Ohayo gozaimashita! Witam was wszystkich z Halloweenowej imprezy u Raven! Wiem, że powinnam była dać wcześniej (mówi ta która nie pisała od bitego miesiąca (nie bijcie)), ale oglądałyśmy film i tak jakoś mi się zapomniało... No w każdym razie, zapraszam na Special Halloweenowy!
(Wypowiemy się jeszcze na dole.)
Był dość chłodnawy październikowy poranek, niebo zasnuwały szare chmury, lekko mżyło. Dochodziła godzina szósta. Sebastian szedł właśnie długim korytarzem niosąc tacę ze śniadaniem, aby swoim codziennym zwyczajem ściągnąć Cheysy z łóżka, bo jak wiadomo bez tego mogłaby nie wstać w ogóle. Cóż, każdy ma swoje dziwactwa, ale schodzimy z tematu.
(Wypowiemy się jeszcze na dole.)
Był dość chłodnawy październikowy poranek, niebo zasnuwały szare chmury, lekko mżyło. Dochodziła godzina szósta. Sebastian szedł właśnie długim korytarzem niosąc tacę ze śniadaniem, aby swoim codziennym zwyczajem ściągnąć Cheysy z łóżka, bo jak wiadomo bez tego mogłaby nie wstać w ogóle. Cóż, każdy ma swoje dziwactwa, ale schodzimy z tematu.
Czarnowłosy dotarł w
końcu na miejsce i popchnął lekko drzwi. W środku panowała
niemal absolutna ciemność, ale jemu nie robiło to żadnego
problemu. Odstawił tacę na wyjątkowo posprzątany blat biurka i
szybkim, choć cichym krokiem, ruszył do zasłon.
Chwilę później pokój
skąpał się w chłodnej białawej poświacie, przyjemnie
kontrastując z ciemnymi meblami i pościelą w której kryła się
osoba na której chłopak bardzo często skupiał wzrok swoich
krwistych tęczówek. Spała spokojnie, poczochrane włosy
rozsypywały się dookoła jej głowy, na policzkach miała lekkie
rumieńce.
Demon uśmiechnął się
pod nosem i zbliżył się do łóżka, aby po chwili wahania
przysiąść na jego brzegu. Nachylił się nad nią lekko i
pogłaskał delikatnie po policzku.
– Cheysy, czas wstać...
– rzekł cicho, nie przerywając czynności – Dzisiaj bardzo
ważny dzień, wiem, że nie chcesz go przegapić – dodał szeptem,
tuż przy jej uchu.
Dziewczyna zamruczała coś
pod nosem i uchyliła w końcu złote ślepia. Uśmiechnęła się na
widok chłopaka, podniosła się do pozycji siedzącej i przeciągając
się delikatnie, przywitała się lekko zaspanym głosem.
Czarnowłosy ucałował
jej skroń w odpowiedzi i z uśmiechem podał jej tacę ze
śniadaniem.
Dziewczyna wcinała pomału
kanapki, przyglądając się szczupłej sylwetce Sebastiana, który
krzątał
się po pokoju wyszukując
dla niej strój na dzisiaj...
Dzisiaj bowiem był bardzo
ważny dzień. 31 października. Halloween, święto duchów i innych
nocnych kreatur. Właśnie z tego, a nie innego powodu to właśnie
krwistooki demon robi to co teraz robi. Napomnę zresztą, że Raven
przejdzie dziś przez to samo. Biedna, tak go nie lubi... Nieważne.
Wydobyty przez
czarnowłosego strój składał się z ciemno fioletowej sukienki z
kołnierzykiem, zwężanej w talii z bufiastymi krótkimi rękawkami.
Pomarańczowo-czarnych pasiastych rajtuz, czarnych, sznurowanych,
wysokich butów na lekkim obcasie i czarnej opaski z małą
pomarańczową dynią.
Akurat, gdy odłożył
złożone ubrania na ciemną pościel, Cheysy skończyła dopijać
miętową herbatę.
Zabrał tacę i
pożegnawszy się z ciemnowłosą ruszył niechętnie do drzwi.
***
Sebastian
właśnie wyszedł, szkoda, że tak szybko, ale rozumiem go. Mamy
mało czasu na zebranie się ze wszystkim. Wygramoliłam się pomału
z ciepłej pościeli i wzdrygnęłam się lekko, w pokoju było
strasznie zimno. Zebrałam stosik ubrań pozostawionych na łóżku i
ruszyłam powoli do łazienki.
Na miejscu
zerknęłam w sporawe lustro nad umywalką, skrzywiłam się lekko na
widok poczochranych włosów. Chwyciłam szczotkę i pośpiesznie je
rozczesałam, ułożyły się jednak inaczej niż zawsze. Jak zwykle
są proste i opadają gładko wzdłuż twarzy, tak teraz... Ech,
widać, że jestem po Lao. Wyglądam jak Chase, bardziej niż na co
dzień, no tak Halloween... Wyjątkowy dzień, w którym nic nie jest
takie jak zwykle. Westchnęłam lekko wywracając oczami i tak nic
nie zmienię.
