Macie rozdział, wypowiem się na dole. Sutekina dokusho, minna!
To miał być ciężki dzień, od samego rana panowało wielkie zamieszanie. O piątej nad ranem zostałam brutalnie ściągnięta z łóżka przez Grella i Chesa. Pojechaliśmy czym prędzej do miejsca gdzie miało się odbyć przedstawienie. Tam też nastąpiły ostatnie przymiarki strojów, po czym wylądowałam w charakteryzatorni. Spędziłam tam dobre kilka godzin. Moje piękne, czarne włosy zostały zastąpione ciemnozłotymi lokami, jaszczurze oczy zostały skryte pod szmaragdowymi soczewkami kontaktowymi, a na bladą cerę został nałożony podkład. Wyglądam teraz jak całkowite przeciwieństwo mnie, i niespecjalnie dobrze się z tym czuję.
To miał być ciężki dzień, od samego rana panowało wielkie zamieszanie. O piątej nad ranem zostałam brutalnie ściągnięta z łóżka przez Grella i Chesa. Pojechaliśmy czym prędzej do miejsca gdzie miało się odbyć przedstawienie. Tam też nastąpiły ostatnie przymiarki strojów, po czym wylądowałam w charakteryzatorni. Spędziłam tam dobre kilka godzin. Moje piękne, czarne włosy zostały zastąpione ciemnozłotymi lokami, jaszczurze oczy zostały skryte pod szmaragdowymi soczewkami kontaktowymi, a na bladą cerę został nałożony podkład. Wyglądam teraz jak całkowite przeciwieństwo mnie, i niespecjalnie dobrze się z tym czuję.
Odeszłam od lustra przy
którym stałam, pożegnałam się z Willem, Ronem i Grabarzem i
poszłam się rozejrzeć. Przyznam, że wystrój zapiera dech w
piersiach, coś czuję, że Ciel maczał w tym palce. Dominowała w
nim ciemna czerwień i stare złoto, znajdowało się tam 18 rzędów
miękkich foteli, zaś na suficie pyszniły się kryształowe
żyrandole, roztaczające dookoła ciepłą poświatę.
Zeszłam bocznymi schodkami
w dół, i stanęłam niedaleko czwartego rzędu. Spojrzałam na
scenę.
Czarne kotary związane
srebrnymi linami otulały ją z dwóch stron, zaś na niej Raven
pilnowała dokonywania ostatnich poprawek w scenografii. Uśmiechnęłam
się delikatnie widząc skupioną czarnowłosą. Ta odwróciła się
nagle w moją stronę, i posłała w moją stronę szeroki uśmiech
jednocześnie machając do mnie ręką. Powiedziała też coś
bezgłośnie, z ruchu ust wyczytałam: „Podoba ci się
scenografia?”. Pokiwałam głową, naprawdę włożyła w to
mnóstwo pracy, widać to w detalach. Ona jest chyba stworzona do
takiej pracy, powiem jej to jeśli nadarzy się okazja.
Wróciłam za kulisy, kilka
osób z mojej klasy, już w swoich kostiumach powtarzali role i
odgrywali razem scenki. Kiedy mnie spostrzegli zamarli na chwilę,
dopiero po kilku chwilach zorientowali
się, że to ja. Wtedy też
pomachali mi i posłali pokrzepiające uśmiechy. Mimo wszystko,
wyraz ich oczu mówił mi, że i oni się denerwują. Przeszłam
dalej, wszędzie rozglądałam się za moim „partnerem”. Ech...
Ten Grell to ma pomysły.
***
Do premiery zostały dwie
godziny, a ja dopiero co dołączyłam do załogi- tu mówi Autorka
^^
<Dzisiaj włączam się w
rozdział i możliwe, że tak zostanie, bo mam większe plany, ale o
tym potem.>
Rozmawiałam już z
reżyserem i scenografem, z tego co mówili wynika, że wszystko jest
już prawie dopięte na ostatni guzik. Jako iż odgrywam w tym
wszystkim stosunkowo małą rolę, a oni są strasznie zabiegani,
zdeklarowałam się, że „zaopiekuję” się widzami... No wiecie,
przyprowadzę pousadzam itd. Co ja to miałam? No nieważne, chyba
już wrócę do pałacu, muszę coś obgadać z Peinem... Chociaż,
może lepiej dopiero po przedstawieniu. Ups, jeszcze chwilę i bym
się wygadała o moim 'pomyśle', baka ze mnie straszna ^^''. Dobrze,
znikam <Puf>
***
Jeszcze tylko pół godziny.
