Witajcie moi drodzy! Przepraszam, że tak dawno nic nie było, ale mam małe problemy ze szkołą (teraz nawet jestem w samym środku próbnych egzaminów-ale na szczęście najgorsze (Historia!) mam już za sobą ^^), miałam szlaban na komputer (teoretycznie to dalej mam, ale jakoś nikt nie każe mi go zostawiać, szczególnie, że na okrągło siedzę z nosem w podręcznikach i komputer ma praktycznie cały czas włączony pulpit i najwyżej Skype) nie miałam za bardzo weny twórczej (a co myślicie, że gdybym pisała jak zawsze to byłaby taka cisza na morzu?) i w ogóle dużo się pozmieniało... o czym Wam pewnie jeszcze napiszę, ale to pod notatką. Macie tutaj Rozdział 7 z "Czy ciekawość (...)" Mam nadzieję, że się Wam spodoba ^^
Zapraszam, więc do czytania!
Leżałam na czymś miękkim i czułam
delikatny sosnowy zapach. Nie otwierałam jeszcze oczu, intensywnie
próbując przypomnieć sobie co się ostatnio działo. Chyba to co
zaszło na strychu, musiało być zwykłym koszmarem... bo niby czym
innym? Takie rzeczy nie zdarzają się od tak sobie. Szczególnie, że
jestem prawie pewna tego iż znajduję się w sypialni w domu
Wilsona...
– Prawie robi wielką różnicę,
moja droga... – moje przemyślenia przerwał cichy, choć wyraźny,
znajomy głos dochodzący z mojej lewej strony.
Zdziwiona uchyliłam lekko oczy, czego
pożałowałam niecały ułamek sekundy później i zamknęłam je z
powrotem.
– Głupie słońce – mruknęłam
pod nosem, podciągając się do pozycji siedzącej, ziewając i
przeciągając się przy okazji.
Ponownie rozchyliłam oczy i
rozejrzałam się po miejscu, w którym się znalazłam.
Okazało się, że leżałam na
miękkiej trawie, w pobliżu rosło nawet kilka kwiatków, a zapach,
który wciąż czułam spowodowały rosnące wkoło sosny. Gdyby nie
okoliczności, w których się tutaj znalazłam, pewnie chętnie
spędziłabym w takim miejscu resztę wakacji z ekipą...
Moją uwagę przykuła nagle pewna
tajemnicza postać, siedząca niedaleko na sporawym kamieniu.
Był to wysoki i smukły mężczyzna, o
przystojnej twarzy i czarnych włosach zaczesanych w twarzowy sposób.
Wyglądał na około trzydzieści-kilka lat. Ubrany był w ciemno
brązowy, elegancki garnitur, z takimi specyficznymi sterczącymi
zawinięciami na ramionach i czerwonym kwiatem przypiętym do
marynarki, jego czarne buty do szpica połyskiwały w słońcu.
Siedział z nogą założoną na nogę, palił cygaro i przyglądał
mi się mrużąc lekko czarne oczy.
Po chwili jednak wstał i pewnym
krokiem z pewną dozą mrocznego dostojeństwa zaczął się do mnie
zbliżać. Przyuważyłam w pewnym momencie, że wyrzucił za siebie
palone wcześniej cygaro. Co niby w tym szczególe takiego ciekawego?
Właśnie to, że rzeczone cygaro zamiast wylądować gdzieś tam na
trawie, nie doleciawszy nawet do połowy swojej drogi po prostu
wyparowało. Zrobiło 'puf' i go nie ma.
Dzięki temu wiem jednak jedno. Ta
osoba na pewno nie jest człowiekiem...
– Spostrzegawcza jesteś, ale tego
się po tobie spodziewałem – moje rozważania zostały przerwane ,
a gdy uniosłam głowę ujrzałam, że mężczyzna stoi ledwo metr
odemnie i uśmiechając się w dość niepokojący sposób, wyciąga
w moją stronę dłoń.