Ściągnęłam
przez głowę bordową tunikę, w której spałam i odkręciwszy
ciepłą wodę, wskoczyłam pod prysznic.
Szybko umyłam
włosy swoim ulubionym herbacianym szamponem, a po wypłukaniu
chwyciłam namydloną gąbkę i wyszorowałam dokładnie każdy
fragment swojej bladej skóry.
Nie potrwało
to długo, po kilku chwilach wycierałam się białym, puchatym
ręcznikiem. Po osuszeniu się ubrałam się w przygotowany strój,
uważając jednocześnie na to, żeby moje mokre włosy przypadkiem
go nie zmoczyły.
Usiadłam sobie
na jednym z foteli z suszarką do włosów i szczotką w łapkach, a
gdy moje włosy były w stanie względnej używalności zapięłam je
w wysokiego kucyka pozostawiając na twarzy charakterystyczny dla
mojego brata kosmyk. Uśmiechnęłam się krzywo przeglądając się
ponownie w lustrze, dziwnie się czuję... rok w rok to samo, a ja
wciąż się do tego nie przyzwyczaiłam. W zamyśleniu pogładziłam
materiał sukienki i przyglądałam się swojemu odbiciu z różnych
perspektyw. Nie ma co Sebastian ma gust, ale czegoś mi tutaj jeszcze
brakuje...
Już wiem! Czym
prędzej podeszłam do szafy i z jednej z półeczek wyjęłam małą
szkatułkę. Była zrobiona z ciemnego drewna ze srebrnymi okuciami,
wyłożona w środku czerwonym materiałem.
Dostałam ją
od Chesa na moje szesnaste urodziny, pierwsze które obchodziłam po
przemianie. No nieważne. Uchyliłam wieczko i wyjęłam jeden ze
znajdujących się tam wisiorków. Srebrny z zawieszką w kształcie
czarnej różyczki i doczepioną pomarańczową kokardką. Założyłam
go, a szkatułkę odłożyłam na miejsce.
Zerknęłam na
zegarek, była już prawie siódma. Mam tylko pół godziny, lepiej
będzie jak założę w końcu mundurek, wezmę torbę z książkami,
jakiś płaszczyk i pójdę na dół do garażu zaczekać na Raven i
Sebastiana. Jak pomyślałam tak zrobiłam.
***
Nie musiałam
na nich długo czekać, ledwo po kilku minutach od mojego zejścia do
garażu, usłyszałam warczenie Raven i spokojny głos Sebastiana.
Widząc ich na
schodach ledwo powstrzymałam się od śmiechu. Raven ubrana była w
ciemną koszulę na krótki rękawek z kołnierzykiem, czarne spodnie
i wysokie sznurowane buty. Co w tym śmiesznego spytacie... otóż
najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że na jej głowie
znajdowały się puchate, czarne kocie uszka, jej długie włosy były
zapięte w wysokiego kucyka, przewiązanego szkarłatną wstążką.
Niemal identyczna ozdoba była zapięta również przy kołnierzu,
butach i... co najzabawniejsze, na drgającym nerwowo, długim kocim
ogonie.
Sama
czarnowłosa zaś wyglądała jakby miała ochotę, przy pomocy
swoich czarnych pazurów, wydrapać Sebastianowi oczy.
Chłopak za to
wyglądał niemal identycznie jak zawsze, wyróżniał go jedynie
pomarańczowo-czarny krawat.
Mimo
wściekłości mojej przyjaciółki, zapakowaliśmy się w spokoju do
samochodu i ruszyliśmy do szkoły, co ciekawe tym razem udało nam
dotrzeć na miejsce bez opóźnienia... zwykle spóźniamy się o te
pięć, do dziesięciu minut, a tu taka niespodzianka. Nic tylko się
cieszyć, żaden nauczyciel dzisiaj na nas na 'dzień dobry' nie
na wrzeszczy.
Wysiadłyśmy i
pożegnawszy się z Sebastianem, ruszyłyśmy do szkolnej bramy,
dyskutując przy okazji o przyjęciu, o którym Autorka mówiła
wczoraj na zebraniu ekipy. Znaczy, nas akurat na nim nie było, ale z
Cienia tak łatwo można wszystko wyciągnąć, że nie mogłyśmy
oprzeć się tej pokusie.
Dotarłyśmy
wreszcie na miejsce i popchnęłam dość ciężkie drzwi. Zdziwiłam
się jednak... nic nie słyszałam, w szkole panowała idealna
cisza...
– Czyżby
wychodziło na to, że jednak się spóźniłyśmy – zagadałam do
stojącej po mojej prawej czarnowłosej.