To zdanie kołata mi się po głowie, żołądek mi się ściska i
dłonie mi drżą... Chyba nie dam rady, mam straszną tremę.
Jeszcze zwieję ze sceny. Okey Cheysy, wdech i wydech, musisz się
uspokoić... Gadałam do siebie w myślach, siedząc na skórzanej
kanapie za sceną. Słyszałam już szumy, rozmowy i śmiechy na
widowni, przez co mam nawrót tremy, ale to nie jest najgorsze. Dalej
nie wiem kto gra Romea, a sztuka ma się lada moment rozpocząć. O
18 w gwoli ścisłości. Obróciłam głowę w stronę zegara
wiszącego na ścianie, o nie, zostało tylko 5 minut. Schowałam
twarz w dłoniach, cała się trzęsłam. Zerknęłam na resztę
trupy, nie byli w lepszym stanie niż ja. Chłopak grający Parysa
siedział niedaleko na fotelu, z nogami podciągniętymi do góry. Na
podołku, w rękach, trzymał swój ozdobny kapelusz i gładził go
nerwowo. Dwóch innych, tych co grali Merkucja i Benwolia, chodzili w
kółko, jeden nerwowo pocierając nadgarstki, a drugi układał
kostkę rubika. Dziewczyny grające ważniejsze role, siedziały po
kątach, powtarzając jeszcze tekst, zapewne aby mieć pewność, że
wszystko pamiętają. Jedynie przewodniczący klasy- grający rolę
ojca Laurentego- zachowywał spokój i wspierał na duchu, resztę
klasy. Było to nam potrzebne, bo kiedy nawet największy zabijaka w
klasie- grający Tybalta- siedział w kącie z głową opartą na
podciągniętych pod siebie kolanach i autentycznie przerażoną
miną, to znak, że jest źle.
-No, dzieci- rozległ się
nagle głos Grella, przez co wszyscy podnieśli głowy- zaraz
zaczynamy, jesteście gotowi?- zapytał z zatroskaną miną.
Przewodniczący zaraz zerwał
się na równe nogi i odkrzyknął z uśmiechem:
-Oczywiście, że jesteśmy
panie reżyserze- dodatkowo rozległ się wśród klasy pomruk
aprobaty.
-To świetnie- uśmiechnął
się krwisto włosy poprawiając okulary, zerknął też przez ramię,
ale chwilę później odwrócił się do nas- jako, że zostały nam-
przerwał na chwilę zerkając na zegarek- dokładnie dwie minuty,
uważam, że czas przedstawić „Julii”- tu obrzucił mnie
wzrokiem- jej „Romea”- reżyser obrócił się w bok i wszyscy
mogliśmy zobaczyć osobę która za nią stała.
Był to wysoki
chłopak<trochu wyższy ode mnie>, o jasnej cerze, z
kasztanowymi włosami zaczesanymi do tyłu i spiętymi w opadający na
ramię koński ogon. Kilka kosmyków 'uciekło' ze splotu i opadało
na wąską twarz. Oczy miał granatowe, prawie czarne, a usta wygięte
w łobuzerskim uśmiechu. Ubrany był w zielony strój pasujący do
epoki w której rozgrywały się realia sztuki. Mi jednak kogoś
strasznie przypominał, nie miałam jednak pojęcia kogo. Wstałam
więc z kanapy i dygnęłam lekko wczuwając się w rolę. Chłopak
za to podszedł do mnie, ukłonił się, po czym wyciągnęłam dłoń
w jego kierunku. Uchwycił ją delikatnie jakby była z porcelany, a
mnie przeszył prąd, jego dłonie były wręcz lodowate, ale nie
zniechęciło mnie to. On za to widząc moją reakcję pochylił się
delikatnie i ucałował moją dłoń. Momentalnie się zarumieniłam
i spuściłam wzrok.
-No, gołąbeczki czułości
odłużcie na potem- odezwał się czerwono włosy przerywając tą
dość zawstydzającą sytuację, chwycił „Romea” pod rękę i
ruszył w stronę kulis <zasłoniętych oczywiście>, rzucił
jeszcze przez ramię- chór jest już gotowy do prologu, aktorzy
pierwszej sceny, za mną- i poszedł, za nim spora część aktorów.
