je, krojąc i siekając czekoladę na małe kawałeczki, topiąc ją i przygotowywując nadzienie, nucąc pod nosem wesołe melodie i co chwilę zaglądając do notesu, nie zauważyła, że ktoś dla kogo stara się tak bardzo przygląda jej się cały czas z lekkim uśmiechem na ustach.

//14 luty, prawie 6 nad ranem

Z cichym westchnieniem opuściłem pomieszczenie sąsiadujące z salą treningową, które służyło mnie i mojej roztrzepanej siostrzyczce za szatnię i wycierając energicznie białym, puchatym ręcznikiem moje długie, czarne włosy wciąż ociekające wodą po prysznicu, skierowałem się w stronę sali tronowej.
Mój spokojny chód jednak został w jednym z korytarzy dość gwałtownie przerwany, bowiem prawie wpadłem na złotooką w objęciach Sebastiana i w trakcie... dość ciekawej sytuacji...
I w tym momencie zdałem sobie sprawę, że mimo pozorów jestem naprawdę spokojną osobą, bo zaskakując tym wyczynem również siebie samego udało mi się bez interwencji ulotnić za najbliższą kolumnę. Oparłem się o nią, szybko prze kalkulowałem sytuację i postanowiłem odstawić na dzień dzisiejszy ''instynkt starszego brata'', co znaczyło, że daję im wolną rękę, niech się sobą nacieszą bez mojego wpierdzielania się.
I nie zaszczycając całującej się pary kolejnym spojrzeniem ruszyłem z powrotem w pierwotnym kierunku.
– Mam nadzieję, że dzieci z tego nie będzie... – pozwoliłem sobie na sarknięcie pod nosem, gdy oddaliłem się wystarczająco daleko.

***

Reszta drogi do sali tronowej nie zawierała podobnych niespodzianek dla naszego Księcia Ciemności, który mamrocząc pod nosem posłał kilkoro ze swoich kocich wojowników aby, po pierwsze miały oko na jego siostrę, a po drugie przyniosły mu coś do poczytania.
Po dotarciu na miejsce włosy miał już suche i zapięte w luźnego kucyka, a na niskim stoliku blisko tronu leżał pokaźny stos zwojów i pewne tajemnicze pudełko.
Czarnowłosy nie omieszkał sprawdzić cóż to było, a gdy jego wzrok padł na doczepioną do niego karteczkę, kąciki jego ust zadrgały, a on sam sekundę później wybuchł głośnym śmiechem.
– Dobra młoda, wygrałaś... – zdołał wydusić gdy w końcu uspokoił się na tyle by móc ze spokojem zasiąść do czytania.
Pudełko z czekoladkami zaadresowane było bowiem do „Najlepszego brata na świecie – Co prawda straszna maruda, mruk i czarny charakter, ale to nie umniejsza jego zasług~”.