Chwyciłam ją niepewnie i poczuwszy
jej lodowate zimno zadrżałam od ciarek, które przeszły po moich
plecach. Nie dane mi jednak było długo nad tym myśleć, gdyż
zostałam energicznie poderwana do pozycji stojącej. Zakręciło mi
się w głowie przez co zachwiałam się lekko, być może upadłabym
na ziemię gdyby nie trzymający mnie wciąż za rękę czarnowłosy.
Po chwili jednak słabość minęła, a
moja dłoń została uwolniona.
Nie mogłam powstrzymać się przed
pytającym spojrzeniem na twarz mężczyzny, ten zaś uśmiechając
się ze złośliwą wyższością po odsunięciu się kawałek
odemnie, skłonił się lekko i po wyprostowaniu się rzekł:
– Wiesz, moja droga? Prawie bym
zapomniał... – przekrzywiłam na te słowa głowę ze zdziwienia –
Chciałbym ci bardzo podziękować za naprawienie maszyny i
wpadnięcie w moje sidła... Nie byłaś łatwym celem, ale jak widać
jednocześnie dość naiwnym... – wytrzeszczyłam oczy i
wystraszona powoli cofnęłam się o kilka kroków.
Ten jednak nie przejmując się niczym
zbliżył się ponownie i pochylił lekko nademną, ledwo kilkanaście
centymetrów od mojej twarzy (wysoki jest, od Autorki wyższy prawie
o głowę).
Nagle wyraz jego twarzy gwałtownie się
zmienił, przerażający uśmiech zastąpiło coś jakby...
współczucie.
Chwycił mnie delikatnie za podbródek
i po przyglądnięciu się dokładniej mojej twarzy, rzekł:
– Powiem ci moja droga, nie
wyglądasz zbyt dobrze... Lepiej znajdź coś do jedzenia nim noc
nadejdzie – zadrżałam, bo od jego cichego głosu bił czysty
fałsz.
Chciałam coś powiedzieć, ale nim
otworzyłam usta... czarnowłosy rozpłynął się w powietrzu,
podobnie jak wyrzucone przez niego wcześniej cygaro.
W ten sposób zostałam na polance sama
z kłębiącymi się zawzięcie myślami... Po chwili jednak
uspokoiłam się całkowicie. Jestem w końcu Autorką, mam swoją
nieśmiertelność i moce... więc cokolwiek by mi się nie stało
licencja mnie ubezpiecza.
Zaśmiałam się lekko, nic nie jest w
stanie mnie przestraszyć, a co dopiero jakiś gościu w
garniturku... i tak przepełniona pewnością siebie ruszyłam na
zwiedzanie mojej nowej 'miejscówki'.
***
Po częściowym zbadaniu nowego miejsca
dziewczyna stwierdziła, że jest to wyspa... ale nie taka na jakich
zdarzało się jej przebywać. Większość elementów składających
się na jej krajobraz wskazywała na to, iż panują tu zwyczajne
pory roku, czyli, że jeśli zostanie tu zbyt długo to może się
nawet zima zacząć. Jednak Autorka nie poświęciła tej informacji
zbyt wiele swojej uwagi... nawet nie wie, że powinna. Ignorancja,
pewność siebie... miejmy nadzieję, że jej to nie zgubi.
Spacerowała po połaciach zieleni
przyglądając się kolorowym kwiatom, pięknym motylom i puchatym
króliczkom skaczącym wokół. Podziwiała olbrzymie sosny i
wdychała ich orzeźwiający zapach, spokojnie i bez krępacji
marnując czas.
Po okołu dwóch godzinach odezwał się
jej żołądek, co skłoniło ją do poszukania czegoś do
przekąszenia. No niby mogła coś przywołać... ale po co, za długo
by to trwało.