Zostałam tylko ja, Parys, Marta, ojciec Laurenty i kilku mniej
ważnych aktorów.
Chwilę później doszedł mnie szum
rozsuwanych zasłon i stukot obcasów, rozległ się dziewczęcy
głos, który słyszałam już tyle razy, tak to Autorka
zapowiedziała sztukę, a po jej zejściu ze sceny rozległ się
głos chóru.
***
-Dwa rody, jasne jednako i sławne,
Tam, gdzie się rzecz ta rozgrywa, w Weronie,
Do nowej zbrodni pchają złości dawne,
Plamiąc szlachetną krwią szlachetne dłonie.
Z łon tych dwu wrogów wzięło bowiem życie,Tam, gdzie się rzecz ta rozgrywa, w Weronie,
Do nowej zbrodni pchają złości dawne,
Plamiąc szlachetną krwią szlachetne dłonie.
Pod najstraszliwszą z gwiazd, kochanków dwoje;
Po pełnym przygód nieszczęśliwych bycie,
Śmierć ich stłumiła rodzicielskie boje.
Tej ich miłości przebieg zbyt bolesny,
I jak się ojców nienawiść nie zmienia,
Aż ją zakończy dzieci zgon przedwczesny,
Dwugodzinnego treścią przedstawienia,
Które otoczcie cierpliwymi względy,
Jest w nim co złego, my usuniemy błędy...
Jak tylko chór umilkł, kurtyna
została spuszczona. Raven wraz z dwiema dziewczynami szybko
odsłoniła scenerię sceny pierwszej. Kurtyna została ponownie
podniesiona i pierwsi aktorzy wkroczyli na scenę.
***
Przeniosłam się bliżej
sceny. Rozgrywa się na niej Scena 2, Aktu I. Jeszcze nie nadszedł
mój debiut, ale już nie długo. Jak na razie wszystko jest dobrze,
a widownia ogląda z ciekawością. Zwróciłam jednak swoją uwagę na to
co się odbywało teraz w sztuce.
-Na tym wieczorze
Kapuleta będzie
Bożyszcze twoje, piękna Rozalina,
Obok najpierwszych piękności werońskich.
Pójdź tam i okiem bezstronnym porównaj
Jej twarz z obliczem tych, które ci wskażę:
Wnet nowe bóstwo ślad dawnego zmaże. - to Benwolio, hmm, teraz chyba będzie kwestia Romea i o ile dobrze pamiętam, w następnej scenie wchodzę ja. Trzeba się przygotować. Dziewczyny już się szykują.
Bożyszcze twoje, piękna Rozalina,
Obok najpierwszych piękności werońskich.
Pójdź tam i okiem bezstronnym porównaj
Jej twarz z obliczem tych, które ci wskażę:
Wnet nowe bóstwo ślad dawnego zmaże. - to Benwolio, hmm, teraz chyba będzie kwestia Romea i o ile dobrze pamiętam, w następnej scenie wchodzę ja. Trzeba się przygotować. Dziewczyny już się szykują.
-Gdyby rzetelny
mój wzrok tak fałszywe
Miał dać świadectwo, łzy stańcie się żarem!
Wy, zalewane wciąż, a jeszcze żywe
Przezrocza, spłońcie pod kłamstwa nadmiarem!
Zatrzeć jej wdzięki! Nigdy wszechwidzące
Równej piękności nie widziało słońce. -to mój Romeo, zerknęłam jednym okiem do scenariusza. Okey, jeszcze dwie kwestie, kurtyna w dół, znów do góry i wchodzimy.
Miał dać świadectwo, łzy stańcie się żarem!
Wy, zalewane wciąż, a jeszcze żywe
Przezrocza, spłońcie pod kłamstwa nadmiarem!
Zatrzeć jej wdzięki! Nigdy wszechwidzące
Równej piękności nie widziało słońce. -to mój Romeo, zerknęłam jednym okiem do scenariusza. Okey, jeszcze dwie kwestie, kurtyna w dół, znów do góry i wchodzimy.
-Wielbisz ją, boś ją
jedną na obydwu
Ważył dotychczas szalach oczu swoich;
Lecz umieść na tej wadze kryształowej
Obok niej inną, którą ci gotowy
Ważył dotychczas szalach oczu swoich;
Lecz umieść na tej wadze kryształowej
Obok niej inną, którą ci gotowy
Będę dziś wskazać, a ręczę, że
owa
Nieporównana w kąt się przed tą schowa.-Benwolio. Jeszcze dwa zdania i do akcji.