–Może...
nie mam zielonego pojęcia. Ale wiesz co ci powiem? Podejrzanie mi to
wygląda... – odparła lekko zaniepokojonym głosem.
Wzruszyłam na
to ramionami i ruszyłyśmy pomału w stronę naszych szafek. Nie
napotkałyśmy nikogo po drodze, nie słyszałyśmy też niczego poza
stukotem naszych obcasów. Sama też pomału zaczynałam się
denerwować zaistniałą sytuacją.
Po dojściu na
miejsce, pościągałyśmy szybko kurtki i niemal biegiem,
popędziłyśmy do klasy, w której miała odbyć się pierwsza
lekcja.
Jak wielkie
było nasze zdziwienie, gdy pod salą 23 nacisnęłam klamkę i
stwierdziłam, że jest zamknięte. Sprawdziłyśmy jeszcze kilka
klas, z tym samym skutkiem. W końcu Raven, poirytowana nie na żarty,
co łatwo stwierdzić przez jej nastroszony ogon, podreptała w
kierunku parteru przeklinając cicho pod nosem. Nie mając zbyt
dużego wyboru podążyłam za nią.
Zastałam ją
siłującą się z klamką drzwi wejściowych, spytałam drżącym
głosem 'co się dzieje?'.
– Nie mogę
tego cholerstwa otworzyć, coś chyba blokuje od zewnątrz –
zawarczała nie przerywając pchania drzwi.
– A oknem
próbowałaś? – spytałam po chwili ciszy.
– Też są
zablokowane, sprawdzałam przed chwilą – słysząc to uniosłam
lekko brwi, ale mimo wszystko poszłam to sprawdzić.
Ku mojemu
przerażeniu, stwierdziłam, że przyjaciółka ma rację. A
właśnie... czy w tych oknach zawsze były kraty?
Niecałą
minutę później spytałam o to samo zrezygnowaną czarnowłosą.
– Z tego co
pamiętam kraty są tylko w oknach w stołówce, wiesz w tych
wychodzących na dziedziniec. A czemu pytasz? – odpowiedziała
sceptycznym tonem.
Powiedziałam
jej więc to co za obserwowałam, a ta nie mogąc w to uwierzyć
musiała sama sprawdzić. Byłyśmy straszliwie zdezorientowane...
***
Dziewczęta po
chwili namysłu, postanowiły sprawdzić pozostałe piętra. Chciały
się dowiedzieć czy na pewno nikogo oprócz nich nie ma w tym
budynku. Nikogo nie znalazły, wszystkie sale były pozamykane na
klucz. W końcu skierowały się w stronę zejścia na salę
gimnastyczną. Przemierzyły dość długi korytarz, by po chwili
sprawdzić szatnie i kantorek. Pusto. O dziwo jednak sala
gimnastyczna była otwarta, podobnie jak wyjście awaryjne na
dziedziniec. Dalej pusto.
Przebiegły
przez środek dziedzińca i przeszły do zejścia do stołówki.
Stołówka była dość sporym miejscem, więc rozdzieliły się i
każda przeszukiwała inną część. Raven nie znalazła nic, Cheysy
jednak nad jednym ze stolików spostrzegła przyklejoną czymś do
ściany zżółkniętą kartkę w linie, na której wielkimi literami
było naskrobane 'CAN'T RUN'.
Dziewczyna
zawołała czym prędzej swoją przyjaciółkę i pokazała jej swoje
znalezisko. W tym samym momencie, gdy czarnowłosa spojrzała na
tajemniczą kartkę przez jej twarz przeszedł niewidziany jeszcze
nigdy do tej pory grymas. Jakby przerażenie zmieszane ze
zdziwieniem.
Czym prędzej
powiedziała jej, że ma tej kartki nie dotykać pod żadnym pozorem
i ruszyła szybkim krokiem w stronę schodów na górę.
Cheysy stała
jeszcze chwilę w miejscu przypatrując się kartce, zastanawiała
się o co może jej przyjaciółce chodzić. A gdy usłyszała
ponaglający ją głos, nie myśląc o tym co robi, zerwała szybko
kartkę ze ściany i schowawszy ją do kieszeni, odkrzyknęła, że
już idzie.
***
Po dobiegnięciu
do Raven ta warknęła na mnie, pytając co ja takiego tam jeszcze
robiłam. Odparłam, że nic takiego wkładając mimowolnie rękę do
kieszeni mundurka, do której chwilę wcześniej schowałam kartkę.
Niemal w tym samym momencie coś głośno strzeliło i dookoła
zapanował półmrok. Spojrzałam na przyjaciółkę zdziwiona,
odpowiedziała mi cisza. Nagle zostałam złapana przez nią za
łokieć i pociągnięta w nieznanym mi do końca kierunku.