//14 luty, całkiem blisko południa
Siedziałam aktualnie przy swoim zawalonym po brzegi papierami różnej maści biurku i próbowałam opanować panujący na nim chaos.
– Te wszystkie listy i dokumenty chyba mnie kiedyś wykończą, ale cóż taki już mój los... – mamrotałam pod nosem zgarniając wszystko co było wypełnione, tudzież przeczytane do stojącego na podłodze przy biurku samo-segregujące pudełko, mojej skromnej produkcji.
Kiedy w końcu udało mi się skończyć odpisywać na ostatni list i strząsnąć ostatni dokument do pudła, mój wzrok przesunął się niechętnie „na przyglądającą mi się” stertę kolorowych teczek, piętrzącą się na skraju hebanowego biurka, które to było moim stałym miejscem prac najróżniejszych.
Westchnęłam ciężko, zsunęłam okulary z nosa i odchyliwszy się na czarnym, skórzanym fotelu, w którym to od rana siedziałam, wróciłam myślami do posiadłości we Francji i spokojnych trzech tygodniach tam spędzonych...
Moje wspominki jednak zostały dość szybko przerwane poprzez dźwięk pukania w drzwi gabinetu i już miałam ochotę krzyknąć, że nikogo nie ma w domu, a chęci do jakiejkolwiek pracy wyjechały na wczasy, gdy zwęszyłam lekką woń czarnej, świeżo zaparzonej herbaty pomieszanej z perfumami Cienia i stwierdziłam sama w sobie, że może jednak go wpuszczę.
Dla niepoznaki oczywiście wsunęłam z powrotem na nos okulary i zawołałam władczym tonem „Wejść!”.
Szara postrzępiona czupryna i błyszczące srebrne oczy mojego asystenta były dokładnie tym co spodziewałam się dostrzec, młodzieniec był jak zwykle pod krawatem, ale moją uwagę najbardziej przyciągnęła trzymana przez niego taca z herbatą, miską z czekoladkami i drugą z pistacjami.
Uśmiechnęłam się do niego lekko i machnęłam lekko ręką na krzesło stojące naprzeciwko mnie, żeby sobie usiadł.
Przez chwilę panowała cisza, którą złamał szaro włosy pytając jak tam idzie praca.
– Beznadziejnie, zresztą jak zawsze... popatrz ty na mnie, co coś skończę zaraz okazuje się, że do zrobienia jest drugie tyle... – mruknęłam w odpowiedzi sięgając po swój kubek z czarno-czerwonymi esami-floresami.
– I dlatego postanowiłem przybyć Ci dziś z odsieczą – odparł mój towarzysz z nie spotykanym błyskiem w oku, jedną dłonią podając mi miskę z moimi ulubionymi pistacjami, drugą zaś zabierając tą stertę teczek.
– Mówiłam Ci kiedyś jak bardzo Cię uwielbiam? – spytałam wyskubując pierwszą pistację z łupinki.
– Jeszcze Ci się nie zdarzyło – odbił piłeczkę cienisty uśmiechając się zadziornie znad swojego kubka.
– No to mówię, niech stracę – wystawiłam mu język i sięgnęłam po kolejną pistację.

***

Trochę czasu minęło nam na rozmowie, skakaliśmy po tematach bezwiednie wyjadając stworzone przez Cheysy czekoladki i wyłupując kolejne pistacje... jakimś cudem zeszliśmy na temat miłości.

***

– Powiedz... jak się trzymasz? – zapytał w pewnym momencie szaro włosy z tym takim poważnym, a równocześnie zmartwionym wyrazem twarzy.
– Całkiem nieźle... mam wino w szafce... i cały czas powstrzymuję się przed urządzeniem temu osobnikowi piekła – odmruknęłam chowając nos w kubku herbaty, chyba siódmym z kolei.
– Wiesz, że nie o to pytam – żachnął się chłopak sięgnął po kolejną pistację.
– A ty wiesz, że nie lubię o tym gadać... – odparłam pocierając lekko nasadę nosa, okulary już dawno leżały gdzieś z boku – Po prostu nie mam szczęścia w miłości i nic tego nie zmieni... – dodałam po chwili uśmiechając się słabo.
Przez kilka minut panowała cisza... której przez długi czas żadne z nas nie miało ochoty przerywać, nie przeszkadzała nam cisza, zazwyczaj gdy zapadała, była spokojna i pełna zrozumienia zamiast być niezręczna.
– A jak u Ciebie? – złamałam ciszę gdy uznałam, że wypada coś powiedzieć.
– Nigdy o tym nie myślałem... – przyznał szczerze srebrnooki patrząc mi prosto w oczy, jakby to była najzwyczajniejsza sprawa na świecie.
– A czemu? Przecież wiesz, że nikt by Ci nie bronił... – odparłam zdziwiona, ale również zaciekawiona.
– Bo musiałbym zrezygnować z pracy u Twojego boku, jestem przecież tutaj tylko i wyłącznie dlatego, bo istnieję by Ci pomagać, być Twoim asystentem, który przynosi Ci rzeczy do zrobienia, przynosi kawę i zgarnia rękopisy porozwalane po całym pałacu, oraz być przyjacielem, z którym możesz porozmawiać o wszystkim. Temu – takiej odpowiedzi się nie spodziewałam, ale sprawiła ona, że w tej wypalonej dziurze gdzie kiedyś było moje serce, zrobiło się znowu ciepło.
– I tu mnie zmiotłeś – rzekłam gdy w końcu byłam w stanie cokolwiek powiedzieć.
– Od tego tu przecież jestem – wyszczerzył się w odpowiedzi ten mój cienisty przyjaciel.