Nieporównana w kąt się przed tą schowa.-Benwolio. Jeszcze dwa zdania i do akcji.
-Pójdę tam, ale z obojętnym
okiem,
Jednej wyłącznie poić się widokiem- Romeo skończył kwestię i zszedł ze sceny, gdy przechodził obok mnie kurtyna opadła, a on musnął ręką moje ramie, pochylił się i szepnął: „Powodzenia”.
Jednej wyłącznie poić się widokiem- Romeo skończył kwestię i zszedł ze sceny, gdy przechodził obok mnie kurtyna opadła, a on musnął ręką moje ramie, pochylił się i szepnął: „Powodzenia”.
W tym samym czasie
dokonała się kolejna błyskawiczna zmiana scenografii, ciekawe po
której z kolei Raven nam padnie?
Po ponownym
podniesieniu się kurtyny na scenę wkroczyły 'Marta' i 'Pani
Kapulet'.
Stałam gotowa do
wyjścia, czekałam na to, aż mnie zawołają. Co nastąpiło dość
szybko.
-(...)
Julciu! pieszczotko moja! moje złotko!
Boże, zmiłuj się! Gdzież ona jest? Julciu! - Marta.
Boże, zmiłuj się! Gdzież ona jest? Julciu! - Marta.
Weszłam dostojnym
krokiem na scenę i rzekłam;
-Czy
mnie kto wołał?
***
<Autorka>
Przyglądałam się
przedstawieniu, Scena 3 Aktu I była już bliska zakończenia.
Nie mogę się doczekać Sceny 5, lecz póki co skupię się na tym co
rozgrywa się teraz. Och, już prawie koniec...
-Pani,
goście już przybyli; wieczerza zastawiona, czekają na panią,
pytają o pannę Julię, przeklinają w kuchni panią Martę —
słowem, niecierpliwość powszechna. Niech panie raczą pośpieszyć.
- Służący.
-Pójdź,
Julio; w hrabi serce tam dygoce. - Pani
Kapulet.
-Idź
i po błogich dniach błogie znajdź noce. - Marta.
Aktorzy zeszli ze sceny i kurtyna opadła, co dziwne po Cheysy w
ogóle nie było widać tremy, na scenie zagrała jak
profesjonalistka. Dobrze zrobiłam mianując Grella reżyserem.
Uśmiechnęłam się do siebie pocierając kciukiem podbródek.
***
Zeszłam właśnie ze sceny. Nie było wcale tak trudno jak mi się
wydawało, gdy skupiłam uwagę na akcję, publiczność jakby
przestała istnieć. W Scenie 4 nie biorę udziału, ale w piątej
mam się przecież całować z Romeem... O Jashinie, on naprawdę mi
kogoś przypomina, tylko kogo?
Twarz kojarzę, głos też, ale no kurde nie wiem. To strasznie
frustrujące. Skierowałam kroki do fotela i usiadłam w nim po
turecku zaplatając dłonie na piersiach.
W międzyczasie zdążyła się zacząć kolejna scena, więc
uspokoiłam myśli i po raz kolejny w ciągu dwudziestu paru minut
skierowałam uwagę na akcję.
Trwał właśnie monolog Merkucja:
-(...)Ona-to
w nocy zlepia grzywy koniom
I włos ich gładki w szpetne kudły zbija,
Które rozczesać niebezpiecznie; ona
Jest ową zmorą, co na wznak leżące
Dziewczęta dusi i wcześnie je uczy
I włos ich gładki w szpetne kudły zbija,
Które rozczesać niebezpiecznie; ona
Jest ową zmorą, co na wznak leżące
Dziewczęta dusi i wcześnie je uczy
Dźwigać ciężary, by się z
czasem mogły
Zawołanymi stać gospodyniami.
Ona-to, ona...- przerwał mu Romeo:
Zawołanymi stać gospodyniami.
Ona-to, ona...- przerwał mu Romeo:
-Skończ
już, skończ, Merkucio!