Po kilku minutach znalazła kilka
krzaczków obsypanych od czubka po korzenie apetycznie wyglądającymi
czerwonymi jagodami. Zerwała jedną, przyjrzała się jej z każdej
strony, powąchała i ostrożnie odrobinę spróbowała. Aż
westchnęła, tak była słodka i smaczna.
Pozbywszy się w ten sposób obaw
dotyczących owoców, zdjęła z siebie płaszczyk i rozsiadłszy
się na nim tuż obok krzaka rozpoczęła ucztę.
Objadła krzak prawie ze wszystkich
jagódek, ale trudno jej się dziwić skoro były tak dobre.
Skończywszy posiłek stanęła w końcu do pionu i po otrzepaniu
płaszcza, słońce dogrzewało na tyle mocno, że nie musiała go
ubierać z powrotem, ruszyła w dalszą drogę.
Starała się na bieżąco zapamiętywać
trasę, którą przemierzyła i miejsca w których już była. W
końcu musiała wykombinować w jaki sposób wydostać się z tej
wyspy... teleportacji już próbowała, ale najwyraźniej to miejsce
musiało zostać dobrze zabezpieczone na taką ewentualność.
Rozważała również nad tym
tajemniczym czarnowłosym... intrygowała ją jego osoba.
Z tego co powiedział i wydarzeniach
ostatnich godzin mogła jednak wywnioskować, że to właśnie on
wysłał list, że to on jest tym intrygującym 'informatorem'. M...
po co on zajmował sobie głowę kimś takim jak ona? Autorką o
nie ograniczonych (praktycznie) możliwościach i kilku wiekowym
doświadczeniu, nie tylko w artyzmie, ale i w walce. Wychodziło na
to, że albo jest głupcem, albo ma asa w rękawie...
Rozmyślania na ten temat, jeszcze
przez długi czas zajmowały jej głowę nie dopuszczając do niej
myśli jak bardzo oddaliła się już od dość bezpiecznych łąk i
cichych lasków.
Kroczyła lekko, uśmiechała się
promiennie, cieszyła ją swoboda i wszystko wkoło, co było ciekawą
zmianą, gdyż zwykle jej zachowanie było bardzo poważne, często
była zmęczona stertami dokumentów co dnia piętrzącymi się na
jej biurku. Rzadko też ostatnimi czasy pokazywała się reszcie
ekipy, spędzając wolny czas w swoim skrzydle. Osobami, która
najczęściej ją widywały byli Sebastian i Cień, a nawet im
praktycznie nigdy nie udało się zobaczyć u niej roześmianej, jak
teraz, twarzy.
Nie można się temu dziwić, Autorka
jest osobą o specyficznym charakterze. Na pierwszy rzut oka wydaje
się być obojętna i chłodna, co jest jej bardzo na rękę, ale to
tak nawiasem. Zaś po bliższym poznaniu okazuje się być bardzo
dobrą osobą obdarzoną bujną wyobraźnią i czarno-ironicznym
poczuciem humoru. Uśmiech, nie ironiczny, a szczery, jest jednak
rzeczą pojawiającą się na jej twarzy straszliwie, wręcz rzadko.
Trudno jest więc nie dziwić się na tą zmianę, ale cóż, któż
potrafi ją zrozumieć?
***
Wędrowałam po wyspie
dłuższy czas, znalazłam wydeptaną ścieżkę po miedzy drzewami,
dotarłam na jeden z wielu wystających, wysokich klifów, a nawet
udało mi się powrócić do miejsca z którego przyszłam. To
ostatnie jest moim osobistym osiągnięciem, nigdy nie miałam dobrej
orientacji w terenie. Pamiętam jak raz nawet zgubiłam się w
różanym ogrodzie w pałacu, dopiero zaniepokojony Cień wraz z
Cheysy 'uratowali' mnie z opresji. To było chyba na samym początku
mojego 'urzędowania' w pałacu. Mieszkaliśmy wtedy tylko w czwórkę.