// 14 luty, wieczór
Leżałam na szkarłatnej pościeli w otoczeniu kilku książek, walających się wszędzie nie dokończonych szkiców i przyborów do rysowania, skubiąc mleczną czekoladę i przeglądając na lapku różne stronki.
Byłam zmartwiona – wysłałam Shadowa z listem z samego rana (czyt. o 9, no co, jak na mnie to i tak wcześnie) i do tej pory nie wrócił z odpowiedzią.
„Mam nadzieję, że Laviemu nic się nie stało...” – pomyślałam, po czym zamknęłam klapkę komputera i ułożyłam się na plecach, wyciągając się przy tym niczym kot. Oczywiście jakiś ołówek musiał zacząć mi się w plecy wbijać, ale szybko pozbyłam się problemu, a winowajca wylądował po drugiej stronie sypialni, roztrzaskany na ścianie niczym jeden ze Świętej Pamięci budzików Autorki. Wygrzebałam ramkę ze zdjęciem na którego widok nie mogłam się nie uśmiechnąć i przytuliwszy ją do piersi zagłębiłam się w stanie połowicznego snu, w sensie leżę i udaję, że nie ma nikogo w domu.

***

Całkiem niedługo później, za tą druga stroną szyby, gdzie lało niemiłosiernie, pojawił się czarny kruk z listem i paczką przytroczoną do nóżki, notabene przemoczony do suchej nitki i parszywie zmęczony fruwaniem po wymiarach jak jakiś gołąb pocztowy. Tak, to Shadow powrócił z wojaży i walcząc z lejącymi się z nieba strugami deszczu próbuje zapukać w framugę, żeby jego pani łaskawie wpuściła go do środka.
Zastukał jeden raz, a jedyną odpowiedzią ze strony czarnowłosej było stłumione przez deszcz i szybę fuknięcie, że „nikogo nie ma w domu”, bo oczywiście dziewczyna była święcie przekonana, że ktoś puka do drzwi.
Shadow spróbował jeszcze dwukrotnie, ale gdy nie przyniosło to żadnego efektu, postanowił przejść do rękoczynów... znaczy się skrzydłoczynów.
Zamachał zawzięcie swoimi czarnymi jak noc skrzydłami i odfrunął na odpowiednią odległość, po czym bez większych zastrzeżeń rozpędził się i lotem koszącym zapikował prosto w szybę.
Niestety szyby w pałacu są na tyle trwałe, że zamiast roztrzaskać okno na wylot, to na druga stronę przedostał się jedynie dziób naszego ptasiego bohatera dnia dzisiejszego.
Raven tym razem zwróciła na to uwagę i gdy tylko odłożyła trzymaną przez siebie ramkę na szafkę, była już przy oknie by wpuścić swojego skrzydlatego przyjaciela do środka.

***

Kiedy odpięłam Shadowowi paczkę i sięgnęłam po list nie mogłam powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu ulgi. Westchnęłam cicho na widok znajomego pisma na tyle koperty i bez dłuższego myślenia nad tym przełamałam pieczęć i rozłożyłam list.