Prawisz o niczym. - Romeo
Prawisz o niczym. - Romeo
-Prawię
o marzeniach,
Które w istocie niczemu innemu nie są,
Jak wylęgłem w chorobliwym mózgu
Dziećmi fantazji; ta zaś jest pierwiastku
Tak subtelnego właśnie, jak powietrze,
Bardziej niestałą, niż wiatr, który już to
Mroźną całuje północ, już to z wstrętem
Rzuca ją, dążąc w objęcia południa.- Merkucjo
Które w istocie niczemu innemu nie są,
Jak wylęgłem w chorobliwym mózgu
Dziećmi fantazji; ta zaś jest pierwiastku
Tak subtelnego właśnie, jak powietrze,
Bardziej niestałą, niż wiatr, który już to
Mroźną całuje północ, już to z wstrętem
Rzuca ją, dążąc w objęcia południa.- Merkucjo
-Coś
ten wiatr zawiał, zdaje się, i na nas.
Wieczerza stoi, spóźnimy się na nią. - Benwolio
Wieczerza stoi, spóźnimy się na nią. - Benwolio
-Boję się, czyli nie przyjdziemy
za wcześnie;
Bo moja dusza przeczuwa, że jakieś
Nieszczęście, jeszcze wpośród gwiazd wiszące,
Złowrogi bieg swój rozpocznie od daty
Uciech tej nocy i kres zamkniętego
W mej piersi, zbyt już nieznośnego życia
Przyśpieszy jakimś strasznym śmierci ciosem.
Lecz niech ten, który ma ster mój w swych ręku,
Kieruje moim żaglem! Dalej! Idźmy! - Do powiedział jeszcze Romeo i cała trójka zeszła ze sceny.
Bo moja dusza przeczuwa, że jakieś
Nieszczęście, jeszcze wpośród gwiazd wiszące,
Złowrogi bieg swój rozpocznie od daty
Uciech tej nocy i kres zamkniętego
W mej piersi, zbyt już nieznośnego życia
Przyśpieszy jakimś strasznym śmierci ciosem.
Lecz niech ten, który ma ster mój w swych ręku,
Kieruje moim żaglem! Dalej! Idźmy! - Do powiedział jeszcze Romeo i cała trójka zeszła ze sceny.
Kurtyna
ponownie opadła (nie wiem ile jeszcze razy to napiszę =.=),
sceneria się zmieniła i nowi aktorzy weszli na scenę. Rozegrał
się krótki dialog między sługami i wkroczyli 'Kapuletowie', w tym
ja, i goście w maskach <Romeo wśród nich>
Gospodarz przyjęcia
przywitał gości i gdy zaczęły się tańce zajął się rozmową
ze swoim krewnym, w tym samym czasie Romeo zauważył mnie w tańcu...
-Co
to za dama, co w tej chwili tańczy
Z tym kawalerem? - zapytał się Romeo jednego ze sług.
Z tym kawalerem? - zapytał się Romeo jednego ze sług.
-Nie
wiem, jaśnie panie. - taką
odpowiedź otrzymał.
-Ona
zawstydza świec jarzących blaski!
Piękność jej wisi u nocnej opaski,
Jak drogi klejnot u uszu Etyopa.
Nie tknęła ziemi wytworniejsza stopa.
Jak śnieżny gołąb wśród kawek, tak ona
Świeci wśród swoich towarzyszek grona.
Piękność jej wisi u nocnej opaski,
Jak drogi klejnot u uszu Etyopa.
Nie tknęła ziemi wytworniejsza stopa.
Jak śnieżny gołąb wśród kawek, tak ona
Świeci wśród swoich towarzyszek grona.
Zaraz po tańcu przybliżę się do
niej
I dłoń mą uczczę dotknięciem jej dłoni.
Kochałem dotąd? O! zaprzecz, mój wzroku!
Boś jeszcze nie znał równego uroku. - rzekł brązowo włosy, a ja zarumieniłam się delikatnie dalej tańcząc.
I dłoń mą uczczę dotknięciem jej dłoni.
Kochałem dotąd? O! zaprzecz, mój wzroku!
Boś jeszcze nie znał równego uroku. - rzekł brązowo włosy, a ja zarumieniłam się delikatnie dalej tańcząc.
W tym samym czasie
Tybalt usłyszawszy głos Romea, rozpoznał w nim jednego z
Montekich, po czym chciał zaatakować. Powstrzymuje go jednak stary
Kapulet, wzburzony Tybalt opuszcza scenę.