Po chwili ciszę
przerwał ponownie jej głos:
– Chey-chan...
powiedz ty mi, tylko szczerze – zastrzegła – wzięłaś tą
kartkę? – wycedziła na koniec spoglądając na mnie gniewnie.
Podrapałam się
po głowie i skruszona pokiwałam głową. Raven była wściekła nie
na żarty, spytałam się więc o co dokładnie jej chodzi, bo nie
rozumiem o co jest, aż tak wściekła...
– Przecież
to tylko zwykła kartka papieru... – dodałam po chwili.
– Właśnie
chodzi o to, że nie jest – warknęła czarnowłosa, a jej brązowe
oczy zabłysnęły na ułamek sekundy czerwienią – zabierając ją
przyjęłaś 'Jego' wyzwanie! – wykrzyknęła na koniec lekko
piskliwym głosem, wyglądało na to, że chyba zaczyna panikować.
– Jakiego
'jego'? Czy ty możesz mi wyjaśnić o co chodzi? – zapytałam
drżącym lekko ze strachu głosem.
– 'On' to
demon. Blady, bez twarzy, wysoki i wręcz patykowaty, zawsze ubrany w
czarny garnitur z czerwonym krawatem, zawsze jest za tobą, zabije
cię gdy popatrzysz na niego dłużej niż pięć sekund lub gdy sam
podejdzie za blisko. Jedynym sposobem ucieczki jest zebranie ośmiu
kartek i wydostanie się na zewnątrz... właśnie dlatego miałaś
tej kartki nie dotykać. Ale ty ją wzięłaś, wiem po części to
moja wina mogłam ci powiedzieć od razu... teraz jednak, albo nam
się uda... albo zostaniemy przez niego pożarte. Rozumiesz już? –
po wysłuchaniu wszystkiego byłam przerażona nie na żarty,
słyszałam kiedyś o tym demonie od Sebastiana, z tego co pamiętam
nazywa się Slender i nikt jeszcze nie uszedł przed nim z życiem.
Sytuacja nie wyglądała za wesoło, nie mogę powiedzieć, że byłam
już w gorszych tarapatach... ale nie mogę stracić tego ostatniego
strzępka nadziei.
– Rozumiem –
odparłam niemal bezgłośnie.
– Dobrze,
chociaż tyle... – westchnęła nie przestając ciągnąć mnie
dalej przez ciemne korytarze – zderzyłam się już kiedyś z tym
demonem i jakoś udało mi się przetrwać, myślę więc, że jeśli
będziesz mnie słuchać to może i tym razem się uda – spojrzała
na mnie pytająco, słysząc moje przytaknięcie, zaczęła mówić
dalej – Musimy znaleźć latarki, nie możemy też za bardzo
odwracać się za siebie, nie zatrzymujemy się, to dopiero pierwsza
kartka, ale z każdą kolejną będzie gorzej. Zaglądamy wszędzie i
sprawdzamy każdą ścianę, na nasze nie szczęście szkoła jest
dość duża i ma sporo ślepych uliczek. Pozytywem jest jednak fakt,
że nie jesteśmy w tym miejscu pierwszy raz i znamy mniej-więcej
układ korytarzy – zatrzymała się na chwilę w miejscu – teraz
się rozdzielimy, ja pójdę poszukać jakiś latarek, a ty rozejrzyj
się już za kartkami, jakbyś go zobaczyła- po prostu wiej jak
najdalej – poklepała mnie po ramieniu – powodzenia! –
wykrzyknęła z miną jakby i sobie próbowała dodać otuchy i
odbiegła w przeciwnym kierunku. Po chwili zniknęła mi z oczu i
słyszałam jedynie stukot jej obcasów odbijający się od ścian
ciemnych korytarzy.
Stałam nieruchomo przez
kilka minut, próbując przestać dygotać ze strachu. W końcu gdy
udało mi się ruszyć z miejsca, wytężyłam swoje gadzie oczy,
żeby lepiej widzieć i pobiegłam w stronę drugiej klatki
schodowej. Chciałam na początku sprawdzić salkę na samej górze,
szybko kojarzyłam fakty, jeśli była by tam kartka, a zostawiłabym
ją na sam koniec, byłabym trupem. To miejsce było jednym z
najniebezpieczniejszych. Przebiegając korytarzem moją uwagę
przykuł dziwny dudniący dźwięk i co najciekawsze fakt, że
zamknięte wcześniej sale, były otwarte na oścież. Przystanęłam
przy jednych z nich, żeby chwileczkę odetchnąć i zlustrowałam
przy okazji przestrzeń dookoła siebie. Kilkanaście metrów za mną
ujrzałam ciemną sylwetkę, zadrżałam i czym prędzej rzuciłam
się w przeciwną stronę. Serce biło mi o wiele szybciej niż
zwykle, nie odważyłam się ponownie za siebie obejrzeć. Poczułam
minimalną ulgę, gdy po dotarciu w końcu do rzeczonej salki,
spostrzegłam na tablicy przyklejoną kartkę. Była w identycznym
stanie jak ta która spoczywała w mojej kieszeni różniła się
jedynie napisem.