Chase był o wiele mniej powściągliwą osobą niż teraz, zdarzało
się nawet, że Książę Ciemności robił większe zamieszanie niż
teraz jego siostra wraz z Raven. Cheysy za to była o wiele
spokojniejsza, lubiła spędzać ze swoim bratem całe dnie, grać z
nim w różne gry (np. w chowanego, oj przy tym było mnóstwo
śmiechu i zajmowało równie dużo czasu).
Cień zajmował się wtedy
nauką i treningiem sprawnościowo-życiowym, nie odstępując mnie
jednocześnie na krok, prawie jakby bał się, że coś złego się
zdarzy jeśli przy mnie go nie będzie.
Był strasznie uroczy,
wyglądał na ledwo kilkanaście lat. Miał postrzępione
czarno-szare włosy i biało-srebrne oczka z długimi rzęskami,
lekko zadarty nosek i wąskie blade usta, był szczupły i sięgał
mi ledwo do ramion. Lubił nosić białe i czarne ubrania, choć i
tak zwykle przeważały w jego stroju przeróżne odcienie szarości.
Teraz za to jest już
dorosłym mężczyzną, nosi się w eleganckim stylu, choć
prześwitują przez niego jednak stare nawyki. Zapuścił włosy i
sięgają mu za ramiona, stara się je jakoś okiełznać, ale daje
to marne skutki, jak były postrzępione tak zostały. Oczy zmieniły
mu się na bardziej srebrne, biel prawie się zatarła, są też o
wiele bardziej wąskie co nadaje mu lekko drapieżny wygląd.
To dla mnie taki jakby
asystent, i choć często zachowujemy się wobec siebie bardzo
oficjalnie, czuję, że jestem dla niego bardzo ważna. Nie tylko
jako twórczyni...
Ciekawe co dzieje się teraz
w pałacu? Pewnie nikt jeszcze niczego nie spostrzegł, w końcu
miałam wrócić dopiero za trzy dni. Muszę pośpieszyć się z
rozwiązaniem problemu wydostania się z tej wyspy, żeby wrócić na
czas i nie martwić ich. Chociaż, jest jeszcze ten Wilson... Może
jednak powinnam skupić się na nim?
Tak, to mój priorytet.
Przecież nie mogę go zostawić w łapach tego gościa, w końcu
właśnie dlatego zawierzyłam nieznajomej osobie i pociągnęłam tą
zakichaną dźwignię.
Z zamyślenia wyrwał mnie
chłodny powiew wiatru, siedziałam właśnie na tym samym kamieniu
co wcześniej czarnowłosy i przyglądałam się słońcu,
schylającemu się już zresztą ku zachodowi, gdybym została w
pobliżu klifu miałabym pewnie genialny widok na zachód słońca.
Westchnęłam podciągając
nogi pod siebie, przypatrywałam się chwilę noskom swoich butów
nie wiedząc dokładnie co ze sobą zrobić.
Wstałam w końcu i po
przeciągnięciu się, narzuciłam na siebie z powrotem płaszcz,
naprawdę robiło się zimno.
Nagle poczułam dziwną
suchość w gardle, nie wiem nawet przez co... chociaż ostatnie co
piłam było herbatą sosnową w domu Wilsona, więc nie powinno mnie
to dziwić.
Nadstawiłam uszu i już po
krótkiej chwili usłyszałam szum, ale nie był to szum fal, ten był
jakby pluskający i szybszy. Znaczy to, że niedaleko znajduje się
jakiś potoczek lub rzeczka. Ruszyłam żwawym krokiem w kierunku w
którym spodziewałam się ją zastać. Kilka minut i byłam na
miejscu, rzeczka , którą 'odkryłam' była szeroka na dwa metry i
miała kamieniste brzegi, wkoło rosło niewiele drzew. Połyskiwała
w lekko pomarańczowych promieniach zachodzącego słońca. Piękne
miejsce. Woda pluskała tu niesamowicie głośno, prawie zagłuszając
moje własne myśli. Podeszłam do brzegu i przysiadłam na kolanach
nabierając jednocześnie w ręce czystej, lodowatej wody.