Po zakończonym
tańcu chłopak podchodzi do mnie i zaczynają się schody. Rumieniec
nie chciał zejść mi z twarzy, a ręce się trzęsły. Granatowooki
jednak podchodzi do mnie pewnie, ujmuje mą dłoń i mówi:
-Jeśli
dłoń moja, co tę świętość trzyma,
Bluźni dotknięciem: zuchwalstwo takowe
Odpokutować usta me gotowe
Pocałowaniem pobożnym pielgrzyma. - gdy to mówił, jego oczy błysnęły lekką czerwienią, a ja przy braniu uspokajającego wdechu przez nos, poczułam znajomą woń. Zapach czarnych róż...
Bluźni dotknięciem: zuchwalstwo takowe
Odpokutować usta me gotowe
Pocałowaniem pobożnym pielgrzyma. - gdy to mówił, jego oczy błysnęły lekką czerwienią, a ja przy braniu uspokajającego wdechu przez nos, poczułam znajomą woń. Zapach czarnych róż...
Serce zabiło mi
dwukrotnie mocniej, już wiem skąd go kojarzyłam, to Sebastian
przecież, jak ja mogłam nie zauważyć? Ach, no tak fryzura i
charakteryzacja zrobiły swoje, ale uważam, że on poznał mnie od
razu... Chwila, S-sebastian... zająknęłam się w duchu i spłonęłam
szkarłatem. Pozbierałam się jednak szybko, to nawet lepiej, w
końcu ja Sebastiana k-kocham prawda?
Ale czy on mnie?
-Mości
pielgrzymie, bluźnisz swojej dłoni,
Która nie grzeszy zdrożnym dotykaniem;
Jest li ujęcie rąk pocałowaniem,
Nikt go ze świętych pielgrzymom nie broni. - kontynuowałam jednak grę, stwierdziłam, że wyjdzie w praniu.
Która nie grzeszy zdrożnym dotykaniem;
Jest li ujęcie rąk pocałowaniem,
Nikt go ze świętych pielgrzymom nie broni. - kontynuowałam jednak grę, stwierdziłam, że wyjdzie w praniu.
-Nie
mają święci ust, tak jak pielgrzymi? - Romeo.
-Mają
ku modłom lub kornej podzięce.
- Julia.
-Niechże
ich usta czynią to, co ręce;
Moje się modlą, przyjm modły ich, przyjmij. - Romeo.
Moje się modlą, przyjm modły ich, przyjmij. - Romeo.
-Niewzruszonymi
pozostają święci,
Choć gwoli modłom niewzbronne ich chęci. - Julia.
Choć gwoli modłom niewzbronne ich chęci. - Julia.
-Ziść
więc cel moich, stojąc niewzruszenie,
I z ust swych moim daj wziąć rozgrzeszenie. - to mówiąc, pochylił się nademną delikatnie, musnął kciukiem moją dolną wargę, po czym całą dłonią otulił mą twarz i przyciągnął do pocałunku.
I z ust swych moim daj wziąć rozgrzeszenie. - to mówiąc, pochylił się nademną delikatnie, musnął kciukiem moją dolną wargę, po czym całą dłonią otulił mą twarz i przyciągnął do pocałunku.
Moje serce stanęło,
i nagle zaczęło bić w jeszcze szybszym tępię, w brzuchu 'latały'
mi stada motylków, a nogi zmiękły w kolanach. Ciepło jego ust
oszołomiło mnie i odużyło, lecz pocałunek nie trwał zbyt długo.
Po kilku sekundach puścił mnie i kontynuowaliśmy grę. Miałam
lekkie trudności z opanowaniem oddechu, ale udało się:
-M-moje
więc teraz obciąża grzech zdjęty.
- zająknęłam się na początku, lecz mimo wszystko, sztuka toczyła
się dalej.
-Z
mych ust? O! grzechu, zbyt pełen ponęty!
Niechże go nazad rozgrzeszony zdejmie!
Pozwól. - pochylił się nademną ponownie, i moje usta ponownie zetknęły się z jego miękkimi wargami. Całował mnie delikatnie, lecz z każdą chwilą śmielej. W końcu przesunął językiem po mojej dolnej wardze, a ja westchnęłam cichutko i rozchyliłam wargi, przyjmując go do środka. Pogłębiwszy pocałunek przesuwał językiem po podniebieniu i wnętrzu policzków, zahaczył nawet o zęby, po czym zaczepił mój język, do tej pory bierny, z niemym zaproszeniem do wspólnej 'zabawy'. Odpowiedziałam nieśmiało, oddając pieszczotę. Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny i żarliwy, coraz śmielej poczynaliśmy sobie oboje. Moje serce dudniło mocno, jego także. Jednak musieliśmy się w końcu od siebie oderwać, przecież dalej byliśmy na scenie.