– 'LEAVE ME ALONE' –
przeczytałam szeptem i sięgnęłam ręką, żeby ją zdjąć.
Ledwo dotknęłam palcami
papieru coś zaszumiało ledwo dwa metry za mną, opanowałam
narastający lęk, zerwałam kartkę i patrząc na swoje buty czym
prędzej wybiegłam z salki.
***
Raven w tym
samym czasie udało się znaleźć, w pracowni konserwatora na
parterze, dwie w miarę działające latarki. Wiedziała, że nie
starczą na zbyt długo, ale musiała jakoś ścierpieć ten fakt.
Chciała przeżyć. Mimo, iż powiedziała Chey-chan, że powinny
sobie poradzić, sama była przerażona. Z ostatniego spotkania
'Jego' pamięta bardzo niewiele, jedynie to, że znalazła kartki i
wybiegła na zewnątrz. Widocznie musiała wtedy zemdleć od nadmiaru
wrażeń, bo obudziła się w szpitalu. Wzdrygnęła się na to
wspomnienie, nienawidzi szpitali, strzykawek i zapachu lekarstw.
Otrząsnęła
się ze wspomnień i ruszyła pomału na górę, aby dołączyć do
swojej roztrzepanej, złotookiej przyjaciółki.
Jak wchodziła
po schodach usłyszała nagle coś jakby dudnienie i przyśpieszony
oddech, a chwilę później wpadła na nią poszukiwana przez nią
osóbka. Nie obyło się bez dość bolesnego sturlania się po
twardych schodach i wylądowaniu na zimnej posadce korytarza.
Cheysy dostała
za ten brak uwagi kopa w kostkę u nogi, a jakże by inaczej.
Gadzia
dziewczyna, gdy skończyła odstawiać szopkę z trzymaniem się za
nogę i skakaniem dookoła, przeprosiła i pokazała znalezioną
przed chwilą kartkę.
Raven dała jej
latarkę i dziewczyny ponownie się rozdzieliły.
***
Latarka dawała
niewiele światła, Raven ostrzegała mnie też, żebym jej zbytnio
nie używała, bo może w każdej chwili zgasnąć. Była to mała
czarna latareczka, nic szczególnego w niej nie było. Uśmiechnęłam
się krzywo, czuję się jak w jakimś horrorze... Jestem zagrożona
przez jakiegoś demona, który na mnie poluje, a jedyna defensywę,
jaką mogę przeciw jemu zastosować jest branie nóg za pas i
zwiewanie jak najdalej. Komiczne.
Westchnęłam i
rozejrzałam się dookoła, stałam niedaleko wyjścia, obok sali 7.
Sprawdziłam czy jest otwarta naciskając lekko klamkę. Coś
zgrzytnęło i drzwi stanęły otworem... („Ała! Stanęły otworem
na mojej stopie!”) Wkroczyłam ostrożnie do środka i zaczęłam
szukać wzrokiem kartki, nie spostrzegłwszy niczego chciałam się
wycofać, gdy mój wzrok padł na pianino stojące niedaleko drzwi.
Na klapie zasłaniającej klawisze, znajdowała się kolejna kartka.
Szybko ją zgarnęłam i wycofałam czym prędzej z pomieszczenia,
kierując się w bezpieczniejsze miejsce.
Dopiero, gdy
dotarłam na dziedziniec, przyjrzałam się dokładniej ściskanej w
ręce kartce. Na niej nie było jednak żadnego napisu, był za to
koślawy rysunek kilku drzew i wysokiej postaci, nie posiadającej
twarzy, ubranej w garnitur. Zadrżałam lekko, opanowałam jednak
narastający strach i schowawszy kartkę do kieszeni pobiegłam w
stronę sali gimnastycznej.
Jednak, gdy
tylko postawiłam tam nogę ujrzałam w jednej z rogów sali tego,
który chciał mojej zguby. Patrzyłam na niego ledwo ułamek
sekundy, na szczęście miałam szybką reakcję, gdy tylko coś
zaczęło mi szumieć w uszach, odwróciłam się na pięcie i
rzuciłam w przeciwnym kierunku.
Biegnąc
uświadomiłam sobie coś co niezbyt mnie cieszyło... Dlaczego ktoś
taki jak ja, ucieka w popłochu przed jakimś tam demonem? Mój
zdrowy rozsądek podsunął mi jednak dość racjonalne wyjaśnienie,
może i jestem silna i nikt nie jest mi straszny, ale mimo, że
jestem nieśmiertelna nie znaczy to, że nie można mnie zabić.
Szczególnie w taki dzień jak dzisiaj.