Napiłam się dość
łapczywie, naprawdę chciało mi się pić.
Po ugaszeniu pierwszego
pragnienia, postanowiłam przemyć twarz i ręce. Jak pomyślałam
tak zrobiłam. Jednak po kontrolnym spojrzeniu w lustro wody
przestraszyłam się nie na żarty.
Nie zauważyłam tego
wcześniej będąc skupiona na czymś innym...
Moje oczy... Moje włosy...
Wszystko jest takie jak kiedyś...
– A-ale jak to? –
szepnęłam do siebie, nie mogąc wciąż uwierzyć swoim zmysłom.
Te ciemno niebieskie oczy,
te brązowe włosy... Tak nie powinno być, przecież licencja
zmieniła mnie na zawsze!
Nagle doznałam olśnienia...
Licencja!
Czym prędzej zaczęłam
rozpinać górne guziki kamizelki i białej koszuli, zerknęłam na
miejsce gdzie powinna znajdować się pieczęć... No właśnie,
powinna się znajdować.
Nie było jej... zniknęła,
moja gwarancja bezpieczeństwa... Poczułam coś mokrego spływającego
mi po policzku. Tylko jak? Przecież raz założonej pieczęci nie da
się od tak zerwać...
– Ale jak widzisz mnie
się udało... – usłyszałam już po raz kolejny 'ten' głos,
który chyba zostanie moim znienawidzonym.
Odwróciłam głowę w jego
stronę. Opierał się nonszalancko o najbliższe drzewo, z zapalonym
cygarem w dłoni i z zwycięskim uśmiechem na ustach.
Skrzywiłam się lekko i
ocierając pośpiesznie zdradzieckie łzy z policzków, spytałam
lekko zachrypniętym głosem:
– Dlaczego? –
zabrzmiałam naprawdę żałośnie, on zapewne też tak stwierdził.
Widziałam to zadowolenie w jego czarnych jak noc oczach.
M. odepchnął się od
drzewa i zaciągając się lekko cygarem, ruszył w moją stronę.
Spoglądał na mnie przez chwilę z góry i po jakby chwili namysłu,
przykucnął tuż obok.
Wydmuchał dym gdzieś w bok
i szczerząc się złośliwie w końcu odpowiedział:
– A jak myślisz moja
droga? Czy pozostawienie cię z mocami nie było by przypadkiem
naruszeniem reguł naszej 'gry'? Czy nie było by to niesprawiedliwe?
– zdziwiłam się na te słowa, jaka gra? – Och no tak,
zapomniałem ci powiedzieć – pacnął się lekko w twarz – To
gra, w której stawką jest twoje życie, z wieloma w nią grałem...
choć jeszcze nikomu nie udało się przetrwać – dopowiedział
wstając. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Zbulwersowana, nie
zwracając uwagi na swój prawie odsłonięty dekolt, zerwałam się
z ziemi wykrzykując mu prosto w twarz co myślę o nim i jego
'zabawach' ludzkim losem i życiem.
Ten jednak jedynie szerzej
się uśmiechnął i zaczął się śmiać. Identycznie jak ostatnio,
gdy słyszałam go jeszcze z radia.
Ja zaś wściekła nie na
żarty podjęłam próbę złapania go za marynarkę i użycia swoich
wysokich tonów głosowych do ugaszenia jego dobrego humoru.
Nic jednak z tego nie
wyszło, ledwo zrobiłam dwa kroki w jego stronę, a już zostałam
pochwycona przez te same cieniste dłonie co na strychu i posadzona z
powrotem na ziemi.