Niechże go nazad rozgrzeszony zdejmie!
Pozwól. - pochylił się nademną ponownie, i moje usta ponownie zetknęły się z jego miękkimi wargami. Całował mnie delikatnie, lecz z każdą chwilą śmielej. W końcu przesunął językiem po mojej dolnej wardze, a ja westchnęłam cichutko i rozchyliłam wargi, przyjmując go do środka. Pogłębiwszy pocałunek przesuwał językiem po podniebieniu i wnętrzu policzków, zahaczył nawet o zęby, po czym zaczepił mój język, do tej pory bierny, z niemym zaproszeniem do wspólnej 'zabawy'. Odpowiedziałam nieśmiało, oddając pieszczotę. Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny i żarliwy, coraz śmielej poczynaliśmy sobie oboje. Moje serce dudniło mocno, jego także. Jednak musieliśmy się w końcu od siebie oderwać, przecież dalej byliśmy na scenie.
Kiedy odsuwaliśmy
się od siebie, chłopak delikatnym ruchem otarł mi z brody strużkę
śliny i uśmiechnął się łobuzersko, już któryś raz z kolei,
ja zaś, wciąż czerwona jak światło sygnalizacyjne,
dopowiedziałam swoją kwestię, która na marginesie wcale nie
mijała się z prawdą:
-Jak
z książki całujesz, pielgrzymie. - mówiąc
to spojrzałam na niego ukradkiem, uśmiech wciąż nie schodził mu
z ust, tych bajecznie słodkich, smakujących truskawkami ust. Oj,
chyba zaczynam się rozmarzać.
Gra jednak musi
toczyć się dalej.
-Panienko, jej mość pani matka
prosi. - Marta
-Któż
jest jej matką? - Romeo
-Jej
matką? To rzecz oczywista!
Nikt inny, jeno pani tego domu;
I dobra pani, mądra a cnotliwa.
Ja byłam mamką tej, coś z nią pan mówił.
Smaczny by kąsek miał, kto by ją złowił. - Marta
I dobra pani, mądra a cnotliwa.
Ja byłam mamką tej, coś z nią pan mówił.
Smaczny by kąsek miał, kto by ją złowił. - Marta
-Julia
Kapulet! O, dolo zbyt sroga!
Życie me jest więc w ręku mego wroga. - Romeo
Życie me jest więc w ręku mego wroga. - Romeo
-Wychodźmy,
wieczór dobiega już końca. - Benwolio
-Niestety! z
wschodem dla mnie zachód słońca. - Romeo
Kapulet żegna
gości, wszyscy schodzą ze sceny, pozostaję na niej jedynie ja i
'Marta'.
-Czy nie wiesz, nianiu, kto jest
ten pan?- J.
-Ten, tu?
To syn starego Tyberya.- M
-A tamten,
Co właśnie ku drzwiom zmierza.-J.
-To podobno
Młody Petrycy.- M.
-A ów, tam na prawo,
Co nie chciał tańczyć?- J.
-Nie wiem.- M.
-Spytaj, proszę,
Jak się nazywa. Jeżeli żonaty,
Całun mię czeka zamiast ślubnej szaty.- J.
Synem waszego największego wroga.- M
-Jako obcego za wcześnie ujrzałam!
Jako lubego za późno
poznałam!
Dziwny miłości traf się na mnie iści,
Że muszę kochać przedmiot nienawiści.- J.
Dziwny miłości traf się na mnie iści,
Że muszę kochać przedmiot nienawiści.- J.
-Co to jest? Co to
takiego?- M.
-To wiersze,
Których mię jeden tancerz dziś nauczył.- J.
-Pójdź spać waćpanna.-M.
Słychać głos zza sceny wołający
„Julio!”
-Dalej! dalej!
Wołają panny i pusto już w sali.- M.
Wołają panny i pusto już w sali.- M.
Schodzimy obie ze
sceny, kurtyna ponownie opada, kończąc Akt I.
'Udało nam się'- pomyślałam gdy
tylko weszłam za kulisy, zaczęło się przybijanie piątek i ogólne
dyskusje nad ostatnią sceną, lecz gdy tylko zostałam wypuszczona z
objęć kolegów i koleżanek, ruszyłam aby 'porozmawiać' z
reżyserem...
C.D.N