Droga Raven~
Z góry przepraszam za te opóźnienia, ale gdy Shadow mnie dopadł byłem akurat w na misji w Wenecji razem z Yuu, wiesz, tak jak zawsze ganiamy za Akumami i tak dalej, Zakon nigdy nie daje nam chwili wytchnienia. Od kilku dni jestem cały czas w trasie, tylko przeskakujemy z pociągu do pociągu. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłem na Twój list, strasznie tęskniłem, możesz być pewna, że jak tylko uda mi się wyrwać to zawitam w pałacu. Przysięgam :D
Przy okazji dziękuję za prezent, ten wisiorek jest piękny, będę nosił go dniem i nocą, a skoro jesteśmy przy prezentach to skoro są Walentynki to i ja mam dla Ciebie prezent, co prawda przez to ciągłe bieganie nie miałem zbyt wiele czasu na wybór, ale jestem przekonany, że Ci się spodoba~
Mam nadzieję, że Shadow mnie za niego nie zadziobie jak przyleci następnym razem ^^”
A tak w ogóle to Cię kocham. I pamiętaj o tym ^^

Twój Lavi”


Pociągnęłam cicho nosem po raz któryś z kolei, jednocześnie czułam ciepło w sercu, ale również i niesamowitą pustkę... otrząsnęłam się jednak szybko z negatywów i po złożeniu listu i odłożeniu go w bezpieczne miejsce dobrałam się w końcu do paczki. Pod papierem znajdowało się eleganckie pudełko, a wewnątrz zapierająca dech w piersiach maska wenecka, która łączyła motyw kota z motywem kruka. Uśmiechnęłam się delikatnie i z lekki m westchnieniem przytuliłam ją do siebie, sama myśl, że wybrał ją z myślą o mnie była niesamowita. Chwilę później powiesiłam ją na jednym z wolnych haczyków, miałam powiesić tam jeden z ostatnich obrazów, ale zmieniłam zdanie.
Skierowałam kroki w stronę szafki i po raz kolejny wzięłam ramkę ze zdjęciem w dłonie i uśmiechnęłam się na widok zielonookiego i czerwonowłosego młodzieńca z opaską na jednym oku, obejmującego w pasie dziewczynę o czarnych długich włosach i krwistych oczach, obydwoje uśmiechali się szeroko do obiektywu pokazując wolnymi dłońmi podwójne 'V', podwójne zwycięstwo.
Odłożyłam delikatnie ramkę na miejsce i ruszyłam w stronę Shadowa, żeby wynagrodzić mu dzisiejsze nie dogodności – nakarmić, wyczyścić, wysuszyć i wypieścić~

I to jest właśnie to, cztery wątki, cztery pory dnia i cztery pary~ W tym tylko dwie są romantyczne ^^
Mam nadzieję, że Wam się podobało, że nie zrugacie mnie, że za krótkie (w sumie to jak na miniaturki to i tak są długie ^w^). Dedykacji nie ma, bo jakoś niespecjalnie ktokolwiek mnie w tej notce inspirował, co prawda Neko pomagała (szczególnie w miniaturce z Raven, ewentualne pytania do niej ^^), ale ostatnio miała dedyk. Więc ten, to tyle kochani~
Do napisania ^^


2 komentarze:

  1. Pominę fakt, że przy czwartej (teraz już szóstej, wycwaniłam się) próbie dodawania komentarza mam ochotę ograniczyć się do: "Kocham Sebastiana."
    Do rzeczy. Ja wiem, że miniatury, ale to czemu nie było ich tak ze 2 - 5 razy tyle? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto nie kocha Sebastiana~ Wielu tu takich, ja, jak widać podobnie~
      *kłania się w pół* Wielkie gomenasai za te całe problemy z Bloggerem, nie wiem czemu on tak robi TT.TT
      A czemu nie było więcej? W sumie nie wiem, miałam to zaplanowane na 4-5 stron i tyle wyszło ^^"
      Ech, teraz mi szkoda, bo przez ten Blogger i jego problemy straciłam, zapewne, treściwy i ciekawy komentarz >.< No, ale nic, dziękuję za opinię i cieszę się, że się podobało ^w^
      Cheysy~

      Usuń