Czarnowłosy w końcu
przestał się śmiać i z absolutną powagą machnął lekko ręką
w moją stronę. Zostałam niemal błyskawicznie podciągnięta do
pionu i przysunięta ledwo kilkadziesiąt centymetrów od niego. Ten
zaś złapał mnie mocno za podbródek i rzekł zimno:
–Twoje zachowanie jest
niezwykle nierozważne. Ty chyba nie rozumiesz swojej obecnej
sytuacji. Jesteś teraz z powrotem człowiekiem, z twojego
Autorskiego życia pozostały ci jedynie wspomnienia i wybujała
wyobraźnia. Nie możesz nic zmienić, teraz ja decyduję o twoim
losie, jesteś wobec mnie bezbronna i bezsilna. Słaba, naiwna,
żałosna – patrzyłam mu prosto w twarz słuchając tych
lodowatych słów przeszywających mnie niemal na wylot. Jednak nie
to było takie przerażające. Przerażające było właśnie to, że
mówił prawdę... i ja o tym doskonale wiedziałam.
Kolejne łzy, tym razem nie
przerażenia, a bezsilności, zaczęły spływać po mojej twarzy.
Zamknęłam oczy nie chcąc dalej na niego patrzeć, chciałam też
spuścić głowę, ale on na to nie pozwolił. Po chwili jednak
poczułam jak jego zimna dłoń poluźniła lekko swój uścisk, a
druga zaczęła delikatnie ścierać spływające wciąż łzy.
Zdziwiona spojrzałam na niego z powrotem, ten zaś z kamienną
twarzą kontynuował, dopóki słone krople nie przestały spływać.
Chwilę później zabrał
się za zapinanie mojej koszuli wraz z kamizelką.
Nie mogłam wykrztusić z
siebie nawet jednego słowa, strach zablokował mi możliwość
mówienia. Jedyne co mogłam robić w tej chwili to patrzeć co się
ze mną dzieje. Nie zauważyłam nawet kiedy skończył.
Zorientowałam się dopiero wtedy, gdy ujrzałam go palącego z
powrotem swoje cygaro ze zmarszczonymi brwiami. Wyglądał jakby bił
się z myślami... nie trwało jednak to długo.
Znowu poczułam na sobie
jego wzrok, zbliżył się trochę, odgarnął moje włosy na bok
odsłaniając szyję. Poczułam tam po chwili jego oddech i
usłyszałam cichy, złośliwy szept:
– Śpij dobrze, moja
droga... – po tych słowach poczułam uderzenie i zapadłam się,
ponownie, w znienawidzoną ciemność.
Buhahahaha~ Jak ja nie mogłam się doczekać, żeby dodać ten rozdział... Skończyłam go już we wrześniu, ale wiecie Beta nie pozwalała ^^
A co do zmian o których wspomniałam na górze <wierci się na krześle> Ten... no... Wasza Cheysy się zakochała... z wzajemnością. Tak mam chłopaka, jestem najszczęśliwszą dziewczyną w całym wszechświecie i w ogóle. A to jak się poznaliśmy (jak to Arisu-neesan uznała) zakrawa pod powieść romantyczną w przełożeniu na dzisiejsze czasy i tyle Wam póki co powiem...
Chociaż nie, powiem Wam coś jeszcze- nazywa się on Artysta Pisarz (bardzo podobne do imienia 'Autorka' nieprawdaż?) (imię mówi samo za siebie- jest pisarzem, wydał już jedną książkę "Dzienniki Gracza" i pisze kolejne... A ma 17 lat!) i jako, że ma kanał na You Tube (właśnie tam się poznaliśmy... o cholewa-wygadałam się ^/////^) chcę go Wam tu polecić... I nie robię tego dlatego, że to mój chłopak, bo i tak miałam Was na niego nakierować (przed 11 listopada, który zmienił bieg historii... i bynajmniej nie chodzi mi odzyskanie niepodległości. O!) Proszę -ArtystaPisarz- ma mało widzów, ale Let's Play'e ma świetne- naprawdę ^^
Co ja to tu jeszcze mam do zrobienia? A tak piszcie komentarze, bo kocham je czytać i bardzo chcę poznać wasze opinie na temat nowego rozdziału...