Zatrzymałam
się w końcu niedaleko gabinetu pielęgniarki i odetchnąwszy
momencik ruszyłam by sprawdzić znajdujące się niedaleko
pomieszczenia.
Wpierw
zajrzałam do gabinetu pedagoga. Znalazłam tam tylko dwie baterie,
schowałam je do kieszeni na wypadek gdyby zgasła mi latarka... w
niektórych salach może się przydać, w końcu wywaliło prąd.
Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam kroki do biblioteki
znajdującej się tuż obok. Rozejrzałam się po ciemnym
pomieszczeniu wytężając gadzie oczy... ech, to nie pomaga.
Sięgnęłam ręką do kieszeni i wydobyłam z niej latarkę. Światło
wydobywające się z niej było dość słabe, a przestrzeń którą
rozjaśniało była minimalna... cóż, póki co musi mi to
wystarczyć.
Postanowiłam
najpierw sprawdzić ściany, a dopiero później zerknąć do
'labiryntu' regałów w drugiej części biblioteki.
Jak
postanowiłam tak zrobiłam. Na jasnych ścianach nic nie było,
zagłębiłam się więc między wysokimi regałami. Uwielbiałam
biblioteki... te równe rzędy książek, ten zapach stronic, ta
wiedza skryta między wersami... coś pięknego. Teraz jednak to
ciemne pomieszczenie powodowało we mnie lęk, choć chyba każdy by
się bał... nie... Sebastian by się nie bał.
Dlaczego nie
może być teraz przy mnie... westchnęłam rozglądając się
dokładnie. Kartkę mi daj... chociaż z kartką będzie jeszcze
gożej.
Patrzyłam po
grzbietach książek, praktycznie same lektury. Cóż, szkolna
biblioteka czego się spodziewać... może mają tu Tolkiena. Ach,
czytałam jego książki praktycznie zaraz po wydaniu, Autorka
potrafiła zdobywać takie rzeczy, ponoć nawet kiedyś poznała go
osobiście.
Wyrwałam się
z rozmyślań, muszę się skupić na tym co jest teraz. Kobieto
możesz skończyć swój żywot przez takie głupoty. Odetchnęłam
głęboko i skręciłam w lewo, niemal podskoczyłam ze strachu, gdy
ujrzałam 'jego' twarz ponownie, odwróciłam się szybko i ruszyłam
w przeciwnym kierunku... Nie był tam jednak po nic, po jego lewej
stronie na regale wisiała kartka. Muszę coś wymyślić, żeby ją
zabrać. Muszę po prostu!
***
Druga
dziewczyna za to była na pierwszym piętrze i przeszukiwała salę
geograficzną. Nie lubiła tego miejsca, ich nauczycielka tego
przedmiotu była dziwną osobą z dziwnymi zwyczajami, ale nie o tym
tu mowa. Ważne jest teraz by znaleźć te cholerne kartki i zmyć
się z tej zakichanej szkoły.
Zaglądała za
każdą mapę i dokładnie sprawdzała blaty ławek, również od
spodu. Podobnie robiła z krzesłami. Nic nie było, zajrzała też
pod biurko nauczyciela. Nic.
Stanęła w
końcu na podwyższeniu tyłem do tablicy i spojrzała na pustą
klasę z perspektywy nauczyciela. 'Ciekawe doświadczenie' pomyślała
z lekkim uśmiechem, opierając dłoń na biodrze. Nagle jej wzrok
za rejestrował żółtą kartkę przyklejoną wewnątrz jednej z
gablotek na tyłach klasy, uśmiechnęła się drapieżnie, a jej
mięśnie naprężyły się jak do skoku 'Moja pierwsza ofiara... Oi,
naprawdę zaczynam myśleć jak kot' zachichotała do własnych myśli
i ruszyła w tamtym kierunku. Jednak mimo tego wszystkiego i tak była
podenerwowana, za długo było spokojnie, za długo Slender skupiał
się na kimś innym, w końcu i na nią spróbuje 'zapolować'.
Szła powoli,
ostrożnie, jednak mimo jej wysiłków, postukiwanie obcasów było
za głośne. Miała położone uszy, a jej ogon drgał lekko.
Dotarłszy do gablotki, spróbowała ją otworzyć. Warknęła
gardłowo, gdy nie ustąpiły. Przyjrzała się srebrnemu zamkowi pod
gałką 'Co, mam teraz niby znaleźć kluczyk? Tak?' po skończeniu
tej myśli westchnęła donośnie, drapiąc się jednocześnie za
prawym uchem. Zamyśliła się lekko... jeśli kluczyk gdzieś jest,
to albo tutaj, albo w pokoju nauczycielskim.
– Błagam
niech będzie tutaj... – zamruczała pod nosem, kierując się w z
powrotem w stronę biurka.