To co? Do napisania ^^
Kocham Cię, najdroższa moja. Rozdział oczywiście genialny, ale i tak notatka pod nim najlepsza. Dziękuję, że mnie poleciłaś i sam wszystkich Was tu obecnych zapraszam w moje skromne progi, wiele let's play'ów (na razie tylko 5...) z dobrych gier podanych przyjemnie i z humorem, jak i wiele innych ciekawych rzeczy (w tym pweien niezwykle dla mnie... dla Nas ważny Speedwriting) oferuję. Pozdrawiam, chłopak Cheysy.
OdpowiedzUsuńOoo... Jakie to kawaii ^^
OdpowiedzUsuńGomenasai, ale z zasady lubię się wtrącać ^^`
Rozdział świetny! Trochę się na niego naczekałam ale grunt że jest ^^
Ale ekipa wyruszy Autorce na pomoc, nie? *psie oczka*
To tego... Szczęścia na nowej drodze życia Chey-sa... Znaczy Chey-chan ^^` Prosze nie zjadaj ^^`
Pozdrawiam :3
Taak, jestem przez to regularnie rozbrajana emocjonalnie, ale to sprawia, że kocham go jeszcze bardziej...
OdpowiedzUsuńE tam, moja droga Will, nie przejmuj się-mam podobnie ;)
Cóż poradzić, Beta nie chciała pozwolić to nie było... ja tu jestem niestety tylko od pisania ^^"
Tego to sama się dowiesz, choć mogę zdradzić tyle, że Autorka będzie musiała poradzić sobie z tym wszystkim w pojedynkę...
I proszę mnie tu nie szantażować takim spojrzeniem-psi urok na mnie nie działa ;)
O bardzo dziękuję, i spokojnie nie zjem Cię przecież naprawdę... po prostu dziwnie się czuję z tym "-sama" przy imieniu. Jestem Chey-chan i już.
Od pozdrawiam :D
Ja też kcem mieć chłopaka ;_;
UsuńMikołaj przynieś mi chłopaka na święta!
Mikołaj: Taa... -,- I może jeszcze żelkowoą fontannę, hm?
*w* pewnie
Mikołaj: -,-" I weź tu ją ogarnij...
Mnie niebogarniesz MWAHAHA!!!
Chey-chan ale następna nocia będzie szybciej, nie?
Jeśli szukasz chłopaka to mam dwóch całkiem fajnych młodszych braci...
UsuńTata się nie zgodzi ;-;
UsuńDla niego jestem jeszcze Smerfem xD
Ale dziękuję za propozycję ^^
Ps. Masz naprawdę świtny kanał na YT ^^ Podziwiam ^^
No niech go jasny piorun strzeli w to cholerne cygaro! Czym jest ten cwaniak, co?! Nie lubię go, strasznie gościa nie trawię! Jak mógł coś takiego zrobić Autorce?! Czym w ogóle jest ta wyspa? Kim jest ten M?! Czy na tej wyspie będzie Wilson? Mam nadzieję, że on żyje. No i oczywiście, że Autorka kochana sobie poradzi, biedna kobieta. Odseparowana on swojej mocy, przyjaciół... Właśnie. Chase, który szalał za młodu i spokojna Cheysy. Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić, zwyczajnie nie mogę xd Ah, ten Chase, jak on mnie zaskakuje. Chyba będę musiała go wypytać o jego przeszłość bo za dużo tu niewiadomych. A właśnie! Cień! Już ci mówiłam, ale zauroczył mnie. Jak pisałaś o nim jak był mały...No taki uroczy chłopiec! Potem dorosły mężczyzna, poważny...Autorka jest dla niego ważna...Mój detektor pięknej więzi aż wychodzi poza skalę xd
OdpowiedzUsuńArisu~