Przyklękła po
jego wewnętrznej stronie i zaczęła przegrzebywać szufladki. Po
kilku chwilach znalazła w końcu sprawiający te wszystkie problemy
kluczyk. 'Niby taki mały i nie pozorny, a jak w tej chwili ważny...'
pomyślała, obracając w palcach srebrny przedmiocik.
Szybko podeszła
do gabloty i otworzywszy ją zabrała kartkę.
Znajdował się
na niej wizerunek 'jego' i kilku drzew, był też napis 'FOLLOWS'.
Zaśmiała się ponuro, gdy ostatnio 'grała' w tą grę, ta kartka
była pierwszą którą znalazła. O dziwo teraz też...
Westchnęła i
schowawszy kartkę zwinęła się czym prędzej z tej klasy. Zamykała
akurat za sobą drzwi, gdy poczuła, że ktoś jest za nią. Zerknęła
jednym okiem i zamarła na kilka sekund ze strachu. Ciało jednak
zdążyło zareagować nim było za późno i biegła już w
przeciwnym kierunku.
Zatrzymała się
spory kawałek dalej i oparłszy się o ścianę, złapała się za
serce. Biło przeraźliwie głośno i szybko, przyśpieszyło jeszcze
bardziej, gdy usłyszała dudniące kroki...
– Zostaw
mnie w spokoju! – krzyknęła z przymkniętymi oczami i pobiegła
dalej.
***
Usłyszałam
krzyk z oddali... Czyżby Raven...? Nie, niemożliwe. Nic nie mogło
jej się stać, jest na to za twarda. Chwila. Skoro 'on' jest tam, to
mogę zabrać tą kartkę. Szybko się odwróciłam i przebiegłam
się z powrotem, pominę fakt, że niemal się zabiłam potykając
się o własną nogę.
Kartka
faktycznie tam była, a samego Slendera ni widu, ni słychu. Zerwałam
ją jednym ruchem i przyjrzałam się napisowi na niej.
– 'ALWAYS
WATCHERS- NO EYES' – już same napisy na tych kartkach potrafią
przestraszyć.
Odetchnęłam
głęboko, próbując opanować drżenie rąk idąc jednocześnie w
stronę wyjścia. Ta sytuacja powoli zaczyna przerastać moją
beztroskę... jeszcze tylko brakuje, żeby 'on' wyskoczył zza rogu.
O nie, nie, nie... Potrząsnęłam lekko głową. Lepiej nie
wywoływać Slendera z lasu.
Moim następnym
punktem docelowym był pokój nauczycielski, może i tam będzie
kartka... która to już? Wyjęłam pozostałe z kieszeni, skrzywiłam
się lekko, strasznie się pogniotły. Rozprostowałam je i
policzyłam... Cztery. Połowa. Ciekawe czy Raven też jakieś
znalazła?
Zacisnęłam
dłoń nie zwracając uwagi na to, że mnę trzymane w niej kartki
jeszcze bardziej.
Muszę ją czym
prędzej znaleźć, za niedługo będzie trzeba się stąd wynosić.
Z tą myślą wkroczyłam w końcu do kolejnego pomieszczenia.
***
Zatrzymała się
dopiero na parterze, gdy przestała słyszeć to dudnienie.
Postanowiła zerknąć do salki muzycznej i sali należącej do ich
klasy. Nie było to daleko, ale praktycznie nic nie widziała, więc
wyjęła z kieszeni spodni latarkę i zapaliwszy ją ruszyła w
wiadomym kierunku. Przy okazji spoglądała co rusz to na szafki
szkolne, to na ścianę. Dotarłszy na miejsce spojrzała trochę
powyżej drzwi i uśmiechnęła się lekko, gdy ujrzała tam kartkę.
Stanęła na palcach i jakoś udało jej się ją zdjąć. 'DON'T
LOOK- OR IT TAKES YOU' przeczytała w myślach. 'Pff, jakbym nie
wiedziała' dodała po chwilce pewnym siebie głosem, ale jej mina
wskazywała na to, że próbuje jedynie dodać sobie otuchy. Trzęsła
się lekko. Schowała ją do kieszeni i odwróciwszy się w prawą
stronę, położyła dłoń na klamce drzwi z mosiężną dziewiątką.
Weszła do środka i zamknęła je za sobą. Wzięła głęboki wdech
i rozglądnęła się uważnie dookoła. Ławki i krzesła były
równo ustawione, wszelkie plakaty i obrazy wisiały na swoich
zwyczajnych miejscach, biurko należące do jej wychowawczyni było
w nie naruszonym stanie, tablica zmazana. Już chciała wychodzić,
gdy rzuciła okiem na pianino stojące pod tablicą korkową na
której była gazetka dotycząca święta 'Wszystkich Świętych',
miało otwartą klapę i w świetle latarki widać było śnieżno białe
klawisze. Podeszła bliżej i położyła obie dłonie na właściwych
akordach. Zabrzmiały dość złowieszczo wśród otaczającej ją
ciszy, nie mogła się powstrzymać i zaczęła grać marsz
pogrzebowy. Nie skupiała jednak wzroku na klawiaturze, a przyglądała
się tablicy, nagle za dopiętą kartką z wydrukowanym wierszem,
ujrzała coś żółtego. Akurat, gdy przerwała grę i sięgnęła
po kolejną notatkę, coś huknęło, a ona sama odskoczyła
przerażona w bok. Okazało się, że to drzwi zostały... jakby to
powiedzieć, wykopnięte z zawiasów. W powietrzu dookoła unosiły
się drobinki pyłu, tynku i nieliczne drewniane odłamki. Z nich
wyłoniła się, tak, tak, złotooka dziewczyna, bardzo zdenerwowana
i wystraszona. Raven odetchnęła z ulgą i wyjąwszy w końcu kartkę
z jej kryjówki (NO, NO, NO, NO, NO, NO, NO), udarła się na swoją
przyjaciółkę.
– Chcesz mi
fundnąć zawał czy jak?! I dlaczego wykopałaś te drzwi!? –
Cheysy słysząc to podniosła jedną z brwi w sposób bardzo podobny
do tego w jakim robił to jej brat i odkrzyknęła.
– To po
cholerę zaczęłaś grać na tym pianinie!? I to marsz pogrzebowy! –
Raven uspokoiwszy się na prędce, uśmiechnęła się na to lekko i
odparła.
– Dobra,
dobra, ale może jednak zostawimy tą dyskusję na potem i pójdźmy
szukać kolejnej kartki . Co ty na to? – wyciągnęła w jej
stronę rękę z trzema znalezionymi przez nią kartkami.
***
Złość szybko
mi minęła, gdy spojrzałam na wyciągniętą w moim kierunku dłoń.
Trzy kartki. Razem z moimi będzie siedem.
– Ostatnia
kartka – szepnęłam – Raven, ostatnia kartka! – krzyknęłam i
chwyciwszy kocią dziewczynę za rękę, wyciągnęła ją z sali.
Biegnąc co rusz odwracałam się za siebie, serce biło mi jak
oszalałe, gdy za każdym z tych razów okazywało się, że 'on'
jest coraz bliżej. Zacisnąwszy oczy biegłam przed siebie
intuicyjnie wymijając przeszkody. Raven coś krzyczała, nie
słyszałam dokładnie co, strasznie szumiało mi w uszach, ale nie
była to jedynie krew, ale też coś innego... jakby zakłócenia...
Nie chcę jeszcze umierać, krzyczałam w myślach, niech ktoś nas
uratuje.
Coś mną nagle
szarpnęło, to Raven mnie zatrzymała. Chyba zauważyła, że
zaczynam panikować, bo pogłaskała mnie po głowie i powiedziała,
że już zdążył znowu zniknąć i że musimy znaleźć ostatnią
kartkę. Tym razem to ona złapała mnie za rękę i razem
pobiegłyśmy do wyjścia ze szkoły. Nie wiem czemu, ale byłam
pewna, że właśnie tam znajdziemy to czego szukamy.
Nie myliłam
się wiele, dokładnie naprzeciwko schodków do wyjścia były białe
drzwi. Z tego co pamiętam rezyduje tam intendentka. Zajrzałyśmy za
nie, całe się trzęsąc.
Była tam!
Ostatnia ósma kartka. Naskrobane było na niej 'HELP ME'... ale
dopasowanie do sytuacji nie powiem. Zabrałam ją czym prędzej i
widząc po lewej stronie naszego prześladowcę rzuciłam się wraz z
Raven w stronę uchylonych drzwi wejściowych.
Gdy odetchnęłam
w końcu chłodnym październikowym powietrzem, miałam ochotę
wykrzyknąć jak najgłośniej, że nam się udało. Serce jednak
waliło mi dalej... w pewnym momencie upadłam na kolana i wszystko
oprócz bicia serca zdawało się wyciszyć. Nie słyszałam słów
zaniepokojonej Raven, ani niczego innego. Zapadłam się w ciemność.
***
'Ach, gdyby
dziewczęta te tylko wiedziały o tym kto zafundował im takie
nie zapomniane wrażenia, to chyba by wyszły z siebie i stanęły
obok. Tak, tak... nie było, żadnego Slendera, a przynajmniej nie
było tego prawdziwego...' rozmyślałam tak siedząc na jednej
grubej gałęzi drzewa rosnącego niedaleko wejścia do szkoły
Cheysy i Raven. Machałam beztrosko nogami, uśmiechając się w
złośliwy sposób. 'Nie sądziłam, że ten kawał wypali, ale
~pffhahahahaha~ warto było namówić na to Chesa i Sebastiana'
dodałam po chwili przyglądając się trzymanej przez Raven
zemdlonej Cheysy. No, nieważne!
!WESOŁEGO
HALLOWEEN!